Opinie |

My już po: 5 powodów, dla których warto obejrzeć „Moje wspaniałe życie"25.10.2021

Michał Klusek / Gutek Film / materiały prasowe

Nowa produkcja Łukasza Grzegorzka plasuje go w gronie najciekawszych rodzimych twórców kina autorskiego. 

Konkurencja była w tym roku bardzo silna: o nagrody za swoje nowe dzieła walczyli Jan P. Matuszyński, Piotr Domalewski, Dorota Lamparska i Konrad Aksinowicz. Nie obyło się jednak bez zaskoczeń: Złote Lwy na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni powędrowały w ręce Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta za Wszystkie nasze strachy, czyli historię inspirowaną losami artysty wizualnego Daniela Rycharskiego. Nagroda za reżyserię trafiła zaś do Łukasza Grzegorzka, autora Mojego wspaniałego życia. Czy pochodzący z Nysy zasłużył na wyróżnienie i rzeczywiście poprowadził narrację najlepiej spośród wszystkich twórców? Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć sobie samemu – film z Agatą Buzek, Jackiem Braciakiem i Adamem Woronowiczem już dziś wchodzi do kin. My zostawiamy tylko pięć powodów, dla których warto wyłuskać tę produkcję z szeregu innych premier.

Kino bardzo autorskie 

To bez wątpienia szufladka, do której pretenduje wielu twórców na początku swojej artystycznej drogi. Każdy chciałby usłyszeć o sobie, że cechuje się indywidualnym, charakterystycznym stylem i niepowtarzalną wizją. W przypadku Łukasza Grzegorzka można pokusić się o wskazanie takich wyróżników: to lekkość, bezpretensjonalność i odejście od patosu często towarzyszącego dramatom obyczajowym. Stwierdzenie, że Moje wspaniałe życie – czerpiące pełnymi garściami z dokonań Richarda Linklatera, ale i Noama Baumbacha – jest polską odpowiedzią na mumblecore, łatwo wybronić. Są tu starannie napisane dialogi, dylematy przeciętnych jednostek i szczypta niezakłamanego humoru. A przy tym fabuła rzekomo zawiera autobiograficzne akcenty. Grzegorzek najwyraźniej lubi po nie sięgać – jego poprzednie dzieło, Córka trenera, nieprzypadkowo rozgrywało się na kortach tenisowych. Absolwent łódzkiej filmówki był wielokrotnym medalistą juniorów w tej dyscyplinie, a ojciec szykował go na Wimbledon. 

kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / Gutek Film / materiały prasowe
kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / Gutek Film / materiały prasowe

Feminizm zamiast rutyny 

W poprzednim filmie Grzegorzka, czyli w Córce trenera, Karolina Bruchnicka zagrała nastolatkę otwarcie sprzeciwiającą się metodom wychowawczym swojego ojca (Jacek Braciak), który jednocześnie uczy ją gry w tenisa. Dziewczynę męczą mozolne treningi i ciągłe życie w drodze, dlatego gdy tylko nadarza się okazja do ucieczki z kortu, ochoczo z niej korzysta. Postać młodej bohaterki można odczytać jako symbol próby życia po swojemu, wyrwania się z łańcuchów konwenansu i odejścia od przypisanej jej roli przykładnej zawodniczki. W podobne wyzwoleńcze rejony skręca Joanna „Jo" Lisiecka, główna bohaterka Mojego wspaniałego życia. Ma być wzorową matką, kochającą żoną i nauczycielką oddaną swojej pracy, jednak nawał obowiązków przy jednoczesnym braku docenienia ze strony bliskich budzi w niej głęboko skrywane instynkty. Romans z kolegą z pracy i odpoczynek przy joincie to dla niej upragnione momenty wyrwania się z marazmu codzienności. – Zdrada to oszustwo, ale rozumiem Jo. Rozumiem jej niezgodę na to, w czym żyje, niezgodę na swoją samotność i lęk przed tym, że spędzi resztę życia w klatce, realizując narzucone jej role społeczne – mówiła w rozmowie z Dorotą Wodecką z „Wysokich Obcasów" odtwórczyni roli Jo, Agata Buzek. W postawie jej bohaterki tak rozumiany feminizm i samoświadomość zwycięża z obezwładniającą rutyną. 

kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / fot. Michał Klusek / Gutek Film / materiały prasowe
kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / fot. Michał Klusek / Gutek Film / materiały prasowe

Etatowi aktorzy 

Przy castingu Grzegorzek połączył siły z Kacprem Kowalskim, który w tej samej roli pracował nad polską wersją komediowego mockumentu The Office. Ich synergia przyniosła satysfakcjonujące rezultaty, chociaż reżyser nie silił się na oryginalność i wybrał znane sobie nazwiska. Jacek Braciak (wcześniej Maciej Kornet w Córce trenera) zagrał dyrektora szkoły, a jego żonę – Agata Buzek (Kamila w tym samym filmie). W ich koleżankę z pracy, która flirtuje ze swoim szefem, wcieliła się zaś Karolina Bruchnicka – przywołana wcześniej niepokorna tenisistka. Energię tercetu, dla którego Moje wspaniałe życie to okazja do ponownego spotkania się na dużym ekranie, uzupełniają inni wyraziście grający aktorzy. Jest tu Julia Kuzka (Ostatnie dni lata, Alicja i żabka) portretująca niepokorną uczennicę, Małgorzata Zajączkowska jako babcia z demencją starczą, a także Paweł Kruszelnicki będący new-age'owym nastolatkiem pochłoniętym bez reszty internetowymi streamami. Obsada, w której każdy, nawet najmniejszy epizod zdaje się być elementem budującym większą układankę, kryje też dwie niespodzianki. To czeski wokalista Jaromir Nohavica stojący za ladą w lokalnym barze i... sam Grzegorzek grający woźnego w liceum. Decyzji tych trudno nie powiązać z kategorią kina autorskiego, o którym pisaliśmy wcześniej. 

Moje wspaniałe życie (2021) oficjalny zwiastun, wkrótce w kinach / autor: Gutek Film

Lokalność na linii frontu 

Lśniące nowością biurowce, wymuskane apartamenty i bohaterowie przechadzający się po Warszawie tak, jakby była wielomilionową amerykańską metropolią – w Moim wspaniałym życiu nie doświadczymy żadnego z tych elementów. Wielkomiejski pęd często stanowi tło dramatów obyczajowych nad Wisłą, jednak Grzegorzek zdaje się celowo osadzać akcję swojego najnowszego filmu w Nysie. Dzięki temu, że zdjęcia były realizowane w niewielkim mieście, ukazana nimi historia nie traci na wiarygodności. W narracji reżysera – na szczęście! – brakuje też prowincjonalnej chłopomanii. Jest za to naturalność i nieodparte, powracające raz za razem poczucie, że historia ta mogłaby rozegrać się i w Tarnobrzegu, i w Skarżysko-Kamiennej. Szkolne korytarze, niewyremontowane kamienice i wnętrza babcinego mieszkania pozornie nie są wyraziste, jednak sprawiają, że protagonistom bliżej do everymanów niż do nieautentycznych kukiełek. 

kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / fot. Weronika Kosińska / Gutek Film / materiały prasowe
kadr z filmu „Moje wspaniałe życie" / fot. Weronika Kosińska / Gutek Film / materiały prasowe

Dźwięk ma znaczenie

Stara anegdota roznosząca się po festiwalach głosi, że polskie produkcje można rozpoznać po tym, że niewiele w nich słychać. I choć stwierdzenie to należy raczej traktować jak retoryczną hiperbolę, trudno nie zgodzić się z tym, że niektórzy rodzimi twórcy traktują po macoszemu warstwę audialną swoich produkcji. Moje wspaniałe życie z powodzeniem ucieka od tej tendencji, co manifestuje się na kilku płaszczyznach. Nienachalną, choć wyrazistą ścieżkę dźwiękową z charakterystycznym, elektronicznym lejtmotywem skomponował tu Piotr „Emade" Waglewski. Dla warszawianina to debiut w tej roli – publiczność kojarzy go raczej z projektu współtworzonego z bratem Bartoszem znanym jako Fisz. Autorskie kompozycje w Moim wspaniałym życiu zderzają się ze starannie dobranymi piosenkami (np. Maanamu słuchanego przez główną bohaterkę) oraz coverem Pięciu minut łez Haliny Żytkowiak w wykonaniu Ralpha Kamińskiego. W filmie znalazło się też miejsce dla stale rozwijającego się trendu ASMR, którego w rodzimym kinie dotąd nie było. Tu stanowi emanację duchowości i wewnętrznego spokoju, za którym podąża główna bohaterka. 

 

000 Reakcji

Publikował na łamach Krytyki Politycznej, Red Bull Muzyki, Gazety Magnetofonowej, Muno oraz innych magazynów zajmujących się kulturą. Szczególnie zainteresowany muzyką elektroniczną, kinem niezależnym, literaturą non-fiction i sztuką współczesną. Kiedy nie pisze, występuje w teleturniejach.

zobacz także

zobacz playlisty