Ludzie |

Usłysz mój głos – rozmowa z Maïmouną Doucouré, reżyserką filmu „Gwiazdeczki”08.09.2020

„Gwiazdeczki”, fot. materiały prasowe

Pełnometrażowy debiut Maïmouny Doucouré pokazano w tym roku na festiwalu filmowym Sundance. Podczas premiery film doczekał się owacji na stojąco, a francuska reżyserka odebrała nagrodę za najlepszą reżyserię. Dzięki wyróżnieniu na tak prestiżowej imprezie, prawa do globalnej dystrybucji filmu kupił Netflix. Jeszcze głośniej o tytule zrobiło się, gdy streamingowy gigant spotkał się z krytyką w związku z opublikowanym przed premierą plakatem filmu.

Gwiazdeczki to film z gatunku „coming of age”. Opowiada o jedenastoletniej Amy, wychowującej się pod dachem konserwatywnego, szanującego muzułmańską tradycję domu. Bohaterka zdaje się jednak zauroczona raczej grupą rówieśniczek, które powołują do życia własną grupę taneczną. Zmysłowe układy i wyzywający wizerunek zespołu silnie kontrastują z oczekiwaniami rodziny i społeczności, od których Amy pragnie się wyrwać. 

Cuties | Official Trailer | Netflix

Kto zna pierwsze krótkometrażowe filmy Maïmouny Doucouré, nie będzie zaskoczony, że twórczyni zagląda akurat do biednych, imigranckich dzielnic Paryża i pochyla się nad zamieszkującymi je nastolatkami z senegalskim rodowodem. W 2015 r. reżyserka zdobyła międzynarodowe uznanie i kilkadziesiąt prestiżowych nagród (m.in. Cezara, czyli francuskiego Oscara) za sprawą dwudziestominutowego filmu Maman(s), w którym opowiedziała bardzo intymną, na poły autobiograficzną historię opartą o wspomnienie rodzinnego domu. – Nasi krewni mieszkający w okolicy, nasi sąsiedzi, wszyscy promowali dokładnie ten sam model rodziny. Rodziny wielodzietnej, poligamicznej, w której mężczyzna ma prawo poślubić drugą kobietę i nagle dwie żony zamieszkują razem w jednym domu – mówi nam reżyserka.

Mateusz Demski: Zyskałaś sporą renomę dzięki filmom wyrastającym z doświadczeń bardzo osobistych, intymnych. Gwiazdeczki to chyba kolejna opowieść inspirowana obrazami z dzieciństwa. 

Maïmouna Doucouré: Tak, choć powiedziałabym, że luźno i zaledwie pośrednio. Na pewno nie ma to nic wspólnego z ekshibicjonizmem dnia codziennego – raczej próbą ukazania pewnego określonego kolorytu kulturowego. Prawdą jest, że podobnie jak moje bohaterki, urodziłam się w 19. dzielnicy Paryża, a więc w miejscu zamieszkałym głównie przez emigrantów z krajów zachodnioafrykańskich. Że moi rodzice mają senegalskie korzenie. A ja dorastałam w tradycyjnej muzułmańskiej familii.

Gdzie w dodatku rządził tradycjonalizm, zbiór rytuałów i patriarchalny porządek.

Naprawdę tak było. Chowałam się w ciasnocie, w wielodzietnej rodzinie. Nasz dom był biedny, tłoczyliśmy się na kupie w kilku mizernych pokojach. Przyszłam na świat jako piąte spośród dziesięciorga dzieci, możesz więc sobie wyobrazić, że przy tak licznej gromadzie wszystkie pieniądze w domu szły na nasze wychowanie. Nasi krewni mieszkający w okolicy, nasi sąsiedzi, wszyscy promowali dokładnie ten sam model rodziny. Co więcej – rodziny poligamicznej, w której mężczyzna ma prawo poślubić drugą kobietę i nagle dwie żony zamieszkują razem w jednym domu. Ale nie sądzę, żebym jako dziecko czuła się ofiarą jakiegoś traumatycznego doświadczenia i sytuacji granicznej, w ogóle w tych kategoriach tego wszystkiego nie odbierałam. Prawdę mówiąc uważam, że miałam udane, pełne codziennej radości dzieciństwo.

Maïmouna Doucouré, fot. materiały promocyjne
Maïmouna Doucouré, fot. materiały promocyjne

Poligamia, o której mówisz, nie była dla ciebie w dzieciństwie problemem? Przecież w poprzednim, krótkometrażowym filmie Maman(s) konfrontowałaś się z tym, co sama przeżyłaś.

Co to, to nie, ponieważ w muzułmańskim domu zwykle nie rozmawia się z dziećmi o wielożeństwie. Są one wyłączone z dyskusji, niczego im się nie tłumaczy, dlatego kiedy byłam mała, widziałam w tym po prostu niezachwianą, wielopokoleniową tradycję. Rzecz jasna dla moich rodziców wyglądało to inaczej. Zwłaszcza dla moich obu mam życie w małżeństwie poligamicznym, konieczność dzielenia się mężem z drugą kobietą i wspólna opieka nad dziećmi, były doświadczeniem bardzo trudnym, skomplikowanym, a czasem sytuacja ta stawała się nie do zniesienia. Później, wraz z wiekiem, moja świadomość i stosunek się zmieniały. Dotarło do mnie, jak bardzo poligamia dotknęła kobiety dookoła mnie. Zrozumiałam, jak przeszywającą niedogodność, pretensje i frustrację niósł dla nich taki układ.

Odkąd pamiętam, razem z moimi starszymi braćmi spędzaliśmy długie godziny na oglądaniu filmów. W domu stał jeden telewizor, nas było tylu, że ledwie mogliśmy się przed nim pomieścić, ale było to wówczas jedno z nielicznych miejsc wolnych od obyczajowości.

Opowiadałaś w jednym z wywiadów, że taki dom dla dzieci niósł wiele ograniczeń. Aż się prosi, żeby zapytać: jak ty sobie z nimi radziłaś?

To zabrzmi banalnie i pewnie strasznie naiwnie, ale skoro pytasz mnie szczerze, to mówię szczerze – kino było w naszym domu takim sposobem na ucieczkę i oknem na świat. Odkąd pamiętam, razem z moimi starszymi braćmi spędzaliśmy długie godziny na oglądaniu filmów. W domu stał jeden telewizor, nas było tyle, że ledwie mogliśmy się przed nim pomieścić, ale było to wówczas jedno z nielicznych miejsc wolnych od obyczajowości. Nasze zachowania zawsze podlegały ścisłym zasadom, normy był narzucone, aż tu nagle człowiek mógł sobie pozwolić na więcej. Pamiętam, jak w wieku sześciu lat bezkarnie oglądałam horrory na VHS-ach. Jak długie godziny spędziłam z braćmi przed Ojcem chrzestnym, Człowiekiem z blizną czy Chłopakami z sąsiedztwa. W ciągu dnia miałam taki moment, że odcinałam się od świata, odbywałam jakąś daleką podróż, byłam świadkiem prawdziwych cudów. To był ten dobry bagaż, dobre emocje z domu.

Trudno się dziwić. Pamiętam też z własnego doświadczenia, że wzorców i odpowiedzi, które pomagały zrozumieć świat, szukało się właśnie w kinie, a później w sieci.

No właśnie. Moje pokolenie dodatkowo nie znało internetu, nawet telefony komórkowe nie były jeszcze rozpowszechnione, a przecież każde z nas poszukiwało odpowiedzi na mnożące się i odbijające się głuchym echem w głowie pytania. Jako kilkunastoletnia dziewczynka myślałam sobie: „jaką kobietą będę mogła się stać, kiedy tak na dobrą sprawę tkwię w niewygodnym rozkroku między dwiema kulturami”. Między postępową kulturą Zachodu, która w Paryżu na każdym kroku widoczna jest przecież gołym okiem a tradycją senegalską, sprowadzającą się do układu dom-rodzina. 

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Wydaje mi się, że dotykamy tu istoty twojego nowego filmu. W Gwiazdeczkach opowiadasz historię dziewczyny, która tkwi w takim samym rozkroku, aż znajduje dla siebie ujście w tańcu. Nie mogę nie zadać pytania, które w pierwszych chwilach po seansie ciśnie się na usta wielu widzów: skąd u ciebie to zainteresowanie?

Tak się stało, że te wszystkie wspomnienia związane z dojrzewaniem wróciły do mnie, kiedy już jako dojrzała kobieta wybrałam się z wizytą na stare śmieci. Tego dnia w mojej starej dzielnicy odbywał się festyn sąsiedzki, organizatorzy postawili w parku scenę, na której występowała akurat grupa nastoletnich tancerek. Miały 11 lat, ale sposób, w jaki się poruszały, był przepełniony zmysłowym erotyzmem, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że w ich wieku był nieprzyzwoity. I szczerze mówiąc, zamurowało mnie zupełnie. Cały ten obrazek, te niewinne dziewczynki w kusych, obcisłych, wyzywających strojach działały niezwykle ambiwalentnie – wydawały mi się równie fascynujące, co niepokojące.

Nie chciałam oceniać, chciałam zrobić to, co powinien zrobić każdy filmowiec – utożsamić się i spróbować zrozumieć.

Zakładam, że dzielnica z tak konserwatywnym profilem, w którym odbywał się ten taneczny pokaz, to wrażenie mogła tylko potęgować. 

No tak, i żeby było ciekawiej – z ponętnym tańcem dziewczyn wyraźnie kontrastowały matki siedzące na widowni. Zakryte wielkimi, ciężkimi chustami muzułmanki, które z pewną rezerwą wspierały swoje pociechy. Wtedy też przyszło olśnienie, wiedziałam, że to jest właśnie temat, w który chcę wejść. Doszłam do wniosku, że powinnam spędzić więcej czasu w otoczeniu tych i wielu innych, podobnych dziewczyn. Przez następne półtora roku szukałam ich na ulicach, w parkach, szkołach, placówkach kultury. Starałam się do nich zbliżyć i odkryć, czy w pełni rozumieją znaczenie tego, co wyrażają poprzez swój taniec.

No właśnie – czy naprawdę rozumieją? Zastanawia mnie, jak ty to wszystko oceniasz. Twoje bohaterki poprzez nacechowany erotyzmem taniec i strój, z pewnością budują własną tożsamość, manifestują swoje nastoletnie zmagania. Zgoda. Tyle że mają one dopiero jedenaście lat, co budzi uzasadniony opór i pewne wątpliwości. 

Ale ja na to inaczej patrzę. Nie chciałam oceniać, chciałam zrobić to, co powinien zrobić każdy filmowiec – utożsamić się i spróbować zrozumieć. Opowiedzieć o tym, jak te dziewczyny na swoich, czasem rzeczywiście zbyt pochopnych warunkach, przeżywają okres młodzieńczego buntu, problemy w relacjach z rodzicami, a przede wszystkim intymny cykl związany z dziewczęcym dojrzewaniem. I że mają do tej pochopności prawo. To jasne, że w tym wieku ciało ulega poważnej transformacji, staje się inne, kłopotliwe, wymyka się spod kontroli, co przekracza możliwości każdej nastolatki. Czasem ta zmiana przychodzi zbyt szybko i gwałtownie, innym razem wydaje się niedostateczna, co rodzi kompleksy względem innych rówieśniczek. Nic dziwnego, że w tym szalenie stresującym i krępującym czasie bohaterki poszukują formy dla wyrażenia tego wewnętrznych zamętu. A jednocześnie próbują sprostać presji środowiska i przynależeć do grupy.

W filmie znaczenie ma nie tylko sam taniec, który bohaterki podpatrzyły u starszych koleżanek na YouTubie i zaczęły go naśladować, ale również potrzeba dzielenia się swoją aktywnością w mediach społecznościowych.

Dokładnie tak. Zauważ, że każdy like, każdy pozytywny komentarz, który te dziewczyny dostają na Instagramie – nierzadko od osób obcych, całkowicie anonimowych – jest traktowany jako wyraz rówieśniczej akceptacji, miłości, zaufania, co buduje ich pewność siebie. W związku z tym dziewczęta szukają posłuchu, upominają się o dostrzeżenie, nie wiedząc w zasadzie, czy obrana przez nie droga jest dobra czy zła. I faktycznie, jak wcześniej sugerowałeś, pojawiają się znaki zapytania. Istnieje przecież ryzyko, że tak śmiałe eksponowanie ciała przez 11-letnie dziewczyny może ściągnąć całkiem realne, fizyczne niebezpieczeństwo. Ale jak już mówiłam – nie chcę wartościować żadnych postaw, ani nikogo swoim filmem instruować.

Myślę, że to upominanie się o dostrzeżenie można śmiało sparafrazować i przyłożyć do twojej sytuacji jako czarnoskórej reżyserki. Branża przez lata pozostawała dla was nieosiągalna, stawiała przed wami mur nie do przeskoczenia.

Ostatnio wpadłam na takie badania w prasie, z których wynikało, że czarne reżyserki stanowią jakieś 0,4 procenta branży w skali całego świata. W pewnym momencie pomyślałam: „nic nie szkodzi, że tak jest, jeszcze to zmienimy”. A zarazem coś się we mnie jednak obudziło, nagle dostałam tymi danymi w głowę.

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Wciąż za statystycznego reżysera w przeważającej większości przypadków uznaje się białego mężczyznę. Coś ostatnio drgnęło, ale znane szerszemu odbiorcy kobiece reżyserki – szczególnie czarne – można nadal policzyć na palcach jednej ręki. To wszystko jest wynikiem długich lat zaniedbań i systemowego problemu, który domaga się zmian.

Oczywiście, że tak. Nie mam wątpliwości, że to temat szalenie ważny, w samej Francji jest przecież tyle ambitnych reżyserek z biednych imigranckich dzielnic, które znam osobiście i o których z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że mają coś ważnego do przekazania światu i zasłużyły, by ich głos został w końcu usłyszany. Głęboka, trwała i daleko posunięta zmiana musi nastąpić poprzez konkretne działania, to jest kluczowe, dlatego też coraz głośniej wybrzmiewają na przykład postulaty kolektywu 50/50 oraz kobiet filmu z całego świata. Chodzi o to, żeby zaakceptować równość płci, różnorodność rasową, zwiększyć reprezentację kobiet na festiwalach i najważniejsze – docenić to, jak ważnym elementem rozwoju branży filmowej jest nasze zaangażowanie.

Ty jednak powinnaś czuć się doceniona. Za jednym zamachem nagroda w Sundance, pokazy na Berlinale. Gwiazdeczki odniosły niewątpliwy sukces, były na ustach całego środowiska. 

Po kilku latach pracy, jakie zajęło mi ukończenie tego filmu, tych wszystkich szalenie inspirujących spotkaniach z młodymi tancerkami i przesłuchaniu 700 dziewczynek na castingach w całej Francji, zasłużyłam, jak sądzę, na taką możliwość. Nie chciałabym teraz zabrzmieć jakoś szczególnie narcystycznie, ale mam przeświadczenie, że pokazałam, na co mnie stać i co ważnego mam do zakomunikowania. Po licencjacie z biologii na Uniwersytecie Paryskim zrezygnowałam z dalszej kariery naukowej, oderwałam się od uczelni i spontanicznie rozpoczęłam przygodę z kinem. Ja, która nie ukończyła żadnej szkoły filmowej; która jeszcze sześć lat temu nie bardzo wiedziała, co zrobić z kamerą. Ale udało się! Proszę bardzo! I teraz z tym przykładem chcę trafiać dalej.

Teraz nadarza się okazja, bo Gwiazdeczki trafiają na Netfliksa. Lepszej wiadomości dla ciebie – jako śmiało zabierającej głos reprezentantki kobiet, a zarazem czarnych filmowców – być chyba nie mogło. 

Pewnie, że Netflix przytrafił mi się jak cud. Ale mam poczucie, że jeszcze wiele w kwestii Gwiazdeczek jest do zrobienia. Zależy mi na tym, żeby pojeździć z tym filmem już nie po międzynarodowych festiwalach, ale też po francuskich szkołach. Pogadać trochę z młodzieżą o tym, co czują, jak widzą i odbierają moje bohaterki. A jednocześnie sprowokować pośród nich stricte genderową dyskusję na temat zachowań, norm i wzorców przypisywanych przez kulturę do każdej z płci i uważnie wysłuchać, co w tej kwestii mają do powiedzenia. Myślę, że odpowiedzi, które usłyszymy, mogą nas wiele nauczyć.

Rozmowa z reżyserką odbyła się podczas 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie, gdzie miała miejsce europejska premiera Gwiazdeczek i seria pokazów w ramach prestiżowej sekcji Generation Kplus.

000 Reakcji

krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach "Przekroju", "Czasu Kultury", tygodnika "Przegląd", czasopisma "Ekrany", a także w portalach Interia.pl, Wirtualna Polska, Popmoderna. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z Gwiezdnych Wojen.

zobacz także

zobacz playlisty