Najlepsze polskie debiuty filmowe ostatnich lat20.08.2020
Jako pierwsi wchodzą do polskiego kina bez powojennych traum, dziedzictwa peerelowskiej rzeczywistości czy jaskrawego wspomnienia stanu wojennego. Ich stosunek do świata diametralnie różni się od tego, co odbijało się w filmach poprzednich generacji.
Polscy filmowi debiutanci coraz częściej otwierają się na formę, obraz, art-house’ową stylizację i eksperymenty z gatunkowością. Ich produkcje poszukują autorskich sposobów widzenia świata, niejednokrotnie zdumiewają, oburzają i szokują. Dlatego coraz częściej filmy te podbijają nie tylko gusta publiczności w kraju, ale pukają do drzwi najbardziej prestiżowych branżowych imprez na całym świecie. Przy okazji zbliżającego się 39. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” – gdzie rokrocznie odbywa się przegląd debiutów krótko- i pełnometrażowych, fabularnych, animowanych i dokumentalnych z całej Polski – wybieramy najbardziej przełomowe i spełnione „pierwsze filmy” ostatnich lat. Te, które odświeżyły i przewietrzyły polskie kino, wyznaczając dla niego nowe ścieżki.
Ostatnia rodzina (2016), reż. Jan. P. Matuszyński
Na dwa lata przed tym filmem historia Beksińskich otrzymała drugie życie. Magdalena Grzebałkowska w książce Portret podwójny wykonała imponującą reporterską robotę, odtwarzając historię tej rodziny od początku do końca, a przy tym obalając szereg narosłych wokół tych ludzi mitów. Już sama nota okładkowa głosiła, że nie będzie to opowieść o znanym malarzu słynącym z przerażających wizji, ani o jego mrocznym synu, ekscentrycznym radiowcu, który zwykł sypiać w trumnie i nosił wampirzą pelerynę. Tak było w książce, tak jest i w debiucie Jana P. Matuszyńskiego. Ostatnia rodzina faktycznie przenosi punkt ciężkości z malarstwa Zdzisława i kariery Tomka na obserwacje z ich codzienności, które w ryzach trzyma Zofia Beksińska. Jest np. scena, w której ojciec z synem prześcigają się w tym, kto pierwszy zje zupę. Albo ta przy wigilijnym stole, kiedy spoglądamy na nich przez ledwie uchylone drzwi. Dla Matuszyńskiego to, co najistotniejsze, zdaje się kryć nie tyle w trakcie w wernisaży, co w przydomowej monotonii, konserwach, litrach wypitej Pepsi, rozmowach o „facetkach” i podczas rodzinnych kłótni. Wszystko to wiadomo nie tyle z opowieści, co z wideodokumentacji Zdzisława, który obsesyjnie nagrywał na VHS kolejne, zlewających się w jedną całość lata. Matuszyński za swój film otrzymał wyróżnienie w Locarno, został obsypany laurami w Gdyni, sięgnął po Paszport Polityki i dziesiątki innych nagród.
Cicha noc (2017), reż. Piotr Domalewski
Domalewski, podobnie jak Matuszyński, miał wejście mocne – przyjechał na festiwal w Gdyni jako szerzej nieznany, wkraczający dopiero na scenę reżyser. Wyjechał natomiast jako objawienie i z marszu trafił do ekstraklasy polskiego kina. W nagrodzonej zasłużenie Złotymi Lwami Cichej nocy reżyser w historii prostej, z życia wziętej historii zdołał uchwycić kwintesencję niejednej polskiej rodziny. Główny bohater filmu, Adam, przyjeżdża z Holandii na święta do rodzinnego domu. Ma plan – chce na uchodźstwie zainwestować we własny biznes i potrzebuje pieniędzy z działki po dziadkach, do czego oczywiście musi namówić swoją rodzinę. U Domalewskiego łamanie opłatkiem nie przychodzi łatwo, co rusz na światło dzienne wychodzą skrywane przez lata pretensje i żale. „Wszyscy wiemy, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Ja chciałem opowiedzieć o tym, dlaczego mimo wszystko razem stajemy przed obiektywem” – mówił reżyser w Gdyni. Najbardziej dotykająca w Cichej nocy jest jednak opowieść o polskiej emigracji zarobkowej. O całych pokoleniach, które wyjechały na Zachód, by tam w końcu poczuć się ludźmi, a nie wiecznie przegranymi Polakami. A także o tym, że na miejscu zawsze układa się to trochę inaczej.
Intruz (2015), reż. Magnus von Horn
Kolejny film o powrocie do rodzinnego domu, ale zupełnie innego kalibru i zrealizowany pod inną szerokością geograficzną. John, nastolatek ze skandynawskiej prowincji, właśnie wychodzi z poprawczaka. Na początku nie do końca wiadomo, co się stało – na pewno ciągnie się za nim zbrodnia, przez którą trafił za kratki. Chłopak mimo wszystko musi wrócić do swojej wsi, dawnej szkoły, a to nie jest najłatwiejsze. Lokalna społeczność pamięta i nie potrafi wybaczyć. W jednej chwili mieszkańcy spokojnego miasteczka i bezlitośni rówieśnicy postanawiają wymierzyć karę na własną rękę, sam John staje się ofiarą społecznego ostracyzmu i agresji. Niewątpliwie Magnus von Horn, reżyser urodzony w Göteborgu w Szwecji, który ukończył wydział reżyserii łódzkiej Filmówki i w Polsce założył rodzinę, zadebiutował filmem imponującym i nad wyraz dojrzałym. Filmem, który pokazał jak łatwo przychodzi nam ocenianie, piętnowanie, wykluczanie innych ludzi, a także jak często zapominamy o tym, co jest podstawą człowieczeństwa. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na premierę Sweat, najnowszego filmu von Horna, który znalazł się w selekcji tegorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes – jako jedyna polska propozycja spośród 56 wybranych przez organizatorów tytułów.
Baby Bump (2015), reż. Kuba Czekaj
Film ten nie był w zasadzie planowany jako debiut Kuby Czekaja. Na pierwszy ogień do polskich kin miał pójść jego Królewicz Olch. Wszystko jednak stanęło na głowie, kiedy reżyser otrzymał stypendium w ramach programu Biennale Collage-Cinema na festiwalu w Wenecji. Zgodnie z jego zasadami, był zobowiązany nakręcić zgłoszony do konkursu projekt w niespełna pół roku za skromny budżet. Takie zadania graniczą zwykle z cudem, Baby Bump to jednak dowód na to, że czasem ograniczenia w kinie bywają dobre i wzmagają kreatywność. Na papierze to rzecz o dzieciaku uwięzionym w procesach dojrzewania i przepoczwarzania; zmagającym się z własnym ciałem, które ulega przerażającej transformacji, staje się kłopotliwe, wymyka się spod kontroli. Tyle że na poziomie obrazka z klasycznymi próbami przepracowania okresu dorastania sam film ma niewiele wspólnego. Czekaj żongluje tu bowiem wszystkim, co ma w zasięgu ręki; tworzy niczym nieskrępowane kolaże stylistyczne. Sceny wyjęte z oldschoolowych kreskówek łączy z komiksowymi planszami, teledyskowymi wstawkami w duchu lyric video i legionem innych zwariowanych pomysłów. Dzieciństwo w kinie nie miało dotąd takich odcieni. Żaden film nie potraktował tematu równie absurdalnie, zarazem bezczelnie, niepoprawnie i dosadnie.
Córki dancingu (2015), reż. Agnieszka Smoczyńska
Pozostajemy w temacie spektakularnych hybryd gatunkowych, ekstrawaganckich odkryć i rzeczy całkowicie odstających od zdobyczy rodzimego kina. Zabłąkane syreny jakby żywcem wyjęte z malarstwa Aleksandry Waliszewskiej i warszawskie dancingi lat 80., sekwencje musicalowe i świadome zapożyczenia horrorowe, a do tego opowieść o odkrywaniu seksualności, konfrontacji z okrucieństwem świata oraz z kwestiami obcości i inności. W cudownym świecie Córek dancingu Agnieszki Smoczyńskiej sensy nakładają się na siebie warstwowo, możliwości odczytań zdaje się być nieskończenie wiele, całość pobudza widza do intelektualnego wysiłku. To dlatego, że reżyserka – mimo widocznych odniesień do szarej rzeczywistości PRL-u – nie tworzy pocztówki umocowanej dosłownie w historii, nie rozlicza się z konkretnym wycinkiem polskiej przeszłości, porusza się raczej po świecie baśniowym i całkowicie odrealnionym. Odważny i bezkompromisowy debiut w 2015 r. zapewnił Smoczyńskiej (wraz z innym polskim twórcą, Michałem Marczakiem) miejsce w głównej selekcji konkursowej Sundance Film Festival, a także – w moim przekonaniu – możliwość ubiegania się o status dzieła kultowego. Szczególnie, że pod anglojęzycznym tytułem The Lure trafił do zasobów słynnego i prestiżowego The Criterion Collection.
Wieża. Jasny dzień (2017), reż. Jagoda Szelc
Film Szelc to opowieść o dwóch siostrach. W ich wzajemnych stosunkach daje się wyczuć pewną zawiść, skrywany żal i głębokie kontrasty, nie jest to jednak wyłącznie dosłownie rozumiana opowieść o grzebaniu w nieopracowanych rodzinnych traumach i kryzysach. Można się w bohaterkach Wieży. Jasnego dnia doszukiwać bowiem licznych metafor. Mula i Kaja dają namacalny wymiar dualizmowi świata utkanego z cywilizacji i natury, rzeczywistości i porządku metafizycznego, struktury i naturalnej kolei rzeczy. Jedna stoi po stronie schematu, życia według kulturowych regulacji, racjonalizmu i zasad. Druga – jest zniekształconym odbiciem tej pierwszej, a zatem postacią uciekającą od przymusu kontroli i społeczeństwa, poruszającą się raczej w sferze przyrody i duchowości. Wieża… pełna jest tego rodzajów szmaczków, sceny z życia rodzinnego zawierają w sobie liczne ukryte znaczenia i ostrzeżenia przed przywarami współczesnego świata. I tak rozpad ładu i porządku wokół bohaterów sygnalizuje choćby kilkunastosekundowa scenka z arabskim uchodźcą, którego śledzi helikopter, między wierszami pojawia się też subtelny manifest wymierzony w przemysł futrzarski. Gdy wydaje się, że wszystkie znaczenia i sensy mamy już w garści, reżyserka wykonuje woltę, po której film zaczyna zmierzać w kierunku arthouse’owego horroru. Takie cuda tylko u Jagody Szelc.
Atak Paniki (2017), reż. Paweł Maślona
W debiucie Maślony ekran obrasta w cały szereg bohaterów. Sprawiają wrażenie, jakby trafili tu z planów co najmniej tuzina różnych filmów. Są nastolatki jarające trawę na poddaszu; są małżonkowie w separacji, biznesmen z żoną wracający z egzotycznych wakacji, jest też dziewczyna świadcząca seks usługi przez internet. Każde z nich dostaje swój epizod, odgrywa komediowy gag, niewiele da się jednak z początku powiedzieć o prawidłowości, która te wszystkie kropki w końcu połączy. Z czasem napięcie rośnie, poszczególne historie doskonale się zazębiają, wszystkie okazują się opowiadać o mniejszym lub większym momencie kryzysu, dojściu do ściany i szewskiej pasji. Atak paniki to dowód na to, że polskie kino jest terminem pojemnym i mieści wiele parametrów. Począwszy od autentycznie zabawnych mrugnięć okiem, przez wisielczy humor, aż po ironiczny obrazek polskiej klasy średniej pogrążonej w oparach absurdu.
Kamper (2016), reż. Łukasz Grzegorzek
Bohaterowie filmu wydają się szczęśliwi. Mają mieszkanie, pracę i pasję – teoretycznie wiedzie im się świetnie. Kamper to typ lekkoducha i „chłopaczka w szortach”, który pracuje jako szef zespołu testerów gier komputerowych w dużej firmie IT i twierdzi, że ma pomysł na grę za milion dolarów. Mania też mierzy wysoko i ma ambitne plany – chodzi na kurs gotowania, bo marzy o rozkręceniu kulinarnego biznesu. Niby w filmie Łukasza Grzegorzka wszystko się układa, a jednak coś w tym związku zgrzyta. Ona się z kimś całowała, on szuka innej na boku. Wszystko wskazuje na to, że ci dwoje, stojący dziś na rozstaju, muszą szybko zdecydować, czy kolejny krok w życiu postawić razem, czy już osobno. Kamper przynosi do polskiego kina sprawy pokolenia wielkomiejskich trzydziestolatków, którzy potrafią coraz częściej się ustawić, wszystko zdają się mieć pod ręką, a jednak gubią się w wolności i żywocie bez większych zobowiązań. Grzegorzek daleki jest jednak od moralizowania. Ma za to oko do niuansów, ucho do bezpretensjonalnej, naturalnej frazy i rękę do kina wygranego bez specjalnej napinki. Umówmy się: na gruncie polskim takie rzeczy wciąż należą do rzadkości.
Supernova (2019), reż. Bartosz Kruhlik
Najpierw był wypadek. Samochód wyłonił się nagle, gdzieś na wiejskiej, używanej od święta drodze, po czym wjechał w kobietę z dwójką dzieci. Ofiary to rodzina jakich tysiące, z tradycyjnej wiejskiej społeczności. Sprawcą jest polityk z czerwonych pasków w telewizjach informacyjnych i pierwszych stron gazet. To jasne, że tragedia, do której dochodzi w debiucie Bartosza Kruhlika, odsłania wyraźne linie rozłamu polskiego społeczeństwa – rządzone przez pieniądze miasto i biedna wieś; centrum i prowincja; wielkomiejskie elity i lud, ważne jednak, że nie chodzi tu jednak o prosty podział na czarne i białe. Reżyser daleki jest od wyrażania określonego stanowisska. Nie wskazuje winnych palcem, nie feruje wyroków, pokazuje za to, że monstrualny gniew, zawiść i zepsucie rozlały się równo po całej Polsce. Z jednej strony polityk, który próbuje uniknąć odpowiedzialności, zamieść swoje przewiny pod dywan i ukręcić sprawie łeb. Z drugiej – mieszkańcy wsi, poszukujący sprawiedliwości poza prawem, którzy chcą na własną rękę dokonać vendetty i zbiorowego linczu. Supernova to ponad wszelką wątpliwość jeden z najbardziej niepokojących, moralnie konfundujących widza filmów ostatnich lat.
Eastern (2019), reż. Piotr Adamski
Film, który próbuje współczesną Polskę zrozumieć, tyle że szuka do niej kluczy w miejscach co najmniej nieoczywistych. Eastern – podobnie jak Supernovą – interpretować można jako metaforę wojny polsko-polskiej, toczonej w kraju głębokich podziałów i konfliktów. Tyle że Piotr Adamski stroni od społecznego czy politycznego realizmu, interesuje go raczej umowność – tworzenie wariacji na temat rzeczywistości. Jesteśmy więc na luksusowym osiedlu domków jednorodzinnych, wszystko wydaje się normalne, ale coś tu jednak jest nie tak, świat funkcjonuje na innych zasadach. Każda rodzina ma dostęp do broni palnej, naboje kupić można na pierwszej lepszej stacji benzynowej. Najciekawsze jednak, że życie ludzi reguluje wprowadzony przez państwo kodeks krwii, niczym babilońska zasada „oko za oko, ząb za ząb". Eastern budzi jednocześnie liczne popkulturowe skojarzenia, znajdziemy tam i western, i kino zemsty, pobrzmiewają także wyraźne echa Yorgosa Lanthimosa. Tą fuzją gatunków i odniesień Adamski nie odciąga jednak uwagi od meritum sprawy: Polska tkwi w beznadziejnym konflikcie Nowaków i Kowalskich. Natomiast kolejne pokolenia kroczą szlakiem błędów swoich ojców, a pewne procesy odcisnęły na naszym narodzie niezatarte piętno i weszły nam w krew.
zobacz także
- 7 tegorocznych filmów, na które najbardziej czekamy
Opinie
7 tegorocznych filmów, na które najbardziej czekamy
- 5 reżyserów, którzy osiągnęli sukces przed 30-stką Papaya Young Creators
Opinie
5 reżyserów, którzy osiągnęli sukces przed 30-stką
- 8 najlepszych filmów o wychodzeniu z twórczego dołka
Opinie
8 najlepszych filmów o wychodzeniu z twórczego dołka
- 7 filmów z niedawnego kinowego repertuaru, które obejrzycie w domu
Opinie
7 filmów z niedawnego kinowego repertuaru, które obejrzycie w domu
zobacz playlisty
-
Music Stories PYD 2020
02
Music Stories PYD 2020
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
PZU
04
PZU
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home