BoJack Horseman: Lęk i odraza w Hollywoo29.01.2020
W 1987 r. w ABC miał premierę sitcom Rozbrykani. Opowieść o koniu, który musi zmienić swoje priorytety, gdy bierze pod opiekę troje ludzkich sierotek, została początkowo przyjęta mało entuzjastycznie, grubo poniżej średniej. Wszystko, co się wydarzyło potem, niewątpliwie zasługuje na miano wielkiej historii sukcesu – wielkiej, co nie znaczy skomplikowanej. Ale prawdziwa tajemnica familijnej serii wyświetlanej przez 9 sezonów, która z zaledwie umiarkowanie obiecującego pilota stworzonego przez Herba Kazzaza przerodziła się w gigantyczny hit, tkwi jednak w samej obsadzie. Nie sposób sobie wyobrazić, jak by się potoczyły losy Rozbrykanych, gdyby to nie BoJack Horseman dostał w nich główną rolę.
Z angażem BoJacka wiązało się co prawda pewne ryzyko, ale to właśnie dzięki niemu ABC rosło w siłę. Młody, początkujący aktor też dobrze wykorzystał ten czas – szybko przekroczył pewien próg popularności, otrzymywał 30 tysięcy dolarów za każdy odcinek i zyskał status gwiazdy. No, ale to już tylko przeszłość. Co robił przez ostatnich osiemnaście lat, od kiedy serial zdjęto z ramówki? Siedział w swojej rezydencji w Hollywoo (brak litery „d” jest tu nieprzypadkowy) i narzekał na cały świat. BoJack po pierwszej dużej roli mógł kuć żelazo, póki gorące, jednak życie upłynęło mu na dawkowaniu końskich dawek alkoholu i narkotyków oraz nieprzespanych nocach, kiedy fantazjował o występie w filmie o Sekretariacie – sławnym koniu wyścigowym, którego kariera również została zepchnięta na boczne tory. Wszystko to wpędziło go w ciężką depresję.
Na pierwszy rzut oka wygląda to na wycinek z kolorowego pisemka na temat życia hollywoodzkich sław, ale dla jasności dodajmy, że to streszczenie pierwszych kilku minut serialu BoJack Horseman. Przebój Netfliksa stworzony przez Raphaela Bob-Waksberga w sierpniu 2014 r. zapowiadał się na zaledwie satyryczną opowieść o absurdach przemysłu filmowego i trywialną animację z antropomorficznymi zwierzętami w rolach głównych. Z czasem jednak całość nabrała coraz ciemniejszych barw: spod 25-minutowych odcinków o zabawnym, gadającym koniu, wyziera serial podszyty dojmującym i głębokim smutkiem, który opowiada historię zgorzkniałego faceta tracącego kontrolę nad swoim życiem i siedzącego po uszy w emocjonalnym szambie. Próbował on wyrwać się z marazmu i wrócić do zawodu, by ocalić poczucie wyjątkowości. Bezskutecznie.
Historia BoJacka wkrótce definitywnie się skończy. Ostatnich osiem odcinków serialu pojawi się na Netfliksie 31 stycznia. W powietrzu wciąż unoszą się pytania zasadnicze: co BoJacka w życiu boli, gdzie dokładnie boli, czemu tak się dzieje i jak zamierza sobie z tym bólem poradzić? Nim znajdziemy na nie odpowiedź w finale szóstego sezonu, nie zaszkodzi szybki przegląd i podsumowanie dolegliwości BoJacka, które trafiają w jego czułe punkty i nieustannie go nokautują.
Rodzicielskie błędy
Przyczyn swojego stanu BoJack szukać powinien głęboko w samym sobie – w instrukcji obsługi życia, którą formujemy w dzieciństwie. Najistotniejsze ustępy tej instrukcji z reguły przekazują dzieciom ich rodzice. Podobnie jest z katalogiem problemów wśród osób, które wyniosły z rodzinnych domów niezdrowe wyobrażenie dotyczące siebie, innych oraz dorosłego życia. „Moi rodzice opanowali sztukę fatalnego rodzicielstwa” – deklarował BoJack, a przewiny te widać gołym okiem. Jego matka, Beatrice, była dziedziczką fortuny właścicieli fabryki cukru. Ojcu, Butterschotchowi Horsemanowi, niespełnionemu pisarzowi i bitnikowi, rzadko udawało się zapewnić te luksusy. Oboje pili. Dużo. Nie poświęcali BoJackowi większej uwagi, nie przeszkolili go do tworzenia bliskich, satysfakcjonujących relacji czy stabilnego poczucia własnej wartości. Mieli gdzieś jego późniejszy aktorski sukces, wyżywali się na nim, a wszystkie ich niespełnione ambicje i żale były według nich ewidentnie winą BoJacka. Niespodzianką nie jest więc fakt, że rodzicielskie błędy i dziecięce krzywdy odkładały się w jego głowie, aż zebrały swoje żniwo.
Zaniedbania i spalone mosty
BoJack na przestrzeni sześciu sezonów kłusował w kierunku nihilizmu i narcyzmu, nałogu i frustracji, szczytu bezczelnego cynizmu, egoizmu i pustki. Nawalał na całej linii, dopuszczał się rzeczy haniebnych tak często, że trudno je już zliczyć. Wystarczy przypomnieć z jednej strony liczne alkoholowo-narkotyczne wybryki, z drugiej zaś rozpadające się związki, krzywdzące epitety wysyłane w kierunku najbliższych, spalone mosty i wieloletnie zaniedbania.
Przykładem tego ostatniego niech będzie relacja z Herbem, twórcą i głównym scenarzystą Rozbrykanych, niegdyś największym przyjacielem i mentorem BoJacka, który wciągnął go do branży, pomógł zdobyć sławę i wszystko, czego dusza zapragnie. Na początku lat 90. ich drogi się rozeszły – Herb wyleciał z pracy po seksskandalu, BoJack zaś nie wstawił się za nim u władz stacji, wypiął się na kumpla i zerwał kontakt na dwadzieścia lat. „Wiesz jaki masz problem? Myślisz, że jesteś w porządku. Ale nie jesteś. I pewnie wysypiałbyś się w nocy o wiele lepiej, gdybyś się przyznał, że jesteś popieprzonym, samolubnym tchórzem, który bierze, co chce i ma totalnie gdzieś cudze uczucia”. Te słowa padają z ust Herba tuż przed jego śmiercią, kiedy po latach milczenia w jego domu zjawia się BoJack proponując rozejm i przeprosiny. Wielopiętrowa intensywność tej sceny przeszywa jak szpila.
Pogrążające nałogi
Co ciekawe, BoJack często był na tyle przytomny i bystry, aby trafnie ocenić swoje ułomności, zdawał sobie sprawę z ich szkodliwego wpływu, ale nie chciał lub nie potrafił im przeciwdziałać. Wypierał komentarze Princess Caroline, swojej byłej dziewczyny i agentki, nieustępliwie uchylał się od krytyki Diane, autorki jego biografii i najbliższej powiernicy. Wszyscy mówili, tłukli mu do głowy dobre rady, ale on tylko uparcie trzymał się wymówek, wieczne zrywał znajomości i coraz bardziej pogrążał się w nałogach, powoli tracąc kontakt z rzeczywistością. Miarka się przebrała, gdy przyłożył rękę do uzależnienia i śmierci Sarah Lynn – przed laty ekranowej towarzyszki z Rozbrykanych, obecnie wywołującej sporo kontrowersji gwiazdy pop, która po dziewięciu miesiącach trzeźwości za namową BoJacka wróciła do starych nawyków i przedawkowała heroinę na jego oczach.
Niechęć do zmian
BoJack oczywiście nie miał wpływu na to, w jaki sposób wychowali go rodzice, ale nie można się oszukiwać, że całe to jego życiowe połamanie i poharatanie wynika wyłącznie z dziedziczenia traum. „Nie możesz ciągle tego robić. Nie może odpierdalać numerów, a potem tylko przepraszać, jakby to wszystko naprawiało. Musisz się w końcu poprawić. Bo sam całkowicie odpowiadasz za te krzywe akcje. To nie kwestia alkoholu, dragów, ani tych wszystkich gównianych wydarzeń, które wydarzyły się na drodze twojej kariery, albo gdy byłeś dzieckiem. To wszystko przez ciebie” – mówi Todd Chavez, współlokator BoJacka, który okupował jego kanapę przez sześć lat i jedna z kluczowych postaci w jego życiu. Całkiem możliwe, że to właśnie te słowa są kluczem do zrozumienia serialu Bob-Waksberga. BoJack Horseman to bardzo śmieszna, a jednocześnie ani trochę zabawna przypowieść o potrzebie budowania w sobie odpowiedzialności indywidualnej i poczucia wstydu, za którym idą zmiany. O świadomości tego, w jaki sposób definiują nas nasze własne wybory, działania, dobór niewłaściwych słów i jaki wpływ mają na osoby wokół nas.
Fantazje o nudnej codzienności
Nie przychodzi mi do głowy drugi serial (nie tylko animowany, ale w ogóle), który byłby równie skomplikowany, złożony, tak gęsto uszyty z zagubienia i dezorientacji bohatera, dlatego też z wielkim smutkiem i z wyczekiwaniem, a więc z pewną emocjonalną ambiwalencją wyczekuję jego finału. Walka o sens wciąż trwa.
Czy BoJack może być inną, lepszą osobą? Czy w końcu będzie w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, kim chce być i jak żyć, mając na karku przeszło pięćdziesiątkę? Kto wie, może nie jest wcale za późno. BoJack już wykonał pierwszy krok – zaczął pracę nad sobą. W finale piątego sezonu trafił do ośrodka odwykowego w Malibu, rozpoczął półtoramiesięczne leczenie, a więc popchnął samego siebie w kierunku realnej zmiany, samorozwoju i nadziei na poprawę. Jedną oczywistą opcją, jaką ma BoJack, jest przestać ranić wszystkich dookoła i spróbować zadośćuczynić popełnione błędy. Inną opcją byłoby istotne przewartościowanie w polu życia prywatnego. Może skoro nominacja do Oscara (zmyślona, ale jednak łechtająca jego ego) i propozycja roli w najnowszym filmie Davida Pinchera nie przyniosły sensownych odpowiedzi, to warto poszukać gdzie indziej. BoJack od pierwszego sezonu fantazjuje na przykład, jak mogłaby wyglądać jego codzienność, gdyby przed laty porzucił LA, wybrał życie u boku byłej dziewczyny Charlotte i zdecydował się na założenie rodziny. Czy utopiony w hektolitrach alkoholu i autoagresji gwiazdor z Hollywoo, zasługuje na podobnie szczęśliwe i uporządkowane zakończenie? Oto zagwozdka, na której rozwiązanie poczekamy do piątku.
zobacz także
- Adam Sandler: Autoironiczny oscarowy szantaż
Ludzie
Adam Sandler: Autoironiczny oscarowy szantaż
- 78 minut. Ujawniono zalecaną dzienną dawkę muzyki pozytywnie wpływającej na zdrowie psychiczne
Newsy
78 minut. Ujawniono zalecaną dzienną dawkę muzyki pozytywnie wpływającej na zdrowie psychiczne
- Adam Driver: Złodziej ekranu i Hamlet w masce Sitha
Ludzie
Adam Driver: Złodziej ekranu i Hamlet w masce Sitha
- Adam Driver jako Enzo Ferrari. W filmie o gigancie motoryzacji zagrają też Penélope Cruz i Shailene Woodley
Newsy
Adam Driver jako Enzo Ferrari. W filmie o gigancie motoryzacji zagrają też Penélope Cruz i Shailene Woodley
zobacz playlisty
-
Inspiracje
01
Inspiracje
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
filmy
01
filmy
-
CLIPS
02
CLIPS