Z rodziną najlepiej wychodzi się przed kamerą – przegląd pokrzepiających historii o ekranowych familiach18.12.2020
Można o niej opowiadać z przymrużeniem oka i dystansem, ale i w konwencji dramatu, a nawet horroru. Przyglądamy się ekranowym familiom – tym, które wywołują pozytywne emocje, prowokują do śmiechu lub wzruszają.
Genialny klan (2001), reż. Wes Anderson
Trzeci pełnometrażowy film Wesa Andersona opowiada o zawiłych losach klanu Tenenbaumów. Chas (Ben Stiller) to geniusz o matematycznym umyśle, jego brat Richie (Luke Wilson) – utalentowany tenisista, z kolei adoptowana Margot (Gwyneth Paltrow) już w dziewiątej klasie napisała sztukę teatralną, za którą otrzymała stypendium. Sukcesy z młodzieńczych lat nie przygotowały ich jednak na dorosłe życie – ani na konfrontację z ojcem (Gene Hackman), który postanowił wrócić do dzieci po dwóch dekadach nieobecności. Film Andersona ma słodko-gorzki posmak, potrafi rozbawić do łez absurdalnym humorem, zachwycić charakterystyczną symetrią kadrów (stylizowanych niekiedy na zdjęcia z rodzinnego albumu), a jednocześnie ukazać tragiczne rysy na portretach bohaterów – nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie, powielających błędy rodziców, zagubionych w otaczającej ich rzeczywistości. „Właściwie wszystkie wspomnienia blasku i chwały młodych Tenenbaumów zostały wymazane przez dwie dekady zdrad, niepowodzeń i klęsk” – słowa wypowiedziane w filmie przez narratora najlepiej świadczą o dwoistości losów owego genialnego klanu i samego filmu Andersona.
Nebraska (2013), reż. Alexander Payne
Urzekający tak formą, jak i treścią niezależny film drogi. Gdy zniedołężniały alkoholik Woody (Bruce Dern) wygrywa nagrodę na loterii, wyrusza w podróż do Nebraski, a towarzyszy mu syn David (Will Forte), wątpiący w prawdziwość zwycięskiego losu. Dla obu będzie to droga pełna wybojów – początkowo samo przebywanie w jednym samochodzie będzie dla obu wyzwaniem. Z czasem obaj mężczyźni we wspólnej podróży odnajdą szansę na znalezienie porozumienia i wybaczenia dawnych win. To mały wielki film, zrealizowany na czarno-białej taśmie, skromny, nieefekciarski, a jednocześnie poruszający do głębi i buzujący od często niewypowiedzianych emocji.
Mała miss (2006), reż. Jonathan Dayton, Valerie Faris
Kolejny w zestawieniu film drogi – tym razem skupiony wokół podróży, której celem jest dotarcie na konkurs piękności dla dzieci. Właśnie w nim postanawia wziąć udział siedmiolatka, delikatnie mówiąc, odstająca wyglądem od innych dziewczynek biorących udział w tego typu konkursach. Pozytywnie nastawiona do swojego pomysłu Olive (Abigail Breslin) szybko zaraża entuzjazmem resztę rodziny. Podróż przez Amerykę żółtym busem będzie pełna przygód, a rodzina dziwaków dostanie szansę na zacieśnienie więzi (w składzie: wujek-niedoszły samobójca, dziadek-erotoman wyrzucony z domu starców za posiadanie narkotyków, brat porozumiewający się z innymi wyłącznie za pomocą pisma i nieszczęśliwi rodzice uwikłani w zawodowe role). Mała miss to kino urzekające ciepłem, z pozytywnym przesłaniem i przystępnym humorem – choć nie zawsze z rodzaju tych dla całej rodziny.
Był sobie chłopiec (2002), reż. Chris Weitz, Paul Weitz
Choć początkowo może się wydawać, że w przypadku Był sobie chłopiec mamy do czynienia z kolejną banalną komedią romantyczną (film zaczyna się od tego, że bohater zapisuje się do klubu samotnych rodziców, by znaleźć nową partnerkę), to w miarę postępów fabuły okazuje się, że produkcja ma do zaoferowania o wiele więcej. Bracia Weitz odpowiedzialni za reżyserię i scenariusz Był sobie chłopiec (a wcześniej – co może być zaskoczeniem – za reżyserię American Pie (1999)) stworzyli przepiękną opowieść o dorastaniu (niezależnie od wieku) i dojrzewaniu do bycia rodzicem. To kolejna historia, od której robi się człowiekowi cieplej na sercu, a interakcje głównych bohaterów – Willa (Hugh Grant) i Marcusa (Nicholas Hoult) – potrafią rozbawić do łez. Jeden z tych filmów, które często lecą w telewizji i gdy się na niego trafi, to jakoś trudno zmienić kanał.
Duża ryba (2003), reż. Tim Burton
W Dużej rybie na podstawie książki Daniela Wallace’a Tim Burton pokazuje bajkowy świat, w którym dużo miejsca poświęca sile płynącej ze snucia opowieści. To właśnie dzielenie się historiami z przeszłości, powtórne przeżywanie niesamowitych przygód z czasów młodości, zdaje się podtrzymywać przy życiu schorowanego Edwarda Blooma (Albert Finney). Młody Edward (o twarzy Ewana McGregora) spotkał wiedźmę, podarował ukochanej dziesięć tysięcy żonkili, przyjaźnił się z cyrkowcami, w Wietnamie poznał śpiewające bliźniaczki syjamskie. Krótko mówiąc: toczył barwne i interesujące życie, niedostępne dla większości śmiertelników. Syn (Billy Crudup), mimo że podchodzi sceptycznie do historii staruszka i stara się za wszelką cenę tłumaczyć je racjonalnie, finalnie daje się wciągnąć w ten magiczny, nierealny świat. W ostatnich chwilach ojciec prosi go, by opowiedział o jego śmierci – tym samym młodzieniec snuje swoją pierwszą bajkę o niesamowitej ucieczce ze szpitala. Symbolicznie wchodzi w buty ojca i akceptuje wymysły jego niepohamowanej wyobraźni. Scena pogrzebu, gdzie pojawiają się „wymyśleni” przez Edwarda bohaterowie jego opowieści, udowadnia, że w każdej historii tkwi ziarno prawdy. W ramach ciekawostki warto dodać, że zanim projektem zajął się Burton, film miał reżyserować Steven Spielberg, który chciał w roli starego Blooma obsadzić Jacka Nicholsona.
Coco (2017), reż. Lee Unkrich, Adrian Molina
Magicy animacji ze studia Pixar potrafią we wzruszający sposób opowiedzieć praktycznie o wszystkim. Z góry można było więc założyć, że film o dwunastoletnim chłopcu z zamiłowaniem do muzyki, który trafia w zaświaty, by odnaleźć nieżyjących bliskich i odkryć rodzinną tajemnicę, będzie wzruszający do potęgi. Akcja rozgrywa się w Meksyku, widz ma więc okazję poznać tamtejszą kulturę i zwyczaje, które wiążą się z pochówkiem zmarłych. Poza oczywistymi atutami obecnymi w każdej produkcji studia Pixar – niesamowitą animacją, inteligentnym humorem i zapadającymi w pamięć piosenkami – film zachwyca właśnie tą egzotycznością. To również pochwała pielęgnowania wspomnień o zmarłych, pogoni za marzeniami (które często depcze brutalna rzeczywistość) i walki o sztukę (w tym przypadku: zakazaną muzykę).
Za jakie grzechy, dobry Boże? (2014), reż. Philippe de Chauveron
Rodzinne spotkania to idealny materiał na komedię pomyłek wypełnioną żartami sytuacyjnymi. Wie o tym doskonale Philippe de Chauveron, reżyser francuskiej komedii Za jakie grzechy, dobry Boże?. Tym bardziej, że przy wspólnym stole naprzeciwko zatwardziałego ojca-konserwatysty (Christian Clavier) zasiadają jego czterej zięciowie – Żyd (Ary Abittan), Arab (Medi Sadoun), Chińczyk (Frederic Chau) i ciemnoskóry Charles (Noom Diawara). Atmosfera robi się napięta, a kłótnia wisi w powietrzu. Wzajemne animozje i uprzedzenia uda się zażegnać, a finalnie okaże się, że nie taki obcokrajowiec straszny jak go twardogłowi malują.
zobacz także
- Sztuczna inteligencja ożywiła Mona Lisę
Newsy
Sztuczna inteligencja ożywiła Mona Lisę
- Leonardo DiCaprio gwiazdą nowego filmu Guillermo Del Toro
Newsy
Leonardo DiCaprio gwiazdą nowego filmu Guillermo Del Toro
- Igo rusza z karierą solową. Posłuchaj „Heleny" – pierwszego singla wokalisty
Newsy
Igo rusza z karierą solową. Posłuchaj „Heleny" – pierwszego singla wokalisty
- Po 50 latach złamano kod Zodiaka. Rozszyfrowali go pasjonaci matematyki
Newsy
Po 50 latach złamano kod Zodiaka. Rozszyfrowali go pasjonaci matematyki
zobacz playlisty
-
Teledyski
15
Teledyski
-
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
13
Domowe koncerty Global Citizen One World: Together at Home
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
Seria archiwalnych koncertów Metalliki
07
Seria archiwalnych koncertów Metalliki