Opinie |

Łukasz Orbitowski | Rzeczy i ból istnienia29.04.2019

ilustracja: flacoux

Przez niemal całe dorosłe życie chciałem mieć jak najmniej rzeczy.

U podstaw tej postawy leżał pewien romantyzm, jak i sprzeciw wobec warunków, w których przyszło mi dorastać. Moje dzieciństwo przypadło na schyłek komuny, permanentny niedobór wszystkiego i jego ponurą konsekwencję – kult przedmiotu. Zdobywało się wszystko: łyżki, rowery, telewizory. Sam termin – zdobywanie – przywołuję świadomie. Ludzie używali go, jakby chodziło o Berlin albo Kartaginę. Dorzućmy do tego artystyczny i mieszczański klimat mojego rodzinnego domu, z krzesłem, na którym nie można było usiąść i mnóstwem obrazów na ścianach. Swoją drogą przegapiłem moment, kiedy odwieczni przeciwnicy, artyści i mieszczanie zdołali się zjednoczyć.

Odkryłem rozkosz porzucania i do dziś widzę w nim źródło wielkiej siły. Nic nie było mi na tyle drogie, bym spojrzał za siebie.

Skoro moja rodzina czciła przedmioty, wymyśliłem sobie, że będę miał je za nic. Kilkukrotnie porzuciłem swoje życie, wychodząc z aktualnie zajmowanego domu tak jak stałem, z torbą w łapie, zostawiając za sobą wszystko. W ten sposób odkryłem rozkosz porzucania i do dziś widzę w nim źródło wielkiej siły. Nic nie było mi na tyle drogie, bym spojrzał za siebie. Uważałem, że przedmioty zniewalają. W gruncie rzeczy dalej tak sądzę. Wiem już, że wolność polega na wybraniu sobie rodzaju niewoli.

Zbieram płyty z muzyką i nosorożce. Płyty są stanowczo mniej frapującym, a już z pewnością znacznie powszechniejszym hobby, więc wspomnę o nich potem. Obecnie w moim domu znajdują się siedemdziesiąt cztery nosorożce, w tym jeden ogrodowy, rozmiarów rosłego psa, za to bez dupy (tę utłukłem wnosząc figurę do domu po długiej podróży, wyobraźcie sobie mą rozpacz). Większość nosorożców rezyduje na specjalnie zaprojektowanych półeczkach, jeden wydziarany wylądował mi na przedramieniu, do tego dochodzą obrazy i grafiki przedstawiające te dumne, choć niespecjalnie mądre zwierzęta. Ostatnim, siedemdziesiątym czwartym nosorożcem jestem ja sam. Domagam się ochrony, jako zwierzę zagrożone wyginięciem.

Kupiłem sobie może trzy, najwyżej cztery nosorożce. Reszta to prezenty od przyjaciół, koleżanek, byłych dziewczyn, aktualnej dziewczyny, czytelników, sympatyczek mojej działalności publicznej i tym podobnych.

Najważniejsze nosorożce mają swoje imiona. Poza tym uważam, że wszystkie żyją i rozmawiają ze sobą, kiedy zapadam w sen. Większość z nich to tandetne figurki, zabawki dla dzieci, pluszaki. Kilka pochodzi z Afryki, bodaj jeden ma na sobie pozłacane elementy. Innymi słowy, cała kolekcja nosorożców nie przedstawia żadnej finansowej wartości, za to większość figurek jest bardzo brzydka. Sens tego zbieractwa ujawnia się gdzie indziej. Kupiłem sobie może trzy, najwyżej cztery nosorożce. Reszta to prezenty od przyjaciół, koleżanek, byłych dziewczyn, aktualnej dziewczyny, czytelników, sympatyczek mojej działalności publicznej i tym podobnych. Czasem ktoś dowiadywał się, że w Polsce żyje wariat zbierający nosorożce i przysyłał. Jeden facet przekazał mi ze cztery. Nabrałem przekonania, że mam do czynienia z szaleńcem albo psychopatą. Gość okazał się miłym, rzeczowym kolegą po piórze. Napiliśmy się piwa i było bardzo przyjemnie.

Właśnie o to chodzi, o takie historyjki. Każdy nosorożec ma swoją i gdy biorę któregoś w dłonie, natychmiast ożywają wspomnienia: dobre i złe, radosne i bolesne. Przywołuję dobre chwile z przyjaciółmi. Żałuję przyjaźni utraconych. Po niektórych ludziach, po kochających mnie kobietach pozostał mi tylko nosorożec. Wielu tych opowieści nie odważę się spisać. Nigdy nikomu ich nie opowiem – ze wstydu, z poczucia przyzwoitości, z potrzeby zachowania tajemnicy. Te opowieści się łączą, przenikają. Dlatego właśnie uważam, że moje nosorożce żyją i prowadzą długie rozmowy gdy śpię.

Muzyka nigdy nie będzie przedmiotem. Nie należy do nas. Równie dobrze można by łapać wiatr hulający po filharmonii. A jednak chcemy ją posiadać.

Z płytami sprawa jest prostsza. Podoba mi się pozorna bezsensowność fizycznego nośnika. Przecież każde nagranie możemy odsłuchać ze strumienia. Naprawdę odróżniacie żywe brzmienie winyla od płyty zgranej do pliku z tego akurat nośnika? W tym akurat zbieractwie doceniam próżny trud zmaterializowania tego, co zawsze będzie niematerialne, a mianowicie słowa i dźwięku. Muzyka nigdy nie będzie przedmiotem. Nie należy do nas. Równie dobrze można by łapać wiatr hulający po filharmonii. A jednak chcemy ją posiadać, przynajmniej ja chcę, więc radośnie płacę za awatary, fizyczne materializacje ducha: okładkę, na której widać każdy detal, książeczkę z tekstami, zdjęcia zespołu teraz i dziś, jakieś naklejki, naszywki, wszystko, co teraz do tych płyt dają. Odpalam płytę i niekiedy wierzę, że mam coś, co nigdy nie będzie należało do mnie.

W tym zbieractwie chodzi o coś jeszcze, o zapychanie pustki. Mam pewność, że moje życie nie ma żadnego sensu. Wasze oczywiście również. Ludzki los jest bezsensowny. Nie ma Boga, życia po śmierci, nie inkarnujemy się i nie roztopimy w absolucie. Nie zbudujemy lepszego świata na Ziemi. Taka prawda i nic nie zdołamy z tym zrobić, póki Elon Musk z Dukajem nie wymyślą sposobu na zgranie świadomości człowieka do komputera, otwierając przed nami udrękę nieśmiertelności.

Moje życie, choć bezsensowne w swej całości, przepełnione jest mrowiem małych sensów. Mam rodzinę, wielu przyjaciół, pracę marzeń, zdrowie i forsę. Tym właśnie zapycham pustkę, przesłaniam prawdę o bezsensie mojego trwania. Zapychanie idzie mi świetnie, tylko budulca nie starcza. Brakuje pięciu, może siedmiu procent. Stąd wzięły się płyty i nosorożce, bo myślę o nich, o tym, czego jeszcze brakuje w kolekcji winyli. Gdy patrzę na półeczkę z figurkami, spływa na mnie spokój. Zbieram, bo umrę. Bo życie nie ma sensu. Bo trzeba jakoś żyć z tą smutną prawdą.

Pisarz. Autor siedmiu powieści, m.in. „Inna dusza”, „Exodus”, „Tracę ciepło”. W roku 2016 otrzymał Paszport Polityki. Dwukrotnie nominowany do nagrody Nike, raz do nagrody Miasta Gdynia. Na antenie TV Kultura prowadzi program „Dezerterzy”. Wiecznie w podróży, gubi się między miastami. Przez przyjaciół zwany Potworem. (fot.Aga Krysiuk)

zobacz także

zobacz playlisty