Ludzie |

Wanda Lipińska: Czuję się wyobcowana w moim ukochanym mieście21.04.2020

fot. Robert Ceranowicz

Cykl Daleko w domu to reakcja portalu PAPAYA.ROCKS na okoliczności, z którymi wszyscy się dziś mierzymy. Sklepy, ulice, teatry, bary, kina w związku ze światową pandemią opustoszały. Życie społeczne zamarło, a jego bohaterowie zostali w domach.

Izolacja nie jest dla mnie czymś ważnym, bo w marcu zaczęłam 81. rok życia. Stwierdziłam, że już się nażyłam i pora powoli odejść. Boje się tylko, żeby to odejście nie było bolesne. Chciałabym, żeby już nie straszono tą pandemią. Wiem ludzie kochani, że to jest straszne i się wszyscy boicie, ale ja się izoluję i nie chcę więcej wiedzieć. Przyjmuję fakt, że ona jest i to mi wystarczy. Chodzę w tej masce, ale jest to dla mnie bardzo trudne, bo ona powoduje zawilgocenie nosa i ust. Nie mogę też prosić rodziny o codzienną pomoc, bo wnuczka w tym roku zdaje maturę. Sama wiem ze swojego egzaminu dojrzałości jak to jest – trzęsłam się jak barani ogon. Dla mnie pandemia to jest coś, co pojawiło się w powietrzu i kiedyś odejdzie.

Denerwuje mnie to, co dzieje się dziś w polityce. Zamiast to śledzić, wolę w spokoju cieszyć się słońcem, wyjść na dół pooglądać kwitnące kwiaty, o które ludzie tak dobrze tutaj dbają. W okolicy, w której mieszkam, jest śliczna oaza zieleni z niewielkimi domkami. Chciałabym też pójść, tak jak wczoraj, w stronę Wału Miedzeszyńskiego. Po drodze zakwitła tam piękna magnolia. 

Jestem katoliczką i ze względu na kontuzję kolana nie byłam na procesji już dwa lata. Uważam się za warszawiankę do szpiku kości, kocham to miasto, ale na co dzień czuję się w nim wyobcowana. Nie boję się o siebie. Boję się o moją chrzestną wnuczkę i dwoje dzieci oraz męża, który się dwoi i troi, żeby im niczego nie brakowało. Boję się o Polskę. Nie wstydzę się powiedzieć, że ją kocham, kocham Warszawę i ojczyznę. Jestem przerażona i dlatego staram się nie myśleć. Biblioteki są nieczynne, ale zdążyłam odwiedzić jedną ostatniego dnia, gdy panie przygotowywały kartkę z informacją o zamknięciu. Zapisałam się jeszcze na książkę Olgi Tokarczuk, więc może kiedyś uda mi się ją przeczytać, w słynnym „grudniu po południu”.

Ze swojego okna widzę trzy konary lipy i dom. Na przestrzeni lat wycięto jedno drzewo i zrobiło się łyso, a w czasie okupacji grano na podwórku w karty. Tam, gdzie teraz jest śmietnik, stał stolik. Brydż był w tamtym czasie bardzo modną rozrywką, ale moja rodzina uważała go za stratę czasu. Ja sama wolałam wyjść, popatrzeć na zieleń, obejrzeć album, przeczytać książkę, albo nawet poplotkować. Jako dziewczynka bawiłam się z innymi koleżankami z okolicy na trzepaku – robiło się na nim fikołki, przekładało nogi do góry, a spódnica leciała w dół i przez to wisiało się jak nietoperz. Niektórzy uważali, że się chuliganimy, ale niespecjalnie się tym przejmowaliśmy.

Wanda Lipińska  emerytowana bibliotekarka oraz absolwentka SGGW. Mieszka w kamienicy na ul. Berezyńskiej od dziecka, jest sąsiadką Pani Kasi.

fot. Robert Ceranowicz
fot. Robert Ceranowicz

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty