Opinie |

Bez trailerów i spoilerów. Filmy, które chcielibyśmy obejrzeć jeszcze raz, nic o nich nie wiedząc28.04.2022

kadr z filmu „Drugie oblicze”

Trudno dziś uniknąć permanentnego zalewu filmowych materiałów promocyjnych, teaserów, zwiastunów i zdjęć, które w taki czy inny sposób ustawiają odbiór danego filmu na długo, zanim go obejrzymy. Ba, czasami wręcz bezczelnie zdradzają ważne elementy fabuły, których odkrywanie w odpowiednim momencie jest ważną częścią składową filmowego doświadczenia. O ile nie jest to tak istotne w przypadku wszystkich produkcji, powstało mnóstwo filmów, do których warto podchodzić bez większych oczekiwań i dać się pozytywnie zaskoczyć. Jak choćby do Wszystko wszędzie naraz duetu Daniels, w którym znana z przebojów Disneya i Marvela koncepcja multiwersum nabiera zupełnie nowego znaczenia. Oto dziesięć innych filmów, którymi warto dać się zaskoczyć.

UWAGA: Jeśli nie chcecie dowiadywać się ABSOLUTNIE NICZEGO o polecanych przez nas filmach, poniżej przedstawiamy samą listę tytułów. Jeśli jednak potrzebujecie krótkiej zachęty (oczywiście bez trailerów i spoilerów), scrollujcie dalej.

Człowiek-scyzoryk (2016), reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert
Dom w głębi lasu (2011), reż. Drew Goddard
Niewidzialny człowiek (2020), reż. Leigh Whannell
Osada (2004), reż. M. Night Shyamalan
Na rauszu (2020), reż. Thomas Vinterberg
Od zmierzchu do świtu (1996), reż. Robert Rodriguez
Ona (2013), reż. Spike Jonze
Kieł (2009), reż. Yórgos Lánthimos
Nowy początek (2016), reż. Denis Villeneuve
Drugie oblicze (2012), reż. Derek Cianfrance

Człowiek-scyzoryk (2016), reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert

Rozpoczynamy od poprzedniego filmu duetu Daniels. Tego, w którym Daniel Radcliffe zagrał pierdzące zwłoki. Z kolei Paul Dano, aktor, który dał popalić Danielowi Day-Lewisowi w Aż poleje się krew, a niedawno zachwycał w roli Człowieka-Zagadki w nowym Batmanie, wcielił się w samotnego i zdesperowanego faceta, który zaprzyjaźnia się na bezludnej wyspie z tymi zwłokami. Lepszy rydz niż nic, prawda? W pewnym momencie obaj bohaterowie wypływają na wielką przygodę, a zwłoki zaczynają gadać jak najęte, bo przecież każdy Robinson musi mieć swego Piętaszka. Nawet jeśli nieżywego. Jeśli o filmie nie słyszeliście, czeka was oryginalna, obrazoburcza, słodko-gorzka podróż po meandrach ludzkiej natury, która oferuje więcej ciekawej treści niż dziesięć amerykańskich hitów razem wziętych. Jeżeli znacie już Człowieka-scyzoryka, nie psujcie przyjemności tym, którzy dopiero dadzą mu się zaskoczyć!

kadr z filmu „Człowiek-scyzoryk”
kadr z filmu „Człowiek-scyzoryk”

Dom w głębi lasu (2011), reż. Drew Goddard

Umieszczenie tego tytułu w zestawieniu może okazać się dość kontrowersyjne, bo wielu widzów, którzy zawiedli się na brawurowym pastiszu Goddarda, powie, że gdyby wiedzieli wcześniej, o czym ten film jest, zapewne nigdy by go nie obejrzeli. Bo ani to horror, ani science fiction, ani komedia, a raczej gatunkowa mieszanka, której celem jest żonglowanie gatunkami, śmianie się z przyzwyczajeń widza, wynajdowanie karkołomnych odniesień do slasherów, fantastyki naukowej i kultury filmowej – i po prostu mieszanie widzom w głowach. Zalążek fabuły jest prosty jak konstrukcja cepa: piątka średnio rozgarniętych studentów przyjeżdża do domu w głębi lasu, by miło spędzić czas. Jedni myślą o seksie, drudzy o osiąganiu innych stanów świadomości. W pewnym momencie zwala się na nich tona nieszczęść, potworów i wszelakiego dziwactwa, a widz musi zgadywać, dokąd to wszystko zmierza. Choć zgadnąć w gruncie rzeczy nie ma szans.

kadr z filmu „Dom w głębi lasu”
kadr z filmu „Dom w głębi lasu”

Niewidzialny człowiek (2020), reż. Leigh Whannell

Nie bez powodu nowa ekranizacja klasycznej fantastycznonaukowej powieści Herberta George’a Wellsa okazała się jednym z najbardziej przyjemnych zaskoczeń 2020 roku. Oryginalna historia genialnego naukowca, który przekracza arbitralne granice ludzkiej percepcji i eksperymentuje z własną moralnością, została w błyskotliwym dreszczowcu Whannella uwspółcześniona na setki różnych sposobów. Główną bohaterką jest tym razem kobieta funkcjonująca w toksycznym małżeństwie z geniuszem, który ma obsesję na punkcie kontrolowania każdej sekundy jej życia. A to z jednej strony nadbudowuje społeczno-psychologiczne konteksty książki o wątki kojarzące się otwarcie z ruchem #MeToo i dopiero rozkręcającą się debatą o ograniczaniu swobody grupy władczych białych mężczyzn, z drugiej zaś daje twórcom duże pole do wodzenia widza za nos. Ten Niewidzialny człowiek straszy niezwykle efektywnie i jest na wyraz dojrzały emocjonalnie.

kadr z filmu „Niewidzialny człowiek”
kadr z filmu „Niewidzialny człowiek”

Osada (2004), reż. M. Night Shyamalan

Gdyby multiwersum faktycznie istniało, być może w jednej z alternatywnych odnóg znanej nam rzeczywistości dałoby rade znaleźć kogoś, kto nie ma pojęcia, co stało się z bohaterem Bruce’a Willisa w Szóstym zmyśle. Uznaliśmy jednak, iż w naszym świecie trudno dziś obejrzeć dzieło Shyamalana „na świeżo”, zatem wybraliśmy Osadę. Nie tylko dlatego, że przed seansem warto wiedzieć o fabule tylko tyle, że jest to historia mieszkającej w głuszy XIX-wiecznej społeczności, która funkcjonuje w specyficznej symbiozie z tajemniczymi istotami zamieszkującymi otaczające tereny. Wybraliśmy Osadę również z tego względu, że znany ze zwrotów akcji reżyser zabawił się z oczekiwaniami widzów, umieszczając w scenariuszu aż trzy istotne wolty i nie pozwalając aż do wielkiego finału zrozumieć, która z nich była najważniejsza. A jeśli nie skupiać się na fabularnych przewrotkach, film jest dość bogaty w inne treści.

kadr z filmu „Osada”
kadr z filmu „Osada”

Na rauszu (2020), reż. Thomas Vinterberg

Oto opowieść o czwórce duńskich nauczycieli, którzy zaczynają stosować metodę, że codzienne wspomaganie się odpowiednią – nie za dużą i nie za małą – dawką alkoholu sprawia, że człowiek staje się lepszą wersją samego siebie. A w efekcie jest lepszym partnerem – i nauczycielem – dla innych. Oto efektowny film, który podejmuje wyjątkowo delikatny i drażliwy społecznie temat, nie popadając ani przez sekundę w moralizatorski ton bądź efekciarskie metafory. Oto historia ujmujących w swej zwyczajności ludzi, którzy są na tyle odważni – lub głupi – by przyznać, że stali się z czasem zbyt zwyczajni. I chcą coś z tym zrobić, na dobre i na złe. Liczba stawianych przez Vinterberga pytań może przytłaczać, ale geniusz Na rauszu tkwi w tym, że film zapewnia ogromne pole do interpretacji oraz skłania w nieinwazyjny sposób do zastanowienia się, dlaczego nasza interpretacja różni się od interpretacji innych. Warto obejrzeć z otwartym umysłem.

kadr z filmu „Na rauszu”
kadr z filmu „Na rauszu”

Od zmierzchu do świtu (1996), reż. Robert Rodriguez

Najstarszy film z zestawienia to pozornie oczywista produkcja, która pokazuje w pewnym momencie widzowi środkowy palec, wrzuca wyższy bieg i zaczyna pędzić na złamanie karku w kierunku osobliwej gatunkowej żonglerki, która jest wciąż po tylu latach wyznacznikiem i wzorem dla wielu twórców. Zaczyna się po hitchcockowsku od trzęsienia ziemi: napad, gwałt, morderstwo oraz porwanie pastora i jego rodziny. Potem napięcie i makabra tylko wzrastają. Dość dodać, że mniej więcej w połowie filmu wszystko, co wydawało nam się, że widzieliśmy i wiedzieliśmy, zostaje przez twórców zanegowane. Innymi słowy, daleko Od zmierzchu do świtu do oczywistości, dlatego najlepiej delektować się tym filmowym daniem w ciemno. Wizja Rodrigueza może się nie rzecz jasna podobać, może wręcz odrzucić, jednak nie sposób odmówić jej oryginalności, rozmachu i kreatywności, której ze świecą dziś szukać w amerykańskim kinie głównego nurtu.

kadr z filmu „Od zmierzchu do świtu”
kadr z filmu „Od zmierzchu do świtu”

Ona (2013), reż. Spike Jonze

Oddziałujące za wielu poziomach arcydzieło Jonze’a było słusznie reklamowane jako historia samotnego introwertyka, który nie potrafi odnaleźć się w związkach damsko-męskich i pewnego dnia zakochuje się w mówiącym ciepłym, szczerym oraz zmysłowym kobiecym głosem systemie operacyjnym. Obserwując rozwój „relacji” fizycznej jednostki z tworem wirtualnym, rodzącą się synergię między żywym i sztucznym, cielesnym i cyfrowym, widz zaczyna zastanawiać się nad zmieniającym się z biegiem lat postrzeganiem tego, co jest ludzkie, inteligentne czy emocjonalne. Wbrew pozorom ten opis nie zdradza nawet jednej dziesiątej tego, co Ona ma do zaoferowania, a świadomość, że idzie się na film o facecie, który zadurza się w cyfrowym głosie, nie wpływa w żaden sposób na odbiór całości. Sednem filmu są bowiem miliony detali, za pomocą których Jonze zbudował ekranowy świat i wszystkie jego konteksty. Warto odkrywać je na własną rękę.

kadr z filmu „Ona”
kadr z filmu „Ona”

Kieł (2009), reż. Yórgos Lánthimos

Od czasu Kła Lánthimos stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych twórców współczesnego kina autorskiego, jednak film, dzięki któremu wypłynął na szerokie wody, jest wciąż stosunkowo nieznany. Na tyle, że nawet sympatycy kina europejskiego mogli dość łatwo funkcjonować przez ostatnie kilkanaście lat, nie natykając się na informacje zdradzające ważne elementy fabuły. Jest to o tyle ważne, że choć Kieł nie traci przy kolejnych seansach siły swego wydźwięku, wyłącznie za pierwszym razem potrafi znokautować emocjonalnie i intelektualnie. Jeśli wydaje wam się, że opowieść o pewnej parze, która postanowiła całkowicie odseparować swoje potomstwo od świata zewnętrznego, nie jest was w stanie zaskoczyć, sięgnijcie po Kła i zmierzcie się z oferowaną na ekranie mieszanką komedii, grozy oraz bolesnej refleksji. Niezależna perełka, która – co chyba w tym wszystkim najbardziej przerażające – wciąż zyskuje na mocy i uniwersalności.

kadr z filmu „Kieł”
kadr z filmu „Kieł”

Nowy początek (2016), reż. Denis Villeneuve

Zdawać by się mogło, że hollywoodzkie widowisko fantastycznonaukowe z pokaźnym budżetem i fabułą o pierwszym kontakcie człowieka z istotami pozaziemskimi nie ma potencjału, by widza zaskoczyć. Jednak ci, którzy śledzili informacje krążące pomiędzy zwiastunami i materiałami promocyjnymi, wiedzieli, że to ekranizacja opowiadania legendarnego w środowisku ambitnego science fiction Teda Chianga. Nakręcona przez filmowca, który przed romansem z Fabryką Snów tworzył opowieści nokautujące emocjonalnie i intelektualnie równie mocno co filmy Lánthimosa. I że to połączenie nie może być przeciętne. Jeśli zajrzeć głębiej, pod kolejne warstwy znaczeń, Nowy początek to być może najambitniejsze science fiction zeszłej dekady, bo mówi zarówno o kontakcie z czymś, co niemożliwe do zrozumienia, jak i o tym, jak język, kultura i społeczne konwenanse kształtują nasze życie. A to tylko fragment tego, co Villeneuve ma do zaoferowania.

kadr z filmu „Nowy początek”
kadr z filmu „Nowy początek”

Drugie oblicze (2012), reż. Derek Cianfrance

Na sam koniec zostawiliśmy oryginalny pod kątem narracyjnej struktury projekt, który mimo że miał w obsadzie Ryana Goslinga oraz Bradleya Coopera, nie znalazł dekadę temu wystarczająco wielu fanów, by przetrwać w pamięci kultury masowej. Fabularnie jest to dosyć prosta historia o winie i odkupieniu, o bohaterach i złoczyńcach, o policjantach i złodziejach, o ojcach i matkach, i ich wpływie na życie ich dzieci. Główni bohaterowie – zwyczajni ludzie, piękni w swych zwyczajnych słabościach – próbują być lepszymi wersjami samych siebie, jednakże w efekcie podejmują decyzje, które rzutują na przyszłość ich bliskich. I nie tylko. Narracyjnie jest to zaś rozpostarta na kilkanaście lat humanistyczna odyseja, która w pewnym momencie zostawia jednych bohaterów i zaczyna fascynować się innymi, łącząc przeszłość z teraźniejszością, dawne błędy z obecnymi konsekwencjami. Wielowątkowe, ambitne kino, które zasługuje na docenienie.

kadr z filmu „Drugie oblicze”
kadr z filmu „Drugie oblicze”

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty