Opinie |

Czas polskiego kina. 7 odkryć i nagradzanych polskich filmów, które zobaczysz online30.04.2021

Julia Kijowska w „Fisheye” (fot. Kosmos Production)

Nie ma wstydu, za to coraz więcej powodów do dumy. Oscarowe nominacje i statuetki, pokazy w konkursach głównych Berlinale, Sundance, nawet w Cannes. A przede wszystkim solidne i atrakcyjne produkcje. Ostatnie lata w polskim kinie to czas intensywnych zjawisk i coraz śmielszych poszukiwań.

1 maja na Netfliksie pojawi się odważny debiut Michała Szcześniaka Fisheye, flirtujący z gatunkową matrycą thrillera psychologicznego. W oczekiwaniu na film przyglądamy się 7 produkcjom, które w ostatnim czasie wyróżniły się w polskim kinie. Filmy realizujące i przełamujące gatunkowe wzorce, filmy społecznie użyteczne, filmy odklejone od całej reszty. Wszystkie dostępne są w sieci.

 Jak najdalej stąd (2020), reż. Piotr Domalewski

 Nie ma drugiego reżysera w Polsce, który potrafiłby tak wyrazić trudy emigracji zarobkowej, a przy tym pokazać cenę, jaką trzeba zapłacić, gdy daleko od domu, w obcym kraju szuka się lepszego życia. Jego debiutancka Cicha noc była filmem, w której przejrzeć mogła się niejedna polska rodzina. W Jak najdalej stąd Piotr Domalewski znowu konsekwentnie oddaje głos tym, którzy ponoszą największe koszty emigracji. Sfilmował w nim historię Oli – młodej dziewczyny z Olsztyna, której ojciec od lat mieszka w Irlandii. Pewnego dnia przychodzi wiadomość o wypadku: mężczyzna zginął przygnieciony kontenerem. Córka – jako jedyna w rodzinie osoba mówiąca po angielsku – będzie musiała polecieć do Dublina i sprowadzić ciało. Powstał film o nadkruszeniu rodzinnych relacji, rozdarciu i rozbiciu więzi, ale także o akceptacji i próbie zrozumienia. Wyprawa Oli do Irlandii będzie szansą na zrozumienie nieobecnego w jej życiu ojca – tego, jakie miał potrzeby, jakim był człowiekiem, co po sobie pozostawił. Film kończy przewrotna, słodko-gorzka puenta, jedna z najwspanialszych, jakie w ostatnich latach widziałem w polskim kinie.

Jak najdalej stąd - zwiastun

25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy (2020), reż. Jan Holoubek

Przesiedział w więzieniu 18 lat za zbrodnię, której nie popełnił: gwałt i zabójstwo 15-letniej dziewczyny. Nikt na miejscu zdarzenia go jednak nie widział, dwanaście osób zapewniło mu alibi, a jednak uznano go za winnego. W połowie marca 2017 roku został przez sąd warunkowo zwolniony i wyszedł na wolność, dwa miesiące później uniewinnił go z wszystkich zarzutów. 25 lat niewinności, głośny debiut fabularny Jana Holoubka, to opowieść, która działa na kilku poziomach. Pierwszy, krytyczny, pokazuje jak bezpodstawny był akt oskarżenia Komendy, jak prokuratura i policja fabrykowały kolejne dowody przeciwko niewinnemu chłopakowi. Drugi, historyczno-biograficzny – Holoubek w niemal reporterski sposób odmalowuje Polskę połowy pierwszej dekady XXI wieku, przede wszystkim jednak pobyt Komendy w więzieniu i 18-letnią walkę o przetrwanie. A jest jeszcze w tym filmie trzecia warstwa – historia rodzinna, opowieść o więzi matki i syna, którzy walczą o siebie nawzajem. Holoubek nie jest przy tym sprzedawcą taniej sensacji i łatwych wzruszeń. Historię Komendy opowiada sprawnie, dobitnie, nadzwyczaj pewną ręką.

25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy - Zwiastun PL (Official Trailer) / autor: Kino Świat

Zabij to i wyjedź z tego miasta (2020), reż. Mariusz Wilczyński

Praca nad filmem zajęła mu 14 lat. Przez ten czas próbował poukładać pewne niedające spokoju sprawy, dokończyć rozmowy, na które nie znalazł czasu. Najpierw zmarł Tadeusz Nalepa, jego przyjaciel. W krótkim czasie odeszli też rodzice, z którymi kontakt zaniedbał. Jedynym sposobem, aby przywrócić ich do życia i naprawić to, co zaniechał, była animacja. Zabij to i wyjedź z tego miasta w reżyserii Mariusza Wilczyńskiego to z jednej strony próba odwrócenia nieodwracalnego, nadrobienia rozmów, które zostały odłożone, przerwane, nieodwracalnie zarzucone. Z drugiej – to podróż śladami dzieciństwa składająca się na liczne obrazy PRL-owskiej Łodzi, a także sytuacje, postaci i głosy, które utkwiły Wilczyńskiemu w głowie. W filmie słyszymy m.in. Andrzeja Wajdę, Irenę Kwiatkowską, Gustawa Holoubka, Tomasza Stańko, Tadeusza Nalepę, którzy zmarli w trakcie wieloletniej pracy nad filmem. W konsekwencji film Wilczyńskiego zyskuje nowy wymiar – jest niczym ostatnie pożegnanie z gigantami polskiej kultury, których już z nami nie ma. Dodajmy tylko, że Zabij… to laureat Złotych Lwów, pierwsza animacji w historii Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni wyróżniona tym tytułem.

Zabij to i wyjedź z tego miasta (2020) zwiastun PL, w kinach od 22 stycznia

Mowa ptaków (2019), reż. Xawery Żuławski

Stało się: ojciec z synem nakręcili razem film. Był to jedyny i ostatni taki projekt, powstał już po odejściu Andrzeja Żuławskiego. Kilka dni przed śmiercią zostawił on scenariusz swojemu synowi, Xaweremu, tekst przez miesiące przeleżał na tylnym siedzeniu w samochodzie, aż przyszedł na niego czas. To, co było w środku, to czysta żuławszczyzna – rzecz niespójna, niełatwo poddająca się interpretacji, z której trudno wyłowić jakiś klarowny przekaz. Ale właśnie ten chaos, to rozwodnienie i niepoukładanie stanowią o sile Mowy ptaków. Film prowadzi świadomą grę z widzem, każe między wszechobecnym kiczem i bełkotem szukać rozmów, które Żuławscy podejmują z literaturą, sztuką, miłością ojcowsko-synowską, wreszcie z Polską. Spojrzenie Żuławskich na świat jest w końcu spojrzeniem ludzi głęboko zatroskanych degradacją polskiego inteligenta; przygniecionych faktem, że edukacja wewnętrzna oraz potrzeba intelektualnego rozgryzienia świata są wypierane przez chamstwo i prostactwo podniesione do kwadratu. Nie każdy to kupi, i wcale nie musi. Uważam jednak, że takiej anomalii, takiego przypału, wreszcie tak osobnego dla polskiego kina tworu, nie należy z góry przekreślać. Andrzej Wajda miał ponoć powiedzieć, że „gdy widz nie rozumie, to się obraża”. To prawda może banalna, ale doskonale wybrzmiewa u Żuławskich.

MOWA PTAKÓW (oficjalny zwiastun), w kinach od 27.09.2019

Supernova (2019), reż. Bartosz Kruhlik

Spokojna wieś, kawałek szosy, jesteśmy gdzieś pośrodku niczego. Z domu wybiega kobieta z dwojgiem dzieci, ucieka od męża alkoholika. Na horyzoncie pojawia się czarne audi, wjeżdża w całą trójkę. Za kierownicą siedzi twarz znana z pierwszych stron gazet – stołeczny polityk, którego chronią grube układy, poselski immunitet i dwa miesiące, które zostały do wyborów. Tak zaczyna się Supernova, debiut Bartosza Kruhlika, w którym na kawałku wiejskiej drogi spotykają się dwie Polski. Po jednej stronie wykluczona prowincja. Po przeciwnej – elity, system, machina państwa. Ale ten film to coś więcej niż diagnoza społeczna i kino polityczne. Kruhlik co rusz uchyla nowe warianty lektury. Supernova jest przecież historią ludzi, których życiowe ścieżki splatają się w wyniku tragicznego wypadku, a zatem – opowieścią o fatum, przypadku, kontyngencji, przedziwnej sile, która potrafi wywrócić wszystko do góry nogami. Jeden z najbardziej oryginalnych debiutów w polskim kinie ostatnich lat.

Supernova - zwiastun

Prime Time (2021), reż. Jakub Piątek

31 grudnia 1999 roku. Wiele osób czuło tego dnia, że nadchodzi coś nowego, będzie przełom, że wraz z przyjściem kolejnego millenium wydarzy się coś niesamowitego. Koniec świata, katastrofa, mówiło się o pluskwie milenijnej, która miała spowodować krach na giełdzie i strącić z nieba wszystkie samoloty. Podobnie mógł czuć Sebastian, młody chłopak, który w noc sylwestrową wpadł do studia telewizyjnego z bronią, biorąc dwójkę zakładników – prezenterkę i strażnika. A więc mamy to: polski hostage thriller, kino czerpiące energię z wzorców zachodnich, zapatrzone w klasykę gatunku spod znaku Pieskiego popołudnia. Jakub Piątek jednak chytrze żongluje popularnymi motywami, czasem na nich się podpiera, czasem prezentuje je na opak, po swojemu. Mamy klasyczny tercet terrorysta-zakładnicy-negocjator, mamy gatunkowe widowisko trzymające za gardło, powietrze jest zarazem pełne niedomówień, niewypowiedzianych słów, przerwanych fraz. Znak zapytania, z którym zostawia nas Piątek fenomenalnie klei się z obrazem świata, który stanął w rozkroku między starym a nowym. My już wiemy, że nowe wcale nie nadeszło. Przez Prime Time przewijają się telewizyjne archiwalia, widzimy, jak na ulicach ludzie przekrzykują się hasłami „konstytucja” i „czerwona zaraza”, Korwin wdzięczy się na ekranie, młodzi nie widzą dla siebie miejsca w tym kraju. Niby rok 1999, a trochę jednak tak, jakby wyjrzeć przez okno.

Prime Time | Oficjalny zwiastun | Netflix

Fisheye (2020), reż. Michał Szcześniak

Szukają jej od miesiąca – ubrana była w czerwoną sukienkę, sportowe buty i ciemno-szarą kurtkę. Co się stało z Anną Waterman, uznaną biotechnolożką, która znalazła sposób na to, jak skutecznie leczyć raka płuc? Świat nie wie, my wiemy – została porwana, zamknięta w pokoju bez klamek, gdzie do dyspozycji ma skromne mebelki, prysznic, umywalkę i tytułowy wizjer. Trochę jak w Oldboyu, ale nie do końca. Niewielki otwór w ścianie, to cały haczyk filmu Michała Szcześniaka. To właśnie przez niego bohaterka może podglądać to, co ten zły jej odebrał: męża, rodziców, przyjaciół; widzi, co właśnie robią, słyszy ich rozmowy, ma też wgląd do śledztwa, które prowadzone jest w sprawie jej zaginięcia. Nie ma sensu zdradzać więcej. Fisheye – jak się rzekło – to thriller z misterną psychologiczną konstrukcją, zasadza się na opowieści o tym, jak to jeden bohater osacza drugiego, jest też oczywiście tajemnica, łamigłówka oparta na mechanizmie gry. Film Szcześniaka ogląda się dziś inaczej niż przed rokiem, sam się zmetaforyzował. Inaczej smakują sceny w odosobnieniu, jakoś łatwiej nam pojąć reżim i udrękę izolacji.

Fisheye - zwiastun
000 Reakcji

krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach "Przekroju", "Czasu Kultury", tygodnika "Przegląd", czasopisma "Ekrany", a także w portalach Interia.pl, Wirtualna Polska, Popmoderna. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z Gwiezdnych Wojen.

zobacz także

zobacz playlisty