Opinie |

​​Chłopiec, którego znają wszyscy. Film „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” kończy 20 lat04.11.2021

kadr z filmu „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”

Równe dwadzieścia lat temu, 4 listopada 2001 roku, w przerobionym na imitację Hogwartu londyńskim kinie Odeon Leicester Square odbyła się międzynarodowa premiera Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego Chrisa Columbusa, pierwszej ekranizacji ekspresowo zyskującej na popularności serii książek autorstwa J.K. Rowling.

Napędzana zwiastunami, fotosami oraz doniesieniami z planu machina promocyjna działała od wielu miesięcy, budując wśród widzów i fanów książek ogromne oczekiwania. W tamtym momencie trudno było jednak przewidzeć, że kinowy cykl o przygodach małego czarodzieja i jego wiernych przyjaciół stanie się przez kolejną dekadę czymś więcej – doświadczeniem pokoleniowym.

Harry Potter and the Sorcerer's Stone (2001) Official Trailer - Daniel Radcliffe Movie HD

Zaczyna się tajemniczo. Na ekranie pojawia się znane i lubiane logo wytwórni Warner Bros., a w tle słychać początek motywu przewodniego Johna Williamsa. Przenosimy się na z pozoru typową brytyjską uliczkę. Nagle spośród drzew wyłania się ubrany w dziwną szatę mężczyzna z długą białą brodą i… gasi na odległość pobliskie latarnie. Za pomocą magii. Chwilę później obserwujący całą sytuację kot zamienia się w równie efektownie ubraną kobietę. Wymiana zdań jest krótka, gdyż zaraz z nieba nadlatuje ogromnych rozmiarów brodacz na motorze. Trzyma w ręku niemowlę, być może roczne, z dziwnym znamieniem w kształcie błyskawicy na czole. „Chłopak będzie sławny. Każde dziecko w naszym świecie będzie znało jego imię”, mówi kobieta, gdy wraz z białobrodym mędrcem zanosi opatulone niemowlę pod jeden z wielu zwyczajnych domów na tej zwyczajnej ulicy. Krótkie pożegnanie, kilka łez dużego brodacza. Cięcie. Scena trwa ledwie trzy minuty, czuć w niej jednak magię, w której w ciągu następnych dwóch godzin filmu, a potem przez kolejnych siedem części serii, zakochają się miliony widzów.

Ci, którzy czytali książki J.K. Rowling wiedzieli doskonale, że mędrcem jest Albus Dumbledore, jeden z najpotężniejszych magów swoich czasów oraz dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, zaś kobietą Minerwa McGonagall, zasłużona profesor transmutacji w tejże szkole, a także opiekunka Gryffindoru, jednego z czterech funkcjonujących w jej ramach domów. Znali też brodacza: to Rubeus Hagrid, zaufany gajowy i klucznik szkoły, specjalista od wszelkiej maści magicznych stworzeń. Czytelnicy znali też dobrze kontekst – że chłopcem jest Harry Potter, że stracił niedawno rodziców, że znamię jest efektem brutalnego starcia ze złowieszczym Lordem Voldemortem, że chłopaka czeka życie pełne pięknych i mrożących krew w żyłach przygód, bo wbrew swojej woli stał się wybrańcem, który będzie musiał strzec dobrego świata czarodziejów przed zakusami zła. Pozostali widzowie, ci, którzy nie znali literackiego Harry’ego Pottera i nie mieli większego pojęcia o budowanej w tym czasie przez J.K. Rowling mitologii (pierwsza część serii o Potterze została wydana w 1997 roku, a do momentu premiery filmu wyszły trzy kolejne), nie musieli jednak tego wszystkiego wiedzieć. Wystarczyło to, co zobaczyli na ekranie.


A zobaczyli dzieciaki radośnie wbiegające w mur na peronie londyńskiej stacji kolejowej King’s Cross – mur, który okazywał się ukrytym przejściem do świata czarów i wielkiej wyobraźni. Zobaczyli też fragmenty tego świata, przemierzając go Hogwart Ekspresem wraz z Harrym i jego przyszłymi przyjaciółmi, Hermioną oraz Ronem. Samo zetknięcie z tą rzeczywistością rodem z pięknych dziecięcych snów było czymś niezwykłym, magicznym, odpowiednikiem pierwszego spotkania Granta z gigantycznym roślinożernym brachiozaurem w Parku Jurajskim, który dekadę wcześniej zdefiniował milionom widzów ramy filmowej magii. A to był przecież ledwo początek tego, co Kamień Filozoficzny oferował – pierwsze spotkania z trollem, trzygłowym psiskiem i innymi magicznymi stworami, pierwsze partie rozgrywanego na miotłach Quidditcha, które fascynowały co najmniej równie mocno jak dynamiczne wyścigi gwiezdnowojennych podów w dwa lata wcześniejszym Mrocznym widmie. Wreszcie pierwsze spotkanie z odradzającym się w surrealistycznej formie Voldemortem, który już w pierwszej części zasługiwał na miano jednego z najbardziej osławionych czarnych charakterów kina dziecięcego. I nie tylko dziecięcego.

Pierwszy Harry Potter jest wprawdzie wprowadzeniem do czarodziejskiej rzeczywistości i mnóstwo w nim znakomitych efektów specjalnych, jednak to przede wszystkim film o poszukiwaniu siebie.

O ile rosnący fenomen literacki Harry’ego Pottera wymagał pewnego rodzaju wtajemniczenia i poświęcenia dziesiątek godzin, by móc w pełni cieszyć się stworzonym przez Rowling światem, w inicjowanym fenomenie filmowym – z oczywistych względów nieco skrótowym, ale jednak równie bogatym dzięki wizualnej sile kinowego przekazu – uczestniczyć mógł każdy. Zwłaszcza że twórcy Kamienia Filozoficznego, producent David Heyman i reżyser Chris Columbus (autor kultowego przecież Kevina samego w domu), fantastycznie wyczuwali potrzeby dziecięcej oraz młodzieżowej widowni tamtych czasów. Pierwszy Harry Potter jest wprawdzie wprowadzeniem do czarodziejskiej rzeczywistości i mnóstwo w nim znakomitych efektów specjalnych, jednak to przede wszystkim film o poszukiwaniu siebie. Harry jest sierotą, który odnajduje w Hogwarcie oraz otoczeniu lojalnych przyjaciół dom, którego nigdy wcześniej nie miał. Odnajduje przyjaźń, wiarę w siebie i innych, wewnętrzną siłę – w końcu również miłość. Te przymioty nie wypływają z niego, nie pojawiają się przy okazji nauki czarodziejskiego fachu – Harry musi się ich nauczyć i dopiero wtedy staje się wybitnym czarodziejem.

Bo Harry jest oczywiście Wybrańcem, ale także zwyczajnym, ciekawym świata chłopakiem, który, podobnie jak obserwujące jego przygody z zapartym tchem dzieciaki, chce się też bawić, miewa durne pomysły i przeżywa młodzieńcze kryzysy. To, co u Rowling przewijało się w słowach i wspieranych literackimi narzędziami koncepcjach, w filmie wybrzmiewa niewerbalnie w toku fabuły. Starcie z trollem jest tak szalenie wizualne i dynamiczne, że nie trzeba dodatkowo podkreślać więzi rodzącej się między Harrym, Hermioną i Ronem. I dalej, film pokazuje, zamiast tylko opowiadać, to, co zresztą sprawiło, że proza Rowling stała się tak popularna wśród chłonnych młodych umysłów – brytyjska pisarka ubrała swoje pomysły w szaty uszyte z elementów różnych literackich i filmowych gatunków, a nawet tragedii greckiej, ale nie zapomniała o tym, że czytelnicy muszą móc przeglądać się w bohaterach niczym w zwierciadle. Dlatego Harry i reszta czują się czasem niedoceniani przez dorosłych, ukrywają się ze swoimi emocjami, popełniają błędy – bo dokładnie tacy sami są widzowie, którzy ich oglądają.


I z nimi tak czy inaczej dorastają. Nie bez powodu dwie pierwsze części – Kamień FilozoficznyKomnata Tajemnic – są łagodniejsze, jaśniejsze, bardziej kolorowe, zaś od trzeciej części – Więźnia Azkabanu – robi się mroczniej, smutniej i intensywniej, po czym rozdzielony na dwa filmy wielki finałInsygnia Śmierci – są już skierowane bardziej do nastolatków, którzy docenią wizualne i fabularne subtelności. Fenomen kinowego cyklu Harry’ego Pottera pozwolił zaistnieć kilku innym popularnym młodzieżowym seriom filmowym, od Sagi Zmierzch po Serię Niezgodna, ale żadna z nich nie wychowała widzów. Żadna nie pozostawiła po sobie tylu językowych naleciałości, tylu grafik i symboli (choćby same herby domów Hogwartu), tyle zainteresowania głównymi, pobocznymi i trzecioplanowymi wątkami i postaciami. Żadna nie dała widzom poczucia uczestnictwa w czymś większym od nich samych. Przyznać należy, że Harry Potter miał w tym sensie nieco łatwiej, bowiem pierwsze dwa filmy wkraczały do kin w świecie, który nie był jeszcze tak bardzo zglobalizowany za pomocą internetu, a mimo wszystko fani książek i filmów stworzyli w sieci i na różnych forach całe dodatkowe uniwersum wymiany myśli, pasji i doświadczeń, które przekroczyły każdą możliwą granicę narodową czy kulturową.

Czy religijną – bo przecież zarówno w Polsce, jak i na świecie Kamień Filozoficzny, i w ogóle książki Rowling, spotykały się często z bardzo surowym przyjęciem. Wytykano im promowanie guseł i magii, a nawet, w kilku bardziej skrajnych przypadkach, zauważano nawiązania satanistyczne. Co, oczywiście, jeszcze bardziej napędzało kinową widownię, sprawiając, że pierwszy film o przygodach małego czarodzieja zarobił na całym świecie 974 miliony dolarów i stał się nie tylko najbardziej kasową produkcją 2001 roku, ale także drugim po Titanicu najbardziej kasowym filmem w historii kina. Minęło dwadzieścia lat i kilkadziesiąt filmów ma pokaźniejsze zarobki, wliczając w to połowę uniwersum Marvela, które dzierży dziś palmę pierwszeństwa kinowej popularności, jednak kinowa saga Harry’ego, Hermiony, Rona i reszty nie tylko nie straciła swego pierwotnego wydźwięku, ale wręcz stoi przed szansą, żeby zyskać nowe znaczenie. Oto bowiem dzieciaki, które z Potterem dorastały i przeżywały własne wzloty i upadki, są już dziś młodymi rodzicami, zaś ich dzieci albo już są, albo niedługo będą w wieku predysponującym je do pierwszych spotkań z uniwersum Hogwartu. Kino pokoleniowe może stać się – wróć, staje się – efektownym mostem pokoleniowym.

Mimo swoistej hegemonii MCU i kina superbohaterskiego, mimo ogromnej oferty filmowo-telewizyjnej skierowanej obecnie do dzieci, filmy z cyklu o Potterze znajdują się niezmiennie w ścisłej czołówce.

Nie zniszczą tego ani trwające w zasadzie od początku usilne próby zdyskredytowania Harry’ego Pottera, ani nie do końca udane próby powiększania filmowego uniwersum Fantastycznymi zwierzętami, ani kontrowersyjne wypowiedzi J.K. Rowling zrażającej do siebie mnóstwo byłych dzieciaków, którym kiedyś pomogła uwierzyć w siebie i własną wartość. Nie zniszczą dlatego, że Harry Potter i Kamień Filozoficzny był pierwszy – wcześniej tak efektownych filmów fantasy nie kierowano do dzieci, a jeśli już, to nie w taki sposób. Dlatego, że mimo swoistej hegemonii MCU i kina superbohaterskiego, mimo ogromnej oferty filmowo-telewizyjnej skierowanej obecnie do dzieci, filmy z cyklu o Potterze znajdują się niezmiennie w ścisłej czołówce i przekazują piękne morały w efektownej, ale nie przesłaniającej treści formie. Oto dziedzictwo Kamienia Filozoficznego, efektownego spektaklu, który był zdecydowanie filmem swoich czasów, nie tylko z perspektywy technologicznej, ale także filmem kształtującym czasy, w których powstał.

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty