Muzyczne przewidywania, czyli czego będziemy słuchać w latach 2020-30?10.01.2020
Brzmienie lat dwudziestych XXI wieku – co będzie je charakteryzować? Jak zmieni się muzyka w ciągu najbliższej dekady? Zebraliśmy prognozy na nadchodzące lata.
Kiedy wypada tworzyć podsumowania dekad? Choć stanowisko językoznawców w kwestii granic przedziałów czasowych jest jasne (obecna dekada trwa do północy 31 grudnia 2020 roku), można spojrzeć na nie także z innej perspektywy – na przykład biorąc pod uwagę zmianę liczby dziesiętnej w dacie. Niektórzy już jakiś czas temu zabrali się za opisywanie najważniejszych trendów i wydarzeń minionych 10 lat. Wśród nich przodują portale traktujące o muzyce, co zresztą nie dziwi, zważywszy na żywotność i popularność tego obszaru popkultury (wg ostatnich danych ponad 80 proc. Polaków słucha muzyki codziennie). Takie rankingi prowokują jednocześnie pytania o to, czy mody ostatnich lat będą trwałe i czy wpłyną także na nadchodzącą dekadę. W związku z symbolicznym przełomem próbujemy przewidzieć, jak pod względem muzycznym będą kształtować się lata 20. XXI wieku.
Chmury, algorytmy, sieci neuronowe, hologramy
Przewidywania można snuć w oparciu o spodziewane zmiany technologiczne. Te m.in. rzutują na sposób konsumpcji treści, co w dłuższej perspektywie wpływa na strategie twórcze artystów (albo wytwórni). Na przykład już zauważa się, że w erze streamingu, która na dobre rozwinęła się w ubiegłej dekadzie i była największą rewolucją na rynku muzycznym ostatnich lat, długość piosenek z list przebojów znacznie się skróciła. Ale to niejedyny efekt słuchania utworów z chmury. – Streaming to wciąż świeża sprawa i długotrwałe skutki tego, jak zmienił muzykę – finansowo, ale także pod względem kompozycji i algorytmizacji procesu twórczego – odczujemy dopiero za jakiś czas – mówi Paweł Klimczak, muzyk (Naphta, Gaijin Blues), DJ i publicysta muzyczny. Czy możemy ocenić, jak to wszystko wpłynie na same gatunki czy artystów i odbiorców? – Na pewno powszechny dostęp do muzyki bardziej otwiera głowy, jeśli chodzi o mocniej zaangażowaną publiczność. Już teraz jest coraz więcej udanych fuzji gatunków z odległych miejsc brzmieniowej mapy, np. Rina Sawayama (łącząca riffy nu-metalowe ze słodkim popem – przyp. red.) czy Zeal & Ardor (projekt Manuela Gagneux, w którym black metal spotyka się m.in. z gospelem – przyp. red.), a niektóre stylistyki – takie jak jazz – dzięki tej otwartości nabrały świeżego oddechu zarówno pod względem kreatywności, jak i docierania do zupełnie nowej publiki. Ten trend będzie się nasilał – prognozuje Klimczak.
Jeśli chodzi o ingerencję „maszyn” w sam proces twórczy, to już od jakiegoś czasu prowadzi się na ten temat dyskusje. Niewątpliwie wiele w tej kwestii rozstrzygnie się w najbliższych latach. – W przyszłej dekadzie muzyka podąży śladami algorytmów i sieci neuronowych, które same będą komponowały, produkowały, pisały i odgrywały – zapewnia Lech Podhalicz, dziennikarz muzyczny, współtwórca projektu kolekcje.net. – Do tej pory takie rozwiązania mogliśmy obserwować głównie w środowisku elektronicznej muzyki eksperymentalnej (np. na zeszłorocznej płycie Proto Holly Herndon – przyp. red.), ale począwszy od 2020 r. stanie się to również domeną w największych wytwórniach, serwisach streamingowych i pozostałych gigantach fonograficznych – dodaje. Czy należy się tego obawiać? – Algorytmy pewnie stworzą cały muzyczny kontent i będą wypluwały generyczne numery. Początkowo – przypuszczam – stworzą muzyczny supermarket w najgorszym wydaniu biorąc to, co „najlepsze” z najpopularniejszych gatunków, typu reggaeton, trap, pop, country i rock – przewiduje Podhalicz.
Skoro roboty staną się DJ-ami i twórcami, nasuwa się jeszcze pytanie, jak w kontekście rozwoju technologii będą w nowej dekadzie wyglądały koncerty? – Temat ten analizowałem ostatnio w jednym z tekstów dla Polityki – mówi Bartek Chaciński, autor bloga Polifonia, kolejny dziennikarz, z którym miałem okazję porozmawiać na temat przyszłości muzyki. Według jego prognozy zwiększy się liczba tras koncertowych z hologramami nieżyjących muzyków. Do tego stopnia, że „zmarli artyści masowo powstaną z grobów, a żyjący będą z trudem walczyć o przetrwanie”.
Trap dziewczyn, rap LGBTQ
Co jednak z samymi brzmieniami? Które gatunki mają szansę stać się trendem i czy zostanie naruszone obecne mainstreamowe status quo? W ubiegłej dekadzie, poza popem, to rap święcił triumfy w rankingach słuchalności. Byliśmy także świadkami dynamicznego rozwoju wielu jego odnóg (najważniejszą z nich jest trap i, jak wskazuje Pitchfork, drill). Do świata hip-hopu inkorporowano elementy rocka, emo czy nawet metalu (przykładem może być popularność takich artystów jak Bones). Czy ta żywotność sceny hip-hopowej się utrzyma? A jeśli tak, to jaką przybierze formę? – Ewolucja hip-hopu to największa zagadka, bo raczej nikt 5–7 lat temu nie zakładał, że tak masowo zwróci się do melodii, a za podstawę rytmiczną posłuży trap – zauważa Klimczak. – Brzmienie bębnów z 808 (chodzi o kultowy automat perkusyjny Roland TR-808 – przyp. red.) raczej nie zostanie szybko zmienione na coś innego, ale w warstwie melodii i aranżacji więcej uprościć się nie da, więc może czekać nas odwrót od dźwiękowej oszczędności, która zdominowała końcówkę dekady – przewiduje. Podobnie uważa Adela Kiszka, recenzentka z serwisu Porcys. – Wszechobecny trap nie umrze, ale zrobi się bardziej „akademicki”, czyli rozbudowany i eksperymentalny – twierdzi. Liczy także na zmiany w obrębie tego gatunku w naszym kraju, jeśli chodzi o parytet. – I może bawię się teraz we wróżkę, a może zaklinam rzeczywistość, ale pojawią się w końcu w Polsce obiektywnie dobre i słuchalne raperki lub traperki, bo wszechświat nie lubi próżni – mówi.
Podhalicz także wypatruje wielkich zmian w reprezentacji wykonawców rapowych. – Na pewno pojawią się kolejni artyści queerowi, związani ze środowiskiem LGBTQ. Jest już Lil Nas X, Kevin Abstract, Frank Ocean, ale pozostali (i naprawdę odjechani lub intrygujący) są w undergroundzie lub jeszcze nieznani szerszej publice. Będzie ich znacznie więcej, także w Polsce – prognozuje. – Nadejdzie też kierunek bardzo emocjonalny, introwertyczny i niekoniecznie stricte hip-hopowy w warstwie muzycznej – dodaje dziennikarz. Ten zwrot zresztą zauważalny był w drugiej połowy lat dziesiątych. Ale według Podhalicza wkrótce rozwinie się do tego stopnia, że wypłynie wielu artystów robiących rap, w którym tradycyjnie rozumianego rapu będzie niewiele. – Takie rzeczy jak Triad God czy ogólnie scena azjatycka, europejska i południowoamerykańska mogą mieć w tym temacie dużo do powiedzenia – twierdzi.
Muzyka zaangażowana i upadły rock
Ostatnie dyskusje wokół muzyki dały także do zrozumienia, że jej funkcjonalność nie jest obecnie najważniejszym czynnikiem. Coraz większe znaczenie mają kwestie wychodzące poza sferę samych kompozycji. Adela Kiszka nazywa je fenomenami socjologicznymi. – W mijającym roku wybuchło kilka ciekawych dyskusji na temat szkodliwości polskich raperów (od starej szkoły przez nową) i tego, gdzie są w tym wszystkim kobiety. „Wybrano” głos nowego pokolenia (chodzi o skalę medialnej dyskusji, jaką wywołała „Patointeligencja”– przyp. red.), miał miejsce punkowy incydent wrocławskiej perełki hip-hopowego undergroundu na koncercie legendy polskiego rapu (chodzi o wyrzucenie Zdechłego Osy za stage diving z koncertu Pezeta – przyp. red.) i powracał temat depresji i jej komercjalizacji (przy okazji When We All Fall Asleep, Where Do We Go? Billie Eillish) – przypomina recenzentka. Czy to zwiastun tego, że przekaz muzyki lat dwudziestych będzie „cięższy” niż w latach ubiegłych? – W związku z widmem katastrofy klimatycznej i kryzysu finansowego możliwe jest nasilenie muzyki zaangażowanej, która treścią i formą będzie mocno związana z upadkiem naszego świata. Miniona dekada podsuwała nam muzykę jako ucieczkę od rzeczywistości – niewykluczone jest zupełne odwrócenie tego trendu – to przewidywania Pawła Klimczaka. Na podobną zmianę liczy Adela Kiszka, wypatrująca kresu ironii w muzyce.
Wielką niewiadomą, jeśli chodzi o lata dwudzieste, są losy rocka. Rolę tego niegdyś „młodzieżowego” gatunku przejął dziś rap, który wśród młodych cieszy się największą popularnością (osoby w wieku 16-24 czterokrotnie częściej niż inne grupy wiekowe wymieniają hip-hop jako swój ulubiony rodzaj muzyki). „Gwiazdami rocka” sami określają się więc dziś wykonawcy z okolic trapu, jak Post Malone, najczęściej streamowany artysta w 2019 roku na Spotify. Ale może wkrótce gitary znów eksplodują młodą falą, tak jak to było w pierwszej dekadzie XXI wieku? – Trudno cokolwiek przewidywać w dziedzinie muzyki gitarowej. Na pewno wydaje się bardzo wyeksploatowana, a sam model działania grup muzyków stale spotykających się na próbach – lekko niedzisiejszy – ocenia Bartek Chaciński. Nie uważa jednak, że gitary skazane są na pogrzebanie. – W sposobie, w jaki dzisiejsze dzieciaki odkrywają historię muzyki, jest pewna przekora, która może je doprowadzić do „starożytnej” muzyki rockowej z lat 70. i 80. – mówi. – Wiem, że rówieśnicy mojego syna, który kończy podstawówkę, trochę słuchają tzw. klasycznego rocka, bez obciążeń. Nie wiem tylko, czy jakakolwiek nowa jakość mogłaby z tego wyniknąć, skoro nawet trap próbowano już łączyć z metalem – dodaje.
Brexit i nowe twarze elektroniki
Wiele pytań może rodzić także kierunek rozwoju muzyki klubowej. W ciągu ostatnich 10 lat na wielkich festiwalach tłumy gromadził prosty EDM. W klubach z kolei grało techno, ale nastąpił też renesans szeroko pojętego rave’u. W undergroundzie istotnym trendem był z pewnością footwork i deconstructed club. Jak dalej potoczą się losy muzyki tanecznej? – Myślę, że w przyszłej dekadzie definitywnie upadnie EDM, za to czuję, że do mainstreamu może przebić się drum’n’bass. Pewnie powrócą bassowo-dubstepowe klimaty. To zaczęło się już dziać w bardziej niezależnej, klubowej kulturze, czego dowodzi choćby label Livity Sound czy wykonawcy typu Skee Mask czy Dj Plead – tak widzi to Lech Podhalicz. – Brytyjska scena może być też wkurwiona po Brexicie, jest więc szansa, że grime, drill i pochodne staną się mocno słyszalne i zauważalne. Czekam na naprawdę ciekawe zjawiska w rapowo-klubowym wydaniu – dodaje.
Przy tych spostrzeżeniach warto dodać, że elektronika lat dziesiątych była czasem efemeryd w rodzaju chillwave’u czy vaporwave’u. Te, mimo krótkiej popularności, wywarły duży wpływ na estetykę branży muzycznej nie tylko od strony brzmieniowej, ale i wizualnej (okładki, teledyski). Czy można więc przewidzieć dziś, jakie elektroniczne fuzje gatunkowe czy mikrogatunki będą pełnić podobną rolę w przyszłości? Adela Kiszka ma swoje typy: – Wybuchnie hybryda ambient-pop-trapu i słoneczne techno na granicy happy hardcore’u, jak u tegorocznego Schacke. W 2020–30 będę słuchać kosmosu i dekonstrukcji śladem Coucou Chloe, Segi Bodegi czy Yvesa Tumora, o ile wcześniej mi się planeta nie spali – gorzko stwierdza. Lech Podhalicz z kolei w kategorii „nowy gatunek” stawia na zaskakujące formy muzyki sakralnej. Część ma być pokłosiem ostatnich projektów Kanye Westa współtworzonych z grupą gospel The Sunday Service Choir. Ale przewiduje też powstanie eksperymentalnych hybryd, na wzór EP-ki polskiego artysty haery wydanej przez BAS, która była sakralnym footworkiem. Jego zdaniem muzyka przyszłości będzie czerpać też z trendów związanych z astrologią i spirytualizmem, a alternatywne r’n’b, romansujące z jazzem czy ambientem, wyprze to klasyczne, czego zwiastunem mają być tacy wykonawcy jak Loraine James czy Keyah Blu.
Afryka i Bliski Wschód
Świat muzyki w końcówce ubiegłej dekady zwrócił się ku artystom hiszpańskojęzycznym. Weźmy choćby sukces „Despacito” portorykańczyka Luisa Fonsiego z 2017 roku (bijący rekordy wyświetleń na YouTubie i będący hitem numer 1 na listach przebojów w kilkunastu krajach). Ale tę tendencję potwierdza także kariera wokalistki śpiewającej w języku Cervantesa, Rosalíi, uwielbianej nie tylko przez publiczność, ale i krytyków. Oraz popularność latynoskich wykonawców poruszających się w obrębie stylistyki regggaeton (Ozuna, J Balvin). Wpływy kulturowe w stylu latino z pewnością dalej będą wywierać wpływ na mainstream, podobnie jak inspiracje azjatyckie rodem z japońskiego i koreańskiego popu (k-pop został sklasyfikowany w 2019 r. jako jeden z najpopularniejszych gatunków muzyki). Co jeszcze zwróci uwagę słuchaczy w nadchodzącej dekadzie? Podhalicz twierdzi, że będzie to Afryka, która cieszyła się popularnością do tej pory raczej w gronie aktywnych poszukiwaczy nowych brzmień (chodzi zwłaszcza o zainteresowanie labelem Nyege Nyege Tapes, który wydaje nieznanych na Zachodzie afrykańskich muzyków). Twórczość i brzmienie lokalnych artystów z krajów takich jak RPA, Kenia czy Uganda ma według niego przenikać do mainstreamu. – Trap, pop, muzyka taneczna/klubowa. To tutaj afrykańskie wpływy powinny być najbardziej wyczuwalne – mówi. Poza Afryką stawia też na Bliski Wschód. Iran, Egipt czy Arabia Saudyjska już zaznaczyły z powodzeniem swoją obecność w klubowej i eksperymentalnej elektronice, więc będzie tego więcej. Taka twórczość odznacza się różnorodnością i ma spory bagaż emocjonalności i wrażliwości, a to zawsze działa na słuchaczy. Plus jest odmienne kulturowo – a to zawsze pociąga. Rapowe i popowe gwiazdy na liście Billboardu prosto od szejków? Widzę to – zapewnia dziennikarz. W ostatnich latach pojawiły się jeszcze rokujące, relatywnie nowe zjawiska, jak ASMR czy artystyczny trolling, które również przenikają do świata muzyki. Ten pierwszy trend inspiruje nie tylko undergroundowych twórców elektroniki, jak np. Zaumne, ale i gwiazdy pokroju Billie Eillish. Z trollingu w mediach społecznościowych z kolei znani są raperzy, choćby Lil B czy 69. Mamy więc „czego się spodziewać”.
Oczywiście historia uczy, że zmiana może nadejść z naprawdę nieoczekiwanej strony. Ale skoro w 2020 roku nawet Led Zeppelin i Dire Straits rozstały się z podium Topu Wszech Czasów radiowej Trójki – choć były tam obecne niemal od zawsze – możemy być niemal pewni jednego. Czeka nas wiele niespodzianek.
zobacz także
- Policjant na rozdrożu życiowym. Zobacz zwiastun „Albatrosa" – nowego filmu Xaviera Beauvois
Newsy
Policjant na rozdrożu życiowym. Zobacz zwiastun „Albatrosa" – nowego filmu Xaviera Beauvois
- Led Zeppelin i „Stairway to Heaven”. Amerykański Sąd Apelacyjny wydał werdykt w sprawie o plagiat
Newsy
Led Zeppelin i „Stairway to Heaven”. Amerykański Sąd Apelacyjny wydał werdykt w sprawie o plagiat
- Powstaje nowy dokument o Jamesie Brownie. Wśród producentów Mick Jagger i członkowie The Roots
Newsy
Powstaje nowy dokument o Jamesie Brownie. Wśród producentów Mick Jagger i członkowie The Roots
- 7 scen dialogowych, które na zawsze zapisały się w historii kina
Opinie
7 scen dialogowych, które na zawsze zapisały się w historii kina
zobacz playlisty
-
PYD: Music Stories
07
PYD: Music Stories
-
03
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
-
Original Series Season 2
06
Original Series Season 2