Opinie |

Sylwia Chutnik | I wyobrażam sobie, że stoję na scenie
25.02.2019

Ilustracja: Katarzyna Kubacha | Animacja: Marta Kacprzak

To się musiało tak skończyć: tata był muzykiem. Perkusistą, który jeździł po świecie i grał od dancingów po koncerty. Słuchał jazzu i The Police oraz wyśmiewał się z mojej fascynacji Madonną.

Przywoził płyty, a także nagrywał kasety, które numerował i ustawiał w równym rządku. Nie zdążył mnie nauczyć nut. Wyjechał. Ale kiedy go odwiedzam, to zawsze robimy rajd po koncertach: na stadionach i w małych klubach. Słuchamy dosłownie wszystkiego, interesuje nas energia i osobowość artystów i artystek. Gdyby ktoś zobaczył nasze ostatnie eskapady to trudno byłoby mu odpowiedzieć na pytanie: „czego słuchacie”. Słuchamy zajebistej muzyki. 

Kiedy miałam dwanaście lat, zobaczyłam punka na ulicy. Zakochałam się. Chciałam być taka, jak on. Nie znałam nikogo, kto mógłby pożyczyć mi chociaż jedną płytę, ale szukałam na własną rękę. Korzystałam z przegrywalni kaset i próbowałam oprócz muzyki alternatywnej, wyłowić coś mocniejszego. Zaczęłam eksperymentować z wyglądem. Moja mama nie puszczała mnie na koncerty, bo byłam za mała. Czekałam więc niecierpliwie, niczym koń w boksie przed gonitwą. W połowie ósmej klasy trafiłam do klubu Ludzi Artystycznie Niewyżytych (w skrócie KLAN), który prowadziła poetka Danuta Wawiłow. Miała swoją rubrykę Cześć poeci i poetki w piśmie Filipinka. Mama pozwoliła mi tam chodzić, bo trudno już było udawać, że dziecko będzie lekarzem albo kimś tam. Dziecko będzie artystką i teraz pytanie: co z tym zrobić?

To oni byli moimi przewodnikami w tym, co nosić, co robić, czego słuchać i co oglądać. Była pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych, hulał grunge, ale i polski punk rock miał się dobrze.

W KLANIE poznałam pierwszych w moim życiu punków. Rzuciłam się na te znajomości. W tydzień przestałam jeść mięso (nie jem go do tej pory), wchłaniałam setki płyt i zinów. No i miałam znajomych do włóczenia się po koncertach. Byłam tak szczęśliwa, że zrobiłam swojego pierwszego poetyckiego zine’a. Miałam czternaście lat i odnalazłam siebie. Pamiętam pierwsze spotkanie z tymi ludźmi i potrafię je odtworzyć tak,  jakbym miała w głowie nagrany film na zwolnionych obrotach. Otworzył mi się kalejdoskop i kręci się do tej pory. To wielkie szczęście tak wcześnie spotkać na swojej drodze dobrych ludzi. 

Wtedy poznałam na przykład Kostka Usenko, syna Danki. I Pestkę, Gosię Gałysz, Agę Świątecką, Dorotę Tałajko. Potem ludzi z całej Polski: Szkolgę i Asisko, z którymi kontakt mam do tej pory. I sto tysięcy innych ludzi. Właściwie to oni byli moimi przewodnikami w tym, co nosić, co robić, czego słuchać i co oglądać. Była pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych, hulał grunge, ale i polski punk rock miał się dobrze. W Hybrydach była czad giełda, można było sobie kupić, co się chciało. Szybko zaczęłam szlajać się z anarchofeministkami, one miały zagraniczne nagrania z nurtu riot grrrl. Wtedy też poznałam Bikini Kill, które kilka lat wcześniej zrobiły zine’a o tym samym tytule. Koleżanka go zdobyła, chyba w Berlinie. Mam go do tej pory. Chluba kolekcji. 

Właściwie większość kapel, które wtedy poznałam (współorganizując im później koncerty lub po prostu imprezując) słucham do tej pory. Nie wiem sama, co o tym myśleć. Z jednej strony to dobrze, że „ej, Sylwia, nie zmieniłaś się ani trochę” z drugiej zaś takie zatrzymanie się na młodości ogranicza percepcję tego, co dzieje się aktualnie. 

Po lekturze książki Simona Reynoldsa Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością (we wspaniałym tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydawnictwo Kosmos Kosmos – kupcie sobie!) rozumiem już, że ciągłe powracanie do starych dźwięków jest dość obciachowe. Ale punk rock podobno skończył się już dawno  -  a przynajmniej tak pisali po pierwszej płycie The Clash, hehe. Staram się śledzić to, co dzieje się na scenie obecnie i lubię, kiedy punk przybiera formy-pomosty. Dopóki ktoś wychodzi na scenę i daje z siebie bebechy to jest cudownie. Chodzę regularnie do Teatru Wielkiego i czasami mam tam ciary przy jakiejś arii. Nieważne, CO TO JEST ZA GATUNEK, w dupie z tym. Takie same emocje mam, kiedy grają Pochwalone lub kiedy słucham Niny Simone.

Dzięki aplikacjom muzycznym trochę inaczej poznaję płyty, dlatego też zwykle są to pojedyncze utwory. Pewnie jakiś maniak muzyczny nazwie to fast foodem dla duszy, ale wytłumaczę się, że lubię też winyle.

Bo ja muszę ciągle słuchać. Wychowana na walkmanie popsułam sobie słuch od naparzania po bębenkach decybelami. Idę ulicą albo jadę tramwajem i oto jestem w teledysku albo na scenie. Drę się, robię miny, autentycznie przeżywam. Wymyślam polskie teksty, które oczywiście zaraz zapominam. Ale wczuwam się, nakręcam. Chodzenie i słuchanie jest jak medytacja. Zauważyłam, że mój syn ma to samo. To chyba jakiś rodzaj introwertycznego dziedzictwa. 

Muzyka wywołuje u mnie stany wzruszenia. Kiedy piszę to co najwyżej radio mruczy w drugim pokoju, bo konkretne nagranie wytrącałoby mnie z równowagi i dekoncentrowało. Przyczepiam się często do jednego kawałka, katuję go bez ustanku, aby potem chamsko porzucić na rzecz kolejnej fascynacji. Tak jest również z zespołami. Ale wracam po jakimś czasie, przepraszam i znowu wałkuję. Dzięki aplikacjom muzycznym trochę inaczej poznaję płyty, dlatego też zwykle są to pojedyncze utwory. Pewnie jakiś maniak muzyczny nazwie to fast foodem dla duszy, ale wytłumaczę się, że lubię też winyle. Wtedy nie skaczę igłą po rowkach, tylko grzecznie czekam aż skończy się strona. Nie robię skoków w bok. 
I tak, potrafię zostać w sklepie dłużej, bo właśnie puścili fajną piosenkę (oczywiście zwykle z zakazanej przez Dobry Gust kategorii rozrywkowo-tanecznej). I tak, potrafię stać pod drzwiami, bo w słuchawkach brzmi jeszcze jakaś super naparzanka. Oraz, owszem, miałam liczne zeszyty z wyciętymi piosenkarzami. Acha, i obroniłam magisterkę o Madonnie jako ikonie emancypacji, także sorry tato. 

„Życie jak muzyka”, śpiewał Robert Brylewski. U mnie to muzyka równa się życie.

000 Reakcji
/ @sylwia.chutnik

Pisarka, felietonistka. Doktorka Instytutu Kultury Polskiej UW. Kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna i promotorka czytelnictwa. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Dostała Społecznego Nobla Ashoka za działalność na rzecz matek oraz nagrodę m. st. Warszawy. Twórczyni sztuk teatralnych. Jej książki zostały wydane w dziewięciu krajach.

zobacz także

zobacz playlisty