Spike Lee: Filmowa partyzantka12.06.2020
Zabójstwo George’a Floyda uzmysławia, że segregacja rasowa, nienawiść, szykany i terror wciąż wiszą nad Afroamerykanami jak topór. Że przykłady tragicznej w skutkach brutalności i nadużyć policji zdarzają się w Stanach od wieków i mimo regularnych protestów nie udało się nigdy wcielić w życie istotnych reform. „Czy historia przestanie się w końcu powtarzać?” – pyta o to również Spike Lee, reżyser, który nie pierwszy raz występuje w roli sumienia swojego narodu.
W opublikowanym na początku czerwca w mediach społecznościowych króciutkim wideo 3 Brothers reżyser zestawił finałowe sceny ze swojego kultowego Rób co należy, gdzie jeden z bohaterów zostaje uduszony przez białych policjantów z niemal identycznymi, autentycznymi nagraniami, na których przypadkowi przechodnie uchwycili śmierć Erica Garnera i George’a Floyda. Ta półtoraminutowa sklejka montażowa mówi więcej o tym, jak to jest być Afroamerykaninem w „ojczyźnie wolności” więcej niż opasłe prace badawcze i statystyki.
Spike Lee, legenda afroamerykańskiego kina, uparcie i do znudzenia w swoim kinie powtarza, że prócz tego usankcjonowanego przez prawo, kulturę i religię systemu opresji wymierzonej w Afroamerykanów w najlepsze kwitnie też w Stanach rasizm codzienny, lokalny, prywatny. O tym, że w Ameryce jak cierń tkwi nierozliczona przeszłość, a czarnych nadal traktuje się przy byle okazji z pogardą miał świadczyć nagrodzony Oscarem za scenariusz adaptowany BlackKklansman. Film ten powstał na przecięciu kina akcji i satyry politycznej zanurzonej w latach 70., jednak Lee zakończył go piekielnie gorzkim i boleśnie aktualnym przekazem wymierzonym w retorykę rządów Donalda Trumpa i ruch alt-prawicy: obrazem odwróconej do góry nogami flagi Stanów Zjednoczonych, która stopniowo zatraca się w czerni i bieli oraz autentycznymi zdjęciami masakry w Charlottesville z 2017 r. To właśnie tam odbyło się największe zgromadzenie białych nacjonalistów w Ameryce od dziesięcioleci, gdzie przez ulice przetoczył się pochód z pochodniami i flagami Konfederacji z czasów wojny secesyjnej. Tam też zginęły trzy osoby, protestujące przeciwko tym, którzy odmawiają praw i swobód ludziom tylko na podstawie koloru skóry.
W piątek na Netfliksie premierę będzie miała 26. pełnometrażowa fabuła w ponad 30-letniej karierze Lee, która wywoła zapewne kolejną rozliczeniową debatę na temat różnorakich form dyskryminacji rasowej. „Czy to sprawiedliwe, że służycie więcej niż biali, którzy was tu przysłali? Giniecie za ten kraj od początku. A nic bardziej nie miesza w głowie, niż kiedy ryzykujesz życie w wojnie, której nie rozumiesz…” – słyszymy w zwiastunie, w którym na kilka sekund pojawia się czarnoskóry żołnierz trzymający baner z hasłem „Jestem człowiekiem”. Pięciu braci zostało poświęcone pamięci czarnoskórych weteranów wojny w Wietnamie, którzy po powrocie do kraju nadal byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii.
Kino na barykadach
Jeżeli spojrzeć wstecz, Lee już na etapie stawiania pierwszych kroków jako artysta wykazywał potrzebę zgłębiania siatki nieustannie podtrzymywanych napięć w amerykańskim społeczeństwie, a także usytuowania się w opozycji do kinowych reprezentacji Afroamerykanów w poprzednich dekadach i obowiązujących stereotypów. Filmografię Lee otwiera dzieło absolutnie przełomowe dla niezależnego kina afroamerykańskiego – opowieść o wyzwolonej, świadomej swojej urody i seksualności czarnej artystce z Brooklynu, która angażuje się w związek z trzema mężczyznami jednocześnie. Ona się doigra z 1986 r., a więc niezależna produkcja powstała za jedyne 175 dolarów, w ciągu 12 dni, przy udziale przyjaciół i rodziny reżysera, zarobiła w dystrybucji ponad 7 milionów dolarów i zwróciła uwagę Hollywood, które dotychczas ignorowało fakt, że „czarne kino” ma szansę przyciągnąć takie tłumy. Przede wszystkim jednak wniosła na ekran zupełnie nowych bohaterów, nowe tematy poświęcone codzienności, pragnieniom, dążeniom Afroamerykanów do osiągnięcia autonomii oraz nową wyrazistą postać na mapie światowego kina, której głos będzie rozbrzmiewać przez kolejne dziesięciolecia.
Ona się doigra niosła za sobą zapowiedź ekscentrycznego stylu reżysera, który zasłynął jako popularyzator filmowej partyzantki (guerilla filmmaking) i dolly shot, jednak z perspektywy czasu zdaje się zaledwie małą przygrywką przed Rób co należy, filmem z 1989 r., który dla Lee stał się trampoliną do głównego nurtu i jak żaden inny pozwolił mu rozprawić się z problemem amerykańskich konfliktów na tle rasowym. Wydaje się przez ponad 30 lat od jego premiery świat zmienił się nie do poznania, ale pewne sprawy zawierające się w historii upalnego letniego dnia na nowojorskim Brooklynie, gdzie podskórne konflikty między Afroamerykanami, Latynosami, Włochami i Koreańczykami doprowadzają w końcu do wybuchu zamieszek na ulicach, brzmią znajomo. Szczególnie grany przez Billa Nunna Radio Raheem, który przez cały film paraduje z ogromnym boomboxem po dzielnicy i podkręcają atmosferę protest songami Public Enemy, zdaje się dziś przykładem bohatera ponadczasowego. Bezpośrednim zarzewiem finałowych rozruchów – notabene inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami – staje się bowiem scena, w której bohater zostaje uduszony pałką przez białego policjanta podczas brutalnej interwencji. Tak samo aktualne, zbiegające się z bieżącymi lękami i frustracjami Amerykanów, zdają się dwa cytaty wieńczące film. Z Martina Luthera Kinga i Malcolma X. „Stare prawo «oko za oko», sprawia, że nikt nie widzi. Niszczy społeczeństwo, uniemożliwia braterstwo. Prowadzi do monologu zamiast dialogu…”. Co ważne – temu drugiemu Lee poświęcił jeden z kolejnych filmów.
Premiera Rób co należy nie obyła się od rozpolitykowanych dyskusji i komentarzy krytycznych, które oskarżały reżysera o zachęcanie Afroamerykanów do wychodzenia na ulicę, nawoływanie do linczu i niszczenia mienia publicznego. Lee zdołał jednak oprzeć się fali krytyki, decydując się pójść za ciosem. W ciągu niespełna trzech lat pokazał aż trzy nowe filmy: Czarny blues będący listem miłosnym do jazzowej awangardy i odpowiedzią na Bird Clinta Eastwooda; Malarię, czyli opowieść o romansie ustatkowanego Afroamerykanina z młodszą od niego, atrakcyjną Włoszką; a także Malcolma X z Denzelem Washingtonem w życiowej roli. Lee zdołał przekonać wytwórnię Warner Bros., aby to właśnie jego, a nie białego reżysera Normana Jewisona namaszcono na osobę odpowiedzialną za ożywienie na ekranie autobiografii proroka, ikony i męczennika Afroamerykanów. Wtedy też otrzymał budżet liczący dziesiątki milionów dolarów i nakręcił pierwszą tak epicką, zrealizowaną z tak z wielkim rozmachem produkcję w swojej karierze.
Lee nie ukrywał, że wznosi pomnik na cześć legendarnego przywódcy ruchu afroamerykańskiego lat 60., którego przydomek X symbolizował miliony anonimowych, ograbionych z tożsamości Afroamerykanów, ale między wierszami po raz kolejny przemycał wydarzenia najbardziej aktualne. Malcolm X rozpoczyna się obrazem płonącej amerykańskiej flagi i nagraniem z pobicia Rodneya Kinga z 1991 r. (nawiasem mówiąc trzy lata temu Lee nakręcił o tym zdarzeniu godzinny monodram dla Netfliksa). Czarnoskóry taksówkarz został siłą wyciągnięty z samochodu i skatowany przez czterech policjantów. Zdarzenie – podobnie jak w przypadku George’a Floyda – zostało nagrane przez przypadkowego świadka, mieszkańca pobliskiego bloku i doprowadziło do kilkudniowych zamieszek na ulicach Los Angeles, w których zginęły 63 osoby. Co więcej, w tle czołówki Malcolma X słychać płomienne, rewolucyjne wręcz przemówienie tytułowego bohatera: „Oskarżam białego człowieka o to, że jest najgorszym mordercą i poganiaczem niewolników na ziemi. Gdzie tylko pojawił się człowiek, za nim szedł chaos i zniszczenie. Wy i ja jesteśmy dowodem. Nie poznaliśmy amerykańskiego snu. Poznaliśmy tylko amerykański koszmar”. Nietrudno się domyślić, że Lee ponownie spotkał się z zarzutem o podżeganie do burzliwych protestów z użyciem przemocy.
Obudźcie się!
W kolejnych latach Lee nie spuszczał z zaangażowanego tonu, jednak jego kino silnie ewoluowało – zaczęło otwierać się na coraz to nowsze, nieprzystające do siebie gatunki i formy wyrazu, a jego filmy z roku na rok zaczęły też skrajnie różnić się pod względem podejmowanej problematyki. W ostatniej dekadzie ubiegłego wieku pokazał zarówno Crooklyn będący nostalgicznym, na poły autobiograficznym spojrzeniem na lata 70. i cudowną atmosferę dzieciństwa tamtego pokolenia, jak i Mordercze lato zbudowane wokół osnutych tajemniczą aurą zbrodni Davida Berkowitza – autentycznego seryjnego mordercy, który latem 1977 r. sterroryzował mieszkańców Nowego Jorku. Mniej więcej w tym samym czasie Lee nakręcił kapitalny Ślepy zaułek opowiadający historię młodego czarnoskórego dilera z Brooklynu oraz Autobus, a więc najskromniejszy i zrealizowany najmniejszym kosztem film od czasu swojego debiutu, odnoszący się do wydarzeń z 16 października 1995 r. i Marszu Miliona w Waszyngtonie. Była to największa demonstracja Afroamerykanów od czasów walki z segregacją rasową w latach 60. Kilka dni temu niemal bliźniacze protesty odbyły się pod Białym Domem w związku ze śmiercią George’a Floyda.
Lata dwutysięczne były co prawda płodne i rok w rok przynosiły kolejne filmy sygnowane marką Spike Lee Joint, jednak nastawienie na projekty o potencjale przede wszystkim komercyjnym z czasem zadecydowały o spadku notowań reżysera. W mediach coraz częściej mówiło się o jego niekontrolowanych wybuchach złości na forum publicznym i o tym, że Lee swoją miłość do Nowego Jorku manifestuje żarliwiej siedząc na ławce Knicksów podczas ich meczów w Madison Square Garden niż w kinie. Krytycy zaś przez ostatnie dwie dekady doszukiwali się w jego filmografii prawdziwie ważnego tytułu, który znów miałby moc prowokowania dyskusji. Światełkiem w tunelu była 25. godzina – jedna z pierwszych produkcji poruszających wprost temat 11 września – z kultowym, trwającym blisko pięć minut monologiem głównego bohatera granego przez Edwarda Nortona, jednak kulą u nogi nadal pozostawała bardzo chłodno przyjęta komedia Ona mnie nienawidzi, która ma dziś zaledwie 19% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i niewiele lepiej oceniany Cud w wiosce Sant Anna. Gwoździem do trumny – choć moim zdaniem nieco na wyrost – okazał się remake koreańskiego Oldboya.
Dwa lata temu po niemal dwóch dekadach Lee wyraźnie wrócił do formy, a to za sprawą wspomnianego już BlackKklansman. Zdaje się, że wziął sobie do serca słynną frazę „Obudźcie się!”, która puentowała Szkolne oszołomienie, film z początków jego kariery. Słowa te możemy dziś przystawić nie tylko do postaci odradzającego się z przysłowiowych popiołów reżysera, który wraca do gry po kilku słabszych tytułach, ale także do przesłania i ducha aktywizmu, które od samego początku przebijały się między wierszami jego twórczości. W obliczu politycznego klimatu, który dopuszcza do sytuacji takich, do jakich doszło pod koniec maja na ulicach Minneapolis, musimy przynajmniej podjąć próbę rozdarcia zasłony milczenia. I otwarcia oczu na problemy, które jak bumerang wracają do nas od stuleci.
zobacz także
- Adam Sandler: Autoironiczny oscarowy szantaż
Ludzie
Adam Sandler: Autoironiczny oscarowy szantaż
- Zemsta jest słodka, czyli 8 najlepszych filmów o odwecie
Opinie
Zemsta jest słodka, czyli 8 najlepszych filmów o odwecie
- „Informator” opowie o młodości w socjalistycznych Węgrzech. Jest nowy zwiastun szpiegowskiego serialu
Newsy
„Informator” opowie o młodości w socjalistycznych Węgrzech. Jest nowy zwiastun szpiegowskiego serialu
- „This War of Mine” to pierwsza gra, która wejdzie do kanonu lektur szkolnych
Newsy
„This War of Mine” to pierwsza gra, która wejdzie do kanonu lektur szkolnych
zobacz playlisty
-
PZU
04
PZU
-
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
28
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
-
Papaya Young Directors top 15
15
Papaya Young Directors top 15
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks