Opinie |

Przypis do inby14.08.2019

ilustracja: Patryk Sroczyński | animacja: Paweł Szarzyński

Pisarz w żadnej epoce nie jest w pełni u siebie. Tak to już jest, że jesteśmy uciekinierami z każdej utopii. Ale w każdym czasie i w każdym miejscu bycie pisarzem polega trochę na czymś innym.

Jestem pisarzem o tyle specyficznym (który pisarz powie, że jest zwykły, taki jak inni, wymienialny na innych, najgorzej?), że jestem pisarzem zmieszanym z filozofem. A przede wszystkim: jestem autorem non-fiction. Nie mam dziś na warsztacie powieści, dramatów, opowiadań. Autorom fiction zazdroszczę rzadko i chyba tylko jednego – oni w usta swoich bohaterów mogą włożyć wszystko. I nie muszą się przejmować, skąd się to wzięło. 

We frakcji non-fiction borykamy się natomiast z przypisami, odwołaniami i źródłami. Każdy, kto pisał kiedyś pracę magisterską, licencjacką, czy choćby semestralną, wie o co chodzi. Nie można zużywać cudzych słów ot tak po prostu. Jeśli chcę z nich skorzystać, muszę zaznaczyć, że to nie moje własne i oznaczyć źródło. Co może być źródłem? Staram się ciągle, by dla moich książek źródłem była głównie rzeczywistość, ale nie da się uniknąć karmienia książkami kolegów czy koleżanek po fachu (nawiasem: ci, którzy karmią się wyłącznie książkami innych, to są słabi pisarze). To niby nic trudnego. Cyk, cudzysłów, przypis (dolny lub końcowy – są zwalczające się szkoły), piszemy z jakiej książki to wzięte, autor, tytuł, czas i miejsce wydania. Nic trudnego. Podobnie gazety lub czasopisma: jaki i czyj artykuł cytujemy, numer pod jaką datą. To czy owo może być czasem trudne do znalezienia, ale procedura jest prosta. Była. Bo pojawił się internet i wszystko się zmieniło.

Tylko prasa papierowa jest martwa na wieki w momencie wydruku. Teksty na portalach mają tę magiczną zdolność, że są wiecznie żywe, mogą zmieniać się w czasie, a nawet po dłuższym czasie.

Jak cytować internet? Niektórzy zajadle wierzą, że w ogóle nie wypada, bo to, co na świecącym prostokącie, to jest gorsze, mniej prawdziwe, czy mniej wiarygodne niż tusz na papierze. Ta frakcja rzednie (słusznie), no a wy, którzy to czytacie, i tak nie wliczacie się do niej, bo przecież czytacie w internecie. I ja też się oczywiście nie wliczam. Rzeczywistość „wirtualna” jest dzisiaj nie mniej rzeczywista niż „real”. Jedno zlewa się z drugim, a jeśli da się je jeszcze czymś odróżnić, to chyba tym, że w wirtualu jest czasem więcej rzeczywistości niż w oryginale. Jest tam bardziej podkręcona, skondensowana.

Co robię, gdy chcę zacytować „coś z internetu”? Dopóki mówimy o klasykach, czyli o wszelkich portalach z tekstami, ciągle jest względnie prosto, bo, podajemy autora i datę publikacji, plus ten koszmarny wężyk „ścieżki dostępu”, który będzie już stale z nami. Jednak tylko prasa papierowa jest martwa na wieki w momencie wydruku. Teksty na portalach mają tę magiczną zdolność, że są wiecznie żywe, mogą zmieniać się w czasie, a nawet po dłuższym czasie. Ta zdolność szybko staje się skłonnością: raz update, raz rozszerzenie, tu zmiana akcentów, tam bohaterów i litery zaczynają się rozpływać w powietrzu. Czy naprawdę to właśnie czytałem rok temu? To jedna z moich zmor. Notuję link do czegoś, po trzech latach klikam pisząc książkę, a wtedy okazuje się, że tekst po prostu wyparował i nawet nie ma komu się pożalić, albo dalej jest, ale jakiś inny, obcięty czy właśnie wydłużony, zmieniony i nie mówi już tego, co mówił. Widziałem portale, które bankrutowały, nim wróciłem do linka, widziałem portale, które wchłonęła wyrodna spółka-matka, tylko po to, by sprzedać trzeciej stronie. A tekstów, kiedyś schludnie uporządkowanych, trzeba było szukać w najdalszych zakamarkach sieci.

Gdybym pisał w wieku XX i wtedy usłyszał coś tramwaju, to albo bym napisał, że „zasłyszane w tramwaju”, albo uznał, że podsłuchać frazę to prawie tak, jakby ją samemu wymyślić.

Ale prawdziwa jazda zaczyna się wtedy, gdy sięgniemy do mediów społecznościowych. To jest skok na główkę w inny wymiar. I jest to wymiar w pełni szalony. Social media to wielka kawiarnia naszych czasów, ale też jednocześnie rynek pracy, showroom i burdel. Dla pisarza to ocean fascynacji, ale i zagadek. Bo jak z tego korzystać? Gdybym pisał w wieku XX i wtedy usłyszał coś tramwaju, to albo bym napisał, że „zasłyszane w tramwaju”, albo uznał, że podsłuchać frazę to prawie tak, jakby ją samemu wymyślić. I chwaliłbym się, że to dzięki mojej „literackiej wrażliwości” moja proza jest taka na czasie i cięta. Ale jak jest dzisiaj? Czyjaś riposta na Twitterze liczy się jako ogólnikowe „ludzie mówią”, czy jak quarto dzieł Szekspira, że przypis, strona, ścieżka dostępu? A co, jeśli ludzie się kłócą na fejsie? Nie da się przecież zalinkować konkretnego komentarza w którejś z odnóg kłótni. Czy należy wtedy pisać, że „powiedział to Igrekowski” w gównoburzy pod wpisem Iksińskiego? Czy to jeszcze rzetelność, czy już śmieszność? Czy ma sens przypis do inby?

W jednej z moich książek przywoływałem z pełną powagą komentariusza „SzatanWeźmieMocny”. Pozdrawiam serdecznie, jeśli to czytasz… ale czy to nie przesada?

A co z wypowiedziami na forach, na demotach i innych piekielnych, w tych wszystkich cudowno-strasznych miejscach, gdzie ciągle trwa internet 1.0 i pisze się pod nickami, wciąż niesamowitymi, dziurwanna17, plastuś_zx, Sebaaa03? Jak wobec nich ma zachować się pisarz? Po prostu zrzynać i udawać, że sam wszystko wymyśla? Cytować z aptekarską ścisłością? W jednej z moich książek przywoływałem z pełną powagą komentariusza „SzatanWeźmieMocny”. Pozdrawiam serdecznie, jeśli to czytasz… ale czy to nie przesada? Pocieszenie w tym, że ta ciemna alejka obsługuje ruch w obie strony. A więc zdarzyło mi się w ostatniej chwili wstawić do książki złotą myśl, która nijak już się nie chciała wpasować, ale była zbyt dobra, żeby odpuścić. Jak to zrobiłem? Jako anty-kryptocytat – czyli z adnotacją, że niby taki anonimowy „komentarz w internecie” widziałem. Rzadko, ale ze dwa razy mi się zdarzyło. I z ręką na sercu: czy to właściwie jest jakaś ściema? Czy to, że umieszczam jakąś myśl w książce, to serio znaczy więcej, niż gdybym umieścił ją w sieci?

Tak to się kręci, tak się wykuwa, wśród takich mikrodylematów, istotnych drobiazgów. Wszystko, co najciekawsze, pływa dzisiaj, migocze, drażni nieuchwytnością. I nie ma gotowych rozwiązań na tacy. Bo to przecież nasz wspólny pierwszy raz. Pierwszy raz w historii świata, kiedy mamy internet, fejsbuka, jutuba. Nie wiem czy zawód pisarza jest najstarszym zawodem świata, ale na pewno jest dzisiaj ciekawszy niż kiedykolwiek. I to jest najlepszy czas, by spróbować się na nim nie zawieść.

000 Reakcji

Pisarz i filozof, autor książek „Sztuki życia według stoików” (2014), „21 polskich grzechów głównych” (2018), „Does Happiness Write Blank Pages? On Stoicism and Artistic Creativity” (2018), „My fajnopolacy” (2019), bloga „Myślnik Stankiewicza”, strony o stoicyzmie i paru innych rzeczy. Obserwuje i rozkminia. Nie pije, pisze.

zobacz także

zobacz playlisty