Ludzie |

Skubas: Cieszę się, że jestem sobą 24.09.2020

fot. Marta Kacprzak

Klip do piosenki Ojciec i syn, który zdobył I nagrodę w kategorii Music Stories tegorocznego Papaya Young Directors, symbolicznie zapowiada jego trzecią długogrającą  płytę. Skubas, jeden z najbardziej wyrazistych singer-songwriterów na polskiej scenie, porozmawiał z nami o wizualności muzyki, nadmiarze, który rodzi niedosyt i gotowości do podjęcia ryzyka twórczego. 

Niedawno zapowiedziałeś premierę swojego trzeciego długogrającego albumu. Czy trudno powrócić do obiegu po sześciu latach wydawniczej przerwy?

Prawdę powiedziawszy, nie wypadłem zupełnie z artystycznych torów, tylko właśnie z wydawniczych. Przez ten czas grałem koncerty i zajmowałem się muzyką. Gdybym pracował w banku przez sześć lat, to pytanie mogłoby być bardziej zasadne. Jedyne, co w tej sytuacji może być trudnego, to fakt, że rynek i publiczność szybko zapominają o wykonawcach. Wskoczenie z powrotem na swoje miejsce często bywa niełatwe. Gdy obserwuję jednak innych kolegów z branży, utrzymanie popularności bywa wyzwaniem nawet wtedy, gdy zachowuje się pewną ciągłość. Ktoś stworzył przebój w 2015 roku, a teraz próbuje go przebić, bo przywykł do tego, że wywołuje szum. Wciąż jest wokół niego grupa fanów, ale nie stworzył już takiej piosenki. Wszystko to jest bardzo indywidualne. 

Uważasz, że istnieje jakiś uniwersalna zasada, której przestrzeganie zagwarantuje artyście popularność? 

Nie wydaje mi się, że istnieje jeden wzorzec. W akcie tworzenia nie zauważam regularności, jasnych odpowiedzi, binarnych działań typu 2+2. Historia pokazuje, że są artyści, którym udaje się utrzymać swoją popularność przez dekady. Można ich lubić lub nie, ale trzeba przyznać, że coś takiego gwarantują przeboje. Mówi się, że sławę zyskuje się dzięki mediom społecznościowym, ale one utrzymują tylko tzw. clout (bycie sławnym i wpływowym – przyp. red.). Mój syn śpiewa Wyspę, drzewo, zamek zespołu Perfect i to jest ta właściwa, ponadpokoleniowa renoma. Odpowiedź na pytanie, którzy artyści będą mieli podobne osiągi, pojawi się dopiero po latach. Weryfikują to same piosenki, sztuka, prawda. Może to być Budka Suflera albo disco polo nielubiane przez część społeczeństwa, ale to nieistotne. Stwórz hit i będziesz z niego żył. 

Wspomniałeś o prawdzie. Jak odnajdujesz ją w swojej twórczości? 

W tym miejscu podzieliłbym twórczość na warstwę tekstową i muzyczną. Prawdę powiedziawszy, ta pierwsza nie jest moim konikiem. Utwór Ojciec i syn jest autorstwa mojej przyjaciółki, Basi Adamczyk, która wraz ze mną stworzyła także Nie mam dla ciebie miłości. Jeśli chodzi o teksty, to zawsze poszukiwałem lepszych od siebie w tym temacie. A że nie jest mi łatwo zanleźć kogoś, kto będzie odpowiadać mi w 100%, nowa płyta w 80% została napisana przeze mnie. Odnalezienie prawdy w warstwie lirycznej jest dla mnie pewnym wyzwaniem, ale kluczowym. Nie chciałbym mieć tekstów, które nie mają ze mną nic wspólnego. Jeśli zaś chodzi o muzykę, każdy dźwięk, akord, cokolwiek, co wymyślam, z reguły przychodzi mi dość szybko i łatwo. Szybko weryfikuję to, co mi się nie podoba. Jeśli nie ma „tego czegoś”, dziwnie śpiewa mi się to na koncertach i nie chce mi się tego słuchać. 

Skubas / fot. Marta Kacprzak
Skubas / fot. Marta Kacprzak

Czy pisząc teksty lub zlecając je komuś, zastanawiasz się już nad potencjalnym odbiorcą, który zapozna się z nimi w przyszłości?

Nie wiem, czy zastanawianie się nad odbiorcą ma jakikolwiek sens. W kontekście aktu tworzenia można rozważać tylko, czy dana piosenka jest odczytywalna, zrozumiała dla ludzi. Myślę, że to kryterium jest całkiem kluczowe – nie samo rozpatrywanie słuchacza pod kątem socjologicznym. Oczywiście, utwór nie zawsze musi być czytelny, ale każdy chciałby wiedzieć, o czym traktuje płyta albo film. Należy jednak pamiętać, że sztuka jest różna – gdy idziesz na koncert islandzkiego zespołu, niekoniecznie rozumiesz, o czym śpiewa. Czujesz emocje, nawet podświadome. 

Co w Twojej twórczości zmieniło pojawienie się syna? 

Jeśli chodzi o moją artystyczną działalność, raczej niewiele – oprócz tego, że piszę mu piosenki na urodziny. Na pewno zmieniła mi się sama higiena życia, jego ogólny charakter. Możliwe, że wpłynęło to na częstotliwość wydawnictw albo podejmowanie pewnych decyzji, natomiast trudno mi to jednoznacznie określić. Ktoś może wyciągnąć wniosek, że od narodzin syna piszę pogodniejsze piosenki i coś w tym jest. Taka będzie też moja trzecia płyta. Niełatwo jest ocenić samego siebie – gdybyś sam schudł albo pogłębiłyby ci się pewne cechy charakteru, inni powiedzą ci o tym lepiej. Na pewno pojawienie się dziecka sprawia, że masz w sobie więcej nadziei. Przestajesz mieć dekadenckie podejście. 

Wspomniałeś o tym, że trzecia płyta będzie pogodniejsza. Zastanawiam się, czy pójdziesz tropami z WilczegołykaBrzasku, czy zahaczysz o coś nowego.

Na pewno nie zamierzam dokonywać rewolucji. Gitara akustyczna będzie obecna w każdym utworze. Może na czwartej płycie pójdę w elektronikę albo minimalizm. Po skończeniu nagrywania zabrałem się za robienie beatów – kiedyś siedziałem w drum 'n' bassie. Nowy krążek taki nie jest – postawiłem na piosenkowość i akustyczność. Nikt nie wymagał od Johnny’ego Casha, że zrobi coś w stylu elektro. Słyszałem opinie, że nie stworzyłem niczego nowego, „Skubas znów po staremu”. Niektórzy ludzie lubią być cały czas zaskakiwani, ale takie niespodzianki nie są moją ambicją. Chciałbym pisać fajne, dające do myślenia piosenki i można zrobić to samą gitarą. Tak jest w przypadku Jaromira Nohavicy, chociaż u niego nie ma fajerwerków produkcyjnych i nie szokuje zmianą wizerunku. Za to słowa są zawsze na najwyższym poziomie. 

Skubas - Nie mam dla ciebie miłości (Official Video) / autor: KayaxTV

A jak przebiegała praca nad projektem Chóralnie, w którym stanąłeś u boku Mikromusic? Pandemia pokrzyżowała wam koncertowe plany. 

W tej sprawie trzeba byłoby raczej zgłosić się do samego Mikromusic. Tym razem utwory aranżował klawiszowiec Robert Jarmużek, wcześniej trębacz Adam Lepka. Dla mnie osobiście nie było aż tak ogromnej różnicy – formy utworów były jednak zbliżone do tych, które gramy na regularnych koncertach. Na scenie słyszysz za sobą chór, chociaż połowicznie, bo w słuchawkach i dopiero na nagraniu wideo możesz zobaczyć, jak wszystko wyszło. Gdybym ja wymyślał cały koncept, możliwe, że podszedłbym tego całkowicie odwrotnie. Albo gdyby były ku temu warunki. Aczkolwiek cała inicjatywa była dla mnie bardzo ciekawa.

Chciałbym przejść do samego teledysku do piosenki Ojciec i syn, który został stworzony i nagrodzony w ramach konkursu Papaya Young Directors. Pierwszy raz zobaczyłeś go podczas finałowej gali. Jaka była twoja początkowa reakcja na klip? 

Lubię, gdy w klipie coś się dzieje. Zaskoczyło mnie przerwanie muzyki w jego połowie, ale fakt, że głównym bohaterem jest rapujący na ulicy chłopak, wykorzystanie instrumentalnego outra, którego sam nie planowałem stworzyć – wszystko było dla mnie dużą przyjemnością. Oglądałem go jak minifilm i bardzo mnie to cieszyło. Może była jedna scena, która do końca mi nie podeszła, ale to był drobny szczegół. Nie spodziewałem się takiego ujęcia tej piosenki. Myślę, że to mój najlepszy teledysk. 

Skubas - Ojciec i syn (Official Video) / autor: scenariusz i reżyseria: Łukasz Ruciński & Michał Włodarczyk / KayaxTV

Czy teledyski według ciebie muszą być nierozerwalnie połączone z piosenką czy mogą stanowić autonomiczny byt? 

Nigdy nie wymyślałem swoich teledysków. Raczej nie ingerowałem w tę sferę, bo jak przekonaliśmy się w konkursie Papaya Young Directors, są od tego artyści, którzy się na tym znają. Moim największym zarzutem względem klipów jest to, że pretendują do miana bogatych treściowo, a bywa inaczej. Drugim – gdy brakuje w nich historii i są jedynie migawkami. Nudzą mnie takie materiały: wolę, gdy coś mnie zaskoczy i wywoła efekt wow. Jeśli tego nie ma, obraz przelatuje i zostaje jedynie słuchanie muzyki. 

A jak ważną rolę w twojej muzyce odgrywa szerzej rozumiana wizualność?

Myślę, że raczej nie przywiązuję do niej dużej wagi. Niezaprzeczalnie ten aspekt jest istotny, ale nie będę ukrywać, że nie zastanawiam się długo nad strojem albo światłami – chociaż chciałbym, żeby całość była dopięta na ostatni guzik. Dla twórcy wszystkie elementy są ważne, tak jak każdy aspekt naszego życia jest istotny. Wracając do samych teledysków – nigdy ich specjalnie nie oglądałem, może bardziej w czasach, gdy królowało łapane z satelity MTV. To była jedyna opcja, żeby posłuchać czegoś z Zachodu. Duże święto. Teraz jest inaczej – nadmiar rodzi deficyt. Powstaje tak dużo utworów i teledysków, aż niekiedy odczuwam do tego wstręt. Dziś oglądałem inne klipy wyróżnione na Papaya Young Directors, na przykład ten od Natalii Przybysz, gdzie pojawiają się poskręcane ciała. Byłem zachwycony i zdałem sobie jednocześnie sprawę, jak dużo takich treści mnie omija. 

Czuję, że jest we mnie coś oryginalnego i zauważam, że na polskim rynku wcale nie ma czterdziestu takich gości jak ja. Nawet jeśli jednak jest ich tylko czterech, wciąż pozostają konkurencją. Tworzenie pod tym względem jest trochę nieszczęsne, bo pod tym względem przypomina sport. Liczą się odtworzenia na YouTube, koncerty, pieniądze, pojawiają się wyścigi.

Czy świadomość nadmiaru wywołuje u ciebie jako u artysty jakąś presję? Poczucie konkurencji? 

Gdy wezmę pod uwagę liczbę zagranicznych songwriterów i jakość tych rzeczy, które robią – ich produkcję czy możliwości techniczne – myślę sobie, że zupełnie nie mam do czego startować. Z drugiej strony czuję, że jest we mnie coś oryginalnego i zauważam, że na polskim rynku wcale nie ma czterdziestu takich gości jak ja. Nawet jeśli jednak jest ich tylko czterech, wciąż pozostają konkurencją. Tworzenie pod tym względem jest trochę nieszczęsne, bo pod tym względem przypomina sport. Liczą się odtworzenia na YouTube, koncerty, pieniądze, pojawiają się wyścigi. Na szczęście wynagradza to sama wartość duchowa muzyki. Jest wiele projektów, które komercyjnie przeszły bez echa, a w moim sercu zajmują szczególne znaczenie. Do nich nie da się odnieść rywalizacji. 

Skubas / fot. Marta Kacprzak
Skubas / fot. Marta Kacprzak

Wspomniałeś, że jest w tobie coś oryginalnego. Potrafiłbyś zdefiniować tę rzecz?

Na pierwszy rzut oka trudno to ocenić, bo w gruncie rzeczy moja muzyka wcale nie jest oryginalna. Wydaje mi się, że mogę mieć coś charakterystycznego w sposobie śpiewania, frazowania, wreszcie samej barwie głosu. Definiowanie swojej sztuki jest jednak całkiem trudne – od tego są dziennikarze tacy jak ty, żeby napisać, że Skubas jest kserobojem albo wskazać jakieś swoiste cechy. Lubię określone dźwięki, harmonie, interwały i gdy brzdąkam je sobie na gitarze, cieszę się po prostu, że jestem sobą. 

Gdyby nagle okazało się, że nie możesz tworzyć muzyki, nadal zajmowałbyś się sztuką czy poszedłbyś w zupełnie innym kierunku?

Prawdę powiedziawszy, nigdy o tym nie myślałem, bo jak dotąd nie było takiej potrzeby i mam nadzieję, że to się nie stanie. Gdybym sam nie tworzył muzyki, chciałbym ją robić dla kogoś innego. Może inżynieria dźwięku, produkcja – takie rzeczy też mnie interesują. 

Papaya Young Directors to konkurs adresowany do młodych twórców, którzy są na początku swojej artystycznej drogi. Co teraz powiedziałbyś sobie sprzed ośmiu lat, gdy wydawałeś Wilczełyko?

To dość trudne pytanie, chyba nie byłem na nie gotowy. Z jednej strony można snuć różne wyobrażenia, z drugiej nie ma się nad tym co zastanawiać, bo rozmyślanie nad tym jest czystą abstrakcją. Ludzie nie podejmują decyzji na podstawie tego, co się do nich mówi, tylko działają. Gdybym powiedział coś Skubasowi sprzed lat, prawdopodobnie by tego nie posłuchał. 

Jeśli jednak mam coś wskazać, z pewnością powiedziałbym sobie, że byłem już wcześniej gotowy śpiewać po polsku i powinienem szukać dobrego tekściarza. Mogłem zbierać pieniądze i podróżować tyle, ile się da. I chyba najważniejsze – nie bać się. 

Skubas – Haitańskie drzewa (Official video) / autor: Kayax

Gdy rozmawiałem z Kasią Lins, powiedziała mi, że artysta być może nigdy nie jest gotowy na to, żeby coś zaprezentować. 

Fajnie powiedziała, jest w tym coś krzepiącego. Pamiętam taką sytuację, gdy byłem przed wydaniem pierwszej płyty. Znalazło się na niej kilka utworów, które nie do końca wyszły tak, jak mogły. Inny znajomy zauważył coś podobnego i zasugerował mi, że może jeszcze nie jestem gotowy, że może to jeszcze nie jest ten czas. Okazało się jednak, że album odniósł sukces, więc jak widać, czasem trzeba skoczyć na głęboką wodę. Ten pierwszy moment jest najtrudniejszy, ale jednocześnie najbardziej ekscytujący. 

Potem pojawia się dużo wyrachowania, z czym każdy się mierzy, ja trochę też. Prawdę powiedziawszy, nie zdążyłem choćby wypracować formułki dla dziennikarzy dotyczącej tego, skąd pojawiła się u mnie taka wydawnicza przerwa. Nie rozmyślam jednak nad tym – moje życie zaczęło się lepiej toczyć wtedy, gdy odnoszę się do teraźniejszości. To jedyna płaszczyzna, na której się poruszam. Nie ma czegoś takiego jak przyszłość lub sześć lat wstecz. Zachodzą pewne fakty, jednak są one wynikiem opieszałości lub braku działań w danej chwili, niczym więcej. 

Na Facebooku napisałeś, że płyta jest już w całości zrobiona i przeleżała już jakiś czas. Czujesz, że jesteś gotowy, żeby pokazać ją światu?

Tak, teraz już tak. Gdybym jednak musiał poczekać do wiosny ze względu na kolejny lockdown albo inne, niezależne ode mnie uwarunkowania, entuzjazm najpewniej by mi się ulotnił. Przesuwanie daty premiery zawsze studzi emocje, tę prawdę, o której rozmawialiśmy, ale trzy miesiące w zestawieniu z sześcioma latami to właściwie nic. Teraz pracuję już nad innymi rzeczami – dłubię w elektronice, bawię się brzmieniami, ale ta płyta cały czas we mnie siedzi. Myślę, że brzmi najdojrzalej i najlepiej ze wszystkich, które dotąd stworzyłem. Cieszę się nią. 

Skubas z autorami klipu do piosenki „Ojciec i syn”
Skubas z autorami klipu do piosenki „Ojciec i syn”
000 Reakcji

Publikował na łamach Krytyki Politycznej, Red Bull Muzyki, Gazety Magnetofonowej, Muno oraz innych magazynów zajmujących się kulturą. Szczególnie zainteresowany muzyką elektroniczną, kinem niezależnym, literaturą non-fiction i sztuką współczesną. Kiedy nie pisze, występuje w teleturniejach.

zobacz także

zobacz playlisty