Ludzie |

Łona i Webber: Rap profetyczny30.04.2020

Webber i Łona, fot. materiały promocyjne/Tomasz Kajszczarek

– Jestem przerażony tym, że niektóre dystopijne wizje, które pojawiają się w naszych piosenkach co i rusz się sprawdzają. To się robi bardzo niebezpieczne – mówi raper Łona, który kilka dni temu, po czterech latach ciszy, wydał z producentem Webberem epkę Śpiewnik Domowy.

Jakie macie oczekiwania w związku z nową epką? Zastanawiacie się, co wasi fani powiedzą o konkretnych kawałkach, bitach czy linijkach?

Łona: Nie jest tajemnicą, że prace nad płytą rozpoczynamy od riserczu. To owoc stargetowanych działań i drobiazgowych wyliczeń (śmiech). A mówiąc śmiertelnie poważnie – nie da się uniknąć myślenia o słuchaczu podczas tworzenia. I moim zdaniem każdy, kto mówi, że nigdy nie bierze go pod uwagę, nie tyle mija się z prawdą, co nie do końca sam siebie poznał. Choć ja się staram tego słuchacza zepchnąć na dalszy plan. 

Po co?

Łona: Żeby traktując go poważnie, nie robić jednocześnie z niego pierwszoplanowej postaci przy tworzeniu. Poza tym, umówmy się: to ja jestem pierwszym i najważniejszym odbiorcą  moich nawijek. I z opinią tego akurat słuchacza, siłą rzeczy, liczę się dosyć mocno. Temu zresztą służą te długie interwały pomiędzy poszczególnymi wydawnictwami – żeby nabrać trochę oddechu i nie dać się uwięzić – nie tyle słuchaczowi, ile wyobrażeniu o nim.

Czyli ostatecznym argumentem za daną decyzją twórczą jest właśnie „bo nam się tak podoba”?

Łona: Plus pieniądze (śmiech).

Webber: Jestem zagorzałym fanem serialu Co ludzie powiedzą (Brytyjski serial BBC z lat 90. – przyp. red.) – moje zdanie się nie liczy, polegam w pełni opiniach innych.

Łona: Jak nie wiemy, jaką decyzję podjąć w kwestii muzyki czy danego rymu, to zastanawiamy się, co w tej sytuacji zrobiłaby Hiacynta Bukiet (główna bohaterka Co ludzie powiedzą – przyp. red.).

Łona i Webber - Co tam, mordo?

Gdybyście pokazali jej „Śpiewnik Domowy”, to co by powiedziała?

Webber: „Dobra robota, chłopaki”.

Łona: Jej mąż, Ryszard, na pewno przyszedłby i poklepał nas po plecach, a Hiacynta z całą pewnością zorganizowałaby premierę Śpiewnika w jakimś klubie dla elit z jej okolicy.

Słuchając waszych utworów można odnieść wrażenie, że stoicie obok głównego nurtu, czyli tzw. nowej szkoły. Zauważają to też wasi fani, którzy niejednokrotnie stawiali tezę, że wasza muzyka to „inna szkoła”. Zgadzacie się z tym?

Łona: Myśmy sobie tej drogi „z boku” nie wymyślili wczoraj. Zabrzmi to może głupawo, ale to jest ceną za względne bycie sobą. Trudno robić coś po swojemu w głównym nurcie. Co nie znaczy, że nie trzymamy ręki na pulsie - trzymamy, ale na swój oryginalny sposób. Na tej bocznej ścieżce jest trochę pustawo, to fakt, ale dzięki temu też bardzo wygodnie pod względem wolności twórczej.

Webber: Koncept Śpiewnika w dużej mierze nie zakładał, żeby gonić za obowiązującymi trendami, choć na swój sposób też czerpałem z dobrodziejstw mainstreamu, ale raczej w mniej oczywisty sposób. Warstwą muzyczną chciałem nawiązać do bardziej rootsowych brzmień, np. do afrobeatów z lat 60. czy 70., które miały zupełnie inny charakter niż te współczesne. Chodziło mi bardziej o odniesienie do tego, co reprezentowali Mulatu Astatke, czy Ebo Taylor.

Obserwuję współczesny rap z ciekawością, ale bez ogromnego entuzjazmu, wyławiając może co dwudziestą jego emanację. Nie jestem zachwycony kierunkiem, w którym to ewoluuje z prostego powodu – mnie współczesny rap, co do zasady, mało buja.

Brak wam stricte rapowych wzorców?

Łona: Nie wiem, kto mógłby być teraz dla mnie mentorem rapowym. Obserwuję współczesny rap z ciekawością, ale bez ogromnego entuzjazmu, wyławiając może co dwudziestą jego emanację. Nie jestem zachwycony kierunkiem, w którym to ewoluuje z prostego powodu – mnie współczesny rap, co do zasady, mało buja, a ja w rapie najbardziej lubię vibe. Poza wszystkim jednak zachowuję sporo ciekawości, żeby zobaczyć, w którą stronę to wszystko pójdzie.

Webber: Staram się czerpać z każdego gatunku, bo wierzę, że w każdym można znaleźć coś dla siebie. Choć dostrzegam to, że rap w warstwie muzycznej uległ w ostatnim czasie pewnemu spłaszczeniu pod względem brzmieniowym. Ostatnio rozmawiałem o tym z NOONem, który zwrócił na to uwagę – i według niego przejawia się to np. w tym, że kiedyś regułą były 2 werble, teraz jest 1. Charakter brzmienia zszedł na drugi plan. Kiedyś jeżdżąc tramwajami byłem w stanie bez problemu rozpoznać na podstawie szczątków bitu wypływającego z czyichś słuchawek, co to za kawałek. Dziś miałbym z tym problem, wszystko jest do siebie bardzo podobne – choć może w jakimś stopniu to kwestia tego, że nie wnikam w niuanse nowoczesnej muzyki.

Czujecie się weteranami? Już poprzednią płytę otwieraliście kawałkiem Hałas z wersem „Skumaj tę petardę z tych nienajmłodszych już gardeł”.

Łona: To było wieki temu, wtedy jeszcze nie byliśmy starzy. Teraz to już naprawdę jesteśmy dziadami, patrzącymi z politowaniem na młodzików i mówiącymi, że to przecież „wszystko jeden chuj”. Nie, bez żartów – gardła może nienajmłodsze, ale potrafią wciąż porządnie przyhałasować. A jeśli mogę coś dodać do tematu bitów, to uważam, że Webber jest jednym z niewielu kompozytorów, którzy są rzeczywiście oryginalni i mają charakterystyczny styl. Rzadkie cechy w obecnych czasach.

Widziałem na YouTubie komentarze fanów, którzy domagali się nowego Łony na autotunie.

Webber: Z tym, że oryginalny plugin, który pozwala na autotune, kosztuje 200 dolców. To niestety nie zmieściło się w naszym budżecie.

Łona: Tym bardziej, że dolar ostatnio bardzo mocno stoi.

W czasach Końca Żartów naprawdę niewiele umiałem, ale pchała mnie do tego ogromna przyjemność, którą miałem z robienia muzyki. Cieszy mnie za to fakt, że mogę na to spojrzeć i zobaczyć, jak kolosalna różnica jest pomiędzy tym, co robiłem wtedy, a tym, co robię dziś.

A jak patrzycie na swoją wczesną twórczość? 19 lat temu wydaliście Koniec Żartów, w zeszłym roku minęło 15 lat od Nic Dziwnego. Chcecie się gdzieś schować ze wstydu czy dalej czujecie dumę?

Webber: Ja już pozbyłem się wstydu w tych kwestiach, bo pogodziłem się z tym, że na tamten moment to było najlepsze, co mogłem zrobić. W czasach Końca Żartów naprawdę niewiele umiałem, ale pchała mnie do tego ogromna przyjemność, którą miałem z robienia muzyki. Cieszy mnie za to fakt, że mogę na to spojrzeć i zobaczyć, jak kolosalna różnica jest pomiędzy tym, co robiłem wtedy, a tym, co robię dziś. Martwiłbym się raczej, gdybym dalej robił te same bity.

Łona: Ja tu mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony chcę się schować, z drugiej - momentami jestem dumny. Plus duże rozbawienie – towarzyszy mi nieustannie jak tego słucham, niestety nie z powodu jakichś wyjątkowo udanych żartów. Raczej z powodu niedostatków warsztatowych. 

Rozbudowana, charakterystyczna, niebazująca na sprawdzonych motywach warstwa muzyczna, dopracowane do ostatniego detalu wersy, porównania, akcenty. Trudno pracuje się perfekcjonistom?

Łona: Nie przesadzałbym z nazywaniem dużych wymagań wobec samego siebie perfekcjonizmem – a jeśli tak jest, to nie sprawia on bólu. Raczej chodzi o to, by nie iść na pierwsze lepsze ustępstwa; to taki perfekcjonizm, który daje frajdę, nawet jeśli dopiero na gdzieś na końcu. Z mojego punktu widzenia pisanie do sztuka kreślenia. Bywa, że się sporo napracuję nad tekstem, nim go nagram. Oczywiście każde dłubanie ma swój kres - u nas przychodzi Hiacynta Bukiet i mówi: „panowie, stop”.

Webber: Wtedy siadam w samym podkoszulku niczym Powolniak i odpalam piwo.

Łona: Dokładnie, i po marce piwa można się zorientować, że doszliśmy już do granicy wytrzymałości (śmiech).

Jestem przerażony tym, że niektóre dystopijne wizje, które pojawiają się w naszych piosenkach co i rusz się sprawdzają – to się robi bardzo niebezpieczne. Nie wiem, co teraz robić robić; czy pójść na dobre w branżę profetyczną, czy rzucić to jasnowidztwo w cholerę.

Na waszych poprzednich płytach nie brakowało manifestów spod znaku „co nas wkurwia”. W To nic nie znaczy Łona zżymał się na zabawkę, która uczy dzieci nieprawidłowej wymowy, w Błędzie skarżył się na przechodniów przeszkadzających w lekturze, w Żadnych gości – na featuringi, które potrafią zepsuć niejeden kawałek. Na Śpiewniku jest trochę mniej złorzeczenia. Odechciało wam się?

Łona: Przeciwnie. Pod warunkiem wszakże, że potraktujesz cały Śpiewnik domowy jako spójną wypowiedź. Mnie wkurwia ksenofobia i cały Śpiewnik to forma niezgody na nią. Nie chcę tego ogłaszać wypisując sobie hasła na transparentach, tylko robiąc to po swojemu. Uznałem, że z ksenofobią najlepiej walczyć przez pokazanie różnorodności. W tym sensie motorem napędowym tego rapu wciąż to samo – niezgoda na rzeczywistość.

Łona i Webber - Stop, Nadiu

Jak udaje wam się tak trafnie przepowiadać w utworach przyszłość? Pod kawałkiem Nie słuchać przed 2050 na YouTubie fan napisał „Łona to jebany Nostradamus, potwierdzone info”. Gdzie trzeba stanąć, żeby dojrzeć to, co będzie?

Łona: Po prostu patrzymy na całą rzeczywistość ze Szczecina, a stąd jest blisko do Berlina, więc jesteśmy 10 lat przed całą resztą (śmiech). Mówiąc poważnie – jestem przerażony tym, że niektóre dystopijne wizje, które pojawiają się w naszych piosenkach co i rusz się sprawdzają – to się robi bardzo niebezpieczne. Nie wiem, co teraz robić robić; czy pójść na dobre w branżę profetyczną, czy rzucić to jasnowidztwo w cholerę. A co do samego komentarza na YouTubie – uważam, że nasi fani to jedna z największych wartości naszej twórczości. 

To znaczy?

Łona: Potrafią być błyskotliwi, dowcipni; każdemu bym życzył takich słuchaczy.

Jak dbacie o kontakt z nimi? Nie nagrywacie Instastory mówiąc „kochani, teraz zjedliśmy śniadanie, a teraz wchodzimy do studia”, ale też nie jest tak, że kontaktujecie się ze światem tylko poprzez swoje płyty i koncerty. Niedawno zorganizowaliście np. na swoim fanpage’u konkurs na najlepszą alternatywną okładkę do Śpiewnika. Sam język, którego używacie np. na koncertach, też jest bardzo specyficzny – do ludzi na koncertach zwracacie się per „Szanowni Państwo”.

Łona: Na pewno jest w tych trochę konwencji, ale to jest konwencja komfortowa; taka, w której dobrze się czujemy. Pamiętaj, że to nie jest monolog. Oni też mówią do nas w taki sposób! 

Zapewniam, że żołnierskie żądanie „Łapy w górę!” brzmi znacznie lepiej, gdy jest wygłoszone po barokowej inwokacji. To po prostu lepiej działa.

A nie macie poczucia, że w jakiś sposób to jest sztuczne? Że to dodatkowo pogłębia ten elitystyczny stereotyp „inteligenckiego rapu”? 

Łona: Ja bym powiedział, że chodzi o urozmaicenie. Zapewniam cię, że żołnierskie żądanie „Łapy w górę!” brzmi znacznie lepiej, gdy jest wygłoszone po barokowej inwokacji. To po prostu lepiej działa. Taka konwencja nie jest wcale mniej naturalna od innych, to moim zdaniem zabawa, która wynika z jakiejś potrzeby z obu stron. I w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, by raz na jakiś czas zażądać tych łap w górę w bardziej bezpośredni sposób, no bo ileż kurwa można czekać.

Jak ważna jest dla was warstwa wizualna projektów? To coś, co po prostu musi powstać czy jest dla was równie ważna, co muzyka? Wasze teledyski często opierają się na koncepcie, motywie, mogą być postrzegane w oderwaniu od konkretnego utworu.

Webber: Każdy aspekt wydawnictwa jest dla nas ważny. Staramy się, żeby możliwie jak najwierniej warstwa wizualna komplementowała naszą muzykę. W przypadku Nikifora Szczecińskiego, który promuje Śpiewnik zgłosiliśmy się do Lumpa, (szczecińskiego streetartowca – przyp. red.) i jego praca przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, bo początkowy plan zakładał, że klip będzie opierał się na formule „lyric video” (prosty materiał pokazujący w graficzny sposób słowa utworu – przyp. red.). A to co on zrobił to jest po prostu arcydzieło, ciężko sobie wyobrazić lepszą ilustrację do tego utworu.

Łona: Niezmiernie cieszy mnie to, że za sprawą tego kawałka i teledysku zrobił się mikro hajp na naszego Nikifora. Nieżyjący już artysta ludowy z przedmieść wzbudza teraz, co prawda spóźniony, ale jednak zachwyt. A kontynuując kwestię klipów – to często koncept jest najsilniejszą ich stroną. Bardzo nam zależy, żeby były „nasze”, czyli po prostu spójne z innymi rzeczami, które robimy. I to dotyczy wszystkiego – okładek czy okolicznościowych naklejek, które Webber pieczołowicie wymyślał. W „Dobrzewiesz nagraniach” (wytwórnia Łony i Webbera – przyp. red.) wszystko zależy od nas. Nie chcę powiedzieć, że w naszej poprzedniej wytwórni, Asfalcie, tak nie było, ale nie zmienia to faktu, że nie odnaleźlibyśmy się dobrze w sytuacji, w której ktoś inny podejmuje szereg decyzji. Lubimy mieć wszystko pod kontrolą.

Łona i Webber - #nikiforszczecinski

W obecnej rzeczywistości wybiegacie w przyszłość? Planujecie?

Webber: W obecnych realiach planowanie i założenia nie do końca się sprawdzają. Mamy zaplanowaną trasę koncertową na jesień tego roku, ale czy będzie ona możliwa? Trudno cokolwiek odpowiedzieć na ten moment. Żyjemy dalej i cieszymy się z tego, co mamy.

/ @jonasztolopilo

Redaktor naczelny Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty