Nowa świecka tradycja. Dlaczego w Święta oglądamy „Znachora” i „Szklaną pułapkę”?24.12.2019
Czy istnieje sprawdzony patent na bożonarodzeniowy film? Jeśli tak, to z jakiego powodu niektóre gwiazdkowe tytuły tak bardzo różnią się od innych?
Z czym kojarzy się Polakom Boże Narodzenie? Sondaże dowodzą, że przede wszystkim ze spędzaniem czasu z bliskimi. W jakich okolicznościach? Badanie sprzed kilku lat nie pozostawia wątpliwości: przed telewizorem. Nawet jeśli nie aktywnie (30 proc. twierdziło, że ogląda wtedy telewizję), to pasywnie (44 proc. przyznało, że telewizor jest włączony “w tle”). Filmowe seanse przy wigilijnym stole są przy tym pewne „jak Kevin w Święta”. Zresztą po latach obecności serii Home Alone w świątecznych ramówkach telewizyjnych i po setkach memów wyśmiewających ten fakt, porównanie to brzmi jak wyświechtany żart. Na tyle oczywisty, że można go wręcz traktować jak jedno z polskich przysłów. A to przecież niejedyny – choć dziś najbardziej charakterystyczny – przykład przeboju kinowego, do którego zasiadamy wspólnie z bliskimi w tym specjalnym, rodzinnym czasie pod koniec grudnia.
Chcąc nie chcąc, to akurat dzieło Chrisa Columbusa stało się symbolem nowej polskiej tradycji. Spędza się z nim czas w Święta nie tylko w naszych domach. Ogląda się go nawet na meta-poziomie w polskim filmie. Taka sytuacja miała miejsce w „nieświątecznie bożonarodzeniowym” obrazie Pawła Domalewskiego Cicha noc. W jednej z jego scen dzieci protestują przed telewizorem, bo ciocia głównego bohatera przerwała im seans z Kevinem. Jak widać więc, rodzina McCallisterów stała się dla statystycznych Kowalskich prawdopodobnie bliższym zwyczajem niż pozostawienie miejsca przy stole dla niezapowiedzianego gościa. Kevina kocha się praktycznie na całym świecie. Nie dziwi więc, że aktualne propozycje platform VOD i kanałów sieci kablowej przepełnione są świątecznymi produkcjami. Wiele z nich to nowości pretendujące do miana nowego bożonarodzeniowego „klasyka”. Sam Netflix w tym roku wyprodukował aż 6 świątecznych filmów, a w jego katalogu znajdziemy przecież też nowe seriale z tego gatunku. Amerykańska stacja Hallmark zwiększyła liczbę wyświetlanych „Christmas movies” od 2017 r. o 20 proc., a Disney na przyszły rok szykuje reboot Home Alone. Tak jakby z tej nadprodukcji miał wyłonić się następca, który zdetronizuje stare perypetie chłopca o twarzy Macaulaya Culkina. Ale czy rzeczywiście jest to możliwe? I czy istnieje przepis na idealny film na Święta?
Od czasu sukcesu brytyjskiego Love Actually z 2003 r., które przy budżecie ok. 40 mln dolarów zarobiło na całym świecie ponad 244 mln dolarów, to konwencja komedii romantycznej osadzonej w zimowej scenerii stała się chwytem, po które lubi sięgać komercyjne świąteczne kino. Przy dobrej obsadzie, udanej realizacji oraz zachowawczym scenariuszu takie rozwiązanie rzeczywiście działa. Dowodem może być chociażby boxoffice’owy triumf polskiej serii Listy do M.”, mocno inspirowanej wspomnianą produkcją Richarda Curtisa. Wszystkie trzy części biły w naszym kraju rekordy popularności, a ostatnia znajduje się obecnie w czołowej dziesiątce najchętniej oglądanych w Polsce filmów po 1989 r. Mowa jednak o sytuacji sprzed dwóch lat. Czy taki trend przypadkiem nie znudził się dziś odbiorcom? Wystarczy rzut oka na ostatnie miesiące, aby utwierdzić się w jego nieustającej popularności. Mające premierę niespełna 2 miesiące temu Last Christmas Paula Feiga, czyli historia miłości pracowniczki sklepu ze świątecznymi gadżetami, już zarobiło łącznie 110 mln dolarów. A przecież nie tylko duży ekran jest dziś wyznacznikiem mainstreamu. Subskrybenci Netfliksa mają obecnie do wyboru kilka zróżnicowanych, acz nawiązujących do formatu świątecznych rom-comu nowych tytułów. To m.in. amerykański, kierowany raczej do młodzieży film W śnieżną noc czy norweski serial Facet na Święta, skrojony z kolei pod oczekiwania wielkomiejskich millenialsów.
Chociaż komedie romantyczne faktycznie święcą sukcesy przed Gwiazdką zarówno w kinach, jak i trafiają potem do ramówki programów telewizyjnych (TVP2 w tym roku w Wigilię wyemituje Listy do Julii), świąteczne filmy, do których przyzwyczaiła nas telewizja na przestrzeni ostatnich lat, obejmują tak naprawdę różne ramy gatunkowe. Wymykają się definicjom. Oczywiście poza kinem familijnym i romantycznym istnieje jeszcze sprawdzona „baśniowa” formuła, którą Netflix w tym roku zagospodarował animacją Klaus (udało się, czego dowodem jest 30 mln odtworzeń), tworząc tym samym własną „Opowieść wigilijną”. Ale doskonale wiemy, że filmem świątecznym może być zarówno kino sensacyjne, jak i fabuły, których akcja nawet nie rozgrywa się zimą. Poza kultowym Kevinem samym w domu, który jest typową komedią familijną, we wspomnianym na wstępie badaniu UPC jako przykład świątecznego tytułu Polacy wymienili m.in. Szklaną Pułapkę – a to przecież historia detektywa odbijającego z rąk terrorystów wieżowiec korporacji. Produkcja Johna McTiernana odbiega więc od stereotypowej wizji bożonarodzeniowej rozrywki, która, jak pokazują przytoczone wyżej przykłady, raczej kojarzy się z lekkimi, przyjemnymi historiami. Do tego sam motyw Świąt stanowi w niej bardzo odległe tło. Innych przykładów nie trzeba daleko szukać. Serwis Looper pokusił się nawet o stworzenie listy filmów, które są „potajemnie świąteczne”. Znalazły się tam obrazy dobrze znane polskim widzom, jak Zabójcza broń czy dramat Edward Nożycoręki Tima Burtona
Jeszcze ciekawsze oblicze „świątecznego kina” ukazuje stricte lokalny kontekst. Chodzi o polskie produkcje emitowane w dni ustawowo wolne od pracy. Tytuły takie jak Znachor, Vabank czy Sami swoi to historie uniwersalne, w ogóle nienawiązujące do Świąt. Skąd więc wziął się ich fenomen? I dlaczego właściwie filmy oglądane w okresie bożonarodzeniowym obejmują różne ramy gatunkowe i tematyczne? – Czas Świąt jest czasem rytuałów. Jemy te samy potrawy, śpiewamy te same piosenki i chodzimy w te same miejsca. I do tych zwyczajów z czasem dochodzą nowe rytuały, związane z mediami – tłumaczy dr hab. Jacek Wasilewski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. – Rytuały towarzyszące mediom, jak można się spodziewać, polegają na tym, że oglądamy te same znane filmy, z którymi co roku spędzamy czas od kilkunastu lat. Bo co z tego, że już znamy je na pamięć? To jest tak jak ze śpiewaniem kolęd – śpiewamy je po to, aby pobyć razem – mówi Wasilewski. Warto zwrócić uwagę, że cechą charakterystyczną polskich świątecznych „klasyków” jest faktycznie to, że wiele z nich powstało na przełomie lat 80. i 90., w dobie popularyzacji kaset VHS. Idąc tropem Wasilewskiego, rozbieżność gatunkowa tytułów nakręconych kilkadziesiąt lat temu wynika z tego, że trafiły one do świątecznego „kanonu” telewizyjnego dlatego, że były przebojami. Publiczność miała więc czas, aby się z nimi oswoić i zarazić kolejne pokolenia. – Ważne, aby takie filmy mogli oglądać starzy z młodymi. Tak jak się idzie z dzieckiem na pasterkę, tak samo można obejrzeć wspólnie Znachora – mówi Wasilewski.
Mimo wszystko nowe produkcje sprytnie próbują zawładnąć masową wyobraźnią w „magicznym czasie”. Wiele z nich coraz częściej towarzyszy naszym wspólnym świątecznym kolacjom, rozpychając się w ramówkach i przeplatając ze starszymi propozycjami. Przykładem mogą być nie tylko polskie Listy do M., ale przede wszystkim coraz mocniejszy rozwój gatunku „holiday movie” w Stanach. Jaki jest sposób twórców tych filmów na przyciąganie uwagi widzów? Badacz mediów John Mundy pisał, że hollywoodzkie produkcje kreują Święta jako alternatywną rzeczywistość. Humor, nawet gorzki, łączy się w nich z pozytywnymi emocjami. Pojawiły się ostatnio nawet na ten temat badania. Według nich popularność świątecznych filmów zasadza się na tym, że widzowie, na podobieństwo przeżyć religijnych, doświadczają podczas seansu siły rodzinnego ciepła, mocy prawdziwej miłości czy odkrywają na nowo z bohaterami, czym jest dom jako miejsca, gdzie można czuć się najlepiej i liczyć na wsparcie bliskich.
Nadal jednak wiele wskazuje na to, że ciężko będzie w najbliższych latach zastąpić Kevina jego rebootem. Podobnie jak oryginalnego Księcia w Nowym Jorku, czyli kolejnego świątecznego „klasyka", szybko nie zastąpi jego już zapowiedziany sequel. Czy więc przepis na świąteczny film nie ma szansy zadziałać nie tylko doraźnie, ale i tak by zmienić tradycję? Gwiazdkowe kino familijne, komedie romantyczne i filmy animowane to dziś dochodowy biznes. Jest tworzony świadomie i będzie powoli anektował nasze wyobrażenia o Świętach. Przy nadprodukcji świątecznego kontentu część tych filmów stanie się oczywiście efemerydami, jednak niektóre z nich niepostrzeżenie trafią do naszych rytuałów, co już się powoli dzieje. Ale pamiętajmy, że stare szybko nie zginie. Wystarczy rzut oka na prime time Polsatu, aby dowiedzieć się, że poza kilkoma nowymi produkcjami czeka nas w tym roku tradycyjna powtórka z rozrywki. Czyli filmy sprzed 30 lat. Cóż, tradycja to tradycja. W końcu nie tak łatwo karpia i bigos zamienić na pangę i wegański pasztet.
zobacz także
- Anya Taylor-Joy coveruje utwór Petuli Clark na potrzeby filmu „Ostatniej nocy w Soho”
Newsy
Anya Taylor-Joy coveruje utwór Petuli Clark na potrzeby filmu „Ostatniej nocy w Soho”
- Blob – bezmózgi, ale inteligentny organizm – poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną
Newsy
Blob – bezmózgi, ale inteligentny organizm – poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną
- „Bliss”: Owen Wilson i Salma Hayek rozpięci między symulacją a rzeczywistością
Newsy
„Bliss”: Owen Wilson i Salma Hayek rozpięci między symulacją a rzeczywistością
- Powstała darmowa gra zainspirowana teledyskiem do piosenki „Californication” Red Hot Chili Peppers
Newsy
Powstała darmowa gra zainspirowana teledyskiem do piosenki „Californication” Red Hot Chili Peppers
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
-
Andriej Tarkowski
02
Andriej Tarkowski
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
03