Trendy |

„Będę grał w film”. Czy narracje alternatywne to przyszłość kina i seriali?26.04.2019

Ilustracja: Maria Regucka Animacja: Marta Kacprzak

Nie „kto zabił?”, a „kogo zabić ma główny bohater?”. Netflix zdaje się przekonywać, że narracje alternatywne, które pozwalają widzowi decydować o przebiegu fabuły w czasie seansu filmowego, to rozwiązanie, w które warto inwestować. Czy ta nowinka zmieni na zawsze filmy i seriale?

Jak silna więź łączy gry komputerowe z kulturą? Pytanie wydaje się dziś mocno anachroniczne, a jednak odpowiedź dla wielu jest nieoczywista. Bo mimo silnej obecności gier wideo w popkulturze, mało który tytuł znany z konsol czy pecetów wzbudził w ostatnich latach zainteresowanie polskich magazynów kulturalnych. Komu się to udało? Nie licząc – z oczywistych względówWiedźmina, dokonali tego m.in. twórcy głośnego Red Dead Redemption II. Ta pozycja od Rockstar Games stała się zresztą swoistym fenomenem kulturowym. To jedna z najlepiej sprzedających się gier w 2018 r., w dodatku porównywana do powieści Cormaca McCarthy’ego. Ów wirtualny western chwalony był za dopracowaną narrację, skutecznie ograniczającą i piętnującą łobuzerską dezynwolturę (m.in. wskaźnikiem honoru), którą prowokuje rozgrywka w otwartym świecie. Ale nie oszukujmy się, istotna dla hitu Rockstara, niezależnie od walorów – nazwijmy to – artystycznych , była po prostu tzw. grywalność. Bez niej ciężko wyobrazić sobie sukces na rynku. To ona od zarania przemysłu komputerowego decyduje o powodzeniu danego tytułu. I choć obecnie pewnie niejeden krytyk, spoglądając z nadzieją na niszowy nurt „indie games”, wciąż zastanawia się, czy grywalność jest niezastąpionym elementem gier i dogmatem branży – może okazać się, że ta tajemnicza cecha nie tylko nigdy nie straci na znaczeniu, ale i przeniknie do innych obszarów rozrywki. I to tych postrzeganych przez wszystkich jako „pełnoprawne” dziedziny kultury. Wiele wskazuje, że grywalność może bowiem niedługo „zarazić” sztukę filmową i spędzać sen z powiek kinomanów czy fanów seriali. Niewykluczone więc, że to nie gry wkrótce staną się nowymi filmami, ale filmy staną się nowy grami.

Kto przeciera szlaki

– Myślę, że narracje rozgałęzione mają dużą przyszłość w świecie streamowanych seriali – mówi Michał Oleszczyk, krytyk filmowy i filmoznawca, gdy pytam go o ten trend. I faktycznie, jeśli na tę chwilę przyjrzymy się zjawisku, okaże się, że stoi za nim przede wszystkim Netflix. To właśnie słynny serwis VOD od grudnia wypuszcza i promuje produkcje, których fabuła i losy bohaterów uzależnione są od decyzji widza. Prawie jak w grach RPG. Całe zamieszanie zaczęło się od filmu Black Mirror: Bandersnatch – swoistego pełnometrażowego suplementu popularnego serialu. 

Czarne lustro: Bandersnatch | Oficjalny zwiastun | Netflix [HD]

Co ciekawe, nie była to jednak pierwsza interaktywna produkcja dostępna na platformie. System podejmowania decyzji testowano wcześniej w specjalnych odcinkach animacji dla dzieci: Kot w butachBuddy Błyskawica. Ale to Bandersnatch okazał się bardziej zaawansowanym projektem, na potrzeby którego stworzono specjalne narzędzie do tworzenia „gałęziowej narracji”. Ma ono posłużyć Netfliksowi także do innych produkcji, które już powstają. Niedawno premierę miała zresztą seria bazująca na tym schemacie. Ty kontra dzicz (oryg. You vs. Wild) to program z Bearem Gryllsem w roli głównej, w którym wybieramy zadania do wykonania dla głównego bohatera. Oczywiście ekstremalne i realizowane na łonie dzikiej natury. Czy takich tytułów będzie w najbliższym czasie jeszcze więcej? Potwierdzenie możemy znaleźć w wypowiedzi Todda Yellina, pełniącego w Netfliksie funkcję wiceprezesa ds. produktu. Podczas tegorocznej konferencji FICCI-Frames w Mumbaju ogłosił on większe zaangażowanie marki w interaktywne projekty. Zdaje się więc, że tę nową formę „aktywnego oglądania telewizji” rzeczywiście trzeba zacząć traktować poważnie.

Ty kontra dzicz | Program interaktywny | Oficjalny zwiastun [HD] | Netflix

Żadna nowość

Sama idea eksperymentowania z alternatywnymi narracjami nie jest oczywiście nowa, także w świecie filmu. W 1985 r. premierę miało Clue – kryminalna komedia oparta na grze planszowej pod tym samym tytułem. Produkcja filmowa miała trzy zakończenia, które w czasie seansów na wielkim ekranie wyświetlano w różnych kinach (niektóre z nich informowały widzów przed seansem, którego finału na ich sali można się spodziewać). 

Clue - Trailer

Tytuł nie cieszył się uznaniem krytyki i nawet na siebie nie zarobił, ale po czasie dorobił się grupki oddanych fanów. Pojawiły się nawet plany na remake, na razie niezrealizowane. Dziś Clue ze wszystkimi zakończeniami można obejrzeć – cóż za zaskoczenie! – na Netfliksie. Ten eksperyment nie miał jednak większego wpływu na kinematografię. Dlatego zabawy z rozgałęziającym się scenariuszem powinny raczej przywoływać skojarzenia z produkcjami studia Telltale Games. Czym się wyróżniały? Stojąca za nimi marka odświeżyła format przygodówek typu „point and click”, wypuszczając gry na podstawie popularnych seriali w odcinkach (m.in. The Walking Dead czy Stranger Things). I trop ten znowu prowadzi nas do tego samego miejsca. Ostatnia produkcja, którą wypuściło Telltale przed swoim bankructwem to Minecraft: Story Mode. W tym projekcie też palce maczał Netflix i to na platformie amerykańskiego giganta tytuł ten pojawił się w formie interaktywnego filmu.

Szansa na coś więcej

Jak interaktywny format ma się do jakości produkcji? – Rozgałęzienia i struktura Bandersnatcha były rozczarowujące: rozmawiałem z moimi studentami, którzy mają w małym palcu najnowsze gry komputerowe i dla nich Bandersnatch był poczciwą porażką, m.in. przez ciągłe odsyłanie do węzłowych punktów wyboru i sugerowanie wyborów „lepszych” i „gorszych” – stwierdza Michał Oleszczyk, kiedy pytam go o to, jak ocenia pod względem nowego formatu pracę ekipy Davida Slade’a i Charliego Brookera. A dodajmy, że produkcja była bardzo kosztowna i czasochłonna – w końcu opóźniła premierę 5. sezonu Black Mirror.  – Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że takie narzędzie w rękach utalentowanego zespołu z dobrym reżyserem na czele jeszcze nie raz nas zaskoczy – dodaje filmoznawca. – Osobiście marzę, by taką zabawkę dostali do rąk Jordan Peele, Spike Jonze, David Lynch lub Jagoda Szelc – wylicza, sugerując, że narracje alternatywne, poza dostarczaniem rozrywki, mogą przecież stać się polem do ciekawych eksperymentów artystycznych. Być może przyjdzie nam jednak trochę na to poczekać, bo jak na razie ekspansja formatu skupiać się będzie na funkcjach mniej ambitnych. Netflix ogłosił niedawno, że wykorzysta go raczej do komedii romantycznych, aby frajdę z – przykładowo – doboru partnerów przez protagonistów oddać w ręce widza.

Kto kogo rozgrywa

Jest jeszcze jeden istotny aspekt całego zamieszania związanego z tworzeniem rozgałęziających się scenariuszy. To gromadzenie danych. Dziedzina, w której Netflix jest od lat w awangardzie. Od dawna wiadomo, że skomplikowany regulamin platformy poniekąd wymusza zgodę na udostępnianie wielu wrażliwych informacji dotyczących naszych przyzwyczajeń. I za to firma jest krytykowana. Zwłaszcza że wykorzystuje tę wiedzę nie tylko do profilowania treści pod poszczególnych użytkowników („Istnieją 33 miliony różnych wersji Netfliksa” – mówił były szef komunikacji marki), ale przede wszystkim do inwestowania w dane produkcje (jako przykład serialu stworzonego w oparciu o sympatie użytkowników podaje się często House of Cards). Dziś wiemy także, za sprawą naukowca Michaela Veale’a, że platforma zachowała wszystkie nasze decyzje, które podjęliśmy podczas seansu z Bandersnatch. A pamiętajmy, że w – nomen omen – grę wchodziły wybory związane z dramatycznymi wątkami fabuły, takimi jak m.in. stosowanie przemocy. Czy zatem ostatnia część Black Mirror okazała się wiwisekcją przeprowadzoną na widzach w celu zbadania, które dokładnie sceny budzą nasze emocje i ciekawość? Odpowiedź wydaje się oczywista. Czy to znak, że w przyszłości Netflix będzie budował całe scenariusze w oparciu o dyktat upodobań większości? A może po prostu wraz z rozwojem technologii zacznie produkować dziesiątki wersji jednego filmu, aby sprofilować go pod różnych odbiorców? Cóż, już teraz pojawiają się teorie spiskowe, według których Bandersnatch wypuszczony został jedynie w celach „badawczych”.

W promowaniu przez Netfliksa narracji alternatywnych jest, jak nietrudno zauważyć, pewien zabawny paradoks. Najsłynniejszy film, który powstał z wykorzystaniem tego formatu, stanowi część serii, która poddaje krytyce to, co de facto sama współtworzy. Black Mirror: Bandersnatch – kto wie, czy nie ironicznie – akcentuje zresztą swój meta-wydźwięk. Główny bohater, młody programista, skarży się, że jakaś siła steruje jego życiem po tym, jak widz podejmuje decyzje sterujące jego życiem. Choć serial Black Mirror uderza w dystopijne wizje świata opartego na cyber-kontroli, dystrybutor z jego pomocą przeprowadza na odbiorcach wirtualne skanowanie zachowań, aby móc je później kontrolować. Może się okazać, że narzędzie do tworzenia rozgałęzionych produkcji filmowych i seriali to tylko zbędny ulepszacz rozrywki wynaleziony dla potrzeb inwestorów i producentów. Nie należy jednak wykluczać, że – tak jak każda nowinka – może też zostać wykorzystany do ciekawych eksperymentów twórczych.

000 Reakcji

Pisze o muzyce, trendach i kulturze; uprawia w sieci trolling artystyczny. Autor książki poetyckiej "Pamiętnik z powstania" (2013). Teksty i wiersze publikował m.in. w NOIZZ.pl, F5, Screenagers.pl, Dwutygodnik.com.

zobacz także

zobacz playlisty