Na własny temat. Osiem filmów o kręceniu filmów02.12.2020
Kiedy oglądając film słyszymy takie hasła jak „kamera!”, „akcja!”, czy „cięcie!”, możemy poczuć się odrobinę zdezorientowani. Mimo to kino portretujące powstawanie filmów nierzadko szczególnie zaciekawia widza, bo ukazuje proces wykluwania się innego dzieła: jego kulisy, plan filmowy i ludzi, którzy przyczynili się do stworzenia danej produkcji. Ten rodzaj opowiadania historii potrafi w pełni podążać biograficznym prądem, aczkolwiek nieraz ten autotematyzm jest wykorzystywany jako pretekst do opowiedzenia własnej historii. Którzy twórcy opowiadają w najciekawszy sposób o kulisach kręcenia filmów? Prezentujemy osiem produkcji rozgrywających się na planach filmowych.
Timecode (2000), reż. Mike Figgis
Doświadczenie jedynym w swoim rodzaju, ponieważ pełne docenienie produkcji może wymagać aż czterech seansów. Fikcyjne studio filmowe i jego zakamarki są przez reżysera potraktowane z pieczołowitą perfekcją. Figgis postanowił nakręcić cztery oddzielne (a jednak powoli składające się w całość) historie, które następnie złączył w trakcie montażu. Właśnie dlatego na jednym ekranie widz ma szansę oglądać cztery opowieści wyświetlane w tym samym momencie. To od oglądającego zależy, który „kwadrat” zamierza w danym momencie oglądać, a ta zabawa formą sytuuje widza w pozycji „podglądacza”. Przykładowo tam, gdzie w jednym miejscu reżyser prezentuje zdradę, tam w drugim zobaczymy osobę zdradzaną – i choć obie perspektywy mają istotny wpływ na fabułę, zostajemy zmuszeni do podejmowania decyzji, co akurat chcemy oglądać. Całość dopełniają występy topowych nazwisk – zobaczymy tu Salmę Hayek, Kyle’a MacLachlana, czy Stellana Skarsgårda.
Boogie Nights (1997), reż. Paul Thomas Anderson
Drugi film Paula Thomasa Andersona przedstawia historię przeobrażenia młodego Eddiego Adamsa w nieokrzesanego gwiazdora pornografii, Dirka Digglera, pod koniec lat 70. I chociaż poruszony temat wydaje się być spacerem po tafli zamarzniętego jeziora, tak Anderson nie tylko darzy swoich bohaterów szacunkiem, ale i sam scenariusz w swojej subtelno-odważnej narracji daje wiele miejsca reżyserowi. Anderson z czułością prezentuje widzowi kolejnych bohaterów, a przy tym zdradza podstawy tego dość często cenzurowanego biznesu. Nietypowość tej konwencji polega jednak na tym, że cała historia jest wyłącznie fikcją filmową, która idealnie wkomponowuje się w historyczne miejsca i czas. Pod kątem pomysłu przypomina to kultową Arbuziarkę z 1996 roku, również opowiadającą o nieistniejącej aktorce; połączenie komediodramatu z dokumentem. W Boogie Nights Anderson łączy brudną prawdę z jeszcze bardziej nieczystą fikcją. I nie jest to ani trochę pretensjonalne.
Jaja w tropikach (2008), reż. Ben Stiller
Umiejscowienie tylu gwiazd w jednym miejscu i stworzenie szarżującej, a przy tym bystrej satyry na Hollywood i przemysł filmowy – to właśnie charakteryzuje Jaja w tropikach. To produkcja nabijająca się z klasycznych tytułów, śmiejąca się z samej branży, a przy tym czerpiąca z rzeczy, na które widz jest najbardziej uczulony. Grupka aktorów zostaje zaangażowana do nakręcenia wojennego filmu – zostają wysłani w głąb gęstej dżungli (co od razu przypomina klimat Czasu apokalipsy z 1979 roku), a luźne kręcenie filmu prędko staje się przedziwną walką o przetrwanie. Jaja w tropikach zwracają uwagę na hollywoodzkie problemy – np. Tom Cruise w roli obleśnego menedżera Lesa Grossmana jest w dzisiejszej rzeczywistości jeszcze bardziej wymowny, przypominając niesławnego Harveya Weinsteina. Rola Roberta Downeya Jr. w ostatnich latach również stała się tematem ciągłej dyskusji, ponieważ aktor stosuje w filmie motyw tzw. blackface. Jako że cała produkcja to jeden wielki pastisz, na ekranie zobaczymy nawiązania do wielu filmów, m.in. Łowcy jeleni i Co gryzie Gilberta Grape’a.
Deszczowa piosenka (1952), reż. Gene Kelly, Stanley Donen
Kiedy w 1927 roku wyszedł pierwszy film z dźwiękiem – Śpiewak jazzbandu – świat filmu zamarł. Produkcja ta jeszcze w pełni nie wykorzystywała potencjału nowej technologii, jednak wyznaczała nowe ścieżki i przyszłość kina. I choć pierwsze filmy z tego okresu nie zawsze przekonywały do siebie widzów, tak producenci z roku na rok coraz bardziej przekonywali się do dźwięku w filmie. Była jednak pewna grupa, która we wprowadzaniu dźwięku widziała swój kres – chodziło o aktorów, którzy nigdy nie wykorzystywali swoich umiejętności wokalnych w kinie, zazwyczaj bazowali na grze ciałem i mimiką. I o tym jest kultowa Deszczowa piosenka – o zmaganiach głównych bohaterów (aktorów) w świecie, w którym nie ma miejsca na kino nieme. To wyzwanie wiąże się z amerykańskim humorem sytuacyjnym, czy pięknymi wstawkami musicalowymi, które widz darzy wielkim uczuciem – i chce do nich wracać. Do tego w produkcji zobaczymy wspaniałe występy Gene’a Kelly’ego czy Debbie Reynolds.
Ed Wood (1994), reż. Tim Burton
Johnny Depp wciela się w Eda Wooda, amerykańskiego producenta i reżysera filmowego, często uznawanego za bardzo nieudolnego twórcę filmowego, znanego ze swoich kiczowatych filmów z lat 50. To zatem pierwszy film w tym zestawieniu, który bazuje na autentycznych wydarzeniach. Z należytym szacunkiem portretuje ówczesne czasy i całą branżę, często akcja rozgrywa się na planie filmowym, pokazując pracę twórczą reżysera i jego relacje z aktorami i resztą ekipy. Tim Burton stawia na mroczny realizm: estetyka zachowana jest w czarno-białych kolorach, co przekłada się na nieco bardziej dramatyczny wydźwięk filmu. Co więcej, współcześni aktorzy wcielają się w tych z poprzedniej epoki – Martin Landau wręcz staje się Belą Lugosim, a Vincent D’Onofrio przypomina Orsona Wellesa. Burton dbał o szczegóły, chciał, by wszystko wyszło nad wyraz idealnie – w ten sposób złożył znakomity hołd Edowi Woodowi.
The Disaster Artist (2017), reż. James Franco
Wokół tej głośnej produkcji z 2017 roku działo się naprawdę wiele. Na początku film stał się swoistym precedensem, bo przedstawiał historię powstawania The Room z 2003 roku, uznawanego za dzieło wręcz obrazoburcze, z którego sceny są uznawane za virale na YouTubie. Oryginał, nakręcony przez Tommy’ego Wiseau, ekscentrycznego i tajemniczego twórcę, w pewnym momencie zaczął posiadać miano kultowego. Następnie okazało się, że baza wiedzy o Wiseau jest kompletnie znikoma – po premierze filmu zaczęto spekulować, skąd dokładnie wziął się ten człowiek, skąd miał tyle pieniędzy na nakręcenie własnego, pełnometrażowego filmu, gdzie się urodził i tak dalej (mówiło się m.in., że posiada korzenie polskie, co zresztą okazało się prawdą!). Koniec końców, James Franco za rolę Tommy’ego otrzymał Złotego Globa.
Noc amerykańska (1973), reż. François Truffaut
François Truffaut nakręcił Noc amerykańską jako film o filmie… w ramach filmu. To dwugodzinna dywagacja na temat tego, jak dokładnie powstaje kino, w jakich nierzadko trudnych warunkach potrafią powstawać liczne arcydzieła, a także tytuł podkreślający ważną rolę samego reżysera (w którego notabene wciela się sam twórca filmu, Truffaut). Na planie fikcyjnego Przedstawiam wam Pamelę zaczynają dziać się groteskowe rzeczy – depresja łączy się z przedszkolną marudnością, alkohol miesza się ze zbyt wielką kordialnością, a w tym całym zamieszaniu, jakby na uboczu, pozostaje reżyser, bacznie obserwujący swoją ekipę filmową. To lekki, dosłowny film, który potrafi mieszać gatunki – mamy tu romans, sporo komedii, a także nutkę dramatu. Truffaut pokazuje, jak prywatne sprawy aktorów i twórców mogą namieszać w końcowym efekcie powstawania filmu, co staje się zajmującym komentarzem na temat stanu ówczesnej kinematografii. A przy tym i dzisiejszej – Noc amerykańska ani trochę się nie zestarzała.
Ave, Cezar! (2016), reż. Ethan Coen, Joel Coen
Film braci Coen jest czystym, kinowym szaleństwem, a to za sprawą połączenia paru filmowych motywów wraz z rozrysowaniem ery Hollywood lat 50. Kiedy na planie produkcji znika główna gwiazda – Baird Whitlock (George Clooney), Eddie Manix, reżyser przyszłego „arcydzieła” (Josh Brolin) staje przed wyzwaniem uratowania swojego filmu i odnalezienia zaginionego aktora. Lawiruje on przez plan filmowy niczym rozległy, mityczny labirynt, natrafia na budzących przeróżne emocje współpracowników (Ralph Fiennes, Scarlett Johansson, Tilda Swinton), przy tym odkrywa kluczową intrygę związaną z brakiem kontaktu z Whitlockiem. Ave, Cezar! mówi zarówno o krytyce ówczesnego, hollywoodzkiego kiczu, który w tamtych czasach potrafił kompletnie pochłonąć produkcje, do tego stroi sobie żarty z kontekstu historycznego. Bracia Coen naśmiewają się m.in. z Zimnej Wojny, która dotyka planu filmowego Bairda Whitlocka w sposób bardzo kuriozalny. To inteligentny produkt, wymagający powtórzonych seansów, by odkrywać w nim kolejne smaczki i autorskie podpowiedzi.
zobacz także
- 7 scen dialogowych, które na zawsze zapisały się w historii kina
Opinie
7 scen dialogowych, które na zawsze zapisały się w historii kina
- Naturalne baterie: Mikroorganizmy żyjące w glebie mogą produkować energię elektryczną
Newsy
Naturalne baterie: Mikroorganizmy żyjące w glebie mogą produkować energię elektryczną
- „Kiedy ostatni raz marzyłeś?”: Brodka rapuje z duetem PRO8L3M w nowym utworze
Newsy
„Kiedy ostatni raz marzyłeś?”: Brodka rapuje z duetem PRO8L3M w nowym utworze
- Dawid Ciślak: Rzadko mówi się, że gra jest piękna. A szkoda
Ludzie
Dawid Ciślak: Rzadko mówi się, że gra jest piękna. A szkoda
zobacz playlisty
-
Papaya Films Presents Stories
03
Papaya Films Presents Stories
-
05
-
03
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions