7 filmów, które miały skończyć się zupełnie inaczej12.01.2021
Skrócone, usunięte, zmienione już w trakcie zdjęć na planie – historia grzebania w zakończeniach filmowych niejedno ma imię. Wiele filmów, które zapisały się w historii kina, zostało poddanych daleko idącym obróbkom, co nadało im zupełnie inny wymiar. W planie miał być na przykład tragiczny finał, ale postawiono ostatecznie na wersję alternatywną, czyli baśń z obietnicą happy endu. Zakończenia których filmów wygładzono i przystosowano do wymagań młodszej widowni? A które z nich zostały podrasowane, zbrutalizowane i wbrew prośbom producentów przewrócone do góry nogami? W naszym zestawieniu znajdziecie siedem produkcji, których zakończenia miały wyglądać zupełnie inaczej.
Siedem (1995), reż. David Fincher
Zacznijmy od jednego z najbardziej pamiętnych, drastycznych i szokujących zakończeń, jakie świat filmowy widział, a które mogło przecież wyglądać zupełnie inaczej. Chodzi oczywiście o finał Siedem, kiedy zostają popełnione dwa ostatnie grzechy: zazdrości i gniewu. Początkowo kultowa „scena z pudełkiem”, została przez producentów oceniona jako zbyt ciężka, ponura i szokująca, dlatego też postanowili ją ocenzurować. Tym samym tekst został „poprawiony”, a w kartonie zamiast głowy ciężarnej żony detektywa granego przez Brada Pitta, miała się znaleźć… głowa jego psa. No cóż, trudno dziś sobie wyobrazić tak zbudowany punkt kulminacyjny, na szczęście los chciał, że w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności oryginalny scenariusz trafił na biurko Finchera, a do sprawy włączył się również sam Pitt. Aktor zastrzegł, że zgodzi się wziąć udział w projekcie, tylko pod warunkiem, że w jego kontrakcie pojawią się dwa nienaruszalne zapisy: „po pierwsze, głowa zostanie w pudle, a po drugie – detektyw Mills zamorduje na końcu Johna Doe”. Plotka głosi, że w procesie nanoszenia poprawek na scenariusz Siedem doczekało się aż siedmiu alternatywnych zakończeń – włącznie ze strzelaniną w opuszczonym kościele i śmiercią bohaterów na tle obrazu przedstawiającego siedem grzechów głównych.
Gwiezdne wojny: Część VI – Powrót Jedi (1983), reż. Richard Marquand
Luke Skywalker odwraca się do swoich przyjaciół, by zbijać piątki z Vaderem, Imperatorem Palpatine i torturować misiowate Ewoki? No cóż, wydaje się to zbyt absurdalne, żeby mogło być prawdziwe, jednak faktem jest, że ta alternatywna wersja wydarzeń z Powrotu Jedi narodziła się głowie samego Marka Hamilla. W wywiadzie udzielonym dla stacji radiowej SiriusXM aktor wspominał, jak podczas realizacji filmu przekonywał George’a Lucasa, że koncepcja scenariuszowa jest zbyt naiwna i przewidywalna, a Skywalker powinien przejść na ciemną stronę mocy. Lucas skutecznie ostudził rozbuchaną wyobraźnię Hamila zaznaczając, że Gwiezdne wojny już w samym założeniu są przecież serią przygodową skierowaną do dzieci i młodzieży. Inna legenda, która narosła wokół Powrotu Jedi mówi o tym, iż pierwsza wersja scenariusza uwzględniała śmierć Hana Solo. Gary Kurtz – producent współpracujący z Lucasem przy poprzednich częściach gwiezdnej sagi – zdradził w rozmowie z LA Times, że pierwotny, zarazem gorzki i przejmujący nastrój filmu został wyparty przez komercyjny kierunek obrany w pewnym momencie przez Lucasa. Według Kurtza zmiany wprowadzane do scenariusza toczyły się pod dyktando firm produkujących zabawki, które przynosiły wówczas miliardowe zyski. Zamiast obrazu zgorzkniałego, pogrążonego w żałobie Luke’a, który odchodzi w dal, otrzymaliśmy do bólu optymistyczne zakończenie ze świętującymi w lesie bohaterami.
Pretty Woman (1990), reż. Garry Marshall
Kultowa komedia romantyczna z bajkowym happy endem, określana mianem współczesnej wersji Kopciuszka – tak prezentuje się Pretty Woman, jednak według relacji scenarzysty J.F. Lawtona opowieść ta miała wyglądać i skończyć się zupełnie inaczej. Punkt wyjścia niby od samego początku był ten sam, wszystko miało zacząć się od historii ekskluzywnej damy do towarzystwa, która zgadza się za 3 tysiące dolarów towarzyszyć przez tydzień biznesmenowi. Tyle że całość miała według pierwotnego planu być utrzymana w ponurym klimacie – brutalne, depresyjne wręcz realia życia w Ameryce końcówki lat 80. zamiast tytułowego pretty, wredna narkomanka zamiast uroczej bohaterki, przegrana walka z nałogiem zamiast bajkowego zakończenia z kwiatami, pocałunkami i rycerzem na białym koniu. Nie przesłyszeliście się! W ostatniej scenie Vivian Ward miała ponoć zostać porzucona przez Edwarda Lewisa w ciemnym zaułku i tam przedawkować narkotyki. Film był zatem uszyty na miarę kategorii wiekowej R (osoby poniżej 17. roku życia mogą oglądać takie filmy w kinach jedynie z rodzicami), ale gdy scenariuszem zainteresował się Disney, trzeba było zredefiniować ten projekt i pchnąć go na nowe tory. A to zdecydowanie się opłaciło. Pretty Woman zyskała status jednego z największych kasowych hitów lat 90. i najlepiej zarabiającej komedii romantycznej w historii amerykańskiego kina.
Rambo – Pierwsza krew (1982), reż. Ted Kotcheff
Niezwyciężony komandos i weteran wojny w Wietnamie, superheros rozwiązujący problemy świata w pojedynkę, a przede wszystkim ikona popkultury, która w sumie doczekała się pięciu filmów. Przygody Johna Rambo niewątpliwie funkcjonowały przez lata na zasadzie filmowej franczyzy i odcinania kuponów, gdyby jednak reżyser Ted Kotcheff postanowił dochować wierności literackiemu pierwowzorowi i trzymać się pierwotnego scenariusza, nie byłoby to możliwe. Początkowo Pierwsza krew miała zakończyć się samobójstwem bohatera, co wydawało się zgodne z duchem powieści Davida Morrella i miało jednocześnie odzwierciedlać tragedię wielu amerykańskich weteranów. W książce Director’s Cut: My Life in Film, Kotcheff wspomina, że scena została nakręcona, ale do jej zmiany namówił go Sylvester Stallone. „Wiesz, ten facet musi tyle przejść. Jest nieustannie prześladowany przez policję. Wypuszczają za nim psy. Skacze z klifu, biegnie przez lodowatą wodę. Zostaje postrzelony w ramię, musi sam je zszyć. I po tym wszystkim go zabijemy?” – miał przekonywać Stallone, co przyniosło skutek. Zaraz po ich rozmowie – mimo przekroczenia harmonogramu i budżetu – producenci zgodzili się na nakręcenie jeszcze jednego, tym razem szczęśliwego zakończenia. To następnie stało się pretekstem do napisania dwóch sequeli, których jednak Kotcheff nie zgodził się wyreżyserować. W jednym z wywiadów powiedział, że jego Rambo był przeciwny przemocy i nikogo nie skrzywdził. Natomiast w kolejnych odsłonach zmienił się w „bezmyślną maszynę do zabijania, która zastrzeliła około 75 osób”.
Joker (2019), reż. Todd Phillips
Chociaż ten film rozbił bank, zgarnął nominacje do niemal wszystkich możliwych kategorii oscarowych i podbił serca jury festiwalu w Wenecji, nie obyło się bez kontrowersji. Amerykańskie media tuż po premierze przestrzegały, że Joker to obraz szkodliwy, pełen negatywnej energii, który może skłaniać do przemocy zradykalizowanych mężczyzn. Jak się okazuje, mrok i brutalność wpisane w tkankę tego filmu mogły zostać spotęgowane do jeszcze większych rozmiarów, a to za sprawą alternatywnego zakończenia, które twórcy ponoć brali pod uwagę. To, że Joker mógł skończyć się zupełnie inaczej, zdradził Kevin Smith – reżyser i scenarzysta kultowego Clerks – Sprzedawcy, a także zagorzały fan uniwersum DC Comics. W jednym z odcinków swojego podcastu Fatman Beyond stwierdził, że o wszystkim dowiedział się od „zaufanej i wiarygodnej osoby z branży”. Według tych doniesień film miał zakończyć się retrospekcją, w której widzimy jak Arthur Fleck morduje rodziców Bruce’a Wayne’a i odchodzi z miejsca zbrodni. „W pewnym momencie Joker miał jednak odwrócić się na pięcie, wzruszyć ramiona i zastrzelić chłopca. I napisy końcowe” – mówił Smith. Czy ktokolwiek w Warner Bros. faktycznie rozważał tak okrutny i przewrotny finał? A jeśli tak, to czy ten wariant został w ogóle sfilmowany? Tego ani Phillips, ani nikt z wytwórni nigdy nie potwierdził.
Lśnienie (1980), reż. Stanley Kubrick
Zacznijmy od tego, że znaczna część twórczości tego reżysera mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby pragnął dochować wierności literackim pierwowzorom swoich filmów. Stanley Kubrick za nic miał jednak sobie oddanie ducha książki, za to na każdym kroku demonstrował przekonanie o tym, że adaptacja powinna rządzić się prawem przekształcenia i reinterpretacji pierwotnych sensów. Na przykład przy ekranizacji Mechanicznej pomarańczy zdecydował się on z premedytacją pominąć ostatni rozdział powieści Anthony’ego Burgessa, co wywróciło do góry nogami jej pierwotny wydźwięk. Nie inaczej było przy okazji Lśnienia nakręconego na podstawie bestsellerowej powieści Stephena Kinga. Według Diane Johnson, współtwórczyni scenariusza, Kubrick ani myślał podążać za elementami nadprzyrodzonymi opisanymi w książce, nie był również przywiązany do oryginalnego zakończenia, w którym Jack Torrance ginie w pożarze hotelu wywołanym wybuchem pieca w piwnicy. Zamiast tego brał pod uwagę kilka innych wariantów, włącznie z uśmierceniem głównych bohaterów. Ciekawostką może być również fakt, że pierwsze przedpremierowe pokazy filmu, które odbyły się w Nowym Jorku i Los Angeles, wieńczyła scena w szpitalu, gdzie po ucieczce z hotelu trafili Wendy i Dany. Kilka dni po premierze Kubrick zmienił jednak zdanie i postanowił ją wyciąć. Koniec końców stanęło na scenie w labiryncie oraz zbliżeniu na zagadkowe zdjęcie przedstawiające Torrance’a na balu z początku lat 20.
Jestem legendą (2007), reż. Francis Lawrence
Na koniec przykład filmu, którego alternatywne zakończenie jest powszechnie uznawane za lepsze, pełniejsze, a przede wszystkim o wiele bardziej intrygujące od tego, które ostatecznie trafiło na ekrany. Jestem legendą to postapokaliptyczna opowieść osadzona w świecie, w którym pandemia tajemniczego wirusa zamieniła ludzi w krwiożercze bestie. Ostatnią deską ratunku i nadzieją dla ludzkości jest naukowiec Robert Neville, który pracuje nad wynalezieniem szczepionki. Film Francisa Lawrence’a został całkiem pozytywnie przyjęty przez krytyków i publiczność, nie licząc pompatycznego finału, w którym bohater poświęca swoje życie by ocalić lekarstwo, swoich sprzymierzeńców i tym samym dać drugą szansę ludzkości. Tymczasem w oficjalnym wydaniu DVD filmu znalazło się alternatywne zakończenie, które nadaje tej opowieści całkowicie innego znaczenia. Otóż zamiast samobójczej śmierci bohatera Willa Smitha oglądamy jego spotkanie z zainfekowanymi ludźmi. Wtedy też okazuje się, że nie są oni tylko bezmyślnymi i bezwzględnymi monstrami, na których należy prowadzić eksperymenty medyczne, a w pełni świadomymi istotami, które są zdolne do wyrażania uczuć i utworzenia własnej społeczność. Takie zakończenie każe zastanowić się nad dotychczasową postawą oraz intencjami Neville'a, a nawet stawia go w roli nieświadomego swoich przewin antagonisty.