Opinie |

Chodzenie przeciwko kapitalizmowi28.05.2019

ilustracja: Joanna Gębal, animacja: Marta Kacprzak

Co ćwiczysz, Sylwio? Ćwiczę chodzenie, ćwiczę pałętanie się bez celu lub przy okazji. Ćwiczę opierdalanie się po mieście, aby zachwycić się dziwnymi krzakami albo muralem. Albo pofantazjować z moją kocimiętką, czyli właśnie kwitnącymi bzami. Ćwiczę nogi, aby miały siłę nieść mnie przed siebie. Po co? Po nic. Abym mogła się przemieszczać w odpowiednim tempie i gapić się ludziom w okna.

Nie mam karnetu na siłkę, od jakiegoś czasu nie mam również stałego wuefu, na który mogłabym chodzić w konkretnych godzinach. Mam za to miejskie kilometry do pokonania. Krzywe chodniki, grodzone osiedla lub skwerki. Przejście trzech przystanków, odmowę czekania na tramwaj. Nieznane miasto do zwiedzenia i swojskie rewiry do obchodzenia. Mam wolność froterowania bruku i zdzierania zelówek. Czasami coś sfotografuję, czasami coś przyda mi się do pisania. Jednak większość spacerów wykonuję dla samej przyjemności chodzenia. Słucham muzyki, wybijam własny rytm i marzę o lepszych czasach. Chwilami przychodzi wzruszenie, dziwne kłucie w okolicy serca. Że tak dobrze, tak ładnie. Mijani ludzie o zadziwiających rysach twarzy, napisy na murach, źdźbło trawy wystające między betonem.

Miejski spacer stanowi praktykę bycia pomiędzy rozpędzonym samochodem a ścianą bloku. 
Przypomniałam sobie o tym a zarazem na powrót doceniłam te włóczęgostwa po obejrzeniu dokumentu Jeremiego Workmana Nowy Jork na piechotę prezentowanego w ramach Docs Against Gravity (czy już mówiłam, że uwielbiam ten festiwal?). Film przedstawia historię Matta Greena, który od kilku lat przemierza KAŻDĄ ulicę i zakątek Nowego Jorku. Nie ma pracy zawodowej, nie ma mieszkania – śpi po znajomych – a cały majątek mieści się w jego torbie. Żyje dla chodzenia. Jest bardzo kontaktowy, rozmawia ciągle ze spotkanymi na tej swojej pielgrzymce ludźmi, fotografuje ich lub miejsca, gdzie żyją i pracują. Rezultaty tych antropologicznych wypraw publikuje na blogu, ale nie jest on celem jego eksploracji miasta, a co nim jest? Nic. Chodzenie. Rozpoczynając projekt przechodzenia 8 000 mil ścieżek i dróg metropolii Green nie miał właściwie nic konkretnego na myśli. Wcześniej pracował za biurkiem i odczuwał coraz większą frustrację. Pewnego dnia sprzedał wszystko, co miał i zaczął poznawać miasto. Pomysł na życie czy jego filozofia?

Kiedy karuzela obłędu przybiera paranoiczne kształty i grozi wywaleniem mnie z orbity, wówczas wysiadam z autobusu i idę przed siebie. Jedną piosenkę, trzy piosenki, całą płytę. Odmierzam sobie czas muzyką i wędruję.

Rebecca Solnit w książce Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne pokazuje, że przemierzanie różnych przestrzeni (nie tylko miejskich) stanowi akt filozoficzny czy nawet polityczny. Wyprowadza wędrowanie w obszary buntowniczego zwolnienia, które od czasów epoki przemysłowej jest niczym policzek wymierzony w takie cechy jak produktywność, pracowitość i wydajność. 

Sama sobie codziennie wymierzam policzek, bo przecież jestem w wiecznym niedoczasie. W pędzie, szale i szamocie. Muszę pracować, nadrabiać, robić coś. Kiedy karuzela obłędu przybiera paranoiczne kształty i grozi wywaleniem mnie z orbity, wówczas wysiadam z autobusu i idę przed siebie. Jedną piosenkę, trzy piosenki, całą płytę. Odmierzam sobie czas muzyką i wędruję. Podobnie jak bohater dokumentu czasem zagaduję ludzi, ale to oni częściej wchodzą w różne interakcje. Lubię ich historie, mogę wtedy na chwilę przystanąć i odpocząć. Potem wyruszam znowu. 

Robienie czegoś bez celu i z góry założonego rezultatu jest jak środkowy palec w stronę niekończącego się „po coś”.

Jak XIX wieczny flaneur. Anonimowość miasta i pożytki z bezcelowego wałęsania się były inspiracją literacką od kiedy tylko Charles Baudelaire wprowadził figurę niespiesznego przechodnia na paryskim bruku. W polskiej literaturze mógł być nim choćby Stanisław Wokulski, bohater Lalki Bolesława Prusa, który uciekał od miłości do Izabeli Łęckiej. Aby ukoić swoje zranione serce stał się flaneur przechadzającym się po ulicach. Obserwował architekturę, patrzył w oczy ludzi ruchliwego miasta. „Ten Paryż wygląda, jakby wszyscy mieszkańcy czuli potrzebę komunikowania się jeżeli nie w kawiarniach, to za pomocą ganków”, konstatował Wokulski. Trochę go to drażniło, szukał samotności a wszystko wokół niego „wre i kipi, i szumi i pryska.” Chodząc po placach i zaułkach poczuł, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Jest anonimowy: „Po jednogodzinnym pobycie na ulicy stał się zwyczajną kroplą paryskiego oceanu”. Co daje taka samotność w tłumie? Bezkarność, samowystarczalność, wolność. Cokolwiek zrobimy, zrobimy to dla siebie. Będziemy odpowiedzialni za to, czy przekąsimy coś w kafejce na rogu czy zasiądziemy w restauracji. To my zdecydujemy, czy przejdziemy wzdłuż kramów nad Sekwaną, czy raczej pójdziemy na spacer do jednego z rozległych ogrodów. Wolność tymczasowa i pozorna? Być może. Ale jaka smaczna.

Robienie czegoś bez celu i z góry założonego rezultatu jest jak środkowy palec w stronę niekończącego się „po coś”. Kapitalistyczna produkcja kroków mogłaby się przecież czemuś przysłużyć: choćby zrzuceniu wagi, aby być bardziej fit (czyli zdrowym i niebiorącym L 4). Jeśli nawet tak jest, to tylko jako efekt uboczny. Głównym bowiem zadaniem takich osób jak piechurzy, włóczędzy i spacerowicze to bycie w ruchu i poznawanie świata na własnych warunkach i we własnym tempie. I jak mantra wraca pytanie: po co? Po nic, o rany, już mówiłam!

Moje szwendanie się tu i tam jest kamyczkiem w trybikach systemu zapieprzania w życiu, bo trzeba. Bo jesteś dorosła i, ej, rób coś pożytecznego. Otóż robię i dlatego chcę też gapić się na słońce aż mnie rozbolą oczy. Albo siedzieć na ławce w parku i zastanawiać się, który znak przestankowy przypominają mijające mnie psy. Jestem wtedy sama ze sobą. Na dobre i na złe.

000 Reakcji
/ @sylwia.chutnik

Pisarka, felietonistka. Doktorka Instytutu Kultury Polskiej UW. Kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna i promotorka czytelnictwa. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Dostała Społecznego Nobla Ashoka za działalność na rzecz matek oraz nagrodę m. st. Warszawy. Twórczyni sztuk teatralnych. Jej książki zostały wydane w dziewięciu krajach.

zobacz także

zobacz playlisty