Groza klasy B. Najbardziej absurdalne, niskobudżetowe horrory06.08.2021
Przed wami kino klasy, delikatnie mówiąc, dyskusyjnej, oparte od początku do końca na jawnie odjechanych konceptach, które zostały przekute na pełnometrażowe filmy. Oglądając tytuły z naszej listy będziecie się zastanawiać, jakim cudem i po co ktoś wyłożył na nie pieniądze. A jednak nie zawsze są to pozycje jednoznacznie złe: co więcej, niektóre z nich da się z czystym sercem polecić – mając oczywiście świadomość, że film może być tak zły, że aż kultowy.
Zombiebobry (2014), reż. Jordan Rubin
Debiutancki film komika Jordana Rubina, choć zwyczajny nie jest, rozmyślnie wykorzystuje klasyczne dla horroru patenty. Mamy więc zgubione toksyczne chemikalia niewiadomego pochodzenia, domek letniskowy pośród lasu i – oczywiście – młodych i pięknych, którzy myślą jedynie o seksie i przechyleniu piwka nad jeziorkiem. Tyle że, jak podsuwa już sam tytuł, to nie ludzie zostaną zainfekowani szałem i żądzą krwi, lecz bobry. Zębate futrzaki będą miały pełne łapki roboty i nadają się na maszynki do siania śmierci lepiej niż moglibyśmy sądzić. Oczywiście nie ma tu mowy o prawdziwej grozie, bo Rubina interesuje przede wszystkim chlustanie kubłami czerwonej farby, lekka nagość i dość suche żarty. Zombiebobry to porządny zastrzyk filmowego szaleństwa powstałego z potrzeby serca, a nie z maszynki generującej losowo poronione pomysły.
Rekinado (2013), reż. Anthony C. Ferrante
Huragan przetaczający się przez Kalifornię pustoszy Los Angeles i tylko jeden śmiałek może uratować… no nie, to nie ten film. Bo Rekinado, choć może i wychodzi od klasycznego schematu kina katastroficznego, wcale nie zamierza trzymać się go kurczowo. Tornado porywa bowiem rekiny, które spuszcza na zalane miasto. Dopowiedzcie sobie resztę. O dziwo film, mimo niewiarygodnej fabuły, zachowuje jako takie pozory powagi, lecz kiedy studio Asylum, specjaliści od tandety, połapali się, że mają potencjalny hit, dosztukowali czym prędzej parę sequeli, gdzie pomysły były jeszcze lepsze. To znaczy gorsze. Nie dość, że sytuacja z części na część jest coraz trudniejsza, a bohaterowie udają się w podróż w czasie, to do obsady dołącza David Hasselhoff.
Striptizerki zombie (2008), reż. Jay Lee
Na poziomie tytułu nie ma tu mowy o przekłamaniu, bo istotnie to film o striptizerkach zombie. Kto jednak liczył na bezczelne epatowanie golizną i hektolitrach krwi, ten może się srodze rozczarować, mimo że nazwiska Jenny Jameson, dawnej gwiazdy kina dla dorosłych, oraz Roberta Englunda, również dawnej gwiazdy kina dla dorosłych, ale tego mainstreamowego, mogą sugerować coś innego. W filmie chodzi o to, że zombie w klubie ze striptizem mają rzekomo przyciągać nielichą klientelę i żądny kasy manager nocnego klubu planuje podjudzić zatrudnione przez siebie dziewczyny do przejścia przemiany. Co ciekawe, film potrafi zaskoczyć filozoficznymi dywagacjami, jako że inspiracją była ponoć dla reżysera sztuka Nosorożec Eugène’a Ionesco.
Poultrygeist: Noc kurczęcych trucheł (2006), reż. Lloyd Kaufman
Kto słyszał o amerykańskim studiu Troma Entertainment, ten zdążył już na pewno zapoznać się z ich poronionymi pomysłami, jako że Lloyd Kaufman i spółka kręcą od niepamiętnych lat. Sam mistrz zasiadł za kamerą tego musicalu, komedii i horroru w jednym, wychodząc od klasycznego hollywoodzkiego pomysłu indiańskiego cmentarza powołującego martwych do życia. Pech jednak chce, że tym razem na mogiłach pobudowano fast food American Chicken Bunker i… resztę możecie dopowiedzieć sobie sami. Poultrygeist: Noc kurczęcych trucheł nie może równać się z klasykami jak Toksyczny mściciel czy Tromeo i Julia, ale to nadal stara dobra szkoła maestro Kaufmana: możecie liczyć na czerstwe dowcipy i lejącą się posokę.
The Gingerdead Man (2005), reż. Robert Altman
Kolejny film rozpoczynający się jak klasyka gatunku, bo pomysł na powrót zbrodniarza zza grobu wykorzystywały niezliczone produkcje, na czele z kultowymi Laleczką Chucky i Shockerem. Tyle że tym razem dusza seryjnego mordercy po kremacji zwłok trafia do piernikowej mikstury i upieczone z tego miszmaszu ciasto ma mordercze skłonności. Smaczku całej tej awanturze dodaje fakt, że śmieszno-straszne monstrum gra Gary Busey, niewątpliwie naczelny obłąkaniec kina amerykańskiego. Film, niestety, nie jest zbyt dobry, choć wyreżyserował go Charles Band, stary wyga mający na swoim producenckim koncie Reanimatora czy Władcę marionetek. Osobliwy spektakl znalazł jednak spore grono fanowskie i doczekał się nie jednego, a trzech sequeli.
Zły święty (2005), reż. David Steiman
A co by było, gdyby Święty Mikołaj istniał, ale nie był taki święty? W tej wersji sympatyczny starszy pan z brodą i brzuszkiem nie jest już sympatycznym starszym panem z brodą i brzuszkiem, tylko zwichrowanym szaleńcem zmuszonym przed tysiącem lat do bycia miłym i uczynnym. Gdy jednak okres jego służby dobiega końca, odbija sobie nudne lata z nawiązką i rusza wyrżnąć małe amerykańskie miasteczko. Film nie jest zły (choć trudno też powiedzieć, że jest dobry) i może stanowić znakomite antidotum na telewizyjne nudziarstwo konsekwentnie serwowane co roku na święta. Pod choinką pustka, dzwonków sań nie słychać, ktoś fałszuje kolędy i leje się krew. Oto Zły święty.
ThanksKilling (2008), reż. Jordan Downey
Jeszcze jeden film na liście traktujący o morderczym drobiu, czyli można by powiedzieć, że nic oryginalnego, ale jednak kolorytu dodaje mu osadzenie akcji w Święto Dziękczynienia, które dzisiaj coraz częściej postrzegane jest jako swoisty festiwal hipokryzji. Dlatego też rdzenni Amerykanie po latach nareszcie doczekują się zemsty na potomkach osadników, a ich narzędziem jest przebudzony do życia, demoniczny indyk. Mikry budżet co prawda wyłazi na każdym kroku i jest oczywiste, że mamy do czynienia z niczym więcej jak filmowym żartem, ale ten na pewnym poziomie działa. Film spodobał się na tyle sporemu gronu, że parę lat później fani sami zrzucili się na produkcję sequela.
Jack Frost (1997), reż. Michael Cooney
Nie chodzi nam o słodką i uroczą komedię familijną z Michaelem Keatonem o tym samym tyle, ale o krwawy slasher, choć pomysł wyjściowy obie produkcje mają podobny. Otóż i tu i tam dusza pewnego człowieka zostaje zaklęta w, no cóż, bałwana, tyle że w tym przypadku owym człowiekiem jest seryjny morderca. Reszty zapewne możecie się domyślić. Koszmarne efekty specjalne i komiczne sceny śmierci zaskarbiły sobie jednak sympatię publiki, która okrzyknęła film kultowym. Dowodem popularności Jacka Frosta jest nakręcony niedługo potem sequel, który już jednak nie doczekał się docenienia. A szkoda (a może jednak nie?), bo planowano domknięcie trylogii, tym razem już z ogromnym bałwanem burzącym całe miasta.
zobacz także
- Ciemna strona awokado. Holenderscy chirurdzy wystosowali niecodzienny apel
Newsy
Ciemna strona awokado. Holenderscy chirurdzy wystosowali niecodzienny apel
- Nastazja Gonera z łódzkiej filmówki z szansą na „studenckiego Oscara"
Newsy
Nastazja Gonera z łódzkiej filmówki z szansą na „studenckiego Oscara"
- Łukasz Orbitowski | Sympatia dla menela
Opinie
Łukasz Orbitowski | Sympatia dla menela
- Pierwszy teaser „1899” już w sieci. To nowy serial twórców „Dark”
Newsy
Pierwszy teaser „1899” już w sieci. To nowy serial twórców „Dark”
zobacz playlisty
-
05
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
03
-
Martin Scorsese
03
Martin Scorsese