Łukasz Orbitowski | Pan Horror23.12.2019
Kiedyś wokół mnie żyli ludzie. Mnóstwo ludzi. Teraz przepadli jak ci biedacy z kolonii Roanoke. Co się zdarzyło?
Do niedawna miałem sąsiadów. Parę lat temu żyłem w bloku z lat 70. Obok rezydowała łysa staruszka. Nie wiem, co jej było. Nosiła srebrną perukę, podobną trochę do włosków ludzika lego. Na mój widok unosiła ją lekko, jak kapelusz. Zresztą często zostawała otwarte drzwi mieszkania. Wówczas miałem okazję dostrzec, cóż się pod tą peruką znajduje. Nigdy tego nie zapomnę.
Sąsiadka miała syna, który pomieszkiwał u niej w cieplejsze dni. Zwalisty ów mężczyzna roztaczał wokół siebie woń błota i przetrawionego alkoholu. Najczęściej widywałem go, jak szedł z wędką nad Wisłę. Nigdy nie rozmawialiśmy o mnie, a jednak wiedział, że często jeżdżę do Warszawy. Zapewne matka mu powiedziała. Moja łysa sąsiadka wiedziała wszystko: kto z kim sypia, kto ma długi, kto się wyprowadzi.
– Mam do ciebie straszną prośbę – rzekł ten facet. – jak będziesz w Warszawie, weź nadaj list polecony. Ja ci ten list dam, znaczek nakleję. Tylko potwierdzenie weź. Potwierdzenie najważniejsze. Bo komornik mnie szuka. Jak zobaczy, że piszę do niego z Warszawy, może pomyśli, że tu nie mieszkam i się odpierdoli.
Zgodziłem się bez wahania i szczerze chciałem mu pomóc. Nigdy nie przyszedł z tym listem. Wyprowadziłem się i nie wiem jak się ma, czy jego mama zachowała zdrowie.
Nie wiem, kto mieszka za ścianą. Nikt nie robi imprez. Nie spotykam żadnych dzieci. W windzie widuję same obce twarze.
Teraz mieszkam na nowoczesnym osiedlu. Zamiast piwiarni na dole mamy sushi. Warzywniak zastąpiła galeria sztuki, a ja w ogóle nie znam swoich sąsiadów. Nie wiem, kto mieszka za ścianą. Nikt nie robi imprez. Nie spotykam żadnych dzieci. W windzie widuję same obce twarze. Raz spotkałem dwoje młodych hindusów w swoich zwyczajowych strojach. Ona w sari, on w czymś tam innym, przecież nie mam pojęcia o Indiach i tym, co tam się nosi, zresztą równie dobrze mogli pochodzić z Pakistanu. Ale zagadałem, zrobiliśmy sobie zdjęcie. Dawno ich nie widziałem. Może się wyprowadzili?
Nie pamiętam, kiedy zrobiłem zakupy w sklepie innym niż sieciowy. W pobliżu mojego osiedla są aż trzy różne Biedronki, no i mam Żabkę pod samym domem. Najczęściej kupuję właśnie w tej Żabce. Co stało się z osiedlowymi spożywczakami, których kiedyś było pełno? Z każdym wiąże się jakieś wspomnienie. Chętnie przywołam taki jeden, w ścisłym centrum Krakowa. Zawsze siedział tam ten sam facet obdarzony urokiem stomatologa z reklamy nici dentystycznych. Sprzedawał wódkę spod stołu, bo miał koncesję tylko na piwo. Bieda była, wszyscy się u niego zadłużali, ja również. W sklepikowym zeszycie figurowałem jako „Pan Horror”. Do dziś zastanawiam się nad źródłem tej ksywy: chodziło o mój gust filmowy, czy aparycję?
Nie chodzi mi nawet o to, że małe sklepiki zostały wyparte przez Żabki. Może tak bardziej się opłaca? W końcu nikt nikogo nie zmusza do żabkowiczowania. Boli mnie tylko rotacja pracowników w tej mojej Żabce. Właściciele mają kilka takich sklepów, pozatrudniali Ukraińców i przerzucają ich między punktami. Niemal co tydzień widzę w tej Żabce nowego pracownika. Nie sposób się zapoznać, przyzwyczaić do siebie. Już nawet przestałem tego potrzebować. Przyzwyczaiłem się, że pracownicy mojej Żabki są anonimowi. Nie mają płci ani wieku, po prostu sprzedają mi rzeczy, które chcę kupić. Byłoby inaczej, gdyby nie zmieniali się tak często.
Do mojego rodzinnego mieszkania, odkąd pamiętam, przychodzi jeden listonosz. Od lat tam nie mieszkam, rodzice też już nie. Ale czasem widuję tego faceta. Zbijamy piątki, gadamy chwilę i każdy wraca do swojego życia. Kojarzymy się. Jeden przechowuje drugiego w swojej pamięci.
Do mojego rodzinnego mieszkania, odkąd pamiętam, przychodzi jeden listonosz. Poznałem go, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Dopiero zaczynał pracę i roznosi listy do dzisiaj. W dawnych czasach dobre relacje z listonoszem ułatwiały wiele. Wynosił paczki na czwarte piętro i ostrzegał zawczasu, gdy przychodziło jakieś podejrzane pismo: z sądu, z policji, od windykatorów. Od lat tam nie mieszkam, rodzice też już nie. Ale czasem widuję tego faceta. Zbijamy piątki, gadamy chwilę i każdy wraca do swojego życia. Kojarzymy się. Jeden przechowuje drugiego w swojej pamięci.
Kupuję więcej niż kiedykolwiek. Generalnie nastał szał kupowania przez Internet. Jest nas w domu czworo, co generuje całkiem sporo tych paczek. Do tego dochodzą zakupy spożywcze online i żarcie dla kotów, też kupowane przez sieć. Moje płyty, koszulki. Ciuchy mojej dziewczyny. Wszystkie te, skandalicznie niepotrzebne fanty zwozi niezliczone stado kurierów. Błądzą po piętrach. Dzwonią. Zostawiają ten szmelc pod drzwiami albo w tej nieszczęsnej Żabce.
Niepostrzeżenie straciliśmy punkty oparcia w świecie. Skruszał zewnętrzny krąg, pierścień wokół mnie i ciebie. Straciliśmy sąsiadów, sklepikarzy, listonoszy.
Czasem udaje mi się z takim pogadać. Spotkanie zawsze wygląda podobnie. Facet stoi w korytarzu, podaje paczkę, podsuwa jakiś ekranik, na którym muszę złożyć podpis. Nieustannie zerka za siebie i przebiera nogami, jakby zastanawiał się, czy nie uciec. Cały jest nerwowością i pośpiechem.
Niepostrzeżenie straciliśmy punkty oparcia w świecie. Skruszał zewnętrzny krąg, pierścień wokół mnie i ciebie. Straciliśmy sąsiadów, sklepikarzy, listonoszy. Ta strata może wydawać się nieistotna, patrząc z perspektywy życia rodzinnego, przyjacielskiego czy zawodowego. Sklepikarz to nie kolega z pracy czy też szwagier. Upieram się jednak, że stało się coś bardzo złego. Oswojona przestrzeń stała się obcą. Ludzie znajomi zostali zastąpieni przez anonimowych.
Uważam, że człowiek powinien zakorzeniać się w miejscu. Tylko wówczas będzie naprawdę u siebie.
Oczywiście nie wszystko stracone. Kawałki pierścienia ocalały. Pewna przestrzeń ludzka nadaje się do oswojenia. Ten, kto ma dzieci, zagłębia się w świat rodziców i nauczycieli. Żadna to frajda, tak swoją drogą. Chodzę na siłownię, więc rozpoznaję niektórych ćwiczących, znam się z trenerami. Oswoiłem tę przestrzeń. Nadzieje wiążę też z usługami i rzemiosłem. Strzygę się u jednej fryzjerki, zegarki naprawiam u jednego zegarmistrza i wydeptuję ścieżki do tych samych domów.
Ludzie wokoło znikają. Póki co ci najdalsi. Na bliskich też przyjdzie pora.
zobacz także
- Technoetyka, czyli dlaczego branża technologiczna potrzebuje własnej przysięgi Hipokratesa
Trendy
Technoetyka, czyli dlaczego branża technologiczna potrzebuje własnej przysięgi Hipokratesa
- ASMR: Kojący szept youtubera
Trendy
ASMR: Kojący szept youtubera
- Sylwia Chutnik | Sprzątanie jest polityczne
Opinie
Sylwia Chutnik | Sprzątanie jest polityczne
- Siła jest wszystkim. Netflix prezentuje zwiastun serialu anime „Tekken: Bloodline”
Newsy
Siła jest wszystkim. Netflix prezentuje zwiastun serialu anime „Tekken: Bloodline”
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
CLIPS
02
CLIPS
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K