Decyzje obsadowe, które podzieliły widzów. Dziś wydają się oczywiste10.06.2021
Michael Keaton Batmanem? Izraelska Wonder Woman? Blond James Bond? Madonna w roli legendarnej argentyńskiej pierwszej damy? Każdy z tych pomysłów brzmiał początkowo absurdalnie – doprowadzając do masowego sprzeciwu fanów, medialnego ostracyzmu, a nawet zamieszek na planie. Dziś trudno sobie jednak wyobrazić, jak wyglądałyby niektóre spośród największych filmowych klasyków, gdyby ich twórcy nie odważyli się podjąć zupełnie nieoczywistych decyzji castingowych. Przypominamy genialne aktorskie kreacje, które zaskoczyły wszystkich.
Emma Stone – Cruella de Mon
Cruella (2021), reż. Craig Gillespie
Wielu z nas wciąż utożsamia Cruellę de Mon z charakterystycznie zadziornym obliczem Glenn Close, której kultowa rola w 101 dalmatyńczykach (1996) doczekała się nie tylko niezwykle przychylnej reakcji publiczności, ale i nominacji do Złotego Globu. Kreacja aktorki idealnie pasowała do przerysowanego, diabolicznego wizerunku znanego z disnejowskich książek i animacji. Decyzja, by w prequelu kinowego hitu – skupiającym się tym razem na samej Cruelli i jej ewolucji z młodej, ambitnej projektantki mody do bezwzględnej psychopatki z makabrycznym hobby w postaci przerabiania szczeniąt na futra – obsadzić czarującą „dziewczynę z sąsiedztwa”, Emmę Stone, wydawała się początkowo co najmniej zaskakująca. I chodź budowanie fabuły wokół czarnego charakteru samo w sobie bywa niełatwym i ryzykownym posunięciem, rola Stone dodała postaci sporo głębi, a nawet odrobinę ludzkiej twarzy. Aktorka przyznała, że wcielanie się w demoniczną i pozbawioną jakichkolwiek skrupułów postać przyniosło jej mnóstwo frajdy – co zresztą widać na ekranie: jej Cruella jest nie tylko punkowym skrzyżowaniem Harley Quinn z Jokerem, ale i niesamowicie zabawną, wielowymiarową i barwną postacią, posługującą się wykreowanym specjalnie na potrzeby roli charakterystycznym akcentem, inspirowanym tym, jakim posługiwały się aktorki w latach 40. Efekt możecie podziwiać właśnie w kinach.
Heath Ledger – Joker
Mroczny Rycerz (2008), reż. Christopher Nolan
Jeśli już o legendarnych czarnych charakterach mowa, trudno nie wspomnieć o zachwycającym Jokerze Heatha Ledgera. Dopracowana w każdym detalu, mimice i najdrobniejszych gestach, do dziś mrożąca krew w żyłach kreacja aktora w Mrocznym Rycerzu była najszerzej komentowanym aspektem filmu, a dla samego aktora, jak sam wielokrotnie przyznawał, doświadczeniem na tyle „fizycznie i psychicznie wykańczającym”, że wszyscy znamy jego smutne konsekwencje... Aktor wszedł w rolę całym sobą – na miesiąc zamknął się w londyńskim hotelowym pokoju, szczegółowo studiując wizerunek komiksowego bohatera, ćwicząc jego charakterystyczny śmiech i sposób poruszania, chłonąc jego psychopatyczny umysł i stopniowo przekształcając się w demoniczną postać. Nie każdy z nas pamięta jednak zbiorowe poruszenie i masowy sprzeciw na niespotykaną dotychczas skalę, gdy ogłoszono, że pochodzący z Australii blond-przystojniak, znany głównie ze swoich (skądinąd bardzo udanych) romantycznych ról w Zakochanej złośnicy, Tajemnicy Brokeback Mountain czy Casanovie, przejmie pałeczkę po Jacku Nicholsonie. Udało mu się jednak zaskoczyć wszystkich – za swoją rolę został pośmiertnie uhonorowany Oscarem, a dla swoich jokerowych następców, Jareda Leto i Joaquina Phoenixa, zawiesił poprzeczkę niemal nieosiągalnie wysoko.
Daniel Craig – James Bond
Casino Royale (2006), reż. Martin Campbell
Czarujący, super-przystojny, niebezpieczny i jedyny w swoim rodzaju – Bond, James Bond. Dla fanów przyzwyczajonych do klasycznego wizerunku Rogera Moore'a, Seana Connery'ego i Pierce'a Brosnana, żaden z powyższych epitetów nie pasował do Daniela Craiga. Był on wówczas prawie nieznanym aktorem, nie był stereotypowo atrakcyjny i – o zgrozo! - miał blond włosy, a jak wiadomo, Bond był brunetem. Sceptycznie nastawiony był nawet Sam Mendes, późniejszy reżyser trzeciego bondowskiego filmu z Craigiem, Skyfall, który pierwsze sugestie obsadzenia aktora nazwał „koszmarnym pomysłem”. Wcześniej jednak oburzeni fani robili wszystko, by doprowadzić do zmiany decyzji – wysyłali tysiące błagalnych listów, maili i petycji, a gdy to nie pomagało, zakładali sugestywne strony internetowe (danielcraigisnotbond.com). Chyba nikt nie przypuszczał wówczas, że Casino Royale okaże się największym hitem wśród wszystkich części przygód agenta 007, a sam Craig zostanie jednym z najlepszych – o ile nie najlepszym – wcieleniem Bonda. Bonda, który odważył się zerwać z wieloma wizerunkowymi stereotypami, by stać się postacią głębszą i bardziej wielowymiarową, niż kiedykolwiek wcześniej.
Madonna – Eva Perón
Evita (1996), reż. Alan Parker
Połowa lat 90. – Madonna, „królowa pop” i skandalistka, której nazwisko nadal nie schodzi z czołówek gazet, w świecie muzyki osiągnęła już niemal wszystko. Nie można tego niestety powiedzieć o jej romansie z filmem – z czterema Złotymi Malinami na koncie i szeroko krytykowanymi rolami w Niespodziance z Szanghaju (1986) i Sidłach miłości (1993), wydawała się ostatnim możliwym wyborem do roli legendarnej, ubóstwianej przez miliony argentyńskiej pierwszej damy, Evy Perón. Tym bardziej, że pod uwagę brane były takie gwiazdy jak Maryl Streep, Barbra Streisand, Liza Minnelli czy Michelle Pfeifer, a zachwycający broadwayowski musical Evita postawił poprzeczkę niezwykle wysoko. Madonna była jednak mocno zdeterminowana i nigdy nie ukrywała, jak bardzo zależało jej na roli – wysyłała niezliczone listy do twórców filmu, na przesłuchaniach zjawiała się w stylizacjach rodem z lat 40., zgodziła się nawet na lekcje śpiewu, gdy kompozytor Andrew Lloyd Webber powątpiewał w jej wokalny warsztat. Gdy po raz pierwszy zaśpiewała przed nim Don’t Cry For Me Argentina, była tak załamana swoim występem, że scenę opuściła zapłakana. Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero na planie. Argentyńczycy nie kryli swojego rozczarowania – wizerunek kontrowersyjnej gwiazdy ze statusem „symbolu seksu” mocno kontrastował z ich wyobrażeniem „idealnej” i „świętej” Evity – na planie często dochodziło do zamieszek, co z kolei stanowiło idealną pożywkę dla mediów. Rola okazała się niezwykle wymagająca pod każdym względem, a pracy nie ułatwiał fakt, że piosenkarka była akurat w ciąży. Ostatecznie wszystkie wysiłki się opłaciły – na przekór wszystkim Madonna swoją pierwszą (i jedyną jak do tej pory tak ciepło przyjętą) wielką rolą udowodniła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Artystka została uhonorowana Złotym Globem, a piosenka w jej wykonaniu, You Must Love Me, otrzymała Oscara.
Adam Driver – Kylo Ren
Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy (2015), reż. J.J. Abrams
Chłopak Hannah z Dziewczyn synem Hana Solo i Księżniczki Lei? Melancholijny, na wskroś współczesny chłopak z sąsiedztwa przechodzi niespodziewanie na Ciemną Stronę Mocy? Dla wielu fanów kultowej sagi był to zgrzyt nie do zaakceptowania. Co ciekawe, sam Driver również miał wątpliwości przed przyjęciem roli – przyznał, że nieufnie podchodzi do wielkich produkcji, w których komercyjny spektakl tworzony jest często kosztem postaci. Dopiero gdy odkrył wielowymiarowość i ludzką twarz granego przez siebie bohatera, rola wydała mu się „ekscytującym i niebezpiecznym wyzwaniem”. Brawurowo wcielając się w Kylo Rena w trzech częściach Gwiezdnych Wojen, aktor po raz kolejny i nie ostatni udowodnił, że potrafi być prawdziwym ekranowym kameleonem – a może nawet „najlepszym aktorem pokolenia”, jak zwykł o nim mówić Martin Scorsese.
Val Kilmer – Jim Morrison
The Doors (1991), reż. Oliver Stone
Burzliwe losy Jima Morrisona zakończone jego niespodziewaną śmiercią w 1971 roku stanowiły gotowy materiał na fascynujący filmowy scenariusz. Projekt filmu o legendarnej rockowej grupie The Doors przez ponad dekadę trafiał w ręce rozmaitych producentów i reżyserów, a do głównej roli rozpatrywani byli tacy aktorzy jak Tom Cruise, Johnny Depp, John Travolta czy Richard Gere. Później uwagę skierowano na muzyków – poważnymi kandydatami byli m.in. Bono z U2 i Michael Hutchence z INXS. W końcu film trafił jednak pod skrzydła Oliviera Stone'a, którego wizja mocno różniła się od wyborów poprzedników. Dla reżysera, który do tej pory miał na swoim koncie takie kinowe przeboje, jak Wall Street i Urodzony 4. lipca, The Doors był filmem bardzo osobistym – po raz pierwszy z muzyką zespołu zetknął się podczas służby w Wietnamie i z miejsca zafascynował się wokalistą, w którym widział „duchowego starszego brata”. Jego Morrisonem, ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich, od początku był Val Kilmer, który zachwycił go swoimi rolami w Hamlecie i Willow. Sam Kilmer również nie ukrywał, jak bardzo zależało mu na wcieleniu się w ikonę rocka: ubiegając się o rolę, nagrał perfekcyjnie przygotowany materiał wideo, w którym wyglądał i śpiewał jak Morrison na różnych etapach kariery („Val Kilmer, Lighting the Fire") a przed rozpoczęciem zdjęć mocno schudł, przed pół roku codziennie ćwiczył materiał Doorsów (spędzając mnóstwo czasu z członkami zespołu), nauczył się 50 piosenek, z czego 15 wykonał w filmie. Wypadł tak dobrze, że zespół nie potrafił ostatecznie rozróżnić głosu aktora i zmarłego wokalisty. Morrison Vala Kilmera – sensualny i androgyniczny, romantyczny i egocentryczny, targany wieloma wewnętrznymi demonami, które stopniowo doprowadzają go do autodestrukcji – zaskoczył i oczarował publiczność, a krytycy do dziś uważają tę rolę za najlepszą w karierze aktora.
Charlize Theron – Aileen Wuornos
Monster (2003), reż. Patty Jenkins
Obsadzanie ról opartych na rzeczywistych postaciach bywa szczególnie problematyczne. Potrzeba było sporo wyobraźni, by w roli „pierwszej amerykańskiej seryjnej morderczyni”, ubogiej prostytutki z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, ujrzeć akurat Charlize Theron – posągową blond piękność. Aktorka udowodniła jednak, że jest gotowa na wiele – i to naprawdę wiele – by w dramacie Patty Jenkins wypaść przekonująco. Zgodziła się na totalną transformację: przytyła 14 kg, zgoliła brwi, nosiła sztuczną szczękę i dała się oszpecić charakteryzatorom. Jej zewnętrzna metamorfoza była równie zachwycająca, jak jej poruszająca gra – aktorka za rolę Aileen Wuornos została uhonorowana Oscarem i Złotym Globem, a ceniony krytyk filmowy Roger Elbert nazwał jej występ „jednym z najlepszych w historii kina”.
Gal Gadot – Wonder Woman
Wonder Woman (2017), reż. Patty Jenkins
„Za chuda”, „za stara”, „za mało amerykańska” – to tylko niektóre z mało przychylnych określeń, jakie padały pod adresem nowej Wonder Woman, Gal Gadot. Gdy w 2013 roku rozpoczęto poszukiwania aktorki, która wcieli się w epizodyczną rolę najpotężniejszej superbohaterki w filmie Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, producenci rozważali mnóstwo opcji, z nazwiskami takimi jak Jamie Alexander, Olga Kurylenko czy Megan Fox na czele. Jednak gdy podczas przesłuchania reżyser Zac Snyder zobaczył mało znaną aktorkę izraelskiego pochodzenia, Gal Gadot, w scenie z Benem Affleckiem, nie miał żadnych wątpliwości, że poszukiwania idealnej Wonder Woman dobiegły końca. Reżyserka kinowego przeboju, Patty Jenkins, początkowo nie była przekonana do tego wyboru – zatrudnienie aktorki spoza Hollywood wydawało jej się nietypowym i ryzykownym posunięciem – jednak gdy tylko zobaczyła, na co stać Gadot na planie, zmieniła zdanie. Wonder Woman w jej odsłonie posiadała wszystkie kluczowe atrybuty suberbohaterki: była charyzmatyczna, silna i inspirująca, a film okazał się jednym z największych hitów uniwersum DC.
Marlon Brando – Don Vito Corleone
Ojciec chrzestny (1972), reż. Francis Ford Coppola
Marlon Brando, niełatwy we współpracy i słynący z trudnego charakteru, był ostatnią osobą, którą wytwórnia Paramount widziała w roli patriarchy nowojorskiego rodu mafijnego. Podczas gdy autor powieści, Mario Puzo, od początku wiedział, że jest to jedyny słuszny wybór, producenci przesłuchiwali Orsona Wellesa, George'a C. Scotta, Edwarda G. Robinsona, Laurence'a Oliviera i Anthony'ego Quinna. Za Brando wstawił się jednak ostatecznie sam Francis Ford Coppola, który zjawił się w jego domu i osobiście pomógł mu nagrać materiał na przesłuchanie do roli. Jak wspominał reżyser, aktor z zaangażowaniem wypychał policzki chusteczkami i wsmarowywał pastę do butów we włosy. Udało mu się wypaść na tyle przekonująco, że reszta jest historią. Dziś trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby ten filmowy klasyk ponad klasykami bez jego kultowej roli. Zaledwie kilka genialnie zagranych kwestii przyniosło mu Oscara. Brando w atmosferze skandalu odmówił jednak przyjęcia nagrody, a na scenę w swoim imieniu wysłał odzianą w tradycyjny strój Apaczów aktorkę indiańskiego pochodzenia, przewodniczącą National Native American Affirmative Image Committee, Sacheen Littlefeather. W krótkim oświadczeniu, opublikowanym następnego dnia w pełnej formie w „New York Timesie”, aktor tłumaczył, że był to jego akt sprzeciwu wobec niesprawiedliwemu traktowaniu Indian i ich znikomej reprezentacji w przemyśle filmowym. Kontrowersyjny ruch aktora – którego od tamtej pory nikt nie powtórzył – do dziś pozostaje jednym z najszerzej komentowanych momentów w historii Oscarów.
Michael Keaton – Batman
Batman (1989), reż. Tim Burton
Wśród ról, które wzbudzają wśród fanów największe emocje, Batman zajmuje prawdopodobnie zaszczytne pierwsze miejsce. Każdy z nas ma własne wyobrażenie superbohatera będącego ucieleśnieniem najszlachetniejszych męskich cech – a te nie zawsze pokrywają się z wizją filmowców. Bywają oni w tym wypadku wyjątkowo skłonni do podejmowania nieoczywistych decyzji. Gdy w 1986 roku do wyreżyserowania Batmana zaproszono Tima Burtona (co samo w sobie było odważnym posunięciem), wytwórnia w tytułowej roli najchętniej widziała któregoś z najpopularniejszych hollywoodzkich „macho”: Mela Gibsona lub Harrisona Forda. Reżyser postanowił jednak pójść w zupełnie innym kierunku, ku zaskoczeniu wszystkich obsadzając w roli Mrocznego Rycerza... Michaela Keatona. Aktora znanego z głównie komediowych ról w filmach takich jak Pan mamuśka i Sok z żuka. Dla fanów brzmiało to jak absurdalny dowcip (który przebić mógł później dopiero Ben Affleck). „Superbohater? Wygląda raczej jak facet, który próbuje się popisywać, przebierając się za nietoperza” – grzmiała prasa. „Najbardziej niedorzecznemu i najgłupszemu z możliwych” pomysłowi obsadzenia Keatona w roli Batmana poświęcono całą pierwszą stronę „Wall Street Journal”, a fani wysłali ponad 50 tysięcy listów domagających się zmiany aktora. Krótko mówiąc – wróżono spektakularną katastrofę. Niespodziewanie okazało się jednak, że Michael Keaton idealnie wpasował się w zwariowany komiksowy świat Burtona. „Udało mu się uchwycić Bruce'a Wayne'a pokaleczonego psychicznie, neurotycznego – Wayne'a, który był wiarygodny w tym, że nocą ubiera kostium, by walczyć ze złem tego świata“ – mówiła o aktorze ówczesna prezes DC Comics, Jenette Kahn.
zobacz także
- Znamy tytuł i zarys fabuły serialowego prequela „Władcy Pierścieni". Premiera we wrześniu
Newsy
Znamy tytuł i zarys fabuły serialowego prequela „Władcy Pierścieni". Premiera we wrześniu
- SZA powróciła z nową muzyką. Posłuchaj niepublikowanych dotąd utworów z albumu „Ctrl”
Newsy
SZA powróciła z nową muzyką. Posłuchaj niepublikowanych dotąd utworów z albumu „Ctrl”
- „Guns Akimbo”: Daniel Radcliffe w pełnym akcji filmowym deathmatchu
Newsy
„Guns Akimbo”: Daniel Radcliffe w pełnym akcji filmowym deathmatchu
- Balonem w kosmos. Wynalazek startupu Space Perspective ma zabierać turystów do górnej warstwy stratosfery
Newsy
Balonem w kosmos. Wynalazek startupu Space Perspective ma zabierać turystów do górnej warstwy stratosfery
zobacz playlisty
-
Martin Scorsese
03
Martin Scorsese
-
03
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K