Trendy |

Strajk głodowy w imię powrotu serialu21.10.2019

ilustracja: Patryk Sroczyński, animacja: Paweł Szarzyński

Petycje, protesty i strajki głodowe – do tej pory takie oddolne akcje kojarzyły się z ruchami oporu polityczno-społecznego. Teraz coraz częściej stają się orężem w walce o ulubiony serial. Skąd się wzięło to zjawisko i czy fandomy mają dziś coraz większy wpływ na popkulturę? 

„Eminem wprowadził do słownika oksfordzkiego nowy termin” – ten nagłówek przeszło 2 lata temu zdominował polskie i zagraniczne media piszące o trendach. Dla wielu – zwłaszcza tych bardziej konserwatywnych odbiorców kultury – mógł być zresztą informacją równie zaskakującą, jak wieść o przyznaniu Pulitzera Kendrickowi Lamarowi. Powodem całego zamieszania był utwór Stan z 2000 r. To właśnie tytuł tego kawałka, który raper nagrał wspólnie z Dido, został uznany przez grono doświadczonych redaktorów nowym słowem. Wyraz ten odnosi się do bohatera utworu i opisuje psychofana, który kierowany ślepym uwielbieniem do swojego idola, jest w stanie posunąć się nawet do zbrodni.

„Stan” to „stalker” i „fan” w jednym. Ale dziś oznacza już nie tylko niebezpiecznego fanatyka, a i zaangażowanego wielbiciela. Nim wyraz ten trafił do najbardziej wyczerpującego metodycznego słownika języka angielskiego, był oczywiście obecny w mowie potocznej. A skoro stał się cząstką języka, oznacza to, że fanowskie uwielbienie odcisnęło na nim swoje piętno. Czy rzeczywiście bycie fanem zyskało dziś jakieś nowe oblicze? 

Jeśli spojrzymy na ten temat z punktu widzenia biznesu, na pewno. Nerdowskie konwenty zamieniły się w dochodowe eventy. Ale wiele sygnałów wskazuje na to, że zjawisko „fanostwa” może być dziś na tyle znaczące, że aktywnie współtworzy także popkulturę. Można wręcz powiedzieć, że gorliwi widzowie są w stanie ingerować w plany twórców, np. reżyserów seriali.

Game of Thrones | Season 8 | Official Trailer (HBO)

Serialowa histeria

To właśnie miłośnicy wieloodcinkowych produkcji zdają się być obecnie na świeczniku. Zwłaszcza że seriale wraz z rozwojem serwisów streamingowych zdominowały świat kultury, a także wpłynęły na nasz sposób jej konsumowania (choćby za sprawą zjawiska binge-watchingu). I to serialowi producenci dobitnie zrozumieli, co w dobie sieci znaczy mobilizacja fanów. Jednym z najsłynniejszych przykładów takiego zaangażowania jest petycja rozczarowanych 8. sezonem Gry o tron, wystosowana w sprawie stworzenia jego remake’u z „bardziej kompetentnymi scenarzystami”. Wśród wielu miłośników serii właśnie ten sezon wywołał ogromny zawód. Powstał bowiem na podstawie scenariusza duetu Davida Benioff i D.B. Weiss – twórcy ci jedynie wspierali się fragmentami nieskończonych ostatnich tomów powieści Pieśń lodu i ognia George’a R. R. Martina, która wcześniej była kanwą produkcji. Ta odbiegająca od stylu książki „kontynuacja” nie zadowoliła odbiorców. Pod żądaniem remake’u na tę chwilę podpisało się już ponad 1,7 mln osób. Niestety najprawdopodobniej na próżno, bo ekipa filmowa zadeklarowała już zakończenie prac nad serialem.

Widzowie zaczęli postrzegać serwisy streamingowe jako miejsce, gdzie seriale nie umierają, nie są kasowane.

Najnowsza historia zna jednak wiele podobnych przypadków, które zakończyły się szczęśliwie dla widzów. Sieciowe protesty i petycje przywróciły m.in. na Netfliksa serial Sense8, a sama akcja wywołała wzruszenie twórczyni tej produkcji, Leny Wachowski. Tą samą drogą na antenę trafiły z powrotem także Timeless NBC, Nashville czy Friday Night Lights ABC. W przypadku tego ostatniego fani wysyłali nawet do twórców potłuczone szkło z żarówek w kopertach z napisem „Lights on”, co miało nawiązywać do tytułowego „światła”. Skąd się wziął ten fenomen?

Sense8 | Official Trailer [HD] | Netflix

– Platformy streamingowe stały się od jakiegoś czasu ostatnią deską ratunku dla wielu produkcji, które albo się skończyły, albo nie miałyby szans utrzymać się w ogólnodostępnej telewizji, jak np. skasowany przez FOX Lucyfer. Widzowie zaczęli więc postrzegać serwisy streamingowe jako miejsce, gdzie seriale nie umierają, nie są kasowane – tłumaczy to zjawisko Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, autorka popularnego bloga i fanpage’a Zwierz Popkulturalny. – Co więcej, wydaje się, że np. Netflix przejmując seriale skasowane wcześniej przez stacje telewizyjne, tak jak było w przypadku Lucyfera, wdał się w dialog z widzami. Skoro można przekonać serwis, by podjął się emisji jakiegoś serialu, to dlaczego nie miałoby się udać namówić go, by nie przestawał nadawania naszej ulubionej produkcji? – zwraca uwagę Czajka-Kominiarczuk.

#SaveTheOA

Ogromnym zaangażowaniem i jednocześnie kreatywnością w przekonywaniu serwisów streamingowych do zmiany decyzji wykazali się fani netfliksowego serialu sci-fi The OA. To produkcja przedstawiająca historię zaginionej dziewczyny, która po latach powraca do domu w tajemniczych okolicznościach. Kiedy Netflix po dwóch sezonach zrezygnował z produkowania dalszych, miłośnicy serii rozpoczęli kampanię pod hashtagiem #SaveTheOA. W ramach akcji widzowie nie tylko wystosowali wirtualną petycję (ta obecnie ma ponad 86 tys. podpisów), ale i skrzykiwali się, aby urządzać protesty pod biurami Netfliksa w Hollywood, a nawet organizować głodowe strajki.

The OA | Official Trailer [HD] | Netflix

– Kiedy streaming stawał się popularny, wydawało się, że teraz nareszcie produkcje telewizyjne nie będą uzależnione od oglądalności i zmiennych humorów osób odpowiedzialnych za ramówkę telewizyjną. W końcu niejeden serial został „zamordowany” przez słabą godzinę emisji. Na przykład Firefly, który był przesuwany w ramówce FOX, co znacząco wpłynęło na jego oglądalność – zauważa twórczyni Zwierza Popkulturalnego. Istnieje nawet pojęcie „Friday night death slot”, które dawniej oznaczało godzinę „śmierci” dla serialu. Przypadała na piątkowe godziny wieczorne – wtedy, kiedy najbardziej atrakcyjni dla reklamodawców odbiorcy akurat nie oglądali telewizji. – Tymczasem choć nie jesteśmy już uzależnieni od ramówki, Netflix kasuje seriale, łącznie z tymi, które mają dobre opinie wśród krytyków i oddaną grupę fanów, jak choćby właśnie wspomniane The OA – dodaje moja rozmówczyni. Czy właśnie to może „podżegać” odbiorców?

Lęk o ostatnie odcinki

– Widzowie czują, że platformy streamingowe mają mniej ograniczeń niż stacje telewizyjne, więc wymagają od nich więcej. Czują się oszukani, gdy serial zostaje pozostawiony bez finału. Oczywiście zapominając przy okazji, że oglądalność wciąż jest podstawą podjęcia decyzji o produkcji – stwierdza twórczyni Zwierza Popkulturalnego.

W przypadku The OA faktycznie mamy do czynienia z bardzo silnymi emocjami odbiorców. W rozmowach udzielonych portalowi Dazed używali mocnych słów, twierdząc, że przez brak wznowienia serialu zostali przez twórców upokorzeni. Niektórzy w swoich protestach chcieli też dowieść, że walczą z kapitalizmem, którego logika zysku doprowadziła do wstrzymania produkcji kolejnych odcinków ich ulubionego serialu. 

Seriale są dość wyjątkowe w naszej kulturze – rozpalają nasze oczekiwania, każą poświęcić sporo uwagi, ale często zostawiają nas z cliffhangerem. Nic więc dziwnego, że widzowie podejmują wszelkie próby wymuszenia na stacjach jakiegokolwiek zakończenia ulubionej historii.

– Jednocześnie wydaje się, że widzowie są nieco znudzeni historiami bez końca – uważa Zwierz Popkulturalny. – Coraz częściej – widać to choćby po komentarzach w sieci – można usłyszeć lęk widzów, którzy boją się zainwestować emocjonalnie w pierwszy czy drugi sezon serialu, bo nie mają pewności, czy zaraz ich ulubieni bohaterowie nie znikną. Pod tym względem seriale są dość wyjątkowe w naszej kulturze – rozpalają nasze oczekiwania, każą poświęcić sporo uwagi, ale często zostawiają nas z cliffhangerem. Nic więc dziwnego, że widzowie podejmują wszelkie – niekiedy nawet dramatyczne – próby wymuszenia na stacjach jakiegokolwiek zakończenia ulubionej historii – podsumowuje moja rozmówczyni.

Protesty w analogu

Czy jednak tak szerokie wpływy fanów są czymś niespotykanym do tej pory? O to także zapytałem Zwierza Popkulturalnego. – Zaangażowanie wielbicieli serialu w próbę jego uratowania nie jest zjawiskiem nowym. Można przypomnieć kilka znanych tytułów, którym w przetrwaniu na antenie pomogli fani. Jednym z nich jest Star Trek. Jego wielbiciele pisali listy do stacji telewizyjnej, domagając się, by produkcja dostała jeszcze jeden, 3. sezon – mówi. – Podobnie było także w  przypadku Twin Peaks – pisano do ABC z prośbą, aby nie zdejmować serialu z anteny albo przynajmniej wyemitować ostatnie odcinki 2. sezonu – dodaje.

Twin Peaks TV Series (1990) - Season 1 Trailer

Rzecz zresztą tyczy się nie tylko seriali. Pamiętajmy, że fani mobilizowali się w imię ulubionych dzieł już w XIX wieku. – Niewiele się chyba zmieniło od czasu, kiedy wielbiciele Sherlocka Holmesa chodzili w czarnych opaskach na rękawach, próbując wymusić na Arthurze Conanie Doyle’u, by wskrzesił ich ulubionego bohatera – zauważa twórczyni Zwierza Popkulturalnego. Ale czy nie jest faktem, że social media pozwalają szybciej zrealizować pragnienia konsumentów kultury? – Internet faktycznie ułatwił organizowanie się fanów. To właśnie dzięki takim akcjom, jak wysyłanie do stacji telewizyjnych butelek z sosem tabasco, by ocalić serial Roswell (forma tego protestu wzięła się stąd, że jeden z bohaterów gustował w tej przyprawie – przyp. red.) czy orzeszków ziemnych, by ocalić serial Jerycho (tę akcję z kolei zainspirowała wypowiedź głównego bohatera, który w ostatnim odcinku użył wyrażenia „nuts” – przyp. red.), fani świętowali mniejsze lub większe sukcesy – tłumaczy ekspertka.

Roswell Series DVD Extras: Season 1 Trailer

Warto dodać, że sieć nie tylko pozwala dziś odbiorcom w łatwiejszy sposób wpływać na popkulturę. Pobudza także ich kreatywność, a nawet zapewnia im popularność. W końcu jeden z największych bestsellerów ostatnich lat – 50 twarzy Greya – został napisany przez E.L. James jako fanfik nawiązujący do serii Zmierzch. Autorka opublikowała go wówczas na stronie FanFiction.net.

Wszelkie inicjatywy, żądania czy nawet protesty fanów nie są więc niczym nowym. Ale dzięki wykorzystaniu nowych mediów bardziej przykuwają dziś uwagę. Stają się nośne, budują swoistą otoczkę wokół produktów kultury. Czasami wydaje się, że angażują pewne społeczności podobnie jak wydarzenia polityczne. Czy jednak wskazują jakiś kierunek zmian? Jacek Nożewski i Julia Trzcińska z Uniwersytetu Wrocławskiego w swoim badaniu naukowym nazywają współczesnych fanów prosumentami, czyli kimś na styku producentów i konsumentów. Rola odbiorcy więc teoretycznie się poszerzyła. Choć jego uwaga była zawsze istotna dla twórców, ma on dzisiaj dodatkowe narzędzia do tego, by stać się kimś więcej niż słupkiem oglądalności. Pytanie tylko – jak wpłynie to na jakość tworzonych dzieł? Jeśli opisana tendencja się rozwinie, wkrótce sami będziemy mogli ocenić.

000 Reakcji

Pisze o muzyce, trendach i kulturze; uprawia w sieci trolling artystyczny. Autor książki poetyckiej "Pamiętnik z powstania" (2013). Teksty i wiersze publikował m.in. w NOIZZ.pl, F5, Screenagers.pl, Dwutygodnik.com.

zobacz także

zobacz playlisty