Ludzie |

Grzegorz Fortuna: W co ubrać film?27.12.2019

fot. Michał Szymończyk

Octopus Film Festival i Velvet Spoon to dwie inicjatywy, w które angażuje się Grzegorz Fortuna. Pierwsza to festiwal filmowy opierający się na popkulturowej nostalgii, stale czerpiący z korzeni wszelkich klasyków kina klasy B. Druga – firma dystrybucyjna stawiająca na nowe i osobliwe polskie produkcje. Porozmawialiśmy z Grzegorzem m.in. o historii jego projektów i stojących za nimi motywacjach, a także o tym, co podoba się polskim widzom.

Parę miesięcy temu odbyła się 2. edycja Octopus Film Festival. Wasza festiwalowa marka – stosunkowo nowa – już teraz zaistniała w świadomości fanów kina w Polsce. Domyślasz się, dlaczego?

Mam wrażenie, że zainteresowanie Octopusem wynika w dużej mierze z jego odmienności, która wzięła się z pewnego braku. Problem polega na tym, że w Gdańsku jest bardzo niewiele kin studyjnych, trudno byłoby w którymś z nich zrobić festiwal z kilkudziesięcioma tytułami w programie. Zamiast tego robimy więc festiwal w postoczniowych halach. Baliśmy się, że to nie wypali, ale okazało się strzałem w dziesiątkę. Poza tym większość polskich festiwali stawia na kino artystyczne i zaangażowane społecznie. Tymczasem my, razem z dyrektorem artystycznym Octopusa Krystianem Kujdą, wychowaliśmy się na kinie gatunkowym, i właśnie takie filmy najbardziej lubimy pokazywać widzom. Uważamy, że w dobie Netfliksa i innych portali streamingowych warto zaoferować widzom coś więcej niż sam pokaz. Dlatego też staramy się, aby poszczególne seanse (takie jak pokaz najnowszego Mad Maxa z wykorzystaniem miotacza ognia czy seans Świtu żywych trupów w centrum handlowym) były doświadczeniami jednostkowymi i niemożliwymi do powtórzenia w domu. Z mieszaniną zaskoczenia i radości odkryliśmy, że efekt podoba się nie tylko takim nerdom jak my.

Festiwal opiera się głównie na kinie gatunkowym, a to pojęcie całkiem rozległe, nie do końca znane typowemu widzowi. A może inaczej – możliwe, że nieświadomie je zna, lecz nie z definicji. Co wy uznajecie za kino gatunkowe? 

Rzeczywiście, kino gatunkowe to rozległe pojęcie o wątłych granicach. Tarantino twierdzi np., że każdy film jest gatunkowy – ot, choćby filmy Johna Cassavetesa należą do gatunku „filmy Johna Cassavetesa”. W przypadku Octopusa chodzi nie tylko o samą gatunkową przynależność, ale o nawiązywanie do dziedzictwa kina popularnego i tworzenie na tej bazie czegoś swojego. Coraz większa liczba twórców sięga po taką formułę i robi się to coraz bardziej popularne, nawet w Polsce – za przykład niech posłużą filmy Jagody Szelc, Agnieszki Smoczyńskiej czy Pawła Borowskiego.

Jak wyglądał proces tworzenia festiwalowego repertuaru? Bazowaliście na gustach własnych, i to z nich brały się te wszystkie widowiskowe pomysły – chociażby inscenizacje walk na śmierć i życie związane z marką Mortal Kombat? Jakich filmów widz może się spodziewać kupując karnet na Octopus Film Festival?

Proces tworzenia repertuaru wygląda trochę inaczej w przypadku sekcji i w przypadku pojedynczych pokazów. Jeśli chodzi o sekcje, to wybieramy myśl przewodnią (jak „Postapokalipsa” czy „Wymarłe gatunki”) i wypełniamy ją filmami, które chcielibyśmy pokazać widzom. Pojedyncze pokazy wyrastają z tego, że mamy chyba mentalność dwunastolatków i zależy nam na zrobieniu czegoś szalonego. Akurat Mortal Kombat w połączeniu z rave'em Wixapolu to był pomysł Krystiana – sam film jest dość obciachowy, ale w odpowiedniej oprawie efektem jest naprawdę niezła rozrywka.

Czerpiesz ze swojej pracy satysfakcję?

Zdecydowanie tak. Pokazywanie ludziom filmów, które się lubi i ceni, jest uzależniające. A jeśli ci ludzie przychodzą potem tłumnie i reagują na film podobnie do ciebie, to jest to dodatkowo bardzo satysfakcjonujące. Dlatego też oprócz Octopusa prowadzimy od zeszłego roku firmę dystrybucyjną Velvet Spoon, która wprowadza filmy na ekrany kin w całej Polsce. Bardzo lubię festiwale, z tym że nigdy nie mogłem pojąć, jak można oglądać filmy od ósmej rano do północy. Gdy słyszę od znajomego, że obejrzał danego dnia sześć filmów, to czuję jednocześnie przerażenie i podziw. Mi by się wszystko zlało w jedną filmową maź.

Wspomniany festiwal jest przede wszystkim ściśle związany z waszą firmą dystrybutorską – Velvet Spoon. Czym dokładnie jest ta inicjatywa? Do czego dążycie, co dokładnie chcecie osiągnąć i, co najważniejsze, do jakiego odbiorcy dotrzeć?

Velvet Spoon narodził się z pewnej obserwacji, że w Polsce dystrybucja działa zasadniczo na dwóch biegunach. Na jednym mamy blockbustery, wielkie widowiska i filmy stricte komercyjne (komedie romantyczne, filmy Patryka Vegi itd.) dla setek tysięcy, a nawet milionów widzów; na drugim – kino arthouse’owe, autorskie itd. Często miałem wrażenie, że w tym układzie gubi się gdzieś ambitne kino gatunkowe, które na świecie staje się przecież coraz bardziej popularne – filmy łączące różne porządki, będące jednocześnie kinem gatunkowym i głęboko autorskim. Naszym celem jest zapełnienie tej luki. Bardzo zależy nam też na tym, żeby zaoferować widzom coś nowego – stąd między innymi plakaty odnoszące się do Polskiej Szkoły Plakatu, przygotowywane przez utalentowanych polskich artystów. Nie ukrywam przy tym, że jesteśmy zapatrzeni w A24 jak w obrazek i chcielibyśmy dotrzeć do publiczności, do której dociera właśnie A24 – widzów spragnionych ciekawych, niecodziennych, często szalonych filmów. 

Dla mnie rola dystrybutora jest porównywalna do roli krawca – dostajemy do rąk film i naszym zadaniem jest „ubrać go” w taki sposób, żeby podkreślić jego największe atuty.

Czym dla ciebie jest cały proces dystrybucji?

Mam wrażenie, że dla większości populacji dystrybucja to najmniej interesujący proces związany z branżą filmową. Tymczasem dla mnie rola dystrybutora jest porównywalna do roli krawca – dostajemy do rąk film i naszym zadaniem jest „ubrać go” (w zwiastuny, plakaty, opisy itd.) w taki sposób, żeby podkreślić jego największe atuty, żeby wyglądał jak najlepiej. I to właśnie staramy się robić.

Jaka jest historia powstania tego wspólnego, niezależnego projektu?

Męczyłem tym pomysłem Marcina Adamczaka i Krystiana Kujdę tak długo, aż w końcu się zgodzili. Potem przez mniej więcej rok uczyliśmy się każdego aspektu procesu dystrybucji. Jako pierwszy zaufał nam Łukasz Dzięcioł z Opus Film, producent Listopada i Zwierząt. Okazało się, że Łukasz ma bardzo podobną wizję dystrybucji, dzięki czemu mogliśmy wprowadzić do kin dwa pierwsze filmy.

Mandy, Wilkołak, Monument Jagody Szelc, Mowa ptaków. Wiele intrygujących, powoli – przynajmniej u nas – kultowych tytułów. Dlaczego akurat te filmy?

Od początku bardzo zależało nam na tym, żeby wprowadzać rzeczy oryginalne i nieoczywiste. W „Wilkołaku” zakochaliśmy się już po przeczytaniu opisu fabuły; wiedziałem, że musimy mieć ten tytuł. Jeśli chodzi o Jagodę Szelc, to jej Wieża. Jasny dzień jest dla mnie najwybitniejszym debiutem w polskim kinie po 1989 r., więc byłbym w stanie w ciemno dystrybuować każdy film, jaki nakręci. Z Mową ptaków zgłosił się do nas producent, Marcin Wierzchosławski, który szukał dystrybutora otwartego na film trudny, autorski i niełatwy. Było to jeszcze przed aferą związaną z festiwalem w Gdyni, ale zdecydowaliśmy, że koniecznie musimy spróbować. Jeśli chodzi o Mandy, to ten szalony film z Nicolasem Cage’em mieliśmy niestety tylko w bardzo limitowanej dystrybucji (sześć kin w całym kraju), ale zależało nam, żeby pokazać go chociaż małej grupie widzów – jest tak piękny i halucynogenny, że po prostu trzeba oglądać go na wielkim ekranie!

Zależy nam na tym, żeby zachęcić widzów do sprawdzenia, czy dany tytuł lub typ kina jest dla nich odpowiedni. Nie chcemy wprowadzać filmów, które się wszystkim spodobają, ale takie, które zmuszą do dyskusji.

Jesteś na bieżąco z tendencjami w polskich kinach; co ludzie chcą oglądać, jakie gatunki preferują? Wolą omawiane przez nas kino autorskie, a może wciąż stoją w miejscu i wybierają sprawdzone nazwiska i motywy?

To pytanie, na które – mam wrażenie – nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Oczywiście blockbustery i komercyjne filmy polskie bardzo dobrze się sprzedają, ale w ostatnich miesiącach było bardzo dużo zaskoczeń frekwencyjnych, rynek staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. No bo kto by się spodziewał, że Boże Ciało, skromny film autorski, będzie miało lepszy wynik niż Piłsudski i Legiony razem wzięte? Albo że Parasite zbierze prawie 200 tysięcy widzów, mimo że wcześniej w Polsce filmy azjatyckie prawie nigdy się nie sprzedawały? Takich zaskoczeń – pozytywnych i negatywnych – jest naprawdę sporo. 

Czy poprzez zajmowanie się tak niszowymi (i zazwyczaj ambitnymi filmami) prowadzicie dialog z odbiorcą kultury? Wy – mówicie, że najnowsze kino to nie tylko blockbustery i żenujące komedie z Polski. Oni – oglądają i muszą się do tego odnieść.

Zależy nam na tym, żeby zachęcić ich do seansu i sprawdzenia, czy dany tytuł lub typ kina jest dla nich odpowiedni. Nie chcemy wprowadzać filmów, które się wszystkim spodobają, ale takie, które zmuszą do dyskusji, pozwolą spojrzeć na jakąś kwestię z innej perspektywy.

Jaką masz opinię o polskich widzach? Cenisz nasze gusta, a może chciałbyś, by obcowanie z kulturą filmową wskoczyło na wyższy poziom?

Moim zdaniem polski widz – i cały polski rynek kinowy – bardzo się w ostatnich latach rozwinął; jest coraz odważniejszy i coraz bardziej ciekawy kina. Nasz rynek jest oczywiście znacznie mniejszy niż amerykański czy francuski, ale liczba sprzedawanych biletów rośnie z roku na rok, a wraz z nią – liczba filmów wprowadzanych do kin. Wiele filmów, które przepadłyby dwadzieścia czy nawet dziesięć lat temu, ma przyzwoite wyniki i cieszy się dużym zainteresowaniem. Wydaje mi się, że to bardzo dobrze świadczy o polskim widzu.

Jakie są plany na przyszłość całego Velvet Spoon, jak i twoje? 

Zależy mi, żebyśmy jako Velvet Spoon oferowali kolejne ciekawe, prowokujące i szalone tytuły i powoli rozwijali nie tylko nasz katalog, ale też Octopusa. Z kolei ja prywatnie bardzo chciałbym skończyć doktorat poświęcony epoce kaset wideo w Polsce, bo siedzę nad nim tak długo, że to aż wstyd.

000 Reakcji

Czechofil, audiofil i entuzjasta tenisa. Uwielbia wywiady, rozmowa z pasjonatami to dla niego sama przyjemność. Pisuje dla Film.org.pl, współpracuje z portalem Movies Room, publikował dla Filmawki. Założyciel witryny Culture Cafe, na którą serdecznie zaprasza.

zobacz także

zobacz playlisty