Eksperci oglądają i łapią się za głowy. 10 filmów opartych na naukowych niedorzecznościach29.04.2022
Nie każdy film musi mieć solidne naukowe podstawy, żeby bawić, uczyć bądź prowadzić do wartościowych refleksji. Raz na jakiś czas w ramach kina głównego nurtu pojawiają się produkcje – zazwyczaj w formie wysokobudżetowych przebojów skierowanych do masowego widza – w których granice wiarygodności zostały zdecydowanie przekroczone. Zdarza się, że rezultatem są filmy, które przechodzą do historii kina. Aczkolwiek w większości przypadków jest to jednorazowa rozrywka, która swą efekciarską przesadą u jednych wywołuje uśmiech radości, a u innych politowania.
Armageddon (1998), reż. Michael Bay
Być może filmografia Michaela Baya posłuży kiedyś jakiejś ambitnej osobie do napisania pracy magisterskiej/doktoranckiej o tym, na jak wiele sposobów można naginać prawa fizyki i wciskać widzom naukowy kit pod postacią głośnej i bombastycznej rozrywki. My natomiast wpisujemy z pełną świadomością do naszego zestawienia Armageddon, pierwsze podejście Baya do fantastyki naukowej. Nie tylko dlatego, że trzeba by było znacznie mocniejszych (a także znacznie głębiej umieszczonych) ładunków, żeby przepołowić lecącą w stronę Ziemi asteroidę, ale również z tego względu, że gdyby nawet to się udało, w ukazywanym na ekranie scenariuszu oba kawałki skały i tak spadłyby na naszą planetę.
Park Jurajski (1993), reż. Steven Spielberg
Nieważne, że Park Jurajski jest filmem znakomitym, który w przeciwieństwie do kręconych na siłę i bez większego pomysłu kontynuacji wciąż zapewnia świetną rozrywkę: prawda jest taka, że z perspektywy naukowej nie różni się aż tak bardzo od innych pozycji w naszym zestawieniu. Bo mimo że Hammond przedstawia na ekranie uroczy animowany filmik wyjaśniający, jakim cudem jego ludziom udało się odtworzyć pełne DNA wymarłych kilkadziesiąt milionów lat wcześniej dinozaurów i wyhodować dziesiątki genetycznie wiarygodnych stworów, Park Jurajski nie ma w tym wypadku sensu. Z jednej strony dlatego, że naukowcy potrzebowaliby do tej operacji pełnej informacji genetycznej, a nie tylko fragmentu, a z drugiej DNA nie jest wieczne i też z czasem wymiera. Nie wspominając już, że w celach bardziej efektownej rozrywki scenarzyści pomieszali fakty na temat dinozaurów.
Pojutrze (2004), reż. Roland Emmerich
W zestawieniu filmów opartych na atrakcyjnych naukowych babolach nie mogło zabraknąć choć jednej pozycji nakręconej przez mistrza efekciarskiej rozwałki, Rolanda Emmericha. Najbardziej znanymi przykładami są Dzień Niepodległości oraz 2012. W pierwszym napisany naprędce przez człowieka wirus komputerowy „rozkłada na łopatki” zaawansowaną technologię pozaziemskich agresorów. Drugi ma tak wiele naukowych dziur, że został swego czasu uznany przez NASA za najbardziej bzdurną filmową fantastykę naukową. Wybraliśmy jednak Pojutrze, gdyż ukazana na ekranie prędkość, z jaką zmiany klimatyczne prowadzą do nowej epoki lodowcowej, wywołała na wielu twarzach szeroki uśmiech. Niszcząc tak efektownie naszą planetę, Emmerich przeraził wielu podatnych na wizualną sugestię widzów, ale jeśli kiedykolwiek miałoby dojść do takiej katastrofy klimatycznej, proces trwałby – i w pewnym sensie już trwa – wiele, wiele dekad.
Lucy (2014), reż. Luc Besson
Jednym z największych współczesnych mitów jest ten, że przeciętny człowiek wykorzystuje na co dzień zaledwie dziesięć procent możliwości swego mózgu. A jeśli aż dziewięćdziesiąt procent mocy przerobowych naszych głów domaga się odkrycia, każdy ma szansę stać się dzięki różnym metodom lepszą i pełniejszą wersją samego siebie, prawda? Słynny Luc Besson postanowił na tym właśnie micie oprzeć efektowny do przesady film, w którym bohaterka grana przez Scarlett Johansson zostaje zmuszona do przemycania w swoim żołądku groźnych narkotyków. Te jednak „wydostają się na wolność” i zmieniają kobietę powoli w coś na kształt superbohaterki. Innymi słowy, tytułowa Lucy używa w pewnym momencie stu procent swego mózgu i przestaje być w zasadzie człowiekiem.
Jądro Ziemi (2003), reż. Jon Amiel
Trudno pominąć ten jeden z najbardziej kuriozalnych hollywoodzkich pomysłów XXI wieku. Film, w którym jądro naszej planety powoli przestaje się obracać, w rezultacie czego Ziemia traci pole magnetyczne i niedługo ludzkość przestanie istnieć, a zatem Amerykanie ślą w głąb planety ekspedycję genialnych naukowców, którzy mają zdetonować tam ładunki nuklearne i przywrócić dawne status quo. Oto produkcja, która w samym swym założeniu była na bakier ze wszystkim, co naukowe, nie przeszkodziło to jednak scenarzystom przekraczać kolejnych granic wiarygodności. Bo przecież wyprawa do środka Ziemi musi mieć łączność radiową z bazą, która pomaga naszym naukowcom, ale także tworzy dodatkowe problemy. Bo przecież można wyjść w trakcie z nowoczesnego pojazdu wytrzymującego giga-wysokie temperatury oraz jeszcze większe ciśnienie, i przeżyć. Najgorsze są jednak dialogi, patetyczne przemowy i słaba gra aktorska.
Epidemia (1995), reż. Wolfgang Petersen
Choć Epidemia robiła swego czasu spore wrażenie, zaś wiele osób przypomniało sobie o filmie przy okazji pierwszych pandemicznych lockdownów w 2020 roku, Epidemia jest z perspektywy czysto naukowej typowym hollywoodzkim blockbusterem. Na ekranie pojawia się sporo trafnych refleksji i spekulacji, jak choćby fakt, że zmutowana odmiana wirusa Ebola dociera do Ameryki pod postacią zakażonej uroczej małpki kapucynki, lecz sposób działania rządowych specjalistów oraz różne scenariuszowe uproszczenia sprawiają, że trudno ten film określić naukowym. Choćby to, że wirus zachowuje się zgodnie z regułami hollywoodzkich filmów katastroficznych, czy fakt, iż naukowcom wystarcza rzeczona małpka, by w błyskawicznym tempie stworzyć dobre serum, które wirusa skutecznie unieszkodliwia. W tej kategorii o wiele bardziej realistyczną produkcją, choć również niewolną od błędów, jest Contagion – Epidemia strachu Stevena Soderbergha.
W stronę Słońca (2007), reż. Danny Doyle
Kolejny wyśmienity film, który – choć lubiany mniej od Parku Jurajskiego – zasługuje na miano jednego z klasyków kinowego science fiction (między innymi za sprawą takich scen), a jednak z perspektywy naukowej można mu dużo zarzucić. I nie chodzi bynajmniej o pomysł wyjściowy wysłania ekspedycji, której celem jest detonacja specyficznej bomby atomowej na powierzchni umierającego Słońca, by „zrestartować” naszą życiodajną gwiazdę, ale o quasi-naukową otoczkę stworzoną w scenariuszu. Nasze Słońce nie wygaśnie, stanie się czerwonym olbrzymem, jednak zanim do tego dojdzie, życia na Ziemi dawno nie będzie. Jeżeli uznać jednak filmowy scenariusz za teoretycznie możliwy, nasza planeta nie zaczęłaby zamarzać z braku promieni słonecznych – zostałaby raczej podgrzana do czerwoności. Mimo wszystko ekranowi naukowcy nie zachowują się tak jak w podobnych filmach jak amatorzy, więc W stronę Słońca nie jest tak oczywistą obrazą dla nauki.
Niebo o północy (2020), reż. George Clooney
Umieszczamy tu fantastycznonaukowy projekt reżyserski Clooneya z bólem serca, bo choć Niebo o północy ma duży potencjał, w wielu scenach nawet wykorzystany, z perspektywy naukowej jest to spory babol. Film składa się z dwóch wzajemnie przeplatających się części. W pierwszej umierający naukowiec, dzięki któremu ludzkość wysłała załogę w okolice Jowisza oraz Saturna, próbuje poinformować wracających na Ziemię astronautów, że w trakcie ich wyprawy ludzkość zdążyła swoją planetę zniszczyć. W drugiej oglądamy rzeczoną załogę, nieświadomą zagrożenia. O ile część ziemska bywa świetna i oferuje dużo szczerych i zaskakujących emocji i refleksji, tak fragmenty kosmiczne są po prostu po hollywoodzku bzdurne. Nie zdradzając zbyt dużo z fabuły, ryzykowną operację naprawy statku kosmicznego wykonuje kobieta w ciąży, a popełniane przez naukowców błędy każą sądzić, że to raczej amatorzy niż faktyczni profesjonaliści.
Dziewczyna z komputera (1985), reż. John Hughes
Cofamy się do radosnych filmowych lat 80., gdy duże sukcesy święciły młodzieżowe produkcje, którym wydawało się, że łącząc ówczesne naukowe fakty z atrakcyjną fikcją, są w stanie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zapewnić fajną rozrywkę i popularyzować naukową wiedzę. Choć w przypadku Dziewczyny z komputera trudno mówić o naukowych realiach, film świetnie karmił wyobraźnię wielu młodych umysłów (być może też przyszłych naukowców) i potęgował wiarę w moc sprawczą nauki. Oto opowieść o dwóch chłopakach, którzy dzięki kreatywności i włamaniu się do systemów rządowych zamieniają mało atrakcyjną lalkę w piękną kobietę o iście magicznych umiejętnościach. Odkładając moralność takiego scenariusza na bok, wydaje się, że tworzenie fizycznego życia z wirtualnych elementów długo jeszcze będzie ludzkim marzeniem. Dziś Dziewczyna z komputera jest rozrywką archaiczną, ale swoje w kulturze masowej zrobiła.
Czarna dziura (1979), reż. Gary Nelson
Fantastycznonaukowa z natury, nakręcona za pieniądze Walt Disney Company, w pełni poważna i stworzona przy użyciu przełomowych w tamtych czasach efektów specjalnych Czarna dziura to opowieść o dosyć odległej przyszłości, w której pewien statek kosmiczny wraca na Ziemię po wykonaniu wyznaczonej misji. W drodze do domu natyka się na krążący wokół czarnej dziury zaginiony lata temu inny statek. Czarna dziura krąży sobie wokół bez większych konsekwencji, a na pokładzie okazuje się żyć naukowiec, który zamierza w nią naukowo wlecieć… Na koniec zostawiliśmy tytuł być może w Polsce słabo rozpoznawalny, ale film, który jeden z największych popularyzatorów nauki Neil DeGrasse Tyson określił najmniej wiarygodnym naukowo filmem w historii kina. Szczytem naukowej przesady jest scena faktycznego wlatywania w czarną dziurę, która wygląda bardziej jak pełen narkotycznych wizji odlot niż cokolwiek kosmicznego.
zobacz także
- LEGO świętuje 90. urodziny odświeżeniem kultowego zestawu „Galaktyczny odkrywca”
Newsy
LEGO świętuje 90. urodziny odświeżeniem kultowego zestawu „Galaktyczny odkrywca”
- Dobre, złe i brzydkie. Jak twórcy filmowi portretują sztuczne inteligencje?
Opinie
Dobre, złe i brzydkie. Jak twórcy filmowi portretują sztuczne inteligencje?
- Jack Reacher w serialowej odsłonie. Byłego majora zagrał Alan Ritchson
Newsy
Jack Reacher w serialowej odsłonie. Byłego majora zagrał Alan Ritchson
- „Solar Power”: Lorde wraca z nową piosenką i teledyskiem. Zapowiada też album
Newsy
„Solar Power”: Lorde wraca z nową piosenką i teledyskiem. Zapowiada też album
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
09
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
-
George Lucas
02
George Lucas
-
David Michôd
03
David Michôd