Opinie |

Łukasz Orbitowski | Pochwała nosacza06.07.2019

ilustracja i animacja: flacoux

Jestem nosaczem. Mam wielką gębę, potężny kinol i małe, nieruchome oczy. 

Lubię kotlety, bigos i pierogi, zaś rosół uważam za najwspanialszą z zup. Rosołu ramen nie jest godzien cmoknąć we wkładkę mięsną. Kocham karkówkę z grilla i piwo do tego. W soboty pasjami piję wódkę i opowiadam świńskie żarty. Mojemu ojcu było Janusz. 

Gdy kiedyś zrobię prawo jazdy, natychmiast kupię sobie passata. Wrzeszczę na dzieci, ponieważ się nie uczą. „Somsiadów” nienawidzę szczerze, albowiem organizują hałaśliwe imprezy do drugiej w nocy i nie kłaniają mi się w windzie (są przeważnie młodsi ode mnie, więc ja nie będę się im jako pierwszy kłaniał). Bez przerwy używam brzydkich słów. Moje myśli to kaskady wulgaryzmów. Do tego jestem prędki w rękach, więc lepiej mnie nie wkurwiajcie. 

Znajomi jeżdżą po świecie i jedzą dania o dziwnie brzmiących nazwach w haniebnie drogich restauracjach. Tymczasem ja uwielbiam gorące, polskie lato. Zakładam krótkie spodenki, sandały i żonobijkę. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo mogę siedzieć w ogródku piwnym i śmierdzieć. 

Nosacz, mimo pewnej zmierzłości, jest bardzo towarzyskim stworzeniem. Nie zdradza, nie donosi, jest stworzeniem honorowym, przejawiając do tego skłonność do refleksji.

Etos nosacza to także oddanie żonie oraz dzieciom, budowanie serdecznego koleżeństwa na przykład ze szwagrem, pracowitość (nawet pijany nosacz nie miga się od roboty) oraz umiłowanie dobrej zabawy w szerokim gronie. Nosacz, mimo pewnej zmierzłości, jest bardzo towarzyskim stworzeniem. Nie zdradza, nie donosi, jest stworzeniem honorowym, przejawiając do tego skłonność do refleksji. Jego przemyślenia, choć może nie najwyższych lotów, zawierają w sobie mądrość pokoleń. Przebrzmiewa w nich szacunek do tradycji. Gdy słońce praży, ale wieje wiatr to i tak jest, kurde, zimno. 

Memy o nosaczach bawią mnie, albowiem są śmieszne. Czuję jednak pewien dyskomfort kiedy je oglądam. Zasadniczo uważam, że można się śmiać ze wszystkiego: z religii, mniejszości najróżniejszego autoramentu, ze wzrostu, nazwisk i tak dalej. No dobrze, może płonący noworodek nie jest do końca śmieszny. Ale humor jest jak woda – znajdzie sobie drogę przez najtwardszą nawet skałę.

W dowcipach o nosaczach przebija jednak haniebna pogarda polskiego inteligenta do „prostaczka”, obecna u nas od zawsze. Kiedyś inteligent był krogulcem oddelegowanym do pracy umysłowej w państwowym przedsiębiorstwie, dziś to człowieczyna po studiach, żyjący w wielkim mieście i orający w korporacji. Wykpiwa prostotę świata, w którym jeszcze do niedawna żył i do którego panicznie boi się wrócić.

Polski inteligent drwi z nosacza, jednocześnie ciesząc się jego obecnością. Poprzebywa z takim, pogada. Ale czy zaprosi do własnego towarzystwa? Nigdy w życiu.

Ta pogarda objawia się przez przepełnioną pobłażaniem sympatię, lekceważenie podlane nic nie znaczącą życzliwością. Inteligent boleje nad istnieniem prostaczków, lecz w swej łaskawości przyznaje im prawo do życia. W końcu są wykluczeni, mają klapki na oczach, zwoje mózgowe jakoś słabo im się poskręcały. Wypada jednak zadrwić z ich niewyszukanego życia, z potraw biedoty (kurczak), imion wyrażających tęsknotę za wielkim światem (Brajan, Dżeskika), wreszcie z silnych związków społecznych (trwałe małżeństwo Janusza i Grażyny), jakże komicznych w czasach wszechobecnej nietrwałości. Polski inteligent drwi z nosacza, jednocześnie ciesząc się jego obecnością. Poprzebywa z takim, pogada. Ale czy zaprosi do własnego towarzystwa? Nigdy w życiu. 

To nie nosacz zasługuje na drwinę, lecz inteligent, który go wyśmiewa. 

Rozmawiałem kiedyś z Józefem Wilkoniem, wielkim rysownikiem. Zapytałem o jego sympatię do zwierząt. Obruszył się trochę, jakbym zagadywał o coś oczywistego i powiedział, że zwierzęta mają twarze, a nie pyski. Przynajmniej niektóre: słonie, lwy, małpy, nosorożce. Pan na nie uważnie popatrzy, poradził jeszcze. No to popatrzyłem. Śmiejcie się, ale słowa Wilkonia zmieniły mój stosunek do zwierząt. Rzeczywiście, mają twarze. Jest w nich coś ludzkiego.

Te emocje naprawdę odbijają się na tych małpich, płaskich twarzach. Seria głupich memów uczłowieczyła małpę lepiej niż Papcio Chmiel ze swoim Tytusem.

Komiczne oblicza nosaczy ujawniają cały wachlarz emocji, podbity jedynie na użytek memów. Nosacz martwi się, bo „somsiad” ma nowego pasatta, cieszy się na niedzielny rosół od Grażyny i wścieka się, ponieważ Seba miał czelność poprosić o dwie dychy na pizzę (udko z kurczaka tańsze i lepsze, wiadomo). Bywa rozczulony, refleksyjny, złośliwy, przerażony i tak dalej. Te emocje naprawdę odbijają się na tych małpich, płaskich twarzach. Seria głupich memów uczłowieczyła małpę lepiej niż Papcio Chmiel ze swoim Tytusem.

Poza tym to piękne małpy są. Naprawdę mi się podobają. Mają szerokie plecy, potężne ramiona i futro co się zowie. Przepięknie śmigają po drzewach. Dosłownie pływają między gałęziami. Iskają się nawzajem, okazując sobie troskę. Sprawiają zresztą wrażenie bardzo towarzyskich stworzeń. Mają swój mały świat i ani myślą go opuszczać. 

Żeby było jeszcze śmieszniej, nosacz – symbol polskości porównywalny jedynie z orłem białym (który tak naprawdę jest jastrzębiem) nie może żyć w kraju nad Wisłą. Nosacze żywią się liśćmi z drzew rosnących wyłącznie na Borneo i przywleczone do nas zwyczajnie zdechną. Mówiąc bardziej poetycko, zaprotestują przeciw życiu w Polsce oddając ducha. 

Nosacze są wspaniałe. Nie śmiejmy się z nich. Poszukajmy ich w sobie. Możecie mi nie wierzyć. Jestem pewien, że kiedyś zmienicie zdanie.

Oczy wam się otworzą, kiedy mi się zamkną. 

Pisarz. Autor siedmiu powieści, m.in. „Inna dusza”, „Exodus”, „Tracę ciepło”. W roku 2016 otrzymał Paszport Polityki. Dwukrotnie nominowany do nagrody Nike, raz do nagrody Miasta Gdynia. Na antenie TV Kultura prowadzi program „Dezerterzy”. Wiecznie w podróży, gubi się między miastami. Przez przyjaciół zwany Potworem. (fot.Aga Krysiuk)

zobacz także

zobacz playlisty