Opinie |

Krwisty „Smutek” i łzy szaleństwa. Survival horror ma się dobrze26.11.2021

kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)

Brutalne, obrzydliwe, „przegięte” – na pewno znajdą się osoby, które na debiut Roba Jabbaza zareagują właśnie w ten sposób. Dla innych rozgrywający się na Tajwanie survival horror będzie jednak doskonałą rozrywką i dopracowanym kinem gatunkowym.

Smutek, który obejrzeć można w ramach wrocławskiej i warszawskiej edycji trwającego właśnie Splat!FilmFest, to nie film dla każdego. Zyskujący jednak co roku na popularności festiwal dla fanów kina grozy, fantastyki i arthouse'u to idealne miejsce, żeby przedstawić go widzom. Szczególnie, że organizatorzy wydarzenia stawiają sprawę jasno: ich misją jest prezentowanie produkcji mrocznych, szalonych, dzikich i pięknych. To ostanie jest co prawda sprawą subiektywną, ale trzy pierwsze epitety pasują do Smutku jak ulał.

Urocza para ze zdjęcia powyżej to Jim i Kat. Mają po dwadzieścia kilka lat i, są małżeństwem i borykają się z uniwersalnymi dla związków problemami, nie tylko właściwymi dla mieszkańców Tajpej na Tajwanie. Ona to rozsądna pracowniczka korporacji, której myśli oprócz przetrwania w biurze od 9:00 do 17:00 zaprząta głównie planowany od dawna urlop z partnerem. On to mający ostatnio problemy ze zleceniami freelancer i na pierwszy rzut oka lekki obibok, który o wyjeździe zwyczajnie zapomniał, obiecując pomoc kumplowi. Od nich ten film się zaczyna i na nich kończy. Ich wspólna, błoga fotografia to wiec dobry początek na wprowadzenie w tę historię, ale też – nie ukrywajmy – jedyne nadające się do publikacji w mediach społecznościowych zdjęcie prasowe ze Smutku (wystarczy spojrzeć poniżej)To bowiem, co dla kogoś, kto włączył ten film przypadkiem, mogło zapowiadać się na dramat obyczajowy, tajwańskie Sceny z życia małżeńskiego, szybko okazuje się historią zrodzoną w umyśle szaleńca. A ten za nic ma konwenanse, powszechnie panujące poczucie estetyki czy zastanawianie się, czy wypada doliwać oliwy do ognia, a więc łączyć estetykę zombie horroru z tym, co przez ostatnie 2 lata dzieje się na świecie – tak, chodzi o pandemię. 


Kim jest szaleniec, o którym mowa? Poznajcie Roba Jabbaza, kanadyjskiego filmowca, który na co dzień mieszka w stlicy Tajwanu. To właśnie w Tajpej rozwinął się zawodowo, od podstaw samodzielnie ucząc się animacji. Jego prace – głównie krótkometrażówki i teledyski – łączą grafikę komputerową, cukierkową estetykę i glitch art, ale jak widać zawsze ciągnęło go do horroru. Jak opowiadał kilka miesięcy temu w jednym z wywiadów, Smutek nie powstałby, gdyby nie pandemia. A konkretnie szef Jabbaza, który zaproponował mu prosty układ: on napisze film, a szef go sfinansuje, a potem wypuszczą go za pół roku. „Miał być o czymkowiek, najlepiej o pandemii i zombie. Kiedy mi to proponował, był zupełnie poważny – mówił w rozmowie z portalem „iHorror” reżyser i scenarzysta. Akcję filmu Jabbaz naturalnie osadził na Tajwanie, ale nie czuć, że pochodzący z zupełnie innej części świata filmowiec jest tu intruzem. Smutek to od początku do końca tajwański film, a kanadyjskie nazwisko jest tu raczej ciekawostką – podobnie jak np. przy okazji indonezyjskiej serii akcji The Raid, za którą stał Walijczyk, Gareth Evans.

kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)
kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)

W jaki sposób prawdziwa pandemia zainsprowała film Smutek? Tak naprawdę w niewielkim. Chodzi o samą ideę istnienia wirusa, który pojawia się znikąd i rozprzestrzenia w zastraszającym tempie. W horrorze akcja posuwa się jednak zdecydowanie szybciej niż w normalnym życiu – nie ma miejsca na wątpliwości, wypieranie faktów czy zastanawianie się, co należy zrobić. Jest moment zarażenia, w którym pacjent czuje się delikatnie mówiąc nieswojo, ale pamiętajmy, że mówimy o horrorze i to utrzymanym w specyficznej konwencji. Alvin to bowiem wirus zabójczy, choć też nie do końca. Zarażeni nie zamieniają się w zombie, ale raczej brutalne istoty, których działaniem rządzą podstawowe procesy: chęć zdobycia jedzenia i prokreacji. Brutalność to też słowo klucz – zainfekowani kochają tortury, okaleczanie czy rozrywanie wnętrzności. Na to okrucieństwo nie ma lekarstwa. 

kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)
kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)

Akcja filmu szybko przenosi się z uroczego mieszkanka Jim i Kat na ulice miasta, do wagoników metra, biur, restauracji i wszystkich tych miejsc, w których krwawa łaźnia prezentuje się w filmach najlepiej. Jeśli w tym momencie przed ekranem zostanie jeszcze przypadkowy widz, a nie fan gatunku, to na pewnie tylko dlatego, że obudził w sobie właśnie nową pasję. Survival horror to w końcu rzecz specyficzna, wymykająca się ocenianiu z poziomu dobra i zła, czy zadawania sobie pytanie o sensowność pokazywanej na ekranie akcji. Liczy się czysta rozrywka i efektowność (ale też efektywność) poszczególnych scen. Tu nie można odmówić twórcy bogatej wyobraźni – momentów, kiedy na zmianę będziemy odwracali oczy z obrzydzenia i zaciekawieni zerkali na ekran jest mnóstwo. Z jednej strony Jabbaz sięga po popularne dla tego typu horrorów motywy ucieczek, uwięzień, wypadków losowych i wrogów pojawiających się znikąd, z drugiej moco przyczynia się do rozszerzania granic gatunku – jest tu masa naprawdę widowiskowych scen i dopieszczonych efektów wizualnych, a także sekwencji, które mogą przejść tylko w tego typu kinie. Chodzi o sceny tak specyficzne, jak tylko specyficzna jest publika survival horrorów – patrząca z dystansem, myśląca kreatywnie, przymykająca na wiele spraw oko i dokładnie znająca granicę między prawdą a fikcją.

 

Jest jeszcze jedna kwestia sprawiająca, że Smutek znacznie odróżnia się od podobnych mu filmów, nastawionych tylko i wyłącznie na poszczególne sceny przemocy. Ten film, choć paskudny, obrzydliwy, ekstremalnie krwawy i eksponujący w co drugiej scenie wnętrzności, broni się też jako dobry thriller. Trup ściele się gęsto, króluje gore, ale mimo przesuwania granic i puszczania oka do widza, Smutek pędzi fabularnie do przodu, nie dając widzowi wytchnienia. Akcja rozwija się książkowo – jest miejsce na trzymanie napięcia, zaskoczenia, zdrady i elementy humorystyczne – nie tylko te wynikające z potrzeby rozładowania napięcia przez widza zszokowanego brutalną sceną. Są też dobrze napisani bohaterowie, choć ci ubywają z każdą minutą. Smutek to po prostu dobrze zrobiony film. A że specyficzny?
 

„Smutek” zobaczycie w ramach 7. edycji Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival. Film Roba Jabbaza pokazywany jest w sekcji Strach i Terror – we Wrocławiu (Kino Nowe Horyzonty, 24 – 28 listopada) oraz w Warszawie (Kino Muranów, 1 – 5 grudnia). Online'owa edycja Splat!FilmFest potrwa natomiast od 6 do 19 grudnia 2021 r.

kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)
kadr z filmu „Smutek” (źródło: Splat! Film Fest)
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty