Mateusz Pacewicz: Czas wyjścia z jaskini06.03.2020
Sala samobójców. Hejter to drugi film po Bożym Ciele, który scenarzysta zrealizował wspólnie z reżyserem Janem Komasą. Trafiająca właśnie do kin produkcja opowiada nie tylko o tytułowym hejcie w sieci. Rozmawiamy ze świeżym laureatem dwóch Orłów o szkole, którą w przyspieszonym trybie zafundował mu sukces Bożego Ciała, a także o konflikcie klasowym i dystopijnej wizji, która niebezpiecznie zbliżyła się do filmu dokumentalnego.
Marcin Radomski: Czy po otrzymaniu Orła za scenariusz i drugiego za tytuł odkrycia roku masz większą wiarę w sukces swoich działań?
Mateusz Pacewicz: Bardzo się z ucieszyłem z nagród, bo są utwierdzeniem w twórczej pewności siebie. Ale nie zmienia to faktu, że i tak zawsze staram się włożyć więcej pracy niż powinienem, bo uważam, że nie ma czegoś takiego jak spełnienie. Żadna chwila publicznej afirmacji, której doznałem przy Bożym Ciele czy teraz promocji Sali samobójców. Hejter nie była tak silna, jak pierwsze momenty lektury filmów, kiedy czułem ulgę, łzy i pełnię szczęścia z ukończenia projektów.
Jak określisz drogę, którą przeszedłeś realizując Boże Ciało?
Moją prywatną szkołą filmową. Nie miałem żadnej formalnej edukacji filmowej, uczyłem się metodą prób i błędów na wielu historiach. Moja obsesja na punkcie Bożego Ciała pozwoliła mi rozwijać ten projekt na tysiąc sposobów. Mam poczucie, że metody nauki, które przyjąłem, sprawdziły się i są doceniane przez innych, a to szczególnie ważne. To też doświadczenie emocjonalne, bo tego, co się wydarzyło przez ostatnie pół roku w moim życiu zawodowym nie przewidziałbym nigdy. Wcześniej siedziałem przy biurku i uderzałem w klawiaturę, ewentualnie porozmawiałem przez telefon z reżyserem czy producentami – tak wyglądało moje życie przed sukcesem Bożego Ciała. Teraz jest czas mojego wyjścia z jaskini.
Czy Jan Komasa był najważniejszą osobą podczas procesu pracy nad filmami?
Janek mnie najbardziej zbudował, obdarzył poczuciem zaufania. Od początku twierdził, że znam się na pisaniu scenariuszy i taka narracja bardzo mi pomogła. Stałem się autorytetem, pomimo tego że byłem wtedy nieopierzonym scenarzystą. Pojawił się we mnie syndrom impostora. Potem miałem problem z oscarową nominacją, bo nie mogłem uwierzyć, że moja robota została doceniona na całym świecie. Było to w pierwszym momencie przytłaczające, w drugim utwierdzające. Do końca życia będę już Oscar-Nominated Writer. Mogę ten tytuł wytatuować sobie na czole (śmiech).
Oglądałeś oczywiście Salę samobójców z 2011 r.
Nie jestem jej psychofanem. Widziałem raz i zrobiła na mnie wrażenie, ale nie był to rezerwuar, z którego chciałem czerpać. Kontynuacja jest bardziej subtelna, to komiksowy społeczny realizm. Jestem zadowolony z koncepcji połączenia dwóch filmów postacią Beaty Santorskiej granej przez Agatę Kuleszę.
Gdy usłyszałeś temat filmu Sala samobójców. Hejter, co cię poruszyło, dotknęło najbardziej?
Nie był to hejt. Nienawiść i polityka mnie najmniej interesowały. Bardziej kręciło mnie zróżnicowanie klasowe i frustracja, która nie jest paliwem hejtu, ale manipulacji. Wydaje mi się, że temat klas społecznych jest swego rodzaju tabu. Mieliśmy zrównane społeczeństwo przez poprzedni ustrój, ale świadomość klasowa została uśpiona. Od początku myślałem o Hejterze jako opowieści o wypartej transformacji ustrojowej. Wtedy zaczęliśmy rozjeżdżać się w górę i dół. Dziś podziały są tak duże, że nie możemy się nawzajem spotkać. Ciekawie to zaczęło rezonować z patointeligencją, nową formą krytyki społecznej w ramach hip-hopu, która nigdy w Polsce nie dotyczyła klasy wyższej. Dobrze, że Mata otworzył temat, który Hejter może dopełnić. Nikt do tej pory nie opowiedział w Polsce – może poza Andrzejem Lederem w eseistyce – o awansie społecznym, którego wszyscy jesteśmy beneficjentami. Po drugiej wojnie światowej pojawiła się luka w wyższych sferach. Reszta społeczeństwa zajęła pozycje wcześniej obsadzone przez inteligencje. Nad tym się nie zastanawiamy, a to ma konsekwencje również dzisiaj.
Jak to zróżnicowanie klasowe wpływa na nienawiść Tomka Giemzy, głównego bohatera filmu?
On nie ma w sobie nienawiści, ale pragnienie miłości, które przeradza się w pragnienie zemsty. To jest wciąż zemsta uczuciowa, w wyniku której miłość zostaje diabolicznie zaspokojona. Tomek szuka akceptacji w rodzinie. Najbardziej pociągała mnie w tym pomyśle bolesna relacja pomiędzy konfliktem klasowym a cyniczną manipulacją emocjami jednostki. Hejter jest filmem o nierównościach w miłości.
Teraz dużo mówi się o hejcie w sieci, ale w 2016 r. temat dopiero pojawił się w mediach. A ja zawsze szukam iskry w rzeczywistości.
A kim Tomek jest dla ciebie?
Tricksterem. Nie jest racjonalnym terrorystą, ale makiawelicznym manipulatorem. To złożona postać, zła wersja Wolanda z Mistrza i Małgorzaty. Tworząc Tomka myślałem o melancholii zła. Obejrzałem drugą część Ojca chrzestnego i przypomniałem sobie przenikliwe oczy Ala Pacino, należące do kogoś, komu amputowano duszę. I przyznam, że Maciej Musiałowski zagrał świetnie.
Inspirowałeś się też innymi filmami?
Czytałem w kółko dwa scenariusze: Utalentowanego pana Ripleya Minghelli i Taksówkarza Scorsese ze scenariuszem Paula Schradera. Tomek był Tomkiem właśnie ze względu na moją fascynację postacią Toma Ripleya – w wyjściowej wizji Janka był jeszcze Sebastianem. Teraz, gdy Robert de Niro zaprosił nas na założony przez siebie Tribeca Film Festival w Nowym Jorku, spełniło się moje marzenie. To kolejne zrządzenie losu. Oglądałem i analizowałem też Amadeusza Formana ze scenariuszem Petera Shafferiego i postać Salieriego. On kochał i nienawidził Mozarta. To także opowieść o miłości odrzuconej. I jeszcze Ukryte Haneke skupiające się na wątku prestalkerskim, wyrzucie sumienia „klasy Ą i Ę”.
Sala samobójców. Hejter to portret dobrze sytuowanej rodziny, która ma wiele złego za uszami. Czy krytykujecie za pomocą filmu elity?
Opowiadamy o Polsce A. Po prawicowej stronie jest pragnienie docenienia. Po liberalnej, niby oświeconej stronie, jest lęk przed obozem społeczno-politycznym, który wyraża pogardę dla elit. W filmie, z jednej strony rodzina Krasuckich organizuje wystawę dla uchodźców, z drugiej wyśmiewa się z wieśniaka, który nie umie jeść krewetek. Tomek jest ofiarą klasowego hejtu ze strony rodziny Krasuckich.
Hejt jest wyrazem fascynacji krzywdzeniem innych, najprostszym społecznym odruchem.
W takim razie w jaki sposób przygotowywałeś dokumentację dotyczącą mowy nienawiści w internecie do scenariusza?
Głównie na podstawie tekstów zagranicznych. Teraz dużo mówi się o hejcie w sieci, ale w 2016 r. temat dopiero pojawił się w mediach. A ja zawsze szukam iskry w rzeczywistości. Dotarłem do źródeł na temat buzzmarketingu. To były działania apolityczne – konta celebrytów, miłośników fitnessu, promocji marek, a ja dodałem politykę i pojawił się większy cynizm. Dziś, podobnie jak w naszym filmie, jest więcej przykładów firm, które manipulują emocjami w polityce i mogą doprowadzić do krzywdy innych.
A jak jest z hejtem? Jak działa i czym jest?
Jest wyrazem fascynacji krzywdzeniem innych, najprostszym społecznym odruchem. Myślałem, że hejt w internecie to zasługa anonimowości, jednak ostatnio zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać. Może jest tak pociągający, bo ludzie mają poczucie, że sami również mogliby stać się jego ofiarami i że w takim przypadku podział na myśliwych i zwierzynę jest bardziej umowny niż się wydaje? Internet daje prawo do bezkarności. W dzisiejszym świecie bardzo łatwo kogoś zniszczyć. Skończyłem pisać fabułę w 2016 r., a później był zamach na prezydenta Gdańska. Na początku myślałem, że nie ma farm troli, nie ma morderstw politycznych, nie ma przemocy, klasizmu, po czym miałem taki moment, że już nie chciałem tego filmu – to miało być Black Mirror, a wyszedł prawie dokument.
Profetycznie.
Niestety. Mam wrażliwość na świat. Wsłuchuję się, jestem w stanie ocenić zachodzące zjawiska, nie mam diagnoz, bo nie jestem profesjonalnym analitykiem rzeczywistości, ale na pewno zdarza mi się trafnie przewidywać trendy.
zobacz także
- Jagoda Szelc: Filmy nie są po to, żeby je rozumieć
Ludzie
Jagoda Szelc: Filmy nie są po to, żeby je rozumieć
- Łukasz Żal: Kompan do fantazjowania
Ludzie
Łukasz Żal: Kompan do fantazjowania
- Taika Waititi i Rhys Darby w świecie piratów. Oto zwiastun komediowego „Our Flag Means Death"
Newsy
Taika Waititi i Rhys Darby w świecie piratów. Oto zwiastun komediowego „Our Flag Means Death"
- Pierwsze spojrzenie na „Mass Effect: Legendary Edition”
Newsy
Pierwsze spojrzenie na „Mass Effect: Legendary Edition”
zobacz playlisty
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
Inspiracje
01
Inspiracje
-
03