Opinie |

Sylwia Chutnik | Noworoczne postanowienia24.12.2019

ilustracja: Joanna Gębal, animacja: Paweł Szarzyński

Zdaje sobie sprawę, że będzie to kontrowersyjny tekst, ale jakoś to wspólnie przetrwamy. Otóż bardzo lubię noworoczne postanowienia. Od stu lat siadam ostatniego dnia roku, biorę pióro do ręki i zastanawiam się, co mogłabym zrobić przez kolejne dwanaście miesięcy. Nie piszę pochopnie okrągłych zdań w stylu „będę lepszym człowiekiem”, tylko skupiam się na konkretach. Dzięki temu minimalizuję ściemnianie i ewentualne naciągania „zaliczeń”. Bo kolejnym krokiem jest wzięcie listy postanowień i rozliczenie się z nich. Te sprawy, które nadal trzeba załatwić, przesuwam na kolejny rok lub opisuję innymi słowami, aby jeszcze bardziej się zmotywować. Niektóre stają się nieaktualne, więc nie tracę na nie czasu. Dość, że mogę dzięki temu prześledzić miniony rok i zastanowić się nad nim.

To ważne, ponieważ żyję szybko, a do tego mam słabą pamięć. Na szczęście prowadzę kalendarz, dziennik, a od jakiegoś czasu wpisy w mediach społecznościowych tworzą coś w rodzaju kroniki. Mimo wszystko potrzebna mi refleksja nad tym, dokąd w ogóle biegnę i co chcę zrobić. Bo ja jestem od robienia. Lubię refleksję i dysputy, ale raczej skupiam się na działaniu. Ma to swoje dobre strony, ponieważ udało mi się wiele osiągnąć. Ma to też swoje złe strony, bo trudno mi żyć tu i teraz ze względu na niekończące się plany i bycie dwa kroki przed tym, co robię aktualnie. Podsumowania i planowania dają możliwość choćby chwilowego zatrzymania się i ogarnięcia miejsca na ziemi. Dokąd, do cholery, zmierzam i po co?

Wiem, że moje postanowienia wkurzają ludzi. Większość osób, kiedy mówię im z satysfakcją: „Ej, wypełniłam całą listę” odbierają to albo jako chwalenie się („phi, no i co z tego?’) albo chamskie przypominanie im, że oni nie spełnili tego, co chcieli.

Na początku zaznaczyłam kontrowersję, ponieważ wiem, że moje postanowienia wkurzają ludzi. Większość osób, kiedy mówię im z satysfakcją: „Ej, wypełniłam całą listę” odbierają to albo jako chwalenie się („phi, no i co z tego?’) albo chamskie przypominanie im, że oni nie spełnili tego, co chcieli. Nie rzucili palenia, nie schudli i nie zaczęli oszczędzać. To powoduje zniechęcenie i frustrację. 

Dlatego też nie ma sensu wpisywać czegoś, czego się nie spełni. Co nie znaczy, że należy iść po linii najmniejszego oporu. Tylko jeśli uwielbiamy smak tytoniu o poranku, to po co mamy rzucać palenie? Nie zrobimy tego lub zrezygnujemy na chwilę, co nas jeszcze bardziej rozdrażni. Lepiej robić sobie zmiany małymi krokami lub skupić się na odpowiednim nastawieniu. 

Postanowienia są zwykle nierealne, a planowanie opiera się na samoświadomym podsumowaniu tego, co się robiło do tej pory i tego, co chce się zrobić później.

W zeszłym roku skorzystałam po raz pierwszy z darmowego plannera na stronie yearcompass.com. YearCompass to globalny ruch, który mobilizuje ludzi do uporządkowania swojego ostatniego roku i zaplanowania następnego, aby mieć większą świadomość swojego życia. Głównym narzędziem tego ruchu jest bezpłatna broszura dostępna w wielu językach (w tej chwili przetłumaczona jest na 39 języków i przygotowywana przez wolontariuszy/szki z całego świata koordynowanych przez grupę przyjaciół z Węgier). W zeszłym roku broszura została pobrana 700 tysięcy razy. Ich hasło jest mi bliskie: „noworoczne postanowienia nie działają. Planowanie roku działa.” Jaka jest różnica? Postanowienia są zwykle nierealne, a planowanie opiera się na samoświadomym podsumowaniu tego, co się robiło do tej pory i tego, co chce się zrobić później. W wydawnictwie znajdziemy dwadzieścia pytań, które pozwolą nam skupić się na tym, co naprawdę chcemy zrobić. Oczywiście można podejść do tego ironicznie: „Jezuuuu, kolejne kołczingowe zawracanie głowy”. Spoko, kpijcie, a potem przez kolejne pięć lat gadajcie o tym, jaką to płytę nagracie lub że wreszcie napiszecie doktorat. Powodzenia.

W czasie, kiedy kontakty społeczne ograniczają się zwykle do „YouTube party” uważam, że planowanie jest bardzo wzmacniające i integrujące.

Projekt realizowany jest od 2013 r. i zgromadził wokół siebie sporą społeczność. Dzięki opowieściom, w jaki sposób ludzie wykorzystują „Year Compass” wiemy, że dla wielu osób to swoisty rytuał noworoczny, w którym towarzyszą często znajomi. Wspólnie wypełniają kolejne punkty rozmawiając o nich i zastanawiając się, jak osiągnąć następne kroki. W czasie, kiedy kontakty społeczne ograniczają się zwykle do „YouTube party” uważam, że planowanie jest bardzo wzmacniające i integrujące. Materiały wykorzystywane są np. w grupach wsparcia dla osób uzależnionych, na szkoleniach i jako prezenty firmowe. 

Można również wypełnić broszurę samej albo samemu. Ostatnio zajęło mi to prawie godzinę, po której czułam się, jakbym odbyła intensywną sesję terapeutyczną. I tak, popłakałam się dwa razy. Od tamtej pory nie zaglądałam do środka, chociaż wiem, że są ludzie, którzy na bieżąco sprawdzają, jak im idzie. Ja czekam z tym do 31 grudnia i nie mogę się już doczekać. Tym bardziej, że na stronie pojawiła się już wersja na 2020 rok, więc zamierzam spędzić szalonego Sylwestra na wypełnianiu kolejnych punktów. Dołączysz?

/ @sylwia.chutnik

Pisarka, felietonistka. Doktorka Instytutu Kultury Polskiej UW. Kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna i promotorka czytelnictwa. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Dostała Społecznego Nobla Ashoka za działalność na rzecz matek oraz nagrodę m. st. Warszawy. Twórczyni sztuk teatralnych. Jej książki zostały wydane w dziewięciu krajach.

zobacz także

zobacz playlisty