Opinie |

Płyty, które mogliście przeoczyć. 10 albumów do sprawdzenia przed Nowym Rokiem 31.12.2021

okładka albumu „Vulture Prince" Arooj Aftab / New Amsterdam Records

W gąszczu głośnych premier napędzanych kampaniami marketingowymi o milionowych budżetach łatwo o pominięcie interesujących, nierzadko przełamujących schematy czy innowacyjnych płyt.

Jon Hopkins – Music for Psychedelic Therapy

W tym przypadku tytuł płyty zdradza wszystko. Brytyjski producent, który ma na koncie współpracę z legendarnym Brianem Eno, chwilowo porzucił taneczny, IDM-owy styl i zawędrował w stronę bardziej kontemplacyjnego anturażu. Nowy krążek Jona Hopkinsa stanowi rezultat jego fascynacji psychodelicznymi tripami, medytacji oraz rozwojem świadomości. Bezpośrednią inspiracją do nagrania Music for Psychedelic Therapy okazała się też podróż do jaskini Cueva de los Tayos znajdującej się w Ekwadorze. Tak spirytualne poszukiwania zaowocowały albumem, przy którego odsłuchu nietrudno wpaść w senny trans. Obecność fragmentów nagrań z Ameryki Południowej zachęca do połączenia się z przyrodą, a wielominutowych syntezatorowych pasażów – do ponownego zakochania się w ambiencie. Chwilami aż trudno uwierzyć, że ten sam artysta remiksował Disclosure i produkował piosenki zespołu Coldplay albo Natalii Imbruglii. // SB

Jon Hopkins with Ram Dass, East Forest - Sit Around The Fire (Official Video) / autor: Jon Hopkins

Joy Orbison – still slipping vol. 1 

Gdyby pokusić się o wskazanie najciekawszych i producentów z Wysp Brytyjskich, on z pewnością znalazłby się w ścisłej czołówce. Za konsoletami stoi już od ponad dekady, raz za razem zaskakuje DJ-ską selekcją, a w autorskich utworach śmiało igra ze zmianą tempa i melodyki. Ukoronowaniem dziesięciolecia kariery Joya Orbisona w tym roku okazał się jego debiutancki długogrający album. still slipping vol 1 to żywe świadectwo tego, jak nieoczywisty nadal potrafi być beatmaking. Anglik śmiało uderza w bardziej taneczne rejestry (niczym wczesny James Blake albo Jamie XX), żeby chwilę później oscylować wokół hip-hopu lub kolażu dźwiękowego z samplami głosów swoich bliskich. W jego piosenkach słychać też odniesienia do outsider popu spod znaku King Krule i oczka puszczone w stronę bogatego dziedzictwa brytyjskiego clubbingu. Tak wszechstronny wachlarz inspiracji mógłby być początkiem chaosu, a jednak Peter O’Grady rozwija go w nienaganny sposób. // SB

Joy Orbison - better (w/ léa sen) / autor: Joy Orbison

Madlib – Sound Ancestors

O Sound Ancestors nie było aż tak głośno najpewniej ze względu na datę premiery. Płyta ukazała się pod koniec stycznia i w następnych miesiącach przyćmiły ją inne wydawnictwa. Warto jednak do niej wrócić, zwłaszcza że tym razem Madlib nie połączył sił z żadnym raperem, tylko działał w pojedynkę. Współpracownik nieżyjących już J Dilli i MF Dooma udowodnił, że jego eklektyczny styl broni się sam. Na każdym z utworów słychać wieloletnie beatmakerskie doświadczenie Amerykanina, dla którego pojęcia kolażu, samplingu i scratchingu są jak bułka z masłem. Sound Ancestors jawi się jako pochwała upadku granic gatunkowych i symbol tego, że nagrywanie muzyki bywa po prostu zabawą. Zupełnie nie dziwi fakt, że produkcją albumu zajął się inny wykonawca, dla którego zestawienie jazzu, elektroniki, hip-hopu i soulu w jednym materiale nie jest niczym nadzwyczajnym – Four Tet. // SB

Madlib - Hopprock / autor: Madlib Invazion

L’Rain – Fatigue

Podium w rankingach najlepszych albumów 2021 roku według „Pitchforka” i „Wire” nie może być przypadkiem. Taja Cheek, nowojorska kompozytorka przedstawiająca się jako L’Rain, na swojej nowej płycie w niezwykły sposób dekonstruuje pojęcie albumu z piosenkami. Jej twórczość stale ucieka od linearności. Utwory nie mają standardowej budowy: brakuje w nich wyrazistych refrenów i hymnicznych zwrotek. W klasyczne kompozycje artystka wplata krótkie, kilkunastosekundowe interludia, przez co Fatigue najtrafniej określić mianem wielowątkowej opowieści-kolażu. Muzycznie dzieje się tu równie wiele. Z jednej strony Amerykanka kłania się nowym obliczom dream popu i psychodelii (jak Weyes Blood albo Kate Bush), z drugiej nawiązuje do eksperymentalnego R&B. – W świecie outsiderów tkwi coś, co mnie interesuje i do czego mogę się odnieść – mówiła Cheek w jednym z tegorocznych wywiadów. Ciekawy paradoks, że to właśnie peryferyjność i próby przełamywania schematów melodyki zapewniły jej w ostatnich miesiącach rozgłos. // SB

L'Rain - Find It (Official Video) / autor: L'Rain

Arooj Aftab – Vulture Prince

Wokalistka o pakistańsko-saudyjskich korzeniach może zaliczyć ostatni rok do wyjątkowo udanych. Niedawno otrzymała dwie nominacje do Grammy, a jej trzeci długogrający album Vulture Prince spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony publiczności i krytyków. Pochwały są w tym przypadku całkowicie zasłużone – Arooj Aftab wie, co robi i konsekwentnie kroczy wytyczoną przez siebie ścieżką. Bogate dziedzictwo bliskowschodniej kultury, które zna od podszewki, po raz kolejny zestawia z wyważonym songwritingiem. Na płycie dominuje kameralna, tradycyjna instrumentalistyka balansująca pomiędzy minimalizmem, new age’em a spokojnym ambientem. Mieszanka ta brzmi nader uspokajająco, ale jednocześnie czuć w niej autentyczne emocje. – Vulture Prince to powrót do osobistych, choć nie zawsze istniejących już miejsc. Mówi o ludziach, przyjaźniach i związkach, które okazały się krótkotrwałe, z czym trzeba było sobie poradzić – opowiada piosenkarka. Trudno znaleźć lepsze podsumowanie tego materiału: wzruszającego, a zarazem urzekającego prostotą. // SB

Arooj Aftab - Mohabbat / autor: Arooj Aftab

​​Snail Mail – Valentine

Lindsey Jordan ze swoim projektem Snail Mail to obok m.in. Soccer Mommy, Julien Baker czy Phoebe Bridgers (niestety bez płyty w tym roku) jedna z czołowych przedstawicielek kobiecego alt-rocka – jedynego obecnie gatunku, który z klasą ratuje odchodzącą w zapomnienie muzykę gitarową. Valentine to zaledwie druga płyta Snail Mail, ale trudno się dziwić, skoro artystka ma zaledwie 22 lata. Album nie tylko powtarza właśnie sukces debiutanckiego Lush, zbierając same pozytywne recenzje, ale też pokazuje możliwości Amerykanki. To, że chwytliwe, alternatywne granie Jordan ma opanowane, wiedzieliśmy już trzy lata temu, ale teraz jej możliwości wydają się nieograniczone, a bariery gatunkowe nie istnieją. Przede wszystkim potrafi też pisać piosenki – i to coraz lepsze. // ZF

Snail Mail - "Valentine" (Official Music Video)

Mdou Moctar – Afrique Victime

Mahamadou Souleymane, tuarecki gitarzysta i wokalista z Nigru, przez lata był alternatywną ciekawostką, ale w tym roku wypłynął na naprawdę szerokie wody. Nową, szóstą już płytę jego projektu Mdou Moctar wydało w końcu Matador Records – kultowa nowojorska wytwórnia, kojarzona m.in. z zespołami Interpol, Savages, Spoon czy wspomnianą Snail Mail. Afrique Victime urzekło krytyków i nic w tym dziwnego – to uniwersalny materiał, z jednej strony dość egzotyczny w melodii, rytmie i języku (Souleymane śpiewa głównie w języku tamaszek), z drugiej, na poziomie rock’n’rollowej piosenki, zrozumiały niezależnie od położenia geograficznego. W odrobinę psychodelicznym „saharyjskim bluesie” Mdou Moctar przejrzeć się może kultura całego świata. // ZF

Mdou Moctar - "Chismiten" (Official Music Video)

Magdalena Bay – Mercurial World

To zaskakujące, jak bardzo „grimesowe” jest brzmienie, które na swojej debiutanckiej płycie zaprezentowali Mica Tenenbaum i Matthew Lewin. Pochodzący z Miami i osadzony w Los Angeles duet wokalistki i producenta czerpie jednak z muzyki Kanadyjki z klasą i szacunkiem, kontynuując jej synthpopową misję. Nie tylko Grimes tu zresztą słychać – artyści, którzy latami reprezentowali zupełnie inny typ muzyki w progrockowym zespole Tabula Rasa, czerpią garściami z estetyki lat 90., włącznie z wokalizami r’n’b (Prophecy), dorzucając do tego to, co najlepsze w ambitnym popie obecnie – hitowość Charli XCX, połamane pianino Maca DeMarco czy psychodeliczną nośność Tame Impala. Wisienką na torcie jest ich konto na TikToku, gdzie w wizualnie ciekawy, vaporwave’owy sposób promują swoją twórczość i osobowości. // ZF

Magdalena Bay - Secrets (Your Fire) (Official Video)

dltzk – Frailty

Choć światem rządzi dziś mający wiele twarzy hip-hop i coraz bardziej szeroko pojmowana elektronika, na zmianę czerpiąca z przeszłości i wytyczająca nowe drogi, w głowach dziennikarzy muzycznych wciąż wykuwane są nazwy nowych gatunków. Wszystko po to, aby zdefiniować nowatorskie trendy, a także lepiej zrozumieć pozornie niezrozumiałe połączenia. Jednym z takich właśnie nurtów jest czerpiący z hyperpopu digicore, którego przedstawicielem jest właśnie dltzk – młody amerykański twórca, który na swoim debiutanckim Frality z utworu na utwór brzmi coraz oryginalniej. Z drugiej strony taka rozpiętość gatunkowa, mieszająca muzykę gitarową z emo, alternatywą radiowym popem i naprawdę intensywną elektroniką czy dubstepem, staje się zrozumiała, kiedy spojrzymy na listę jego inspiracji. To rzeczy, na których się wychował: gry Pokémon i Undertale, muzyka Skrillexa i Portera Robinsona, Minecraft i po prostu internet. Jeśli miałbym do kogoś porównać dltzk, to blisko mu do Alexandera Giannascoliego, czyli Alexa G. Ale na Frailty dzieje się dużo, dużo więcej niż na jakiekolwiek płycie Alexa. // ZF

your clothes

Zdechły Osa – Sprzedałem dupę

Jeden z najważniejszych i zarazem najodważniejszych obecnie polskich artystów. Łatwo zaszufladkować go jako rapera, ale on sam „jebie hip-hop i machanie łapą”. Jeśli uważacie, że PRO8L3M pchnął gatunek do przodu o setki kilometrów świetlnych, to Osa jest już w innej galaktyce. Wrocławianin niby rapuje, brnie przed różne style, ale muzycznie zahacza o tak różne gatunki (jest tu nawet coś na kształt jungle), że wydanie w tym roku godzinnej, 21-utworowej płyty jest więcej niż uzasadnione. To jednak, co go wyróżnia najbardziej, to świetne teksty, naszpikowane żartami i przekleństwami („w rymach dużo kolców”), co było też widać kilka lat temu, kiedy w jego muzyce nie było jeszcze tylu bajerów. Nic dziwnego więc, że kilka jego numerów (Patolove, Zakochałem się w twojej matce czy West Coast) stało się – nie bójmy się tego powiedzieć – przebojami, zaliczając często miliony streamingowych odsłuchów. Nikt obecnie nie ma tyle bezczelności, lirycznych pomysłów i pewności siebie, co Zdechły Osa. // ZF

ZDECHŁY OSA - PATOLOVE (PROD. AETHERBOY1)
000 Reakcji
/ @papaya.rocks

zobacz także

zobacz playlisty