Co najmniej do dwóch razy sztuka. Filmy, które warto obejrzeć kilkukrotnie26.02.2021
Filmy ogląda się w zdecydowanej większości przypadków tylko raz. Z jednej strony dlatego, że rocznie powstaje tyle nowych i potencjalnie ciekawych produkcji, że trudno znaleźć czas na częste powtórki więcej niż kilku ulubionych tytułów. Z drugiej z tego prostego względu, że lwia część oglądanych filmów nie zapewnia aż tak dużych emocji czy intelektualnej pożywki, by do nich z chęcią wracać. Istnieje jednak całkiem pokaźna liczba tytułów, z którymi trzeba zmierzyć się co najmniej dwukrotnie, żeby przyswoić ich wielowarstwowe konstrukcje i objąć w pełni oferowany zakres tematyczny. Oto dziesięć takich produkcji.
12 małp (1995), reż. Terry Gilliam
Zaczynamy od jednego z najbardziej zawiłych filmów lat 90. Bruce Willis gra żyjącego w 2035 roku faceta, który zostaje wysłany przez naukowców do przeszłości, aby poznać przyczyny wybuchu pandemii wirusa, który w 1996 roku zgładził większość gatunku ludzkiego. Sprawy nie ułatwia fakt, że skonstruowany wehikuł czasu jest technologią dość nową i nikt nie potrafi go jeszcze obsługiwać, więc nasz bohater jest przenoszony zbyt wcześnie lub zbyt późno, by zebrać jakiekolwiek informacje. Ba, raz trafia nawet do okopów I wojny światowej. Za każdym razem zakłóca zastaną rzeczywistość swą obecnością, wpływając na wszystko, co będzie później – i na co będzie wpływał ponownie, gdy zjawi się w czasach następujących po czasach, na które już wpłynął. 12 małp to mimo rozmaitych pętli czasowych i fabularnych dwuznaczności całkiem logiczny film, którego rozszyfrowywanie może być cudownym wyzwaniem.
Mulholland Drive (2001), reż. David Lynch
Nie mogło zabraknąć w zestawieniu filmu sygnowanego idiosynkratyczną wyobraźnią i poetyką snu Lyncha. I choć równie dobrze mogliśmy wybrać Zagubioną autostradę, w której jedna postać dosłownie zmienia się w inną postać, postawiliśmy na Mulholland Drive, podatną na najbardziej szalone interpretacje opowieść o pogubionych tożsamościach, zranionych sercach, meandrach ludzkiego umysłu i iluzoryczności medium filmowego. W Los Angeles przełomu wieków pewna brunetka z amnezją próbuje ustalić własne personalia przy pomocy pewnej blondynki, która jest aspirującą aktorką przypominającą inną aspirującą aktorkę, która kocha się w kobiecie bliźniaczo podobnej do brunetki, której nasza blondynka pomaga. Że niby zawiłe? Obejrzyjcie cały film! W poszukiwaniu porozrzucanych przez Lyncha po całej fabule tropów i znaczeń warto natomiast pamiętać, że w kinie tego reżysera z reguły ważniejsza od celu jest prowadząca tam droga.
Rękopis znaleziony w Saragossie (1964), reż. Wojciech Jerzy Has
Grany przez Zbigniewa Cybulskiego kapitan gwardii walońskiej przedziera się przez wypełnione najróżniejszymi pułapkami i nadprzyrodzonymi dziwami góry Sierra Morena, wykreowane po hiszpańsku na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Bohater daje się uwodzić oraz opętywać afrykańskim księżniczkom, napotyka awanturników, demony i filozofów, jest torturowany przez fanatycznych inkwizytorów. Ale przede wszystkim wysłuchuje opowieści snutych przez postaci drugiego planu. Historii prowadzących do innych historii rozgałęziających się na historie opowiadane przez bohaterów historii opowiadanych przez innych bohaterów. Jeśli wydawało wam się, że wielopiętrowa narracja „filmu w filmie w filmie w filmie” Incepcji była wyzwaniem, musicie zmierzyć się z Rękopisem…, który niemal pół wieku wcześniej wprowadził formułę szkatułkowej narracji na absolutne wyżyny. Bo dlaczego niby Polacy mieliby być gorsi?
Nagi lunch (1991), reż. David Cronenberg
Kanadyjski mistrz cielesnego horroru już jakiś czas temu odszedł od wyrażania własnych lęków i obaw przy pomocy środków wizualnych na pograniczu surrealizmu i poetyki koszmaru, jednakże w swych najlepszych latach udanie konkurował z Lynchem na najbardziej odrealnione fabuły. W Nagim lunchu zmierzył się wyobraźnią kultowego amerykańskiego pisarza Williama Burroughsa, zapraszając widzów do odbycia jazdy bez trzymanki w halucynogenno-narkotycznym świecie, w którym zabójstwo bywa początkiem kariery pisarskiej, postaci zamieniają się w iście groteskowe insekty, zaś wszystko, czego widz doświadcza, jest mniej lub bardziej trafną metaforą zgnilizny ludzkiej natury. To nie jest film dla widzów o słabych nerwach bądź nadwrażliwych żołądkach, lecz w żadnym innym nie obejrzycie wizualizacji symbiozy pisarza z jego narzędziem pracy w formie mężczyzny dotykającego klawiszy jęczącej z rozkoszy insektoidalnej maszyny do pisania.
Ukryte (2005), reż. Michael Haneke
U Hanekego nie ma ani wizualnych odlotów w odległe rejony wyobraźni, ani scen zacierających granice pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Pojawia się w zamian przejmująco gorzka wiwisekcja psychiki uprzywilejowanego człowieka Zachodu trawionego całymi dekadami podświadomym poczuciem winy. Gdy Laurentowie zaczynają otrzymywać anonimowe kasety wideo z ujęciami własnego domu oraz niepokojącymi rysunkami, ich życie zostaje wywrócone stopniowo do góry nogami. Poszukując sprawcy, coraz bardziej wytrąceni z budowanej latami życiowej równowagi mąż i żona przestają sobie ufać, zwłaszcza gdy mężczyzna przyznaje się do pewnych wydarzeń z dzieciństwa. Jak by tego było mało, Ukryte uważa się za alegorię francuskiego kolonializmu oraz zadumę nad popełnionymi przez ten naród grzechami, które skaziły kilka pokoleń Algierczyków. Warto obejrzeć kilkukrotnie i docenić szczegółowość i przenikliwość psychologiczną Hanekego.
Synekdocha, Nowy Jork (2008), reż. Charlie Kaufman
Mimo że większość filmów opartych na pomysłach zrodzonych w umyśle Charliego Kaufmana zasługuje na pojawienie się w naszym zestawieniu, ograniczyliśmy się do debiutu reżyserskiego słynnego scenarzysty, w którym próbujący zdefiniować na nowo pojęcie artystycznego realizmu reżyser teatralny tworzy na potrzeby swej nowej sztuki osobną rzeczywistość. Ta z biegiem dni, tygodni, miesięcy, wreszcie lat pozwala mu kreatywnie przetwarzać różne znane osoby i aspekty realnego świata, stając się dla kreującego ją bohatera bardziej realna i zrozumiała od tego, co naprawdę realne. Tylko co jest tak naprawdę realne, jeśli wokół wszystko wydaje się być symulakrą? W intelektualnej Synekdosze twórca robi z siebie samego tworzywo, zamazując w ten sposób ostatecznie granicę dzielącą prawdę od iluzji, życie od kreacji. Kaufman zmusza widza do szukania własnych interpretacji w zbudowanym w tym celu labiryncie odmiennych znaczeń.
Tajemnice Silver Lake (2018), reż. David Robert Mitchell
Do labiryntu znaczeń ukrytych pod niezliczonymi warstwami innych znaczeń, których zrozumieć nie można bez odwoływania się do innych znaczeń, zaprasza również David Robert Mitchell, tyle że w Tajemnicach… podstawową walutą narracyjnego miszmaszu są geekowskie teorie spiskowe i popkulturowe tyrady. Zajmują one obiboka granego przez Andrew Garfielda do tego stopnia, że mężczyzna zaczyna wierzyć w istnienie ogólnoświatowego spisku, który można zrozumieć przy pomocy wiadomości zaszyfrowanych w wytworach kultury masowej. Przyjmuje postawę Alicji i wyrusza na poszukiwanie króliczej nory, zatracając się bez reszty w sygnałach podsuwanych mu przez przeładowaną zbyt dużą liczbą bodźców wyobraźnię, a widz towarzyszy mu w tej szalonej podróży, z każdą minutą coraz bardziej chłopakowi kibicując. Aż do wywrotowego finału, który nawiązuje radośnie do najbardziej wywrotowych zakończeń w historii kina komercyjnego.
Drzewo życia (2011), reż. Terrence Malick
Zestawienie trudnych do przyswojenia po jednym seansie filmów nie miałoby racji bytu bez choć jednego tytułu podpisanego przez Terrence’a Malicka. Mimo upływu lat Drzewo życia pozostaje najczęściej i najchętniej dyskutowaną produkcją amerykańskiego reżysera, zaś widzowie równie chętnie określają ten film arcydziełem co gniotem i emocjonalnym kiczem. Wynika to choćby ze sposobu przedstawienia losów ekranowej rodziny przez pryzmat wychowawczego dysonansu odczuwanego przez dwóch małych chłopców, którzy są rozdarci pomiędzy naukami surowego ojca i empatią ciepłej, zakochanej w naturze matki. Ale przede wszystkim z faktu, że Malick podejmuje ambitną próbę zgłębienia sensu życia i sięga w tym celu między innymi początków istnienia, zarzucając widza różnymi uduchowionymi i wieloznacznymi wizjami, które autor zdjęć Emmanuel Lubezki nakręcił w tak atrakcyjny sposób, że łatwo się w nich tak po prostu zatracić.
Upstream Color (2013), reż. Shane Carruth
Jeżeli Primer, pełnometrażowy debiut Carrutha, którym reżyser wyniósł motyw podróży w czasie na nieosiągalny dla większości poziom naukowej abstrakcji, wymagał doktoratu oraz co najmniej kilku uważnych powtórek z notesem w dłoni, Upstream Color żąda również wysnucia własnych domysłów i wielogodzinnego konsultowania się z obszernymi interpretacjami zamieszczonymi w sieci przez najbardziej zatwardziałych fanów, którzy poświęcili dziesiątki godzin życia, by film przyswoić. Czego tu nie ma! Amerykański transcendentalizm Thoreau i Waldena przenika się z fantastycznonaukową opowieścią o żerującym na mózgu pasożycie, który wprowadza człowieka w narkotyczny odlot. Filmowy impresjonizm time-lapse’ów i zdjęć trickowych natury uzupełnia się z historią pięknej i naznaczonej szaleństwem miłości. Jest to dzieło jedyne w swoim rodzaju. O ile dobrze film rozumiemy, nie da się go w pełni zrozumieć, co jest absolutnie przepiękne.
Ghost in the Shell (1995), reż. Mamoru Oshii
Zaczęliśmy od filmu z roku 1995 i na tym samym roku zakończymy, pragnąc przypomnieć, jak porywającym emocjonalnie i intelektualnie dziełem jest japońskie anime sprzed ćwierć wieku. Pod kątem kreacji świata przedstawionego film nie ma sobie równych. Oto w 2029 roku ludzkość żyje w technokratycznym świecie permanentnego podłączenia do globalnej sieci informacji, a do umysłu człowieka można się włamać, zmieniając myśli i marzenia, a więc całą tożsamość właściciela. Cyborgi są bardziej ludzkie od ludzi, sztuczność stała się nową prawdą, człowieczeństwo pustym hasłem. Nie ma w Ghost in the Shell wywracających wszystko do góry nogami zwrotów akcji, a narracja nie przypomina poruszania się po omacku po gigantycznym labiryncie intertekstualnych znaczeń, jednakże wizja Oshiiego jest tak wielowymiarowa i fascynująca w każdym możliwym aspekcie, że można spędzić z nią dziesiątki godzin i za każdym razem odkrywać coś nowego.
zobacz także
- Niedobrzy, źli i brzydcy. 10 filmów pozbawionych pozytywnych bohaterów
Opinie
Niedobrzy, źli i brzydcy. 10 filmów pozbawionych pozytywnych bohaterów
- Finał 9. edycji Papaya Young Creators 2022 za nami. Znamy zwycięzców i zwyciężczynie konkursu Papaya Young Creators
Newsy
Finał 9. edycji Papaya Young Creators 2022 za nami. Znamy zwycięzców i zwyciężczynie konkursu
- Leonardo DiCaprio opowiada o zmianach klimatycznych w nowym dokumencie
Newsy
Leonardo DiCaprio opowiada o zmianach klimatycznych w nowym dokumencie
- „The Return”: Ćwierć wieku po „Angielskim pacjencie” Juliette Binoche i Ralph Fiennes znów spotkają się na planie filmowym
Newsy
„The Return”: Ćwierć wieku po „Angielskim pacjencie” Juliette Binoche i Ralph Fiennes znów spotkają się na planie filmowym
zobacz playlisty
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
Lądowanie na Księżycu w 4K
05
Lądowanie na Księżycu w 4K
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home