Jagoda Ratajczak | Nadepnąć szpiega03.04.2020
O tym, czy emocje smakują najlepiej w języku ojczystym i że nic nie zdradza nas tak jak język.
Poniższy fragment pochodzi z książki „Języczni. Co język robi naszej głowie” autorstwa Jagody Ratajczak (Wydawnictwo Karakter, 2020). Został zaadaptowany na potrzeby Papaya.Rocks.
Niemiecki major, który w filmie Bękarty wojny usiłował udowodnić, że siedzący z nim przy stoliku w gospodzie kapitan,władający nieskalaną niemczyzną,jest w rzeczywistości angielskim szpiegiem, dowód znalazł w chwili zamawiania kolejnej kolejki. Przebrany skubaniec użył gestu innego niż rdzenni Niemcy i stało się: przez oblicze majora przemknął uśmiech satysfakcji: „Nie nasz!”. A można prościej. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że każdy, kto nadepnąłby bosą stopą na leżący na dywanie klocek Lego, niezależnie od tego, jak bardzo będzie już dwujęzyczny i zasymilowany z obcą kulturą, z bólu lub złości zawrzeszczy w języku ojczystym. Spora grupa osób definiowanych w badaniach jako osoby płynnie posługujące się językiem obcym klnie, zwłaszcza w środowisku nieformalnym, w swoim języku pierwszym. Po prostu nie uznają wulgaryzmów obcego pochodzenia za nawet w połowie tak ekspresyjne i wymowne jak te rodzime. Ale to oczywiście niejedyny przykład ekspresji. Język emocji jest nierozerwalnie związany z językiem pierwszym i żadne uczucie, ani szewskiej pasji, ani uwielbienia bez granic, nie wybrzmiewa w języku obcym tak jak w pierwszym. I to właśnie język ojczysty potrafi demaskować o wiele skuteczniej niż wszelkie gesty, grymasy i wymowne prychnięcia, co dowodzi nieprawdopodobnej siły, z jaką się w nas zakorzenia.
[...]
Czy w ogóle można myśleć i czuć w dwóch językach?
Ano można. Myśleć i czuć tak samo w dwóch językach? Prawdopodobnie nie można. Każdy język to przechowalnia innych emocji i procesów myślowych. Najwięcej na ten temat mają do powiedzenia emigranci, zwłaszcza ci, którzy język drugi poznawali w zupełnie odmiennym kulturowo świecie. Dla nich przełączyć się na język drugi to jak włączyć filtr. Przepuszczona przez niego rzeczywistość wygląda inaczej. Nagle okazuje się, że opowieść nie brzmi już tak samo, a nawet nie przeżywa się jej w identyczny sposób. Historia młodzieńczego romansu z hersztem miejscowej bandy rozgrywająca się w garażowej scenerii brzmi naprawdę dobrze tylko w tym języku, w którym faktycznie się rozegrała. Opowiedziana w języku drugim jest raczej tłumaczeniową robótką i próbą odtworzenia suchych faktów, nie zaś emocjonującą reminiscencją burzliwej młodości. Gdyby jednak ów młodzieńczy romans miał naprawdę dramatyczny przebieg, a zajścia w garażu były szczególnie traumatyczne, dystansujący język drugi okazałby się już jednak idealny do ich opisania. Pacjenci dawnych terapeutów prawdopodobnie zdawali sobie sprawę z użyteczności tego mechanizmu,z komfortu emocjonalnego dystansowania się, jaki dawało im włączenie języka drugiego. Być może czuli, że tak to właśnie działa, choć jeszcze wtedy nie prowadzono badań mogących to potwierdzić.
Czy można czuć się kimś innym w obcym języku?
Różne języki to różne skojarzenia. Badająca to zagadnienie od lat Aneta Pavlenko jest rosyjskojęzyczną Ukrainką, od dwóch dekad mieszka w Stanach Zjednoczonych i na co dzień biegle posługuje się językiem angielskim, zarówno w swojej pracy, jak i w życiu prywatnym. Nawet tyle lat intensywnej i wszechstronnej amerykanizacji nie zdołało jednak uśpić w niej silnych reakcji na język pierwszy.To rosyjski pozostaje dla niej językiem o najsilniejszym zabarwieniu emocjonalnym, nasyconym wspomnieniami z dzieciństwa i młodości. Jednocześnie jednak kreśli w jej głowie także inne, mniej idylliczne obrazy. „Rosyjski jest językiem, który usiłował mnie ograniczyć i wyeliminować jako Żydówkę, zniewolić jako kobietę, odebrać mi głos, zmieniając w niemą niewolnicę znienawidzonego reżimu. Porzucić rosyjski oznaczało uwolnić się. Po angielsku mogę mówić i pisać, nie słysząc echa tego,czego nie wolno mi mówić. Mogę być sobą. Angielski jest językiem, który dał mi tę wolność”– pisze Pavlenko, wskazując na odblask sowieckiego reżimu, jakim jarzy się w jej wspomnieniach ten sam przecież tkliwy, pachnący rodzinnym domem język.
Badaczka na pewno dobrze rozumiałaby się z pewną austriacką pacjentką doktora Greensona: „Gdy mówię po niemiecku, jestem przestraszonym,brudnym dzieckiem; gdy mówię po angielsku, jestem nerwową, elegancką kobietą” – stwierdziła. Czy więc dwa języki to dwie twarze, dwie tożsamości? A może po prostu dwa spojrzenia na samego siebie, dwa prawdziwe wizerunki prezentowane światu?
Słowa takie jak „kocham cię” brzmią prawdziwie chyba tylko w języku ojczystym. I to nie tylko dlatego, że anglosaskie „aj low ju” zdewaluowało się do reszty, zdobiąc piórniki, bieliznę i reklamówki.
Dla Pavlenko rosyjski to z jednej strony język wspomnień i sentymentów, z drugiej – język zakazów i opresji. To także język uczuć najbardziej pierwotnych. Do ukochanej babci czy syna zwraca się zawsze po rosyjsku, jakby przypływy czułości wciskały guzik „język pierwszy”. Wydaje się, że język obcy, choćby i doskonale opanowany, nie może udźwignąć emocjonalnego ciężaru pewnych zwrotów. Słowa takie jak „kocham cię” brzmią prawdziwie chyba tylko w języku ojczystym. I to nie tylko dlatego, że anglosaskie „aj low ju” zdewaluowało się do reszty, zdobiąc piórniki, bieliznę i reklamówki.
Większość osób badanych przez Jeana-Marca Dewaele’a, naukowca szczególnie zainteresowanego właśnie tym zagadnieniem, potwierdziła jego przypuszczenia. Miał rację: w języku drugim „kocham cię” nie smakuje tak jak w pierwszym. I w ogóle,mało co smakuje tak dobrze jak w pierwszym.U osób dwujęzycznych język ojczysty wywołuje emocje, bo to właśnie ten język jest wytrychem do osobistych i istotnych wspomnień. Dopiero stopniowo gromadzone w języku drugim doświadczenia stwarzają szansę na to, że wyznania zaczną smakować inaczej, bardziej wyraziście, także w języku obcym.
Czy język ojczysty tak bardzo nas porusza wyłącznie dlatego, że to w nim są pisane pierwsze rozdziały naszej biografii? Nie tylko dlatego. Emocjonalność języka ojczystego wynika także z różnorodności kontekstów, w jakich go słyszymy. Zaczynamy od kontekstu domu rodzinnego, następnie przechodzimy przez kontekst podwórkowych przepychanek i szkolnych zmagań, na kontekście imprez towarzyskich i wyzwań dorosłego życia skończywszy, po drodze przebijając się przez setki innych, pomniejszych kontekstów. Tak tworzy się językowa pamięć i umacniają się reprezentacje semantyczne, czyli znaczeniowe, poszczególnych terminów. Jeśli na co dzień, i to od dziecka, posługujemy się jednym językiem, i to on towarzyszy nam w większości, o ile nie we wszystkich kontekstach, odpowiedniki poszczególnych terminów w naszym języku drugim są siłą rzeczy nieporównywalnie słabsze.
[...]
A wulgaryzmów nikt czasem nie badał?
Oczywiście nie sposób pominąć w tej dyskusji reakcji na najzwyklejsze bluzgi. Badanie podobne do eksperymentu autorstwa Anooshian i Hertel przeprowadzono także w wersji, która skupiła się wyłącznie na wulgaryzmach17. Przekleństwa przedstawiane badanym w ich języku ojczystym nieodmiennie wzbudzały u nich większy niepokój niż te w języku drugim. Obserwacja ta zainspirowała Michaela Bonda i Tat-Ming Lai do bardzo ciekawego badania, o być może szczególnie przydatnej życiowo metodologii19.Zaproponowali oni chińskim studentkom z uniwersytetu w Hongkongu, by te przeprowadziły między sobą rozmowy w ojczystym chińskim kantońskim i ich języku drugim, angielskim. Miały to być rozmowy na cztery konkretne tematy. Dwa uznały za neutralne, a dwa za krępujące – dotyczyły ich doświadczeń seksualnych oraz tak zwanego żenującego zdarzenia z życia. Badacze, z pewnością zaznajomieni z obserwacjami psychologów takich jak Greenson, założyli, że o seksie i wstydliwych epizodach łatwiej i obszerniej opowiada się w obcym języku. Zaproszone do badania studentki potwierdziły ich hipotezy – z historii opowiedzianych przez nie po angielsku można było dowiedzieć się znacznie więcej niż z tych opowiedzianych po chińsku.
Morderca, o ile nie psychopatyczny, też ma prawo czuć się niekomfortowo, przedstawiając szczegóły popełnionej zbrodni. Może więc język drugi pomógłby mu się otworzyć, a przynajmniej podać kilka szczegółów więcej?
Zachęta do przełączenia się na swój język drugi to całkiem sprytna metoda na wyciągnięcie informacji od opornych. Rozmówcy, o ile są dwujęzyczni, z dużym prawdopodobieństwem ulegną złudzeniu, że to, co powiedzą w języku drugim, brzmi „jakoś strawniej” niż w ich języku pierwszym. Może na dłuższą metę jest to metoda prostsza i skuteczniejsza niż badania z użyciem wykrywacza kłamstw? Morderca, o ile nie psychopatyczny, też ma prawo czuć się niekomfortowo, przedstawiając szczegóły popełnionej zbrodni. Może więc język drugi pomógłby mu się otworzyć, a przynajmniej podać kilka szczegółów więcej?
Choć wynik badania Bonda i Lai wydawał się łatwy do przewidzenia, nie wszystkie obserwacje musiały być oczywiste. Bo czy oczywisty jest na przykład związek otwartości w poszczególnych rozmowach z płcią uczestniczek? Wywiady przeprowadzały z sobą kobiety – czy wywiady przebiegałyby tak samo,gdyby w badaniu wzięli udział mężczyźni? Nie zaobserwowano wprawdzie, by skłonność do chowania się za fasadą języka drugiego była jakkolwiek związana z płcią, ale opowieści mężczyzn nie musiałyby brzmieć tak samo.
Szczególnie interesująco wypadła analiza rozumienia oraz użycia angielskich przekleństw przez studentów z północnoamerykańskiego uniwersytetu (sześćdziesięciu ośmiu mężczyzn i osiemdziesiąt osiem kobiet) uczących się języka drugiego. Kwestionariusz wypełniły osoby uczące się języka oraz grupa kontrolna licząca osiemdziesięciu sześciu native speakerów języka angielskiego, którzy nie ukończyli jeszcze studiów.Wypełniali oni kwestionariusz, słuchając dwudziestu krótkich monologów zawierających zarówno wulgaryzmy, jak i nieobraźliwe wyrażenia slangowe. Uczestnicy płci męskiej wyłapali z nagrań więcej przekleństw i zadeklarowali większą chęć sięgnięcia do rejestru tego rodzaju słów w rozmowie. Czy zatem gdyby to mężczyźni snuli opowieści o seksualnych doświadczeniach i popełnionych gafach, byłyby one na przykład bardziej dosadne, najeżone większą liczbą wulgaryzmów?
Nawet jeśli samo wplatanie wulgaryzmów czy slangu w wypowiedź nie wydaje się dla nas żadnym wyzwaniem, to już robienie tego w sposób naturalny, niekojarzący się z desperacką próbą zaimponowania światu, że czytuje się Urban Dictionary, wymaga czegoś więcej niż znajomości leksyki.
Używanie przekleństw w języku drugim wcale jednak nie jest stale obserwowanym zjawiskiem w przypadku dwujęzycznych, dlaczego więc sama płeć miałaby sprzyjać jej używaniu? Nie jest łatwo kląć w języku drugim, nie jest też łatwo używać slangu. Nawet jeśli samo wplatanie wulgaryzmów czy slangu w wypowiedź nie wydaje się dla nas żadnym wyzwaniem, to już robienie tego w sposób naturalny, niekojarzący się z desperacką próbą zaimponowania światu, że czytuje się Urban Dictionary, wymaga czegoś więcej niż znajomości leksyki. Osoby, które uczą się języka, wykazują zresztą całkiem wysoką świadomość tego, jak bardzo jest to trudne, i niezbyt chętnie uciekają się do brzydkich wyrazów. No, przynajmniej dopóki nie nabiorą świadomości kontekstu i pewnych uwarunkowanych społecznie zasad.
Językowe wybory to nie zawsze zimna kalkulacja. Czasem są one wyrazem naszej osobowości i naszych skłonności. Mimo grząskiego gruntu, jakim jest dyskusja o ekstrawertyzmie i introwertyzmie, są badacze skłonni21 podejrzewać, że ekstrawertycy, z natury bardziej ekspresyjni, a mniej skłonni do karcenia siebie za ewentualne językowe kraksy, bardziej ufają swojej kompetencji w zakresie tego, co stosowne i naturalne. I to ta ufność sprawia, że chętniej sięgają po slang i przekleństwa i że w ich językowej palecie jest więcej kolorów.
Przekleństwa to w ogóle fascynująca kategoria. Przecież to nie zbitka głosek powoduje, że na samo brzmienie pewnych słów w człowieku ścina się białko. I tym razem stary dobry kontekst jest najlepszym nauczycielem przekleństw i zawiłych zasad, jakimi rządzi się ich stosowanie. W jaki sposób uczą się ich dzieci? To u nich taki sam proces socjalizacyjny i zdobywania sprawności jak nauka współpracy z rówieśnikami w piaskownicy. Kilkulatek sprawdza reakcję starszych i rejestruje okoliczności, w jakich używają słów przez nich samych uważanych za niewłaściwe.Tak zaczyna dostrzegać ich szczególny status. „Tak nie mówimy!” – woła w popłochu mama sekundę po tym, jak określiła zajeżdżającego jej drogę kierowcę kilkoma synonimami męskich genitaliów. „No jak to nie mówimy? Właśnie to powiedziałaś!” To co takiego jest w tych słowach, że trzeba za nie przepraszać?
Słowa nigdy nie są emocjonalne same w sobie, niezależnie od tego, czy mają status wulgarnych czy tylko silnie nacechowanych. Są jedynie przyciskiem uruchamiającym kontekst, i to on w rzeczywistości odpowiada za to, dlaczego na określone słowa reagujemy w taki czy inny sposób, dlaczego słowa – na przykład padające w sytuacjach nerwowych – są uważane za wulgarne i niestosowne. Słowa nie są wypowiadane w próżni, wraz z nimi rejestrujemy też – choćby nieświadomie – okoliczności, w jakich padają i towarzyszące im emocje. Tak tworzymy kolejne sieci skojarzeń, za pomocą których się uczymy.
Mało co przynosi ulgę tak szybko i skutecznie jak spontaniczny bluzg w efekcie upadku z drabiny. Czy bluzg obcojęzyczny spełniłby tę funkcję?
Pomimo że używanie wulgaryzmów lub ich badanie jest albo ignorowane, albo odbywa się w cieniu obyczajowej cenzury, stanowią one istotny rozdział księgi rozważań nad językowymi wyborami dwujęzycznych. Mało tego – ich używanie ma działanie niemal terapeutyczne! Mało co przynosi ulgę tak szybko i skutecznie jak spontaniczny bluzg w efekcie upadku z drabiny. Czy bluzg obcojęzyczny spełniłby tę funkcję? O ile nie zżyliśmy się bardzo mocno z naszym językiem drugim, przeklinanie w nim nie tylko nie przyniosłoby ulgi, ale wręcz jawiło się jako przejaw niezdrowej samokontroli.
Widok dwujęzycznego wujka, który przemierza trawnik z wielkim gwoździem w stopie, a mimo to, kulejąc i zagryzając wargi, szepcze Damn it, damn it (w swoim języku drugim), zamiast po prostu zionąć ogniem najsroższych przekleństw, byłby chyba jeszcze bardziej niepokojący niż widok odniesionych przez niego obrażeń.
zobacz także
- Claire L. Evans | Pierwsza kobieca twarz kultury cyfrowej
Trendy
Claire L. Evans | Pierwsza kobieca twarz kultury cyfrowej
- Bruno Althamer | Dobrzy ludzie
Opinie
Bruno Althamer | Dobrzy ludzie
- „Cry Cry Cry". Dakota Johnson reżyseruje nowy klip grupy Coldplay
Newsy
„Cry Cry Cry". Dakota Johnson reżyseruje nowy klip grupy Coldplay
- „The Whale”: Nowy film Darrena Aronofsky'ego opowie o mężczyźnie, który nie mógł przestać jeść
Newsy
„The Whale”: Nowy film Darrena Aronofsky'ego opowie o mężczyźnie, który nie mógł przestać jeść
zobacz playlisty
-
03
-
Papaya Young Directors top 15
15
Papaya Young Directors top 15
-
Branded Stories PYD 2020
03
Branded Stories PYD 2020
-
Music Stories PYD 2020
02
Music Stories PYD 2020