Łukasz Orbitowski | Dyskretny urok ojcostwa09.09.2019
Ojcostwo jest jak otwarte złamanie z przemieszczeniem. Zdarza się nagle, komplikuje życie i trudno je ignorować.
Od roku z kawałkiem wychowuję dwóch chłopaków, swojego synka z młodzieńczego małżeństwa (dwanaście lat) i dziesięcioletniego dzieciaka mojej dziewczyny. Do genów nie przywiązuję żadnej wagi. Obu traktuję równo, jak własnych, bo własnymi są w istocie.
Moja sytuacja jest jednak specyficzna. Większość ojców wychowuje swoje dzieci od maleńkości. Rozpad mojej pierwszej rodziny zbiegł się z narodzinami dziecka. Bywa też tak, że chłopak przeprowadza się do ojca gdzieś w rejonach piętnastego roku życia. Tu ten ruch nastąpił wcześniej.
Zamieszkaliśmy razem. Wkrótce dołączył do nas mój syn. Nie spodziewałem się tego rodzaju obrotu sprawy. W gruncie rzeczy, miałem pewność, że będę mieszkał sam do końca życia.
Przed całe swoje dorosłe życie mieszkałem sam, ewentualnie z kolejnymi kobietami. Dbałem o kontakt z dzieckiem, ale dzieliła nas połowa Polski. Nie brałem więc udziału w wychowaniu. W międzyczasie nabrałem starokawalerskich nawyków, przywykłem do życia w wolności, czyli mówiąc po ludzku – zdziwaczałem, jakbym przesiedział dekadę w studni, tyle, że z internetem.
Nieoczekiwanie zdarzyli się chłopcy. Pokochałem kobietę z dzieckiem. Zamieszkaliśmy razem. Wkrótce dołączył do nas mój syn. Nie spodziewałem się tego rodzaju obrotu sprawy. W gruncie rzeczy, miałem pewność, że będę mieszkał sam do końca życia.
W jakiś sposób cieszę się, że prawdziwe ojcostwo i życie w rodzinie zdarzyło mi się tak późno. W tym roku kończę czterdzieści dwa lata. Żyłem burzliwie. Imprezowałem. Kochałem, porzucałem i byłem porzucany. Wypiłem ocean wódki. O innych używkach nie wspomnę. Zwiedziłem kawał świata i zdobyłem najlepszych przyjaciół na świecie. Wyszumiałem się i największą radość znajduję w czynnościach prostych: w wieczorach z książką, filmem i konsolą, w rozmowach z najbliższymi, w wycieczkach razem z dziećmi.
Niedawno pojechaliśmy na Mazury. Wynajęliśmy łódkę i pływaliśmy przez tydzień – trzech dorosłych i sześcioro dzieci stłoczonych na powierzchni niewiele większej od windy. Bałem się tego wyjazdu i nawet chciałem go odwołać. Istniała realna szansa, że chłopaki porozrywają się na strzępy i jeszcze zatopią dorosłych.
Stało się inaczej. W życiu nie widziałem tak zgranej, odważnej i karnej bandy. Żyli własnym życiem wyrażającym się w poszukiwaniu przygody. Czuwałem z daleka, nie przeszkadzając.
Przeważnie chłopcy pytają, ja odpowiadam. Przy okazji porządkuję sobie świat. Nim odpowiem dzieciom, na większość pytań muszę odpowiedzieć sobie sam.
Starszy ma dwanaście lat, że tak przypomnę. Zabrał się za budowanie fortecy z piasku. Przyglądałem się temu z rosnącym przejęciem. Pomyślałem, że być może po raz ostatni widzę go przy tego rodzaju zabawie. Za rok, gdy znów pojedziemy nad wodę, pewno już będzie oglądał się za dziewczynami.
Jest wiele dobrych chwil. Lubię wspólne spacery, oglądanie filmów, a nade wszystko wieczorne pogaduchy. Utarł się taki przyjemny zwyczaj – siadamy sobie przed snem, we trzech lub we czworo i rozmawiamy na różne tematy. Przeważnie chłopcy pytają, ja odpowiadam. Przy okazji porządkuję sobie świat. Nim odpowiem dzieciom, na większość pytań muszę odpowiedzieć sobie sam.
Istnieje mnóstwo rzeczy, które dają więcej radości niż ojcostwo. Powiem więcej: jeśli idzie o radość z życia, to rodzicielstwo zdecydowanie ją umniejsza.
To piękne chwile. Cóż lepszego nad nie? Może imprezki? Przypadkowy, dziki seks? Zwiedzanie świata? Włóczenie się po restauracjach? Albo chociaż życie bez zobowiązań, ze spaniem do późna i łagodną koncentracją na sobie?
Oczywiście, że tak. Istnieje mnóstwo rzeczy, które dają więcej radości niż ojcostwo. Powiem więcej: jeśli idzie o radość z życia, to rodzicielstwo zdecydowanie ją umniejsza. Ludzie bezdzietni mają więcej przygód. Nawiązują ciekawsze przyjaźnie. Łatwiej im o dobrą pracę. Czerpią garściami z życia.
Rodzicielstwo w swoim codziennym wymiarze to trud dający się porównać właśnie do chodzenia z nogą w gipsie po jaja. Da się, tylko najprostsza nawet czynność sprawia cztery razy więcej kłopotu, łącznie z drapaniem po dupie.
Za pracę dostajemy pieniądze i tak dalej. Rodzicielstwo wyłamuje się z tego schematu. To trud, za który nie ma zapłaty.
Mowa o codziennej wojnie, gdzie przyczółkiem do zdobycia jest wszystko: lekcje do odrobienia, pokój do posprzątania, niezaścielone łóżko, rzekomo niesmaczny obiad, no i największy koszmar, czyli gaszenie światła o wyznaczonej godzinie. Oddech łapię patrząc, jak z konta znika kasa.
Do tego dochodzą konflikty między chłopakami i wieczna rywalizacja, porównywanie się do kolegów i skargi płynące ze szkoły lub podwórka. Któryś coś powiedział. Coś zniszczył. Brzydko patrzył. Rodzice są najgorszymi z ludzi, przysięgam wam.
Przywykliśmy do tego, że nasze wysiłki są nagradzane. Za pracę dostajemy pieniądze i tak dalej. Rodzicielstwo wyłamuje się z tego schematu. To trud, za który nie ma zapłaty. Dzieci nie są i nie będą wdzięczne. Nie należy zresztą od nich wymagać żadnej wdzięczności.
Przerażają mnie ludzie, którzy oczekują, że dziecko zaopiekuje się nimi na starość i poda szklankę wody. Ja chcę, aby moje dzieci cieszyły się wolnością, gdy już dorosną. Nie będę pił wody tylko whisky. I zdechnę sobie w kąciku, nie robiąc nikomu kłopotu.
Powtórzę: rodzicielstwo to trud, kierat, kajdany, za który nigdy nie dostaniemy zadośćuczynienia. Przynajmniej w walucie ogólnie akceptowanej.
Istnieje bardzo szczególny rodzaj szczęścia, który zacząłem odczuwać dopiero jako rodzic. To szczęście nie ma nic wspólnego z ekstatyczną radością, jaką odczuwamy, gdy zdarzy nam się jakaś fantastyczna niespodzianka.
Nie wyobrażam sobie świata bez moich chłopców, a życie, zanim pojawili się u mnie w domu, jawi się niewyraźnym i dalekim, jakby należało do kogoś innego. W ojcostwie zapisana jest miłość, jej szczególny rodzaj, który nie dzieli, nie domaga się swego i nawet nie myśli o nagrodzie. To uczucie najprostsze z możliwych, które mogę przyrównać do wiatru albo rzeki. Z rzeką nie dyskutujesz. Nie pytasz, dlaczego płynie.
Istnieje też bardzo szczególny rodzaj szczęścia, który zacząłem odczuwać dopiero jako rodzic. To szczęście nie ma nic wspólnego z ekstatyczną radością, jaką odczuwamy, gdy zdarzy nam się jakaś fantastyczna niespodzianka. Mam na myśli delikatne ciepło kładące się na sercu. Coś, czego nie umiem nazwać, co jest mieszaniną satysfakcji, spokoju oraz ulgi, coś, co z pewnością zasługuje na własną nazwę, tylko ja nie potrafię jej wymyślić.
Tak właśnie jest.
zobacz także
- Łukasz Orbitowski | Pochwała metalu
Opinie
Łukasz Orbitowski | Pochwała metalu
- Łukasz Orbitowski | Dworzec autobusowy w Katowicach nocą, czyli życie
Opinie
Łukasz Orbitowski | Dworzec autobusowy w Katowicach nocą, czyli życie
- Łukasz Orbitowski | Kocham cię, karku!
Opinie
Łukasz Orbitowski | Kocham cię, karku!
- Łukasz Orbitowski | Głowa Jima Carreya
Opinie
Łukasz Orbitowski | Głowa Jima Carreya
zobacz playlisty
-
Teledyski
15
Teledyski
-
Papaya Films Presents Stories
03
Papaya Films Presents Stories
-
Music Stories PYD 2020
02
Music Stories PYD 2020
-
Andriej Tarkowski
02
Andriej Tarkowski