Bruno Althamer, Agata Tomaszewska | Trzej Myśliwi02.04.2019
Sylwia jest Strażniczką Lasu, broniącą jego mieszkańców przed ludźmi, którzy chcą ich skrzywdzić. Drwale, myśliwi, fani quadów i dzikich wysypisk – oni wszyscy są na celowniku Strażniczki. Jej supermoce to rozumienie języka drzew i zwierząt. Umie także stworzyć eliksir na bazie psylocybiny i kwasu D-lizergowego, który nawet najtwardszego wroga zmienia w przyjaciela lasu.
Drzwi otworzyły się z jękiem i do środka wszedł zdenerwowany jegomość. Od razu skierował się do baru.
– Pan poleje mi piwa. I może coś mocniejszego.
Wódkę wypił szybkim haustem. Grymas złagodził piwem. Odetchnął z ulgą, choć obrazy minionej nocy wciąż pojawiały mu się przed oczami. Dzisiaj pewnie nie zaśnie.
– Jeszcze jedną pan poleje.
– A najlepiej dwie.
Stuknęli się kieliszkami. W ich dłoniach przypominały naparstki.
– Ciężka noc jak cholera, pierdolona pełnia – sapnął ten drugi. Był zaaferowany, miał rozbiegany wzrok i warstwę potu na skórze. Spod kamuflażu wyciągnął chustkę do nosa i przetarł nią czoło.
– Spać nie mogłem. A śpię jak dziecko! Ale jak już zasnąłem, to tak na amen. I nagle budzę się w lesie, człowieku. Budzę się i okazuje się, że jestem jebanym dzikiem. No we śnie, wiesz, ale nie wiedziałem, że to sen. Prawie się zesrałem ze strachu! Normalnie patrzę w dół, kurwa mać, rapcie! A wokół cała wataha, mogą mnie rozszarpać, próbuję uciekać, ale się potykam, kurwa, nie umiem biegać na czworakach. I najgorsze, że to było tak prawdziwe. Tak jak pan tu obok siedzisz! I podbiegają skurwysyny, chrząkają do mnie coś po dzikowemu, ryjami pomagają mi wstać. I nagle coś się dzieje, jedna z naszych wydaje taki straszny ryk i pada na ziemię. Czuję zapach strachu, krwi i prochu. W końcu jestem dzikiem, mam zajebisty węch! Wtedy do mnie dochodzi: to moi ludzie. Oni mnie uratują! Biegnę do nich, wołam, że zaszło nieporozumienie, ale z gwizda wydobywa się jakiś nędzny kwik. Nagle czuję odrętwienie w boku i coś ciepłego zaczyna spływać po lewym biegu. Cholera jasna. Odwrót! Kuśtykam z powrotem, wszędzie świszczą naboje. Jak na froncie, kurwa! Kilku kabanów mnie dostrzega, biegną na pomoc! Kuśtykam za nimi, kitramy się w zaroślach. I wtedy się obudziłem.
W milczeniu pociąga łyk piwa.
– To może trzeba sprawdzić te zarośla?
– No co pan. Przecież te dziki uratowały mi życie.
– Staszek! Ja coś tak czułem, że cię tu spotkam. Pan poleje mi jakiejś łychy, z górką najlepiej. Słuchaj, nie uwierzysz co ja w nocy przeżyłem.
– Pan też? – wtrącił człowiek-dzik, wyciągając swoją ludzką dłoń.
– Witold jestem, właśnie koledze opowiadałem najdziwniejszy sen.
– Panie, jaki sen, to co mnie spotkało, to nie był sen. To było piekło na ziemi, halucynacje jakieś diabelskie, tfu! Henryk, miło mi.
Wymienili szorstki, ciepły uścisk ludzi połączonych niedolą.
– Pan poleje trzy maluchy.
Chwilę ciszy przerwał dopiero stuk opróżnionych kieliszków o bar.
– W sumie trudno mi powiedzieć, co było jawą a co snem. To, co wiem na pewno, to że na ognisku troszeczkę popłynąłem.
– Kto nie płynął, kto nie płynął... – uśmiechnął się wyrozumiale Witold – Kto był, ten wie, a byliśmy wszyscy z klubu.
– No dobrze, a... a pamiętacie... – Henryk przez chwilę ważył słowa, jakby wahając się, czy w ogóle poruszyć temat – pamiętacie ten moment, kiedy przyszły dziewczyny?
– Dziewczyny? Jakie dziewczyny? – Witold poczuł, że przez sen z dzikiem coś go ominęło.
– To nieźle popłynąłeś, Heniu, rzeczywiście.
– Dobra, dobra. Jakbyś był na moim miejscu, to by ci nie było do śmiechu.
– Nie wiem, a może?
– Ta, to co byś zrobił, gdyby prosto z lasu wyszła dziewucha, rozebrana do rosołu i stanęła naprzeciw ciebie?
– To zależy czy ładna, hyhyh – pochrząkiwał podekscytowany Staszek.
– Cud dziewczyna, nieziemska uroda. Nie wyglądała na kogoś stąd, może cudzoziemka.
– A może diabeł!
Słuchacze wybuchnęli śmiechem. Lecz ucichli widząc, że Henryk jest śmiertelnie poważny.
– Może i diabeł, bo na pewno nie anioł. Oczy jej błyszczały i mnie zaczarowała tak, że nie mogłem oderwać wzroku. Gestem kazała mi podejść bliżej. Rozejrzałem się wokoło, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. No to poszedłem, każdy by poszedł na moim miejscu. Ponętna panienka, chce się zabawić z takim starym grzybem jak ja. Wzięła mnie za rękę i zabrała poza krąg światła. Szedłem za nią jak cielę, zahipnotyzowany, gotowy na wszystko. Zatrzymała się i pocałowała mnie. Myślałem, że śnię. Powiedziała: „rozbierz się”. Nigdy tak szybko się nie zrzucałem ubrań! No i tak stoję zwarty i gotowy, ale tak ciemno, że jej nie widzę. Nagle usłyszałem szelest za drzewem. Podkradłem się cicho, żeby ją wziąć z zaskoczenia. Ale zamiast w jej ramiona, wpadłem prosto na wielkiego kabana. Zląkł się i zaczął kwiczeć jak opętany, wściekły był strasznie. Nigdy nie widziałem tak potężnego odyńca, fajki ogromne, błyskały w świetle księżyca, ślepia przekrwione rządzą mordu. Rzucił się na mnie, nie zdążyłem nawet pisnąć i już mną rzucał na wszystkie strony jak szmacianą lalką. Słyszałem trzask łamanych kości, krew lała mi się po twarzy, leżałem w poszyciu, zupełnie bezbronny, nagusieńki jak mnie pan Bóg stworzył, czekając na koniec. I wtedy zobaczyłem ją – siedziała na pniu jak gdyby nigdy nic, głaskała tego potwornego dzika po tabakierze. Wyraźnie widziałem, że śmieje się ze mnie. I nagle zniknęła. A ja pozwoliłem, by wchłonęły mnie ciemności. A rano obudziłem się nagusieńki, ze szronem na dupie, wytarzany w mchu i torfie, ale cały i zdrowy! Przysięgam, to jakiś cud, że przeżyłem.
– Czyli nie dała ci numeru? – docinał Staszek, nadal w filuternym nastroju.
– Śmiej się śmiej, zobaczymy kto po ciebie przyjdzie, jak pójdziesz na odstrzał.
Staszek nagle spoważniał.
– Nic po mnie nie przyjdzie, bo już nie pójdę na odstrzał.
– Co?
– No nie pójdę, bo złożyłem przysięgę.
– Jak to, komu? Co za cicha woda, no mówże!
– Nie wasz zakichany interes, do was tylko jakieś dziki i baby przychodzą. Każdy dostaje to, na co zasługuje!
– To kto do ciebie przyszedł? Pan prezydent?
– Wracałem z ogniska, na krzyżówce przeżegnałem się przy Maryjce. I to ona do mnie przyszła, żadne tam diabły i poczwary. Normalnie wyleciała z kapliczki jak duch i unosiła się z metr ode mnie w błękitnej poświacie. I przemówiła! Usłyszałem jej głos w mojej głowie. Że czemu łamię przykazania, czemu nie chcę być zbawiony, że moja matula płacze jak z nieba widzi co robię... – Staszkowi złamał się głos. Wziął łyk piwa, by się otrząsnąć z wizji krwawych łez spływających po policzkach Objawienia.
– Padłem na kolana, zmówiłem trzy zdrowaśki i przysięgłem na wszystkie świętości, że nie będę więcej grzeszył przeciw Dekalogowi. Wtedy przejechał autobus i ona znów była tylko posążkiem.
W barze nastała cisza. Z zamyślenia trzech myśliwych wyrwał nagle Witold.
– A do diabła z tym! I tak nigdy tego nie lubiłem – wyjął z portfela legitymację i przedarł ją na pół. Rzucił stówę na bar i wyszedł w stronę zachodzącego słońca.
zobacz także
- Bruno Althamer | To miało być starcie tytanów
Opinie
Bruno Althamer | To miało być starcie tytanów
- Bruno Althamer | Nadchodzi Zbój
Opinie
Bruno Althamer | Nadchodzi Zbój
- Bruno Althamer | Opowieść powigilijna
Opinie
Bruno Althamer | Opowieść powigilijna
- Kolejny musical twórcy „Hamiltona” na dużym ekranie. Zobacz zwiastun „In the Heights”
Newsy
Kolejny musical twórcy „Hamiltona” na dużym ekranie. Zobacz zwiastun „In the Heights”
zobacz playlisty
-
03
-
George Lucas
02
George Lucas
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
-
Martin Scorsese
03
Martin Scorsese