Ludzie |

Nikolaj Coster-Waldau: Jestem ciekawski, ale są pewne granice02.03.2022

źródło: Netflix

Świat zna go przede wszystkim jako nieustraszonego Jaimego Lannistera z cieszącego się dużą popularnością serialu HBO Gra o tron.  Wrażenie na widzach zrobił też w Łowcach głów na podstawie prozy Jo Nesbø i Niepamięci, gdzie wystąpił obok Toma Cruise’a i Morgana Freemana. Istnieje też spora szansa, że odbierze w tym roku Oscara, jako producent wykonawczy nominowanego w aż trzech kategoriach dokumentu Przeżyć.

Zanim jednak poznamy werdykt Akademii, Nikolaja Costera-Waldau zobaczymy na Netfliksie. Do biblioteki serwisu trafiła właśnie Walka z lodem – film o niebezpiecznej ekspedycji na Grenlandię na początku XX w., w którym duński aktor gra główną rolę, a także jest odpowiedzialny za scenariusz i produkcję. Podczas festiwalu w Berlinie opowiedział nam realizacji zdjęć, zmaganiach z niedźwiedziem polarnym i ponownym spotkaniu z Charlesem Dance’em.

Walka z lodem opowiada o ekspedycji na Grenlandię, w której wzięli udział doświadczony podróżnik Ejnaar Mikkelsen oraz mechanik Iver Iversen. Dlaczego zdecydowałeś się na opowiedzenie tej historii?

Nikolaj Costera-Waldau: Moja żona pochodzi z Grenlandii. Mieszka tam połowa mojej rodziny. To naprawdę magiczne miejsce – pełno tam rozległych przestrzeni i mało mieszkańców. To daje zupełnie inną perspektywę i pozwala przyjrzeć się nam, ludziom, z dystansu. Żyjemy w epoce antropocenu, kształtujemy Ziemię tak, by była nam poddana i zmieniamy jej geologię. Na Grenlandii jest inaczej – tam wszystko jest takie, jakie było tysiące lat temu. Wystarczy przejść kilka metrów i można się poczuć jak na dziewiczych terenach nieskażonych ludzkim działaniem. Każdemu polecam wyprawę w te rejony.

A jednak zmiana klimatyczna mają wpływ na Grenlandię.

Tak, jest widoczna. Lodowce na dalekiej Północy cofają się dramatycznie. Morze nie zamarza tak, jak to było kiedyś. A jednak ludzie starają się żyć tam tak samo jak setki lat temu. Polują i są zależni od tego, co dostarczy im morze. Starają się być w zgodzie z naturą. Nie chcą jej zmieniać.

Walka z lodem | Oficjalny zwiastun | Netflix

Ty i twoja rodzina jesteście mocno związani z naturą. Czy twoje córki protestują przeciw zmianie klimatycznej?

Moje córki są świadome zmian, które zachodzą w naszym świecie. Byłem ambasadorem UNDP (Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju – przyp. red.), więc mogłem zabierać je ze sobą i pokazywać, co możemy robić, by zmieniać rzeczywistość na lepszą. 

Zmiana klimatu jest jedną z tych rzeczy, którymi powinniśmy się martwić. Świat jest złożony i trudno jest powstrzymać wszystkie złe rzeczy, które dzieją się dookoła. Wciąż wielkim problemem jest bieda. 300 milionów ludzi żyje w skrajnym ubóstwie bez dostępu do elektryczności. Do tego znajdujemy się na skraju wojny w Europie (rozmowa odbyła się na początku lutego 2022 r. – przyp. red.). Wyraźnie widać, że jako gatunek ludzki nie jesteśmy zbyt bystrzy i nie potrafimy wyciągać wniosków z historii. Poruszamy się w zaklętym kręgu i powtarzamy nasze błędy. Ale myślę, że każde pokolenie ma sprawy, przeciwko którym się buntuje i protestuje. Ważne, żeby wyrażać głośno swój sprzeciw. 

fot. Netflix
fot. Netflix

Sam byłeś buntownikiem?

Pamiętam, że kiedy miałem 17 lat zaangażowałem się w ruch przeciwko Danish Underground Consortium (duński koncern wydobywczy – przyp. red.). Pewnej nocy wraz z kolegą założyliśmy kominiarki i weszliśmy do urzędów, banków i szkół. Zniszczyliśmy im zamki, wlewając od nich klej na znak protestu. To miała być zorganizowana akcja. Wydawało nam się, że zatrzymaliśmy cały świat, a tak naprawdę uprzykrzyliśmy życie kilku osobom, które nie mogły dostać się do tych budynków kolejnego dnia rano. Czuliśmy jednak, że zmieniliśmy rzeczywistość. Dobre samopoczucie zmieniło się, kiedy przeczytaliśmy w lokalnej gazecie, że nasze działania spowodowały spore straty finansowe.

Czy decyzja o ograniczeniu CGI w Walce z lodem i realizacji zdjęć w prawdziwych lokacjach też wynikała z buntu?

Mieliśmy ogromne ambicje, by nagrywać poza studiem. Wiedzieliśmy, że nie damy rady zrobić wszystkiego na Grenlandii, dlatego cieszę się, że mogliśmy ten film zrealizować z Netfliksem. Mają oni dość dużą moc i mogą sprawiać, że niemożliwe staje się nieco bardziej możliwe. Zdecydowali się zainwestować pieniądze, a to otworzyło wiele drzwi.

Ludzie pewnie będą myśleć, że te piękne krajobrazy zostały wygenerowane przez komputer, a my zrealizowaliśmy je w plenerach. Scena otwierająca została nagrana przy zachodnim wybrzeżu Grenlandii, a komputerowo dodaliśmy tylko lodołamacz. Ta naturalność i autentyczność była dla mnie i Petera Flinta (reżyser filmu – przyp. red.) bardzo ważna. Pewne rzeczy po prostu trudno jest wygenerować komputerowo. Być może jestem romantykiem, ale chcę wierzyć, że prawdziwe obrazy oddziałują na widza o wiele bardziej.

fot. Netflix
fot. Netflix

To właśnie lokacje były największym wyzwaniem przy tym projekcie?

Najtrudniej było rozpocząć zdjęcia, potem już z górki (śmiech). Sporą część kręciliśmy na Islandii podczas pandemii i miejsca, które normalnie byłyby wypełnione turystami, były całkowicie dla nas dostępne. Mogliśmy tam też korzystać ze świetnego sprzętu i jeepów, które normalnie byłyby wynajęte przez turystów. Daliśmy też pracę miejscowym – potrzebowali pracy, więc spora ich część dołączyła do naszej ekipy. Świetnie, że nam pomagali, bo doskonale wiedzieli, jak poruszać się w tamtych warunkach. Ujęcia, które wyglądają, jakby były nagrywane podczas burzy, rzeczywiście były realizowane w trakcie jej trwania. Gdybyśmy pracowali z inną ekipą, już dawno usłyszelibyśmy, że musimy przerwać. Było ciężko, ale bardzo mi się to podobało. Rozmawiałem nawet o tym z Joe Cole’em (w filmie gra Ivera Iversena – przyp. red.), że dzięki tym warunkom nie musieliśmy się martwić o granie. Wiele rzeczy po prostu działo się organicznie i było reakcją na to, co wydarza się wokół nas. 

Dobrze radzisz sobie ze zwierzętami? Na planie mieliście zaprzęgi złożone z psów husky, a do tego w filmie pojawiła się ważna scena walki z niedźwiedziem.

Zdecydowanie tak. Realizacja tej sceny walki wymagała dużo siły i pomysłowości. Peter chciał wykorzystać prawdziwego niedźwiedzia polarnego, ale nie mogliśmy tego zrobić. Zatrudniliśmy byłego islandzkiego mistrza wagi ciężkiej w judo. Silny facet, który rzucał mną jak szalony. Tego dnia doznałem wstrząsu mózgu, ponieważ wszystko chciałem zrobić sam i sprawić, żeby wyglądało jak najbardziej wiarygodnie. A nie było to łatwe zadanie – przez większość czasu widziałem przed sobą mężczyznę w dresie, w kasku i z wielką styropianową głową niedźwiedzia.

fot. Netflix
fot. Netflix

Czy to dzięki tobie do obsady filmu dołączył Charles Dance, który grał wcześniej twojego ojca w Grze o tron?

Tak, skontaktowałem się z nim mówiąc, że mam dla niego fantastyczną rolę. Zainteresował się od razu, więc wysłałem mu scenariusz. Oddzwonił, mówiąc, że to mała rola, ale jest gotów wyświadczyć mi tę przysługę (śmiech). Był gotowy zrobić dla mnie wszystko. Charles jest naprawdę świetnym człowiekiem. Jego postać w filmie jest kluczowa, a on jako aktor ma tę energię i autorytet, którego potrzebowaliśmy.

Co tak bardzo przyciągnęło cię do tej historii, że zaangażowałeś się również jako producent i scenarzysta?

Jednym z czynników była na pewno miłość do Grenlandii. Do tematu przyciągnęła mnie też ciekawość ludzi, którzy wyruszyli na tę ekspedycję. To, kim byli, że zdecydowali się eksplorować nieznany teren. Mój bohater, Ejnaar Mikkelsen, jest trochę jak bohater filmu science-fiction, który wyrusza na inną planetę, by dowiedzieć się, co tam jest. Dla Ejnaara to była misja. 

Przeczytałem jego książkę. Zainteresowało mnie to, jak przedstawiał swoje życie wewnętrzne i fakty dotyczące tej wyprawy. To był bardzo ambitny mężczyzna, który nie potrafił łatwo odpuszczać. W swojej pierwszej książce skupiał się na sobie, dopiero 30 lat później opowiedział o podróży z Iverem Iversenem. Chcieliśmy wyciągnąć esencję z tych opowieści i pokazać, jak bardzo człowiek jest zwierzęciem społecznym i potrzebuje drugiego człowieka, by przetrwać. 

fot. Netflix
fot. Netflix

Szczególnie że wyprawa w nieznane to nie tylko wyzwanie fizyczne, ale psychiczne. 

Zależało nam, żeby pokazać ich relację. Ejnar i Iver byli zupełnie różni – było między nimi dużo miłości, ale też sprzeczności. Ta wyprawa wymagała ogromnej siły, a oni byli dla siebie ucieczką od stresu i trudnych emocji. Dawali sobie wsparcie. Taki też jest dzisiejszy świat – pełen różnic i odmiennych celów. A jednak potrafimy się połączyć ponad podziałami i walczyć razem o wspólny cel.

Wyobrażasz sobie siebie wyruszającego na taką wyprawę?

Z natury jestem bardzo ciekawski, ale są pewne granice. Zdaję sobie sprawę, że takie podróże potrafią być przerażające. Wiem jednak, że mogą otwierać oczy na wiele spraw. Na Grenlandii zdajesz sobie sprawę, jak inną perspektywę patrzenia na świat mają tamtejsi ludzie. Jest to zupełnie inne podejście do życia i śmierci. Dwa lata temu, kiedy byłem na południu, znajomy opowiedział mi o mężczyźnie z miasta, który zginął idąc do pracy. Natrafił na bardzo ostrą, cienką taflę lodu, która była niewidoczna gołym okiem i po prostu stracił życie. Normalnie takie informacje potrafią nami wstrząsnąć, a dla nich to cykl życia. To inny poziom umiejętności akceptowania tragicznych wydarzeń. Grenlandia zmienia sposób patrzenia na rzeczywistość i za to ją uwielbiam. 

fot. Netflix
fot. Netflix
000 Reakcji

PIsze o filmach i serialach. Najbardziej kocha festiwalową gorączkę i przedziwne światy Yorgosa Lanthimosa. Jest autorką bloga Movieway. Publikowała w Tygodniku Przegląd, wp.pl, film.org.pl.

zobacz także

zobacz playlisty