Po co komu kolejny „Batman”? Rzucamy światło na nową opowieść o Mrocznym Rycerzu11.03.2022
Czy można po raz kolejny opowiedzieć historię, która została już opowiedziana setki razy? Czy jest jeszcze pole na kolejny remiks, reinterpretację wątków, przedstawienie bohaterów w innym, choćby minimalnie odkrywczym świetle? Batman Matta Reevesa z główną rolą Roberta Pattinsona od początku miał być inny. Kiedy w czerwcu 2019 r. świat dowiedział się, że w człowieka-nietoperza będącego do tej pory przewidywalnym, bezkompromisowym samcem alfa wcieli się Pattinson, kojarzony ostatnio z rolami w Tenecie, Good Time czy Lighthouse (nie wspominając o sadze Zmierzch), jasne stało się, że najnowszy Batman będzie inny. Czyli jaki?
Główny bohater nie jest postacią, do której przyzwyczaili nas w swojej trylogii Christopher Nolan, a wcześniej Joel Schumacher i Tim Burton. Wcielający się w najnowszego Batmana Pattinson to kompletnie przeciwny biegun osobowości, stosunku do otaczającego go świata i wrażliwości. Superbohater i jego cywilne, dzienne alter ego wcale nie są tu super: Bruce Wayne jest zrezygnowany, nie dba o swój wizerunek i status filantropa, nie przykłada wagi do tego, jak wygląda. To wrażliwiec, który częściej zakapturzony przemierza ulice w szarym od deszczu Gotham niż angażuje się w towarzyskie gierki i chwali bogactwem (vide „w tej chwili kupię ten hotel, żeby moje koleżanki mogły się kąpać w fontannie” z nolanowskiego Batman: Początek). Wieść o wizycie księgowych, którzy mają znaleźć remedium na topniejące bogactwo rodu Wayne’ów, główny bohater zbywa wzruszeniem ramion, rzucając tekst o tym, że fortuna nie ma dla niego żadnej wartości, i że liczy się tylko jego działalność człowieka-nietoperza – bo tylko w masce jest w stanie faktycznie pomóc swojemu miastu. Nie jest archetypem superbohatera w stylu macho z wyprężoną piersią, obiektem westchnień, który bryluje w towarzystwie, a pod osłoną nocy walczy ze złem tego świata.
Z drugiej strony taki zabieg jest jak najbardziej uzasadniony dla uwiarygodnienia całej historii – wycofany Bruce Wayne z grzywką na twarzy, przygarbiony, poruszający się w niepewny sposób i nie walczący o uznanie na salonach to idealna przykrywka dla Batmana. Kiedy zapada noc, może zdjąć maskę smutnego, mieszkającego na uboczu ekscentrycznego milionera-sieroty i przywdziać strój przedstawiającego się jako „zemsta” bohatera. To bezlitosny mściciel, którego pięści miażdżą przeciwników; łowca, którego przed uskutecznieniem krwawej jatki na ekranie wydaje się hamować tylko ograniczenie wiekowe producentów filmu. Wreszcie też wszystko nabiera fabularnego sensu – a mianowicie to, że przeciętny mieszkaniec Gotham może nie domyślać się, że Bruce i Batman to ta sama osoba. Ich połączenie jest po prostu absurdalne. Co ciekawe, „cywilne” wcielenie Batmana zostało mocno zainspirowane postacią Kurta Cobaina. Bruce Wayne to nie żaden „emo-nastolatek”, jak niektórzy podejrzewali po pierwszym zwiastunie, ale dużo bardziej skomplikowana i przepełniona bogatym wnętrzem introwertyczna postać. Nirvana wraca tu zresztą wyraźnie – zarówno w zwiastunie, jak i samym filmie pobrzmiewa przerobiona i spowolniona wersja piosenki Something In The Way z płyty Nevermind. Nietrudno domyślić się, że i tak kultowy utwór tylko skorzystał na zamieszaniu wokół Batmana – streamy poszybowały w górę, i to o ponad 700 procent.
Główną bronią Batmana w walce ze złem nie jest ani najnowszy gadżet czy futurystyczny batmobil, ani bogactwo. Fakt, jego zbroja wciąż odbije pocisk z pistoletu, a specjalne szkła kontaktowe nagrają wszystko, co widziały oczy głównego (choć nie zawsze) bohatera, ale jego głównym atutem umiejętność myślenia jak przestępca. Batman to przede wszystkim detektyw zjawiający się na miejscu zbrodni i poszukujący wskazówek. Choć zamiast prochowca ma pelerynę, działa (raczej) w pojedynkę i nie musi zmagać się z biurokracją policji. Ale to wciąż detektyw zmagający się z własnymi demonami. Na rezygnacji Batmana, poczuciu wyobcowania i chęci zemsty za niesprawiedliwość tego świata próbuje grać Riddler (Paul Dano), główny – choć nie jedyny – przeciwnik człowieka-nietoperza. Człowiek-zagadka zwraca choćby uwagę na uprzywilejowanie i status Wayne’a, co mimo straty rodziców w dzieciństwie i tak stawia go we względnie dobrej sytuacji w porównaniu z innymi dziećmi z sierocińca, w którym razem się wychowywali. Riddler podsyca też w Waynie pytanie, którego trudno sobie nie zadać: czy użycie jego nieograniczonych pieniędzy w dobrym celu nie dałoby w dłuższej perspektywie większej korzyści społeczności Gotham niż przebieranie się co noc w pelerynę i polowanie na oprychów.
Batman to mniej film superbohaterski, a bardziej kino spod znaku neo-noir. Widać to właśnie w przypadku Riddlera – postaci słusznie zestawianej z Edem Kemperem z Mindhuntera, czy fincherowskimi Johnem Doe z Siedem lub Zodiakiem. Jest dziwakiem ukrywającym się pod hybrydą siatki i kominiarki w kolorze khaki, a także wielbicielem chwytliwych łamigłówek, który zebrał w sieci spore grono wyznawców, gotowych wesprzeć go w wymierzaniu swojej wizji sprawiedliwości. Wszędzie doszukuje się układu – skądinąd, jak na warunki Gotham słusznie – i eliminując kolejne umoczone w korupcję, handel narkotykami i zabójstwa osoby dąży do zaprowadzenia nowego ładu.
Człowiek-zagadka to wariat ze szczegółowym planem, który realizuje punkt po punkcie, wypuszczając raz za razem wskazówki dla tropiących go Batmana i policji Gotham. Oglądając najnowszy film Matta Reevesa trudno jednak nie zadać sobie pytania, na ile jego postać jest przekonująca. Wcielający się w Jokera Heath Ledger w Mrocznym Rycerzu był siewcą chaosu, bezwzględnym, obłąkanym, do cna przebiegłym czarnym charakterem, zmuszającym Batmana do dokonywania wyborów pomiędzy złym a jeszcze gorszym. Bane chciał zerwać obecny porządek świata, zesłać na Gotham niewyobrażalną pod względem skali zagładę, a jedynym sposobem na jej powstrzymanie było – przynajmniej w teorii – poświęcenie głównego bohatera. Riddler w najnowszej produkcji działa zaś nieudolnie, raniąc przypadkowe osoby (Alfreda) czy zalewając miasto – ale tylko na tyle, żeby na dachach jego wieżowców dało się prowadzić akcję ratunkową. Trudno przerazić się widząc jego szaleństwo, dać się zaskoczyć misternym planem, który zmusza bohaterów do ekstremum. To postać, która nie przypiera Batmana do ściany, a to właśnie wtedy mógłby on pokazać widzowi swoją głębię. Mocno zlewają się ze sobą także inni „złole”, np. szemrany Oz/Pingwin, którego widzowie raczej zapamiętają z perspektywy ukrywającego się gdzieś pod makijażem i kompletnie nierozpoznawalnego Colina Farrella, a nie wyrazistej lub skomplikowanej postaci. Nie lepiej wypada główny gangster tego filmu, Carmine Falcone (John Turturro), który w pewnym momencie staje się postacią co najmniej trzecioplanową. Można odnieść wrażenie, że Matt Reeves nie do końca był zdecydowany, na kogo postawić tym razem, a jednak nie mógł sobie odpuścić, żeby obsada nie rozrosła się do ogromnych rozmiarów.
Trochę świeżości wnosi za to Selina Kyle aka Kobieta-kot (Zoë Kravitz), która objawia odrobinę inne, bardziej wrażliwe oblicze Batmana. To złodziejka powiązana z przestępczym podziemiem, która w decydującym momencie jest gotowa stanąć po właściwej stronie. Jej motywacje są jednak różne: pozornie zależy jej tylko na odnalezieniu swojej partnerki i współlokatorki, ale w miarę rozwoju akcji realizuje też osobistą wendettę, wspiera w działaniach tytułowego bohatera, a w końcu oferuje mu wspólną ucieczkę z dala od Gotham. Wyalienowany Wayne od początku do niej lgnie – wszak oboje są sierotami, oboje działają pod osłoną nocy, oboje mają silne wyobrażenie dotyczące tego, jak powinien wyglądać świat. Romans w Batmanie, i to podany całkiem serio, to całkiem oryginalny pomysł. Problem polega jednak na tym, że takich pomysłów, z których zresztą finalnie nic nie wychodzi, Reeves ma za dużo. Film wydłuża się do prawie trzech godzin, a widzowi wraz z upływem czasu coraz trudniej docenić tę nieokiełznaną przez reżysera materię. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – Batman AD 2022, n-ty z kolei film o człowieku-nietoperzu, mógłby być dużo gorszy.
zobacz także
- „Addicted”: Jorja Smith prezentuje nowy singiel i wyreżyserowany przez siebie teledysk
Newsy
„Addicted”: Jorja Smith prezentuje nowy singiel i wyreżyserowany przez siebie teledysk
- Świat w zasięgu ręki. Legenda Aaliyah
Ludzie
Świat w zasięgu ręki. Legenda Aaliyah
- Tropienie prawdy na ekranie. Co oglądać po „Lupinie”?
Opinie
Tropienie prawdy na ekranie. Co oglądać po „Lupinie”?
- Matthew McConaughey rozpoczął karierę vlogera. Planuje też karierę polityczną
Newsy
Matthew McConaughey rozpoczął karierę vlogera. Planuje też karierę polityczną
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors top 15
15
Papaya Young Directors top 15
-
Original Series Season 2
06
Original Series Season 2
-
03
-
filmy
01
filmy