Olga Drenda | Na szczęście!14.02.2019
Pewnego razu, przebywając w mieście wojewódzkim z wizytą służbową, odwiedziłam nieco staromodną (bo niesieciową), bogatą w asortyment księgarnię. Właściciel sklepu, zauważywszy, że gapię się na większy niż zwykle dział z wiedzą tajemną, od razu przyznał, że to jego pasja – choć wcale nie wyglądał na maga – i wręczył mi szczęśliwy kamień półszlachetny.
Noszę go przy sobie, może niezupełnie świadomie, ale gdybym uświadomiła sobie jego brak, czułabym się źle. Podobnie jak w przypadku mojej szczęśliwej złotówki (tak, jestem jak Sknerus McKwacz), którą dostałam w zupełnie niebywałych okolicznościach od bardzo miłego bioenergoterapeuty, który na co dzień pracuje jako posadzkarz, a w wolnych chwilach uruchamia paranormalne moce.
Czyli wychodzi na to, że jestem przesądna. Na pewno trochę, ale jestem przekonana, że każdy w jakimś stopniu jest. To dlatego, że przedmioty „na szczęście” przynależą do porządku myślenia magicznego, prelogicznego, na które nikt nie jest odporny. W takim trybie związki między rzeczami zachodzą nie na zasadzie przyczyny i skutku, a podobieństwa, skojarzenia, przypadku.
Nic w tym złego, dopóki myślenie magiczne pozostaje w równowadze z tradycyjną logiką – a zwłaszcza, jeżeli wiemy, jak działa. Z tą świadomością możemy zmienić przesąd w rozsądnie dawkowane placebo.
Często sami mimowolnie w nie popadamy, na przykład unikając wchodzenia na linie między płytami chodnikowymi czy licząc schody w przekonaniu, że przyniesie nam to pomyślność, albo wierząc, że drużyna, której kibicujemy, strzeli gola, jeśli aż do przerwy powstrzymamy się do wychodzenia do łazienki (tak, usłyszałam to od kilku osób!). Świat sportu jest wyjątkowo pełny magii – zawodnicy mają swoje szczęśliwe stroje czy buty i skomplikowane rytuały przed rozgrywkami, które pomagają im zredukować lęk. Tak naprawdę, nic w tym złego, dopóki myślenie magiczne pozostaje w równowadze z tradycyjną logiką – a zwłaszcza, jeżeli wiemy, jak działa. Z tą świadomością możemy zmienić przesąd w rozsądnie dawkowane placebo.
Chwile, w których popadamy w myślenie magiczne, w których „wymskniemy się” na moment logice przyczynowo-skutkowej, to czas, kiedy łączymy się, często nieświadomie, z całym nagromadzonym przez wieki zasobem ludzkiej kultury. Tyle, że zebrane w nim dziedzictwo łączy się w sposób nieoczywisty, ruchami konika szachowego.
Oprócz przedmiotów szczęśliwych, mamy przedmioty otoczone tabu. Niektórzy nie założą nigdy biżuterii z opalem albo będą unikać wzorów w pawie pióra.
Takie są wędrówki mitów i symboli. Widujemy biedronki siedmiokropki, podkowy nad drzwiami, słonie z trąbą w górze, nawiązujące do póz, w których ukazywany jest indyjski bóg Ganeśa, patronujący pomyślnemu spełnieniu planów... współczesne ceramiczne słoniki, chętnie kolekcjonowane (od czasu do czasu na targach staroci można natknąć się na kolekcjonera, który wyprzedaje takie imponujące zbiory) to dalekie echo ikonografii indyjskiej właśnie, a symbolika podkowy ma związki z magicznym statusem kowalstwa w kulturach ludowych. Podporządkowanie sobie ognia i formowanie metalu czyniło z tego zajęcia niemal alchemiczną dziedzinę, a sama podkowa-symbol szczęścia ma źródła w średniowiecznej legendzie o kowalu, który przechytrzył diabła.
To spojrzenie w szczelinę rzeczywistości, w której kryje się tajemnica, nieznane, może budzić obawę, nabożny lęk: co, jeśli przez przypadek uruchomię lawinę nieszczęścia? Dlatego oprócz przedmiotów szczęśliwych, mamy przedmioty otoczone tabu. Niektórzy nie założą nigdy biżuterii z opalem albo będą unikać wzorów w pawie pióra: te ostatnie niosą w sobie echo złowrogiego „złego oka”, przed którym należy się chronić. Ale współczesność tworzy swoje własne mitologie. Ja sama w przeszłości unikałam pożyczania przyjaciołom czy chłopakom telefonu komórkowego, bo uważałam to za zły omen – jedynie dlatego, że zdarzyło mi się to raz, i oczywiście wolałam nie kusić licha.
Najbardziej przesądna grupa, jaką znam, to fizycy. Krąży zresztą anegdota, że sam Niels Bohr miał nad drzwiami domu podkowę, a na pytanie, czy wierzy, że ma ona przynosić szczęście, odpowiedział: oczywiście, że nie, ale powiedziano mi, że działa nawet na tych, którzy nie wierzą. To wyjaśnia zresztą częściowo mechanizm współczesnej przesądności: deklarujemy, że przecież to wszystko nie ma sensu, że jest nielogiczne. Ale z drugiej strony – nic nie zaszkodzi przecież, jeśli na wszelki wypadek będziemy nosić ze sobą szczęśliwy grosik albo będziemy unikać stawiania torebki na podłodze. Po prostu... odpukać w niemalowane.
zobacz także
- Olga Drenda | Nasze rzeczy:
Latarka, grzałka, królik
Opinie
Olga Drenda | Nasze rzeczy: Latarka, grzałka, królik
- Olga Drenda: Nasze rzeczy. Sweter i polar
Opinie
Olga Drenda: Nasze rzeczy. Sweter i polar
- Olga Drenda: Łabędzie z opon i jelenie na ścianach
Ludzie
Olga Drenda: Łabędzie z opon i jelenie na ścianach
- Olga Drenda | Nasze rzeczy: Trę ser
Opinie
Olga Drenda | Nasze rzeczy: Trę ser
zobacz playlisty
-
Seria archiwalnych koncertów Metalliki
07
Seria archiwalnych koncertów Metalliki
-
filmy
01
filmy
-
PZU
04
PZU
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions