Opinie |

Mezalians we współczesnym wydaniu. Jak nowa klasowość przedstawiana jest w kulturze?13.03.2020

Sally Rooney (fot. Kalpesh Lathgira)

Premiera najnowszej książki Sally Rooney Normalni ludzie skłania do przemyśleń dotyczących klas społecznych, ich znaczenia w świecie późnego kapitalizmu i obecności w popkulturze.  

On z nizin społecznych, ledwo wiążący koniec z końcem, ona obdarzona rodzinnym majątkiem artystokratka. Różni ich sposób ubierania się, środowisko, w którym obcują i styl bycia, a jednak coś skrzyżowało ich losy i przerodziło się w związek morganatyczny, zwany też mezaliansem. Zaistniała relacja nie wpisuje się w panujący konwenans i oto na tacy mamy modelowy przykład napięcia klasowego, o którym tak żywo rozpisywał się Marks, Hegel czy Weber. Dziś takie historie z Wichrowych wzgórz Emily Brontë, Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej czy lekturowej Lalki Bolesława Prusa traktujemy jako intrygujące, lecz niemające większego odzwierciedlenia w znanej nam rzeczywistości dziedzictwo. Możemy z uwagą przyglądać się chłopomańskiemu zachwytowi Pana Młodego i jego żony w Weselu Stanisława Wyspiańskiego (zekranizowanym przez Andrzeja Wajdę z rolami Daniela Olbrychskiego i Ewy Ziętek), ale trudno – przynajmniej bez głębszej refleksji – pomyśleć o podobnej, teraźniejszej sytuacji. Ranga tytułów feudalnych oraz szlacheckich przeszła raczej do lamusa, a jej obecność traktujemy jako egzotyczną ciekawostkę, jak w przypadku hrabiego Jana Zbigniewa Potockiego, biznesmena ubiegającego się o fotel prezydencki w nadchodzących wyborach. Klasowość w dobie późnego kapitalizmu niewątpliwie uległa redefinicji, której echa rozbrzmiewają w rozmaitych filmowych i książkowych przykładach. Normalni ludzie Sally Rooney skupiają w sobie jej wszystkie przymioty: niezrozumienie, uprzedzenie, niesprawiedliwość i zmianę, która stoi w cieniu trudnej miłości. 

Zanim sięgniemy jednak po irlandzki bestseller, cofnijmy się o prawie trzydzieści lat. Krótko po obaleniu komunizmu Polska żyła głośną sprawą związku młodej Moniki Kern i jej chłopaka, Maćka, którą w głośnym tekście opisał reportażysta Jacek Hugo-Bader. Z jednej strony barykady: pochodząca z bogatego domu córka wicemarszałka Sejmu, z drugiej: przeciętny dwudziestodwulatek dorabiający w pizzerii. Rodzice dziewczyny nie zgadzali się na klasowy mezalians, twierdząc, że chłopak jest dla niej niewystarczający intelektualnie i demoralizuje ją. Nastolatka, nie wytrzymując presji, uciekła z domu, na co ojciec zareagował impulsywnym doniesieniem o jej uprowadzeniu. – Jesteśmy normalną rodziną, a nie zwyrodnialcami. Mamy obowiązek i prawo do wychowywania dzieci, sprawowania nad nimi pieczy – wspominał w rozmowie z Polityką Andrzej Kern, który wykorzystywał swoją uprzywilejowaną pozycję, wytaczając rodzinie Maćka kilka procesów i nasyłając na ich dom rewizję. Perypetie Moniki i Maćka stały się luźną inspiracją dla Marka Piwowskiego, autora filmu Uprowadzenie Agaty. Obok nierówności klasowych, reżyser wyraźnie zaznaczył wątek różnic etnicznych: główny bohaterer (w tej roli Sławomir Federowicz) nie jest tu Polakiem, a Cyganem głęboko zakorzenionym w swojej kulturze. Produkcja dobrze zobrazowała napięcia społeczne, które towarzyszyły transformacji ustrojowej w Polsce. To dobra ilustracja tego, jak klasa wyższa potrafi dziś ugrzęznąć we własnej, hermetycznej bańce i uzurpować sobie prawo do tego, żeby konstruować stratyfikację społeczną. 

Uprowadzenie Agaty – zwiastun / autor: Kino Polska

Dobrą metaforą współczesnego konfliktu klasowego jest przestrzeń sama w sobie. W 2004 r. internet obiegło zdjęcie fotografa Tuci Vieriry, który uchwycił z lotu ptaka fragment miejskiego krajobrazu Sāo Paulo, a konkretnie granicy między jego dwiema dzielnicami. Po lewej stronie zobaczymy przeludnione, utrzymane w nienajlepszym stanie domy faweli Paraisópolis, po prawej: nowoczesne boiska sportowe oraz apartamenty z Morumbi. – Nie spodziewałem się, że moja praca stanie się aż tak popularna. Dla mnie to ilustracja chyba największego problemu Ameryki Południowej, czyli rozwarstwienia społecznego. Niesprawiedliwe różnice pomiędzy bogatymi a biednymi to reminiscencja czasów niewolnictwa i źródło innych kłopotów: różnic w poziomie wykształcenia, uprzedzeń – mówił w wywiadzie udzielonym „The Guardian” Brazylijczyk. Nierówności to nie tylko jednowymiarowa, utarta dychotomia pomiędzy prowincjonalną wsią a większymi ośrodkami. Dziś kolizja rozgrywa się także wewnątrz wielkomiejskich ośrodków, gdzie żniwa zbiera gentryfikacja. Proces ten został po raz pierwszy zdefiniowany przez brytyjską socjolożkę Ruth Glass w celu opisania przemian robotniczego, londyńskiego osiedla Islington, które przeobraziło się w miejsce zamieszkane przez zamożnych biznesmenów. Mimo że zmiana potrafi nieść za sobą rewitalizacyjne plusy czy zwiększenie turystycznego potencjału przestrzeni (jak na warszawskiej Pradze albo krakowskim Kazimierzu), nierzadko doprowadza do podziałów i uformowania krzywdzących stereotypów. Cztery lata temu Marc Levin sportretował ten problem w dokumencie Klasowy mur, który jest dostępny na platformie streamingowej HBO GO. Jego akcja rozgrywa się w nowojorskiej dzielnicy West Chelsea, gdzie w sąsiedztwie ekskluzywnych, prywatnych szkół (czesne wynosi ponad 40 tysięcy dolarów rocznie) stoją osiedla komunalne (czynsz: 20 tysięcy dolarów rocznie). Z widoczną gołym okiem nierównością muszą zmierzyć się obie strony, próbując odrzucić uprzedzenia i natywne abominacje. 

Class Divide - zwiastun / autor: HBO

Inną stroną opisywanego konfliktu jest niesymetryczność ruchliwości społecznej – przede wszystkim pionowej. W dużym uproszczeniu to awans lub degradacja warstwowa. Ktoś, kto wychował się w bogatej rodzinie i nie borykał się z problemami bytowymi, nie musiał walczyć o przynależność i akceptację wewnątrz swojej klasy. Osoby z nizin – idące za swoją ambicją oraz aspiracjami – mają niejednokrotnie trudniej, a ich starania spotykają się z częstym niezrozumieniem. W ubiegłym roku napłynęły do nas dwie książki z Francji, które dobrze obrazowały ten problem. Pierwsza z nich – Powrót do Reims Didiera Eribona (wyd. Karakter, polskie tłumaczenie: Martyna Ochab)  – to głównie analiza zjawisk społeczno-politycznych rozgrywających się na Zachodzie, jak choćby wciąż trwającego protestu żółtych kamizelek. Filozof w obiektywną narrację wplótł jednak autobiograficzne wątki: jego rodzice byli reprezentantami warstwy niższej, mieszkali na wsi, a on sam już jako nastolatek pochłaniał książki i chciał pójść na studia. Autor doskonale oddaje istotę determinizmu, wedle którego powinien odbić się od szklanego sufitu i pozostać w swojej klasie. Podobną tematykę, choć osadzoną w beletrystycznej formie, wybrał Edouard Louis, uczeń Eribona. Jego Koniec z Eddym (wyd. Pauza, przekład na język polski: Joanna Polachowska) to przejmująca, naturalistyczna wiwisekcja niełatwej ucieczki z opresyjnego, wyznającego inne wartości niż protagonista otoczenia. Położenie bohatera staje się o tyle trudne, że oprócz braku zrozumienia swoich artystyczno-humanistycznych zainteresowań musi zmierzyć się z inną dyskryminacją: jest homoseksualistą. Środowisko wymaga od niego, żeby umawiał się na randki z dziewczynami, grał w piłkę nożną i tkwił zanurzony po uszy w tradycyjnym konwenansie. Twórca równie wyrazistej Historii przemocy nie sięga po półśrodki, a wiernie oddaje trud kogoś, kto chce za wszelką cenę oderwać się od swojej warstwy społecznej. Dla Eddy’ego to nie kwestia czczej zachcianki, a walka o zachowanie własnej integralności i tożsamości. 

Koniec z Eddym
Koniec z Eddym

Cieszy fakt, że te rozmaite aspekty konfliktu klasowego zauważają twórcy z szeroko rozumianego mainstreamu. Po przykład nie wystarczy sięgać daleko: nagrodzony Złotą Palmą i garścią Oscarów Parasite Bonga Joon-Ho w rozbudowany sposób ukazuje, jak silnie problem rezonuje w Korei Południowej. Już sama warstwa wizualna produkcji mówi o tym wiele: obskurne, ciemne pomieszczenia, gdzie na co dzień spędza czas uboga rodzina, silnie kontrastują z nieskazitelnymi, nowoczesnymi wnętrzami domu Parków. Reżyser uzupełnił takie rozwiązania formalne o skrupulatnie nakreśloną fabułę, w której biedacy – mimo braku odpowiednich kompetencji i kwalifikacji – znajdują zatrudnienie u bogaczy. Joon-Ho, obecnie jedna z najgorętszych postaci współczesnej kinematografii, pokazuje tym samym, jak ciasna może być drabinka społeczna, z której łatwo spaść, gdy do gry wkroczy fałsz i kłamstwo. W nowym, wprowadzonym do kin 6 marca filmie Jana Komasy Sala samobójców. Hejter przewrotność klasowości rezonuje z równie dużą siłą. Scenarzysta Mateusz Pacewicz, z którym wywiad niedawno opublikowaliśmy na łamach Papaya.Rocks, skoncentrował się na tragicznej postaci Tomka Giemzy: odrzuconego przez system outsidera. Pochodzący z małej miejscowości chłopak został wydalony ze studiów prawniczych za plagiat, co sprawia, że rodzina Krasuskich, która dotychczas dawała mu stypendium, przestaje się nim interesować. Nastolatek czuje z ich strony pobłażanie, słyszy docinki na temat swoich tanich perfum, nie rozumie zachwytów nad quasi-zaangażowaną sztuką współczesną i ma problemy z wejściem w krąg bananowych znajomych. W jego działaniach, które w drugiej części filmu przyniosą tragiczny skutek, czuć klasowy bunt i potrzebę akceptacji. – Jestem wkurwiony na elity – krzyczy nawet do swojego równie wycofanego, nacjonalistycznego kolaboranta, Adama Gradowskiego. 

SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER - teaser filmu

Wróćmy w końcu do Normalnych ludzi Sally Rooney (wyd. W.A.B, polskie tłumaczenie stworzył Jerzy Kozłowski), książki, której okładka w Wielkiej Brytanii przez długi czas nie schodziła z pierwszych stron gazet. Autorka równie zachwalanego Conversations with Friends zyskała tą pozycją międzynarodową sławę: dostała za nią dwa lata temu nominację do Bookera, a teraz BBC Three wspólnie z Hulu przygotowują dwunastoodcinkową, serialową adaptację jej bestselleru. Irlandka zyskała nawet intrygujące miano Salingera doby Instagrama. Peany są nieprzypadkowe: w popularnej literaturze dawno nie było powieści, która z jednej strony nie razi moralizatorskim patosem, a z drugiej wciąż zaskakuje celnymi obserwacjami współczesnego społeczeństwa. Uwspółcześniona wersja Romea i Julii początkowo rozgrywa się w małym miasteczku County Sligo, gdzie poznaje się dwójka nastolatków: Connell i Marianne. W ich relacji nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie – niespodzianka! – konflikt klasowy. Dziewczyna przez swój głód wiedzy i ambicje jest nielubiana w szkole, chłopak to charyzmatyczna gwiazda szkolnej drużyny koszykówki. Już różnice w odbiorze przez rówieśników są dla nich trudne do pogodzenia, a tu do gry wkracza kolejny problem: matka Connella sprząta w domu Marianne. Normalni ludzie, rozciągający się w czasie na dekadę romantycznych, ale też mniej płomiennych momentów, jest częściowo zbudowana na fundamentach tego społecznego napięcia. Akceptację i poczucie przynależności do środowiska można rozrysować tu na sinusoidzie: bohaterka nie daje sobie rady na prowincji, ale w uczelnianym, miejskim środowisku czuje się jak ryba w wodzie. Protagonista jest licealną duszą towarzystwa, zaś aura uniwersytetu go przytłacza. Mimo tego, że wykorzystuje dość standardową konwencję powieści coming-of-age, Rooney z powodzeniem oddaje istotę współczesnych ludzi ugrzęźniętych w społecznych schematach: stale pretendujących i przybierających różne maski. Mieliśmy Miłość w czasach popkultury Myslovitz, Miłość w czasach zarazy Marqueza, mamy i równie skomplikowaną Miłość w czasach nowej klasowości. 

Normalni ludzie
Normalni ludzie

Publikował na łamach Krytyki Politycznej, Red Bull Muzyki, Gazety Magnetofonowej, Muno oraz innych magazynów zajmujących się kulturą. Szczególnie zainteresowany muzyką elektroniczną, kinem niezależnym, literaturą non-fiction i sztuką współczesną. Kiedy nie pisze, występuje w teleturniejach.

zobacz także

zobacz playlisty