Łukasz Orbitowski | Głowa Jima Carreya20.02.2019
Serial Kidding jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałem w telewizji. To także bezpardonowa, emocjonalna masakra, niemająca nic wspólnego z rozrywką. Oglądałem, bolało. Mój przyjaciel, zachęcony podobną opinią odmówił przygody z Kidding. Powiedział, że wystarczy mu udręczona twarz odtwórcy roli głównej, Jima Carreya.
Nie będę streszczał o czym opowiada Kidding. Powiem tylko, że Carrey wciela się w gwiazdora programu dziecięcego. Uśmiecha się, śpiewa słodkie piosenki i udziela dobrych rad przy pomocy kolorowych laleczek. Poza planem krąży wśród ruin. Zmarło mu dziecko. Odeszła od niego żona. Nie potrafi dogadać się z własnym ojcem. Z odcinka na odcinek robi się coraz upiorniej. Czekamy, aż facet pęknie, aż stanie się coś strasznego.
Jim Carrey zmaga się z depresją przynajmniej od połowy lat dziewięćdziesiątych. W 2015 r. jego narzeczona popełniła samobójstwo, łykając leki z apteczki aktora. Dostało mu się za to. Sam Carrey jest etatowym wesołkiem, królem komicznych grymasów, a jednocześnie zmaga się z depresją. Taki, a nie inny dobór roli głównej rzutuje na odbiór Kidding. Nie wiem już, czy oglądam kreację aktorską, czy też wyznanie, a właściwie krzyk cierpienia. Carrey stworzył postać, czy po prostu pokazał siebie? Tego już nie wiem i raczej nie chcę wiedzieć.
Lekarz zasłuchał się w moich dyrdymałach i orzekł, że mam subdepresję. Taką miniaturową, cholerną depresyjkę. Kieszonkowe nieszczęście. Smutek w pudełku od zapałek.
Sam odwiedzałem psychiatrów, szukając rozwiązania problemów ze snem. Przy okazji poprosiłem o krótką, szacunkową diagnozę, czy przypadkiem nie mam depresji. W końcu nieustannie myślę o śmierci, uważam, że życie nie ma żadnego sensu, a ludzie są źli i tak dalej. Lekarz zasłuchał się w moich dyrdymałach i orzekł, że mam subdepresję. Taką miniaturową, cholerną depresyjkę. Kieszonkowe nieszczęście. Smutek w pudełku od zapałek. To doświadczenie nauczyło mnie czegoś. Wcześniej nie rozumiałem osób chorych na depresję i dalej ich nie rozumiem. Ale trwałem przecież w wielkim smutku i doświadczałem czegoś, co mam odwagę nazwać cierpieniem. To dało mi namiastkę skali udręki, jaką przeżywają ludzie naprawdę chorzy. Są tacy, którym urwało obie nogi. Jak im z tym? Boję się myśleć.
Carrey zajmuje się malarstwem. Krótki film dokumentalny o tej twórczości można znaleźć w internecie. Cóż, nie są to wybitne obrazy, ale chyba Carrey nie ma jakichś wybujałych ambicji w tym zakresie i chyba nawet rozumiem, o co mu chodzi. Używa wyrazistych, nierozrobionych kolorów. To barwy, które kocha dziecko i dziecięcy świat, wolny od trosk i niebezpieczeństwa.
Myślę o nim, o tym pragnieniu schronienia się w czymś, co jest proste i kolorowe. Myślę też o ludziach chorujących na depresję. Wielu takich poznałem i na początku byłem dla nich bardzo niedobry. Radziłem, aby wstali z łóżka i zabrali się za siebie. Powtarzałem, że życie nie zna żadnej litości. Tymczasem to ja jej nie znałem.
Mam wszystko, więc nie powinienem cierpieć. A jednak cierpię i to jak jasna cholera. Chociaż nie powinienem. Tej jednej rzeczy mi nie wolno.
Większość osób zmagających się z depresją miała wiele dobrych powodów, aby zachorować. W końcu żyjemy w Polsce. Jednemu ktoś zmarł, ktoś inny nie mógł wydostać się z biedy. Zdarzyła się zdrada, zawód miłosny. Ale są też chorzy tacy jak Jim Carrey. No dobrze, nie tacy, bo gwiazd Hollywood nie mamy znowu tak wielu. Mówię o ludziach, którym życie wyszło. Mają kasę, pracę, która cieszy, udane dzieci i satysfakcjonujące życie erotyczne, czyli warunki konieczne do szczęścia. A jednak cierpią i nie wiedzą, co z tym cierpieniem zrobić, bo nie znajdują dla niego żadnego usprawiedliwienia.
Wyobrażam sobie, że jestem właśnie takim człowiekiem. Na przykład Jimem Carreyem. Oznacza to, że mam wszystko, z jednym tylko wyjątkiem. Mianowicie jestem pozbawiony prawa do depresji, do własnego cierpienia. Mam wszystko, więc nie powinienem cierpieć. A jednak cierpię i to jak jasna cholera. Chociaż nie powinienem. Tej jednej rzeczy mi nie wolno.
W ten sposób (tak myślę) nakręca się spirala mroku. Mowa o zjeździe w otchłań nienawiści do samego siebie. Dlaczego cierpię? Przecież mam wszystko. Większość ludzi zmaga się z problemami codzienności, od których jestem wolny. Brakuje im miłości, pasjonującej pracy i pieniędzy, tymczasem ja mam wszystko i mam czelność cierpieć. Czy jestem złym człowiekiem? Niewdzięcznym na pewno.
Możemy założyć, że chory, stary i biedny ma gorzej niż młody, tryskający zdrowiem milioner. Ale tego z całą pewnością nie wiemy. Wiem za to, że każdy może cierpieć, niezależnie od sytuacji życiowej, w której się znalazł.
Poddając się temu (niesłusznemu i paranoicznemu) myśleniu czuję się ze sobą coraz gorzej. Zwiększam coś, od czego za wszelką cenę chciałbym uciec – swoje własne cierpienie. Im mocniej czuję, że nie mam prawa cierpieć, tym bardziej boli. Jama zmienia się w loch. Loch w otchłań. Co kryje się w jej głębinach? Są tacy, którzy mieli nieszczęście się o tym przekonać.
Nie wiem, czy Jim Carrey myśli w ten sposób. Mogę przyłożyć swoją głowę do jego głowy, lecz nigdy nie wniknę do środka. Jestem pisarzem i wczuwam się w innych ludzi. Przynajmniej próbuję. Taka moja praca.
Chyba byłoby lepiej, gdybyśmy zrozumieli, że przed cierpieniem nie ma łatwej ucieczki. Możemy założyć, że chory, stary i biedny ma gorzej niż młody, tryskający zdrowiem milioner. Ale tego z całą pewnością nie wiemy. Wiem za to, że każdy może cierpieć, niezależnie od sytuacji życiowej, w której się znalazł. Nie jest niczemu winien, po prostu cierpi. Dopadło go jak wilk. W walce z depresją nie pomogą miliony na koncie ani nawet miłość. Pomogą lekarz, terapeuta oraz farmaceutyki. I to tylko czasami.
Skoro już wpadłem w banał, pozwolę sobie na kolejny. Historia Jima Carreya (a przede wszystkim moje własne kontakty z osobami chorymi na depresję, zwłaszcza tymi, których skrzywdziłem) nauczyła mnie pokory i wyrozumiałości wobec drugiego człowieka. Cały czas spotykam różnych ludzi: w sklepie, na spotkaniach biznesowych, w knajpie, na siłowni. Uśmiechają się, trzymają fason, wesoło pytają „jak leci?”. Nie mam pojęcia, co w nich tak naprawdę siedzi i jakie dramaty toczą ich serca. I gdy zaczną się złościć bez powodu, posypią się, lub każą mi spieprzać, odniosę się do tego z wyrozumiałością. Nie będę oceniał. Daruję sobie dobre rady, bo one są chyba najgorsze. Tyle mogę zrobić. „Rzeka nieszczęścia płynie przez świat”, jak śpiewał Tom Waits. Nie plujmy w ten mętny nurt.
zobacz także
- Łukasz Orbitowski |
O Szukalskim opowiedział mi ojciec
Opinie
Łukasz Orbitowski | O Szukalskim opowiedział mi ojciec
- Seriale, które zmieniły telewizję
Opinie
Seriale, które zmieniły telewizję
- Łukasz Orbitowski | Dworzec autobusowy w Katowicach nocą, czyli życie
Opinie
Łukasz Orbitowski | Dworzec autobusowy w Katowicach nocą, czyli życie
- „Historia ludzi na Księżycu należy do wszystkich na Ziemi”. Powstała kompleksowa baza wypraw na Srebrny Glob

Newsy
„Historia ludzi na Księżycu należy do wszystkich na Ziemi”. Powstała kompleksowa baza wypraw na Srebrny Glob
zobacz playlisty
-
Original Series Season 2
06Original Series Season 2
-
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
09Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
-
Original Series Season 1
03Original Series Season 1
-
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
28Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara