Trendy |

Egzamin z partnerstwa13.08.2020

Maja i Magnus von Horn (fot. Nicolas Villegas)

80 minut dziennie – o tyle więcej czasu na prace domowe przeznaczają kobiety na całym świecie. Nie zawsze z wyboru. A jak to wygląda w Polsce, i do tego jeszcze w nowej, postpandemicznej rzeczywistości? Czy faktycznie zgodnie z deklaracjami, dzielimy się obowiązkami w parach po równo?

O tym, że z powodu pandemii koronawirusa nic nie będzie już takie, jak wcześniej, przekonaliśmy się wszyscy na własnej skórze. Niektórzy (w tym autorka tekstu) stracili pracę, inni musieli odnaleźć się w nietypowej dla siebie sytuacji permanentnego „home office’u” i przebywania 24h z resztą domowników na tej samej, często niewielkiej przestrzeni. Zamknięte przedszkola i lekcje online przewróciły dotychczasową rutynę o 180 stopni. Lockdown okazał się też dla wielu par, zwłaszcza tych z dziećmi, egzaminem z partnerstwa i faktycznego podziału obowiązków w domu. Nie trzeba dodawać, że nie wszyscy go zdali. Nagła sytuacja obnażyła to, co nie działało już od jakiegoś czasu.  

Obronną ręką wyszły z niej pary, które wypracowały sobie partnerskie mechanizmy już wcześniej, tak jak Maja i Magnus von Horn, rodzice sześcioletniej Ronji i rocznego Antona. Magnus (reżyser, jego nowy film Sweat jako jedyny z Polski zakwalifikował się do Oficjalnej Selekcji Festiwalu w Cannes 2020) jest Szwedem, równouprawnienie ma więc niejako we krwi. Choć, jak przyznaje Maja, dziennikarka freelancerka, czasem jest to posunięte do skrajności i powoduje zabawne sytuacje związane z różnicami kulturowymi.
– Któregoś dnia rano, kiedy się spieszył, zaproponowałam, że wyprasuję mu koszulę. Oburzył się, co to za absurdalny pomysł, bo przecież ma dwie ręce i sam sobie może to zrobić. Z kolei jego kuzynkę ze Szwecji, która przyjechała na studia do łódzkiej Filmówki, bulwersowało, gdy mężczyźni próbowali ją przepuścić w drzwiach – mówi Maja. – Również szwedzcy dziadkowie są inni. Moja mama jest tu na miejscu i mam świadomość, że czasem trochę nadużywamy jej pomocy. Rodzice Magnusa też są zaangażowani i tęsknią za wnukami. Przed pandemią babcia potrafiła z dnia na dzień przyjechać na występ Ronji w przedszkolu. Ale przy tym wyraźnie stawiają też granice. Mają swój rytm dnia i to, że przyjeżdżają wnuki, tego nie zmienia. Np. pora sjesty to jest świętość i dzieci muszą się dostosować – dodaje. 

Kto co lepiej

W ich polsko-szwedzkim domu nie ma sztywnego podziału obowiązków, każdy bierze na siebie to, w czym po prostu lepiej się sprawdza. – Ja jestem lepsza we wstawaniu wcześnie rano do dzieci, Magnus lubi pospać, bo pracuje do późna.

Kiedy Anton się urodził, ustalili, że ona będzie wstawać do niego w nocy, za to on przejmie całe gotowanie, które wychodzi mu lepiej. – I oboje byliśmy zadowoleni. Za obopólną zgodą on więcej pracuje, ja więcej czasu spędzam z dziećmi. Przy Ronji nie mieliśmy opiekunki, siedziałam z nią w domu, aż poszła do żłobka. 

Ich plany z nianią dla Antona pokrzyżowała pandemia. – To był ciężki czas. Byliśmy w trakcie remontu, musieliśmy opuścić poprzednie mieszkanie i wylądowaliśmy w dużo mniejszym. Magnus realizował w tym czasie dla HBO krótki metraż W domu (o projekcie pisaliśmy m.in. TU). Ja organizowałam Ronji domowe nauczanie, żeby ją czymś zająć, gdy nie było przedszkola i siadałam do pracy o 22, gdy wszyscy szli spać. Od września mamy nadzieję, że Anton pójdzie do żłobka, a Ronja do zerówki, z czego się cieszę, bo chciałabym pisać więcej. A praca przy dzieciach to naprawdę spore wyzwanie. Dlatego trzeba jasno ustalić, czym kto się zajmuje, żeby dodatkowo się nie frustrować.

Dobrze wiedzą o tym ich przyjaciele, rodzice sześcioletniej Aurelii, dziennikarka Anna Frątczak i aktor Sebastian Pawlak, którzy zresztą zagrali we trójkę we wspomnianym „pandemicznym” krótkim metrażu Magnusa. – To była praca po nocach, Magnus reżyserował nas przez Skype’a, a my, według jego wskazówek, ustawialiśmy kamerę i urządzenie do nagrywania dźwięku. W ciągu dnia ja miałem próby na Zoomie, Ania pracowała, do tego jeszcze Aurelia, która nie chodziła do przedszkola. Byliśmy zmęczeni, ale też podekscytowani, że w tym trudnym czasie robimy razem coś, co zostanie nam na zawsze – mówi Sebastian. To była też przygoda dla Aurelii. – Bardzo nas zaskoczyła. Pierwszego dubla kręciliśmy, gdy jeszcze nic nie wiedziała o filmie. Ale szybko okazało się, że ona wszystko rozumie, była niezwykle naturalna. Musieliśmy powtarzać trzy razy różne sceny, a ona nie zadawała pytań, tylko posłusznie robiła wszystko, o co prosił Magnus – dodaje Ania. 

Porządek i digital

U nich w domu, podobnie jak u von Hornów, podział obowiązków zależy od tego, kto jest w danym okresie bardziej zajęty. – Ostatnio ja mam więcej pracy, więc Sebastian odprowadza Aurelię do przedszkola, odbiera ją, sprząta, zmywa, czasem gotuje – mówi Ania. Śmieją się, że ich związek wręcz przeczy klasycznym podziałom na „kobiece” i „męskie” zajęcia domowe. – Ania ma bardziej bałaganiarski charakter, a ja potrzebuję porządku, żeby pracować. Jestem też bardziej analogowy, od przypomnień w smartfonie wolę klasyczne notatki, więc Ania pomaga mi przy „riserczach" do roli, kupuje bilety, robi wszystko to, w czym ja nie do końca się odnajduję – dodaje Sebastian. Z kolei gdy on ma w teatrze sezon, premierę za premierą i nieustanne wyjazdy, wtedy to Ania zostaje z Aurelią.

Kiedy wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, Aurelia miała nianię, a nawet „niania”. Do dziś wspomina swojego opiekuna Tymoteusza, bardzo go lubiła. – Teraz niania przychodzi od czasu do czasu na wieczór. Ale nasze życie towarzyskie mocno się ograniczyło, nie mamy tu rodziny. Poza tym ciężko nam się rozstaje z Aurelią. Szczególnie Sebastianowi. – To ja bardziej chucham i dmucham, mam to po swojej mamie, na szczęście Ania mnie stopuje. Przez te sześć lat zostawiliśmy ją tylko na trzy dni, gdy pojechaliśmy na Nowe Horyzonty, a ona siedziała godzinę drogi od Wrocławia u mojej mamy. Teraz pierwszy raz będzie bez nas dłużej, ponad tydzień, pod opieką obu babć – dodaje Sebastian. Ale zamiast szalonych imprez jak w kultowej piosence Kultu „Gdy nie ma dzieci”, razem z Anią liczą na to, że przez ten czas uda im się spokojnie popracować.

Ania Rzeźnik i Alek Morawski (archiwum prywatne)
Ania Rzeźnik i Alek Morawski (archiwum prywatne)

Rodzicielstwo w dobie wirusa

Choć pojawienie się dziecka na świecie niemal w przededniu pandemii to niezły „challenge”, Ania Rzeźnik i Alek Morawski, rodzice półrocznego Stasia, uważają, że prawdziwe wyzwanie w kwestii podziału obowiązków dopiero przed nimi. Wszystko wyjdzie w praniu, w styczniu, gdy Ania (brand consultant) wróci do pracy. – W agencji mam sztywne godziny pracy. Alek jako freelancer (Morawski jest rysownikiem, tworzy pod pseudonimem Lis Kula), jest bardziej dyspozycyjny, nie musi być w biurze „od-do”, więc będzie mógł zaprowadzać i odbierać Stasia ze żłobka – mówi Ania. Dzięki temu mogą też spędzać więcej czasu we trójkę. – No i mamy wsparcie dziadków. Moi rodzice przyjeżdżają z Opola, gdy tylko są potrzebni. Z kolei mama Alka, która jest na miejscu, chętnie zabiera młodego na spacery – dodaje.

W opiece nad Stasiem naturalnie się uzupełniają. – Alek jest bardziej cierpliwy, więc lepiej wychodzi mu usypianie Stasia. Ja się tym stresuję, bo wiem, że każda godzina, gdy on nie może usnąć oznacza tyle samo snu mniej dla mnie – tłumaczy Ania, a Alek uzupełnia: – Zabawne, że wcześniej prowadziliśmy bardzo aktywny tryb życia: praca, imprezy, podróże, a teraz po 20, jak tylko położymy Stasia spać, sami padamy bez sił na łóżko.

Przestali też opłacać Netfliksa, bo dawno nic nie obejrzeli, choć wcześniej często robili sobie nocne maratony filmowo-serialowe. – Teraz nieliczne wolne chwile przeznaczamy głównie na sen. Ale gdy patrzymy na Stasia, jak się rozwija, coraz więcej rozumie, to całe to zmęczenie nabiera głębszego sensu – mówi Ania.

Maciek Lisowski (Matata)
Maciek Lisowski (Matata)

Mama i tata w jednym

Gdy kończę rozmowy z moimi bohaterami, dochodzę do wniosku, że ich rodzicielstwo jest odarte z lukru, niepozbawione trudności, ale przy tym wszystkim pełne radości i satysfakcji. Bo przechodzą przez nie wspólnie i mogą liczyć na siebie nawzajem i na pomoc ze strony najbliższych. Dlatego tym bardziej rozbraja mnie przypadek Maćka Lisowskiego, który sam wychowuje ośmioipółletnie bliźniaczki – Madzię i Gosię. Jak sobie radzi, można podpatrzeć na instagramowym koncie @matata_singledad. – Gdy dziewczyny się urodziły, na noce przychodziła do nich niania. Dużym ułatwieniem było też wsparcie dziadków z Częstochowy. Ale odkąd skończyły 6 lat, robię wszystko sam. Cieszę się, że urodziły mi się dzieci w wieku 36 lat. Nie wiem, czy dałbym sobie radę wcześniej. Swoje się w życiu wybawiłem. Męczy mnie tylko, jak się kłócą, a kłócą się co chwilę, choć co chwilę się godzą. Ale mam wprawę, bo zostałem nieźle przećwiczony przez modelki (Lisowski przez 20 lat prowadził agencję modelek) – śmieje się. Dodaje, że swoje życie dzieli na przed i po 9 marca. – Zawsze byłem zorganizowany. Codziennie budziłem się o 6, miałem dla siebie 15 minut, szykowałem śniadanie, budziłem dziewczyny, pomagałem się ubrać, uczesać, bo na 8 miały szkołę. Kiedy je odwiozłem, jechałem do pracy, wracałem ok. 15-16, one kończyły zajęcia o 17 i do 21 byliśmy razem. Za to od 9 marca mój dzień wygląda jak jedna niekończąca się niedziela – mówi.

Wszystkie jego zawodowe aktywności (Maciek organizował m.in. szkolenia dla rodziców i wycieczki szkolne) z powodu pandemii zostały odwołane. – Gdybym nie zaplanował tego czasu, to byśmy tu we trójkę zwariowali. Musiałem zostać nauczycielem, bo nasza szkoła nie zorganizowała lekcji online, wychowawczyni tylko wysyłała wieczorem, co mamy przerobić następnego dnia. Zaczynaliśmy od śniadania, a o 12 puszczałem dzwonek szkolny z YouTube’a i uczyliśmy się przez dwie godziny lekcyjne – wspomina. Potem był obiad i czas wolny: lepienie kolczyków z modeliny, malowanie ściany we wzory, opisywanie liści, bo dziewczyny prowadzą zielniki. Wieczorem serial lub film dla dzieci. Założyli też akwarium. 

– Ten plan nas uratował, bo dzięki niemu udało się jakoś zapełnić dzień. Ale gdy 10 czerwca okazało się, że dziewczyny przeszły do następnej klasy, to zarzuciłem lekcje i zrobiłem im wcześniejsze wakacje, bo miałem już dosyć – dodaje ze śmiechem. 

Maćkowi pozazdrościć można nie tylko perfekcyjnej organizacji, ale i inwencji twórczej. – Wymyślam dla dziewczyn atrakcje, które i dla mnie będą ciekawe, bo jakbym miał siedzieć z nimi w ogródku jordanowskim, to chyba bym zwariował. Poza tym nie chcę, żeby bez sensu wgapiały się w monitory i traciły czas. Ograniczam im dostęp do komputera, a telefon w domu jest tylko jeden i służy tacie do pracy – dodaje. Głośno zastanawiam się, kiedy przy dwójce dzieci ma jeszcze czas na pracę i choćby chwilę dla siebie, ale Maciek szybko rozwiewa moje wątpliwości. – Przygotowuję teraz cykl szkoleń o bezpieczeństwie dzieci w cyberprzestrzeni. A poza tym codziennie mam swój wieczór. Po 21, gdy dziewczyny już śpią, jest czas dla mnie. Czasem wychodzę się z kimś spotkać, mieszkamy na Saskiej Kępie, więc dookoła jest sporo znajomych. W pandemii chodziłem do przyjaciółki, która piekła nam chleb. Cały dzień czekałem na to spotkanie. Nie ma co ukrywać, że samotne rodzicielstwo wymaga zmiany priorytetów. Ale nie zamieniłbym się na życie z nikim innym.

Dziel się opieką

Fundacja Share The Care powstała w połowie 2019 r. w celu zachęcenia ojców do korzystania z urlopów rodzicielskich i mamy do dzielenia się nimi oraz tworzenia rozwiązań sprzyjających budowaniu partnerstwa między rodzicami. Fundacja stworzyła też przewodnik dla pracodawców „50/50. TO się wszystkim opłaca” wprowadzający w aspekty prawne, komunikacyjne i przykłady najlepszych przykładów firm, które wprowadziły dobre praktyki w tym obszarze. Organizuje kampanie społeczne promujące partnerstwo w opiece nad dziećmi. Zachęca też rząd polski do jak najszybszego wdrożenia dyrektywy UE work-life balance przegłosowanej w Parlamencie Europejskim w kwietniu 2019 r., która zakłada, że każdy kraj członkowski musi wprowadzić nietransferowalne, 2-miesięczne urlopy rodzicielskie dla mężczyzn. Celem dyrektywy jest ułatwienie kobietom szybszego powrotu do pracy po urodzeniu dziecka poprzez wprowadzenie elastycznych form świadczenia pracy oraz większą aktywizację do korzystania z uprawnień rodzicielskich mężczyzn. Papaya.Rocks jest partnerem projektu. Więcej na www.sharethecare.pl

na zdjęciu okładkowym Maja i Magnus von Horn (fot. Nicolas Villegas)

 

Dziennikarka z 10-letnim doświadczeniem zawodowym w branży fashion, beauty, lifestyle. Przez ostatnie trzy lata szefowała działom urody w magazynach Elle i Elle Man. Współpracowała też m.in. z „Wysokimi Obcasami", „Wysokimi Obcasami Extra" i „Viva! Moda". Autorka książki „#Polish beauty. Przewodnik naturalnego piękna dla Polek".

zobacz także

zobacz playlisty