Tomasz Kot: Jak rozlecieć się na kawałki29.06.2021
Po globalnym sukcesie Zimnej wojny Pawła Pawlikowskiego, Tomasz Kot zwrócił uwagę niejednego zagranicznego reżysera. Mimo to, za sprawą wciąż trwającej pandemii i wielokrotnego ograniczania działalności kin, trzeba było trochę poczekać, żeby zobaczyć aktora na dużym ekranie. W końcu na ekrany kin wchodzi jednak Wróg doskonały z główną rolą Kota, a zarazem jego anglojęzycznym filmowym debiutem. Produkcja Kike Maíllo skąpana jest w gęstej atmosferze niedopowiedzeń i została rozpisana tylko na dwójkę aktorów. Rozmawiamy z Tomaszem Kotem o graniu w obcym języku, perfekcjonizmie i znaczeniu minimalizmu w pracy aktora.
Wróg doskonały to tajemnicza historia, która ma w sobie kilka zaskakujących momentów i zwrotów akcji. Trzeba uważnie śledzić relację między głównymi bohaterami, Jeremiaszem i Texel, żeby nie przegapić ważnych detali. To pana najbardziej zainteresowało w scenariuszu?
Łatwo jest mi ocenić polski scenariusz, ponieważ przez lata przeczytałem wiele tekstów i nabyłem doświadczenia, tworząc sobie pewien wewnętrzny drogowskaz. Teksty zagraniczne są dla mnie nowością. Staram się robić postępy, ale jeszcze nie zawsze wszystko jest dla mnie jasne. Przy Wrogu doskonałym nie mogłem się oderwać od lektury. Byłem nim zachwycony, szczególnie że nigdy wcześniej nie grałem w thrillerze psychologicznym. Podobało mi się to, jak całość jest skupiona na dwóch bohaterach, ich relacji i tajemnicy, która między nimi krąży. Sam stawiałem sobie pytania, dlaczego oni się tak zachowują, dlaczego tkwią w dziwnej rozmowie. Kike (Kike Maíllo – scenarzysta i reżyser, przyp. red.) wprowadził malutkie detale, które wydawały mi się fascynujące. Cały ten projekt zapachniał mi nową przygodą, a na planie miałem być jedynym Polakiem.
Czy w takim razie to było doświadczenie podwójnie stresujące?
W takich sytuacjach pojawia się jakiś rodzaj odpowiedzialności. Ja jako aktor staję się reprezentantem innych polskich aktorów i cała ekipa buduje sobie na podstawie tego wycinka pewien obraz całości. Przez lata wypracowałem sobie własny zestaw zachowań. Lubię współpracować ze scriptem (sekretarz planu, osoba odpowiedzialna za ciągłość obrazu – przyp.red.) czy operatorami. Tutaj zorientowałem się, że nie wszyscy zachodni aktorzy pracują w ten sposób.
Praca przy tym filmie była ciekawym doświadczeniem. I choć odczuwałem samotność – nie ukrywam, że miałem swoje kryzysowe momenty i zastanawiałem się, czy dam radę – to uczyłem się czegoś nowego. Wprowadziłem sobie klasztorny rytm pracy i wtedy, gdy wszyscy odpoczywali, ja spędzałem czas z moim coachem językowym i ćwiczyłem tekst na kolejny dzień.
Nigdy wcześniej nie grał pan tak dużej roli w obcym języku.
Kike bywał szalony, co stawało się dla mnie stresujące. Potrafił zmienić plan albo połączyć kilka rozmów w jedną, by wyłapać szerszy kontekst. Zdarzyło się tak, że byłem przygotowany z kilku stron scenariusza, a nagle ta liczba się podwajała i graliśmy wszystko w jednym ujęciu. To momenty, kiedy lekko panikowałem i błagałem o pomoc moją coach, Tiffany. Athena (Athena Strates, filmowa Texel – przyp.red.) mówi świetnie po angielsku, to jej język ojczysty, więc wiedzieliśmy, że kiedy coś się sypie, daną scenę – za pomocą improwizacji – może uratować tylko ona. O wiele młodsza ode mnie aktorka, która ma niewielkie doświadczenie, ale przewagę językową.
Jedna z aktorek opowiadała mi, że zupełnie inaczej pracuje się w obcym języku, inaczej podchodzi się do roli. Nie chodzi tylko o sam kontekst pracy na planie, ale podejście do postaci. Czy u pana było podobnie?
Zauważyłem jedną rzecz, której się kompletnie nie spodziewałem. We Wrogu doskonałym są takie sceny, w których musiałem „pęknąć na pół”, rozlecieć na kawałki i wiedziałem, że nie może mnie ograniczać jakiekolwiek zastanawianie nad językiem i tekstem. Uczyłem się i ćwiczyłem daną partię od samego początku zdjęć tak, żeby mieć ją wyrytą w podświadomości. Kiedy całkowicie przestałem się zastanawiać nad językiem, zdałem sobie sprawę, że mimochodem używam polskiej konstrukcji. Mimowolnie dodawałem coś w środku zdania. To było dla mnie duże zaskoczenie. Musiałem wymyślić nowy rodzaj koncentracji, żeby jednocześnie być świadomym i trzeźwym językowo, a także skupić się na emocjach.
Trudno mi zdefiniować coś takiego jak perfekcyjna rola. Udając normalne życie na ekranie, ze wszystkim pęknięciami i potknięciami, fajnie jest znaleźć miejsce na brud i zawahanie.
Pana bohater już na początku mówi o obsesji perfekcjonizmu. Czy jest on też ważny w pana życiu?
Wydaje mi się, że jest to dalekie od mojej natury. W życiu prywatnym jest wokół mnie trochę chaosu. Jeremiasz na początku był mi kompletnie odległy i o wiele bardziej komfortowo czułem się w dalszej części filmu, kiedy ten jego perfekcyjny świat zaczyna rozlatywać się na kawałki. To było ciekawe do grania, szczególnie że Kike lubi mieszać tropy, podrzucać smaczki i tworzyć tajemnice, które składają się na tą jedną, gigantyczną.
Wróg doskonały ma w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Trudno oderwać wzrok od ekranu, by nie stracić czegoś ważnego. Szczególnie po tak mocnym początku, gdzie pada cytat z Antoine de Saint-Exupéry: „Wydaje się, że doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale raczej wtedy, gdy nie można nic ująć”. Czy podobnie jest z aktorstwem: im mniej, tym lepiej?
To jest trudne do osiągnięcia, szczególnie że mam naturalną tendencję do nadekspresji. Zawsze jak zaczynam współpracę z reżyserami, proszę ich, żeby mnie pilnowali. To nie wynika z rozbuchanego aktorskiego ego. Po prostu zależy mi na tym, żeby efekt był jak najlepszy. Wiem, że nie zawsze wychodzą nam genialne filmy. Wszyscy twórcy mają dobry okres, a potem może pojawić się nieco gorszy. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby nawzajem się wspierać i pomagać.
Trudno mi też zdefiniować coś takiego jak perfekcyjna rola. Udając normalne życie na ekranie, ze wszystkim pęknięciami i potknięciami, fajnie jest znaleźć miejsce na brud i zawahanie. Jest taka scena w Zimnej wojnie, która mnie bardzo zaskoczyła. Asia (Joanna Kulig – przyp. red.) śpiewa piosenkę w studio nagraniowym, a ja jej słucham. W pewnym momencie spuszczam głowę, ponieważ zapomniałem tekstu. Paweł (Paweł Pawlikowski – przyp. red.) uznał, że jest to o wiele bardziej prawdziwe i ten tekst, który nie padł, był tak naprawdę zbędny. Wykorzystał na ekranie moment prywatnego załamania aktora i w ten sposób pokazał prawdę. Kiedy zobaczyłem tą scenę w kinie, to była dla mnie duża nauka. Pomogło mi to zdefiniować ten zawód.
Czego nauczyła pana współpraca z zagraniczną ekipą?
Wiele zyskałem, poznając hiszpański świat. Pamiętam, że byliśmy całą ekipą rozlokowani na dwóch piętrach hotelu. Wszyscy obok siebie. Codziennie zaczynaliśmy pracę o siódmej, ale już przed szóstą wszędzie słyszałem hiszpańską muzykę. Ekipa słuchała jej przy porannym prysznicu i rozpoczynała dzień z pozytywną energią. Bardzo szybko zacząłem to od nich czerpać.
Do dziś mam kontakt z niektórymi osobami. To doświadczenie poszerzyło moje horyzonty i pokazało, że można pracować nieco inaczej. Dopiero podczas zdjęć do „Wroga doskonałego” zrozumiałem, o co chodzi w tapasach i biesiadowaniu. U nas przerwa obiadowa wygląda tak, że każdy chce jak najszybciej coś zjeść i złapać jeszcze moment na krótką drzemkę. Tam cała godzina zamienia się w biesiadę, nikt nie ucieka, nie ukrywa się. Ludzie chcą być ze sobą.
Świat znajduje się w dziwnym momencie. Z pana kalendarza zapewne zniknęło kilka produkcji i planów zawodowych, choćby oczekiwany przez wielu Tesla. Czy tych propozycji jest teraz mniej?
Mam wrażenie, że amerykański rynek filmowy został bardziej sparaliżowany niż europejski, stąd też trochę ucichły propozycje z tamtej strony. Przez różne doświadczenia nauczyłem się, że zmian nie można żałować. To są trudne momenty, które traktuję jako rodzaj testu. Do Tesli przygotowywałem się bardzo intensywnie. Cały wysiłek został zawieszony w powietrzu. Wykonałem pracę w tym kierunku, jeździłem na próby do Londynu, poznałem brytyjskich aktorów, z którymi miałem grać i… nagle tego wszystkiego nie ma. Wtedy pojawiają się dwie drogi: rozpamiętywanie albo patrzenie do przodu. Ta druga jest lepsza. Bardzo mi zależy na tym, żeby powstał film, do którego obecnie się przygotowuję – Zakopiańscy dżentelmeni w reżyserii Maciej Kawalskiego. W tym momencie to jest mój główny cel. Skupiam się na tym, co najbliższe.
zobacz także
- Legendy synth popu łącza siły. Posłuchaj „Purple Zone” – wspólnego singla Soft Cell i Pet Shop Boys
Newsy
Legendy synth popu łącza siły. Posłuchaj „Purple Zone” – wspólnego singla Soft Cell i Pet Shop Boys
- Groza uchwycona amatorską kamerą. Powstał dokument o fenomenie horrorów found footage
Newsy
Groza uchwycona amatorską kamerą. Powstał dokument o fenomenie horrorów found footage
- Elektrownia w Czarnobylu i jej okolice na liście światowego dziedzictwa UNESCO? To pomysł ukraińskich polityków
Newsy
Elektrownia w Czarnobylu i jej okolice na liście światowego dziedzictwa UNESCO? To pomysł ukraińskich polityków
- Wyciekły dane osobowe prawie wszystkich obywateli Ekwadoru. To jeden z największych wycieków tego typu w historii
Newsy
Wyciekły dane osobowe prawie wszystkich obywateli Ekwadoru. To jeden z największych wycieków tego typu w historii
zobacz playlisty
-
Paul Thomas Anderson
02
Paul Thomas Anderson
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
09
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
-
03