Opinie |

Podsumowujemy targi E3 2021. Czy jest co wspominać?16.06.2021

plakat promocyjny gry „Starfield”

Właśnie zakończyły się jedne z najważniejszych, jeśli nie najważniejsze na świecie coroczne targi dla graczy. Po raz pierwszy w historii wydarzenie odbywało się jedynie w przestrzeni wirtualnej. Co zapamiętamy z E3 2021?

Niby zmieniło się niewiele: wszak relacje z poprzednich, odbywających się w Kalifornii imprez E3 zdecydowana większość z nas śledziła sprzed komputera w domu – ale tegoroczna edycja wciąż wydawała się nieco smutna. Głównie z tego powodu, że opierała się ona na nagranych wcześniej materiałach. Jasne, prezentacje na imprezach branżowych w dużej mierze składają się z wyreżyserowanych rozmów i wyświetlaniu na dużym ekranie tego, co najlepsze. Ale nawet tak pustelnicza rozrywka jak siedzenie z padem przed konsolą nie może się obejść bez chociażby okazjonalnego kontaktu z drugim człowiekiem. Nawet tego zaocznego, za pośrednictwem internetu.

O wyjątkowości E3 — i nie tylko — świadczyły często właśnie te spontaniczne chwile, nieprzewidziane scenariuszem momenty, które potem jeszcze tygodniami wyskakiwały w naszych mediach społecznościowych. „Graczu, nie jesteś sam”, mówiła jednym głosem globalna społeczność.

Tegoroczna edycja była za to wypolerowana na błysk, ale przez to nużąca. Duzi gracze praktycznie powtórzyli to, o czym mówili od dawna i zamiast przejść do szarży, wycofali się na z góry upatrzone pozycje. Jakby bez przekonania prezentowali swoje asy z rękawa, które często okazywały się być co najwyżej waletami.


Swoistym lejtmotywem imprezy były jakby nieśmiałe podszeptywania o nowościach, głośne chwalenie się mało ryzykownymi projektami oraz ogólnie niezdecydowanie. Zapewne wynika to również ze specyfiki sytuacji, bo przecież nadal na rynku niełatwo kupić konsole PlayStation 5 i Xboxa Series X/S, a przyszłość jest trudniejsza do przewidzenia niż zwykle. Najlepsze nawet plany zrujnować może przecież kolejna pandemiczna fala.

E3 formalnie rozpoczęło się ostatniej soboty, ale kto chciał i mógł sobie na to pozwolić, uprzedził uderzenie. Sony, już niejako tradycyjnie, machnęło ręką na targi i szykowane przez siebie gry first-party, czyli wyprodukowane bezpośrednio przez studia podległe firmie, pokazało wcześniej.

Oczy większości zwrócone były więc na głównego konkurenta PlayStation, Xboxa. Zanim jednak dotarliśmy do niedzielnej konferencji, swoje działa (dosłownie) wytoczyli Electronic Arts i Dice, prezentując prawie pięciominutowy, oparty na silniku gry trailer Battlefielda 2042. W tytule nie pojawi się kampania dla jednego gracza, ale za to posiadacze nowych konsol będą mogli wziąć udział w bitwach na ponad stu dwudziestu żołnierzy na jednej planszy. Była to przystawka zaostrzająca apetyt, bo zwiastun prezentujący sam gameplay pokazano podczas późniejszej prezentacji Xboxa.

W czwartek, czyli na dwa dni przed E3, zainicjowano branżowy event Summer Game Fest, który zanotował mocne otwarcie z uwagi na premierę zwiastuna Elden Ring, wyczekiwanej gry od From Software, studia odpowiedzialnego za serię Dark Souls. Co ciekawe, wydawcą gry jest Bandai Namco, które pokazało jeszcze zajawkę House of Ash, tym samym wystrzeliwując się z niespodzianek i dokonując istnego sabotażu swojej własnej, ubogiej firmowej konferencji, która kilka dni później zamykała E3.

Piątek był spokojniejszy. Duzi gracze zbierali siły, ale Koch Media, wydawca coraz śmielej podgryzający kostki olbrzymom, na moment skierował reflektory na siebie i podczas swojego streama ogłosił narodziny marki wydawniczej Prime Matter oraz zapowiedział kilka mniejszych i średnich, lecz ciekawie wyglądających gier. Potwierdził też, że „robi się” nowy polski Painkiller.

Można powiedzieć, że każdy dzień E3 podzielono sprawiedliwie pomiędzy największych. I tak sobota należała do Ubisoftu, który podczas swojego wydarzenia Forward ujawnił… niewiele ponad to, czego już się spodziewaliśmy. Bo, nie licząc dodatkowych bajerów do gier albo już istniejących (nowe tryby rozgrywki i DLC do Assassin’s Creed: Valhalla), albo dawno zapowiedzianych (możliwość gry „tymi złymi” w Far Cry 6), rzucono tylko dwa duże tytuły.

Pierwszym jest Rainbow Six Extraction, kolejna część serii, która powstała na bazie sensacyjnych powieści Toma Clancy’ego. Drugi tytuł to Avatar: Frontiers of Pandora, który wyskoczył trochę jak diabeł z pudełka, bo przygotowywany od lat przez Jamesa Camerona sequel słynnego hitu jest już niemalże hollywoodzkim żartem. Zwiastun wygląda bardzo ładnie, ale czy faktycznie ta licencja jest nadal, po tylu latach, dla odbiorcy atrakcyjna? Odpowiedź może się Ubisoftowi nie spodobać.


Niedzielna konferencja Xboxa rzuciła długi cień na resztę wydarzeń E3. Szumnie zapowiadana prezentacja Microsoftu, zorganizowana do spółki z nabytą niedawno przez firmę Bethesdą, była pokazem siły, ale i jasno wytyczyła kierunek, w którym podąży gigant z Redmond.

Xbox bowiem zdaje się stawiać wszystko na jedną kartę – subskrypcję Game Pass. Praktycznie przy każdej z trzydziestu zapowiedzi pojawiła się adnotacja, że gra będzie dostępna od dnia premiery w abonamentowej usłudze Microsoftu, czyli, jakby nie było, za darmo dla każdego subskrybenta.

Rainbow Six Extraction: Kinowy Zwiastun Ujawniający

Usługa już teraz jest rewolucyjna, bo za cenę dwóch głośnych tytułów konkurencji oferuje się tu praktycznie cały rok zabawy z grubo ponad setką gier, i to nie tylko staroci, a premier. Dlatego należy zadać pytanie, czy aby strategia Microsoftu nie odmieni bezpowrotnie świata elektronicznej rozrywki i nie wymusi na konkurentach rozwijania podobnych rozwiązań.

Perłami na wyłączność Microsoftu, które zaprezentowano podczas sobotniej prezentacji, były na pewno kontynuacja Forzy i pokaz trybu multiplayer nowego Halo, lecz przez kolejny rok bodaj najbardziej wyczekiwaną propozycją firmowaną przez Microsoft i Bethesdę będzie Starfield. Gra, szykowana od dawna, nadal jest tak naprawdę enigmatyczna, ale będzie swoistym papierkiem lakmusowym dla Xboxa, którego często krytykuje się za brak jakościowych tytułów na wyłączność, mogących konkurować z propozycjami Sony.

Starfield: Official Teaser Trailer

Kropką nad „i” miała być wczorajsza konferencja Nintendo, i faktycznie tak się stało. Lecz nie dlatego, że japońska firma pozamiatała rywali, tylko że Capcom i Bandai Namco kompletnie nie miały co puścić na swoich prezentacjach, zasłaniając się albo powtórkami z rozrywki, albo mętnymi zapowiedziami DLC.

Nintendo pokazało klasę, zapowiedziało furę rzeczy, na czele z dwuwymiarowym Metroid Dread oraz Shin Megami Tensei, lecz nie padło ani słowo o następcy Switcha, a newsa o nienazwanym jeszcze sequelu The Legend of Zelda: Breath of the Wild okraszono jedynie króciutkim trailerem.

Podsumowując: konferencja Nintendo była dość hermetyczna, pokaz Xboxa okazał się istnym atakiem frontalnym, przeprowadzonym bez baczenia na koszta, a Ubisoft cierpliwie orał obsiane już dawno poletko. Pozostaje jednak zapytać, czy nuda, którą zawiewało od strony ekranu wyświetlającego kolejne streamy, istotnie jest wynikiem marności zapowiedzi i braku pomysłu na przekazanie informacji w nieco atrakcyjniejszej formie, czy raczej tego, o czym pisałem na samym początku: absencji czynnika ludzkiego. Tegoroczne E3 wyglądało jak wygenerowane przez superkomputer, a nie zorganizowane przez człowieka. A to za tym czynnikiem tęsknimy dzisiaj najbardziej.

000 Reakcji

Samozwańczy spec od kultury popularnej, krytyk i tłumacz. Z równym zapałem chłonie filmy, komiksy i gry.

zobacz także

zobacz playlisty