Co gryzie Azję, czyli zombie w kinie Dalekiego Wschodu22.10.2019
Filmy o zombie, a więc ożywionych martwych łaknących ludzkich mózgów, solidnie straszyły amerykańskich widzów już od początku lat 30. XX wieku. Niedługo później szaleństwo opanowało również Azję.
Prawdziwym przełomem dla tej tematyki w USA była porażająca Noc żywych trupów w reżyserii George’a Romero z 1968 r. Czarno-biały, przygnębiający obraz, nakręcony za jedyne 114 tys. dolarów, na długie lata ustanowił wzorzec dla zombie-filmów. Od tego czasu gatunek był zaskakująco trafną i skuteczną metaforą społeczeństwa skażonego szeregiem problemów – np. rasizmem, konsumpcjonizmem, głupotą polityków czy ślepym podążaniem za mediami.
Przez kolejne dekady swoim oszałamiającym artystycznym i kasowym sukcesem Romero inspirował kolejnych twórców z całego świata. Także kinematografie azjatyckie, zawsze chętnie testujące uniwersalność zachodnich gatunków, przyjęły tę konwencję. Na swoje ekrany zapraszały więc pokraczne postaci, często umazane krwią i napędzane pośmiertnym instynktem, który kazał im atakować niezarażonych jeszcze bohaterów.
Prekursorem azjatyckiego podejścia było prawdopodobnie hongkońskie Zombie in a Haunted House w reżyserii Wen Yi z 1959 r. Trudno jednak powiedzieć, jak wyglądały pierwsze kroki żywych trupów na tym kontynencie – wspomniane dzieło jest od lat niedostępne. Na dobre więc konwencja przyjęła się znacznie później i wykorzystywana była przez twórców najbardziej prężnych azjatyckich kinematografii – hongkońskiej, japońskiej oraz, początkowo w mniejszym stopniu, koreańskiej. Były to przede wszystkim szalone zabawy gatunkowe, często serwowane na wesoło lub w pastiszowej oprawie.
Kinematografia hongkońska przeżywała swój rozkwit w latach 80., produkując filmy bardzo szybko i bardzo tanio, starając się zaspokoić globalne zapotrzebowanie na sztuki walk. Widzowie nie zwracali uwagi na jakość scenariuszy, pragnęli tylko efektownych bijatyk, co pozwalało twórcom na wymyślanie najbardziej szalonych fuzji gatunkowych; zombie były tu jednym z wykorzystywanych elementów. Jest tutaj jednak poważny problem, jeżeli chodzi o klasyfikację tych postaci – w chińskim folklorze istnieją bowiem jiangshi i to one są bohaterami filmów. Są to ciała ożywiane i kierowane przez taoistycznych mnichów, którzy wskazują im właściwe miejsce pochówku. Postaci te poruszają się w podskokach i mają sporo wspólnego i z zombie, i z wampirami – w angielskich tłumaczeniach pojawiają się oba warianty. Z taką czy inną tożsamością, jiangshi w kinie na dobre zagościły właśnie w latach 80., gdy niezwykłą popularność zyskały komediowe horrory z elementami kung-fu. Tytuły – Kung Fu Zombie Shana Hua czy Zombie vs. Ninja Godfreya Ho – mówią same za siebie. Najbardziej znanym przedstawicielem podgatunku pozostaje jednak Encounters of the Spooky Kind legendarnego Sammo Hunga. Ożywione ciała ubrane są tu w stroje z epoki dynastii Qing i znakomicie znają sztuki walk, co czyni z nich trudnych przeciwników.
„Prawdziwe” zombie pojawiły się w Hongkongu pod koniec lat 90., gdy kinematografia ta najlepsze dni miała już za sobą. Rozgrywające się w centrum handlowym Bio-Zombie Wilsona Yipa czy Bio-Cops Cheng Wai-mana to filmy mocno inspirowane ikonografią stworzoną przez Romero, podane na wesoło z zadziwiająco dobrym skutkiem.
Największe bogactwo zombie odnaleźć można w filmach japońskich, których twórcy łączyli je z lokalnymi elementami i podawali często w gęstym kampowym sosie. Żywe trupy spotykały się więc z adeptami sztuk walk (Tokyo Zombie, reż. Sakichi Sato), z przedstawicielami yakuzy (Deadman Inferno, reż. Hiroshi Shinagawa), a nawet z… ubranymi w szkolne mundurki uczennicami. W Schoolgirl Apocalypse Johna Cairnsa wirus zombie infekuje wyłącznie mężczyzn, którzy zaczynają polowanie na kobiety. Nastoletnia Sakura zostawia za sobą martwą matkę i ucieka, aby znaleźć ratunek. W walce z nacierającymi agresorami jej bronią jest tradycyjny łuk, a film, łączący elementy animacji, zmierza w nietypowym jak na ten gatunek kierunku.
Jedna z najbardziej niezwykłych fuzji powstała, co nie jest zaskoczeniem, w głowie Takashiego Miike, etatowego szaleńca japońskiej kinematografii. Szczęście rodziny Katakuri, remake znakomitego debiutu Koreańczyka Kim Jee-woona, to opowieść o zombie, czarna komedia i… musical w jednym. Bardzo poważny dla odmiany ton w podejściu do tematu pojawi się w filmie innego twórcy kojarzonego z pastiszowym kinem – SABU. Jego Miss Zombie to bolesny, filozoficzny traktat zadający pytanie o istotę człowieczeństwa.
Dopiero w ostatnich latach wirus zombie zainfekował twórców w krajach, w których przemysł filmowy nie jest duży, lub dopiero powstaje. Na przykładzie tych filmów widać, że zaproponowanie czegoś nowego nie jest łatwe. Schematy są już mocno zużyte, liczy się więc raczej pokazanie zombie-apokalipsy w lokalnym otoczeniu przez odhaczenie wszystkich obowiązkowych elementów gatunku. Dzieła te, często realizowane półamatorskimi środkami, pozostają więc raczej wyłącznie lokalnymi ciekawostkami. Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować chociażby Zombies from Banana Village Mamata Khalida z Malezji (2007), kambodżańskie Run! Toucha Oudoma czy Hsien of the Dead Gary’ego Owa, w którym zombie raczą się mieszkańcami Singapuru. Warto zauważyć, że główną inspirację stanowią tutaj przede wszystkim dwa współczesne obrazy, które zregenerowały gatunek i wysłały go w XXI wiek: 28 dni później Danny’ego Boyle’a oraz Wysyp żywych trupów Edgara Wrighta.
Filmami z Azji, które włączyły się do światowej dyskusji o gatunku, jest dopiero dylogia Yeon Sang-ho, wcześniej znanego ze znakomitych, ponurych animacji, eksplorujących problemy trawiące Koreę. W animowanym Stacja Seul i fabularnym Zombie Express reżyser porusza temat głębokich podziałów w swoim społeczeństwie. W pierwszym z filmów wirus zombie początkowo rozprzestrzenia się między bezdomnymi. Jest to możliwe, ponieważ na ludzi żyjących na głównej seulskiej stacji kolejowej nikt nie ma ochoty zwrócić uwagi. Potem będzie już za późno.
Prawdziwym tour de force reżysera okazał się blockbuster Zombie Express (Ostatni pociąg). Epidemia rozprzestrzeniła się, a na ulicach Seulu szaleją tysiące zombie poszukujące żywych ofiar. Grupa bohaterów zdoła wsiąść do pociągu jadącego do portowego Busan, gdzie być może uda im się znaleźć schronienie. Oczywiście w pędzącym pojeździe znajdzie się także zarażony osobnik… Film ten jest nie tylko szalenie atrakcyjnym, utrzymanym w świetnym tempie zombie-thrillerem, ale także inteligentnym komentarzem na temat narodu podzielonego na lepszych i gorszych. Umieszczenie akcji w pociągu (warto zauważyć, że to kolejny film wykorzystujący tę przestrzeń po np. Snowpiercerze Bong Joon-ho) stwarza możliwość metaforycznego ukazania jak bardzo klasowym narodem są Koreańczycy. Zagrożeniem dla bohaterów są oczywiście same zombie, ale także pogarda, jaką żywią ludzie lepiej sytuowani wobec innych. To częsty temat w kinie koreańskim – najlepszym przykładem jest entuzjastycznie przyjmowany na całym świecie Parasite Bong Joon-ho. Aby pokazać skalę odklejenia elit od rzeczywistości, warto przypomnieć skandal z 2014 r., który wstrząsnął krajem. Oto córka szefa linii lotniczych Korean Air, Heather Cho, piastująca jednocześnie posadę wiceszefowej, niezadowolona ze sposobu, w jaki jeden z członków załogi zaserwował jej orzeszki, urządziła na pokładzie samolotu awanturę i nakazała zawrócenie maszyny z pasa startowego. Późniejsze próby tuszowania wydarzenia nic nie dały, Cho straciła posadę i trafiła do więzienia.
Zombie Express nie tylko stał się przebojem w całym regionie, ale także jako pierwszy azjatycki zombie-film uznany został za istotny dla rozwoju gatunku w ogóle. Nie jest przypadkiem, że przełom dokonał się właśnie w Korei Południowej, ponieważ to ta kinematografia od początku XXI wieku na nowo odkrywa kolejne konwencje kina zachodniego, nadając im świeżej energii.
Od tego momentu Koreańczycy ewidentnie pokochali żywe trupy i zdążyli znaleźć dla nich miejsce nawet w kostiumie historycznym, czego dowodem fabularny Rampant Kim Sung-hoona i netfliksowy serial Królestwo. W obu przypadkach walka z plagą zombie wpisana jest w skomplikowaną dworską intrygę i naszpikowana wysokiej jakości scenami walk. Świetną zabawę gwarantuje także Sztos rodzina: Zombie do usług Lee Min-jae, dowodzące, że nie powinno się zadzierać z hardymi mieszkańcami koreańskiej prowincji nawet jeżeli jest się zombie. Nie jest to film przełomowy, ale przeniesienie akcji w nietypowe otoczenie, znakomicie poprowadzone postaci i wysokie production values raz jeszcze wpuszczają świeże powietrze w skostniały gatunek.
Fenomenem bardzo potrzebnym pogrążonemu od lat w kryzysie kreatywności kinu japońskiemu stało się Jednym cięciem Shin'ichirô Uedy. Kosztujący jeszcze mniej niż klasyk Romero z 1968 r. (!), film zupełnie nieoczekiwanie rozpędził się w kinach do rozmiaru wielkiego przeboju. Zwracając się ponad tysiąckrotnie i gromadząc entuzjastyczne recenzje, Jednym cięciem przywróciło wiarę, że da się jeszcze odnieść sukces bez pieniędzy, a z pomysłem, zapałem i czystą radością tworzenia. W tej meta-filmowej opowieść o ekipie, która, realizując film o zombie, zostaje zaatakowana przez powstałe z martwych ciała, czeka sporo scenariuszowych niespodzianek. Zdradzać ich nie należy, ponieważ każdy miłośnik dobrego kina Jednym cięciem obejrzeć powinien.
13. Azjatycki Festiwal Filmowy Pięć Smaków odbędzie się w dniach 13-20 listopada w Warszawie (Kinoteka, Muranów) oraz 15-17 listopada we Wrocławiu (Kino Nowe Horyzonty). Kino grozy jest jedną ze ścieżek tegorocznych Pięciu Smaków. Festiwalowym preludium będzie natomiast Azjatycka Noc Grozy, która odbędzie się 25 oraz 26 października w kinie Muranów. Papaya.Rocks jest patronem medialnym Festiwalu.
zobacz także
- Pierwszy na świecie w całości przeszklony basen powstanie na dachu wieżowca w Londynie
Newsy
Pierwszy na świecie w całości przeszklony basen powstanie na dachu wieżowca w Londynie
- „Flashmob Sonoro". Muzyczna solidarność we włoskiej kwarantannie
Newsy
„Flashmob Sonoro". Muzyczna solidarność we włoskiej kwarantannie
- „The Prince”: Satyryczny serial animowany o brytyjskiej rodzinie królewskiej
Newsy
„The Prince”: Satyryczny serial animowany o brytyjskiej rodzinie królewskiej
- Tomasz Kot jako Nikola Tesla w filmie producentów „Dziewczyny z perłą”
Newsy
Tomasz Kot jako Nikola Tesla w filmie producentów „Dziewczyny z perłą”
zobacz playlisty
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
05
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home