Ludzie |

Michael Beach Nichols: Internet to bycie ocenianym przez obcych29.11.2019

źródło: AFF

Film dokumentalny Klaun Wrinkles przygląda się fenomenowi dziwnej postaci, która po zamieszczonym w internecie wideo stała się wiralem. To opowieść nie tylko o zamaskowanym klaunie, straszącym dzieci na zlecenie rodziców, ale także miejskich legendach, nowym youtubowym pokoleniu i ciągle zaskakującej Ameryce. Z reżyserem filmu, Michaelem Beach Nicholsem, porozmawialiśmy podczas 10. edycji American Film Festival we Wrocławiu. 

Wrinkles The Clown - Official Trailer

O twoim nowym filmie, Klaun Wrinkles, słychać od bardzo dawna. Wytworzył się wokół niego wielki szum.

Michael Beach Nichols: Byłem bardzo zaskoczony, jak dobrze poradził sobie zwiastun i ile o nas pisano. Myślę, że to to także dzięki zapadającemu w pamięć prostemu opisowi, który jest jednocześnie dziwaczny i intrygujący. To w końcu opowieść o przerażającym klaunie, któremu rodzice płacą, aby straszył ich dzieci. Na pewno pomogło też wypuszczenie trailera w momencie, kiedy w kinach pojawiły się inne filmy o klaunach, To – Rodział 2 oraz Joker. Ale mimo tej całej strategicznie zaplanowanej akcji obawiałem się, że ludzie nie zrozumieją, o co chodzi w naszym filmie, że za dużo w tym zwiastunie elementów horroru. I potem będą zawiedzeni, że liczyli na film grozy, a dostali coś zupełnie innego.

Klaun Wrinkles to film bazujący na zaskoczeniu. Baliście się spoilerów?

Tak, w wielu recenzjach pojawiały się zdania zdradzające fabularny twist i nasz PR-owiec musiał interweniować, prosząc o dodanie do tekstów informacji, że „mogą zawierać spoilery”. W jednym z telewizyjnych tabloidowych programów pojawił się cały segment poświęcony Wrinklesowi. Wcześniej prosiliśmy ich, aby nie wyjawiali zakończenia, a finalnie cały materiał opierał się właśnie na nim, coś w rodzaju „ujawniamy prawdę – oto prawdziwa historia o klaunie Wrinklesie”. Pamiętam, że siedziałem wtedy w hotelu w Nowym Jorku i byłem wkurwiony, choć nie do końca zaskoczony – wiedziałem, że takie rzeczy będą się zdarzać. Wydaje mi się, że w przypadku filmów dokumentalnych ludzie myślą, że nie trzeba trzymać zakończenia w tajemnicy. Uważają, że to prawda, a prawdę można ujawnić.

W filmie dużo mówicie o domniemanej psychologicznej przemocy, której dopuszczają się rodzice. Czy to nie przesada? Moi rodzice też straszyli mnie różnymi rzeczami kiedy byłem dzieckiem. Nie dzwonili co prawda do żadnego klauna, ale grozili, że „doniosą” o moich zachowaniu. Na przykład spotkanemu na ulicy Świętemu Mikołajowi, który nie przyniesie potem prezentów. Moi rówieśnicy mieli podobnie.

Rodzice są nieźli! To prawdziwi psychopaci (śmiech). Ja też mam takie doświadczenia – moi mówili „powiem Mikołajowi, że byłeś niegrzeczny”. I też nie mieli do niego numeru (śmiech). Straszyli mnie nieustannie, a ja sam uwielbiałem się bać, Kochałem np. historie Stephena Kinga, które przyswajałem w zbyt młodym wieku – kiedy czytałem Lśnienie czy opowiadanie The Boogeyman ktoś musiał być w domu, taki byłem przerażony. Ale nie odcisnęło to na mnie żadnego piętna. W filmie też pokazujemy wiele dzieci, które są zachwycone pomysłem, że przyjdzie do nich taka postać jak Wrinkles. Ale z drugiej strony bardzo łatwo jest przestraszyć dziecko i przez to je straumatyzować. Radzenie sobie z silnymi i powtarzającymi się emocjami w tak młodym wieku jest bardzo trudne.

O jednym z takich dzieci opowiada w filmie jego matka. Po rozmowie przez telefon z klaunem, chłopiec siedział dwie godziny bez ruchu w milczeniu. 

Rozmawialiśmy z dziecięcymi psychologami na ten temat, aby dowiedzieć się, czy dzieci faktycznie spotkało coś złego. Odsłuchaliśmy też mnóstwo rozmów telefonicznych – w wielu z nich słychać było głosy kilkulatków, którzy byli wyraźnie dręczeni. Bardzo trudno było porozmawiać o tym z ich rodzicami, którzy narażali dzieci na takie emocje i dzwonili pod numer Wrinklesa. Nie odpowiadali na nasze telefony, nie chcieli pokazywać się przed kamerą. Ale znaleźliśmy jedną osobę, Antonio Harrisa, który nie miał z tym problemu i spotkał się z nami wraz ze swoją 3-letnią córką. Do Wrinklesa dzwonili w sumie 6 czy 7 razy – słychać, że mała podczas tych rozmów jest przerażona. Ale na żywo raczej z tego żartowała, naśladowała głos klauna i traktowała to jak zabawę. Jej ojciec również nie widział w tym nic złego i bardzo się zdziwił, kiedy cytując specjalistę użyliśmy słów „przemoc” czy „znęcanie”. „Przecież nie biłem dziecka” – mówił Antonio. Swoje działania nazywał raczej dyscypliną, straszeniem.

Michael Beach Nichols (fot. Kaja Marchewka)
Michael Beach Nichols (fot. Kaja Marchewka)

Te dzieci z twojego filmu, które świetnie się bawiły dzwoniąc do klauna, z jednej strony nie różnią zbytnio od odważnych, ciekawskich urwisów sprzed 20 czy 30 lat. Z drugiej to kompletnie nowe pokolenie – zdominowane przez internet, z ogromnym „parciem na szkło”. Dla mnie to najbardziej przerażająca część twojego filmu – te marzenia 7-latków o zostaniu influencerami czy youtuberami.

Nauczyliśmy się wiele o internecie i dzieciach kręcąc Wrinklesa. Fakt – każde z tych dzieciaków kombinowało, jak nakręcić jakiś materiał i umieścić go w sieci, a potem oczywiście zdobyć followersów i stać się sławnym. Ojciec jednego z nich, Jarreda, mówił nam, że to bardzo smutne, kiedy chłopiec wrzuci filmik do sieci i dostaje 2 lajki. Albo ktoś napisze negatywny komentarz. Jarred ma 8 lat! Nie umie radzić sobie z taką krytyką. A w sieci właśnie o to chodzi: internet to w skrócie bycie ocenianym przez obcych. A to może poważnie zachwiać dziecięce ego. Poza tym w filmie opowiadaliśmy jeszcze o jednej przerażającej rzeczy: o tym, jak ludzie rozpowszechniają informacje przez internet. Nieważne, czy są one prawdziwe czy nie. Ważne, żeby jak najszybciej umieścić to w sieci.

Zaskoczyła cię prawda o klaunie Wrinklesie, którą odkryłeś? 

Tak, to w końcu wciągająca historia, której rozwiązanie, przyznaję, jest też trochę rozczarowujące. Ale fakt, że w opowieść wierzyło tyle osób, w tym ja, był bardzo interesujący. Podobnie jak to, że za maską klauna ukrywa się kreatywna osoba, która to wszystko wymyśliła, umieściła w sieci filmik i tak naprawdę nie oczekiwała wiele. Była po prostu ciekawa, co się wydarzy. Ale efekt ją przerósł – do tej pory do Wrinklesa zadzwoniły 2 miliony osób.

Dużo mówi się dziś o klaunach – wielki sukces filmu Joker sprawił, że widać ich dziś nawet na ulicach. Twarz klauna zastąpiła trochę maskę Guya Fawkesa – niczym w filmie Todda Phillipsa zakładają ją protestujący i demonstranci. Myślisz, że taka fascynacja psychopatycznym mordercą to coś złego?

Myślę, że to tylko faza. Chwilowa moda na klaunów, która co jakiś czas wraca. W latach 80. wszyscy się ich bali, łączono te postaci z kultem satanistycznym, opowiadano niczym niepoparte historie o klaunach porywających dzieci. Łatwo było połączyć je z czymś złym, zbudować mit – czy to z powodu ich łatwego dostępu do dzieci, czy wymalowanej, zwieńczonej grymasem twarzy. Nigdy nie wiesz, kim jest klaun i co myśli. Jego mina nie ukazuje prawdziwych emocji. Jest w tym coś bardzo intrygującego, ta dychotomia pomiędzy szczęściem a przerażeniem. Ale ta masowa fascynacja minie. A potem znów wróci.

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty