Ludzie |

Agnieszka Podsiadlik: Zapomnieć się w Masłowskiej
15.03.2019

fot. Jarek Barański

Oparty na hip-hopowym poemacie Doroty Masłowskiej spektakl Inni ludzie w reżyserii Grzegorza Jarzyny to dzieło ogromnego kolektywu. W TR Warszawa spotkali się nie tylko aktorzy, ale też kompozytorzy, artyści muzyczni, graficy, animatorzy, artyści wizualni i twórcy wideo. O pracy nad sztuką, wielopoziomowym języku Masłowskiej i kinowych rolach porozmawialiśmy z występującą w Innych ludziach Agnieszką Podsiadlik.  
 

Inni ludzie według Masłowskiej to jedna z najbardziej oczekiwanych premier teatralnych sezonu. Czego możemy spodziewać się po spektaklu?

Agnieszka Podsiadlik: Przede wszystkim wielu ludzi (śmiech). Tyle osób w jednym przedstawieniu chyba jeszcze się na scenie TR Warszawa nie pojawiło. Nie chcę na razie zdradzać konkretów, wiele rzeczy może nas jeszcze zaskoczyć. Rozmawiamy tuż przed premierą, w specyficznym, twórczym momencie. Trochę jesteśmy już zmęczeni próbami, miejscem, ilością wchłanianych informacji i otrzymywanych bodźców; wieloma rzeczami, które trzeba połączyć, żeby spektakl powstał. To emocjonujący etap, który ma w sobie pewną niewiadomą. Czuję się jak butelka mocno gazowanego napoju, który ma w sobie bardzo dużo składników – oczywiście bardzo zdrowych (śmiech) – czekająca na otwarcie. Jednocześnie cieszę się, boję i jestem podekscytowana.

Pierwsze próby czytane odbywały się latem zeszłego roku. Jak bardzo od tego czasu spektakl ewoluował?

Od początku tekst sprawiał nam dużo radości. Jest trochę jak diament, który można z wielu stron obejrzeć, a potem zajrzeć do środka. Samo czytanie tekstu jest atrakcyjne, ale też trochę ograniczające. Istnieje wtedy tylko jeden wymiar. A teraz, poprzez adaptację, możemy pokazać tę historię wielowymiarowo, wejść głębiej, zobaczyć, dokąd nas zaprowadzi. Przepuścić ją przez pewien filtr, czyli przez nas – grupę ludzi, która pracowała nad tym tekstem – przez naszą wrażliwość i nasze fantazje na jego temat. A jednocześnie ten tekst jest na tyle pojemny, że mam wrażenie, że wszyscy mogą się w nim przejrzeć.

„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)
„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)

Według ciebie Inni ludzie to trudny tekst?

Nie wiem, czy trudny. Jako czytelniczka powiem, że śmieszny i zarazem bardzo smutny. Ale jako aktorka, że jest niesłychanie pojemny. Masłowska ma w swoim języku coś wyjątkowego. Ta narracja, połączenie słów i rymów wydobywają głęboki sens. Pod zabawną powierzchnią istnieje wiele warstw. 

To nie pierwsza twoja styczność z Masłowską na scenie TR Warszawa. Grasz też w Między nami dobrze jest.

Bardzo lubię ten spektakl i chyba właśnie dlatego mam dużą frajdę z prób do Innych ludzi. Między nami dobrze jest gramy od 2009 r. i ciekawe jest to, jak ten spektakl był odbierany na całym świecie. Okazało się, że mimo iż opowiada on o Polsce, naszym społeczeństwie i historii, to jest też bardzo komunikatywny dla zagranicznego widza. Publiczność w Moskwie, Helsinkach czy Madrycie na swój sposób rozumiała rozterki autorki. Język Masłowskiej ma więc wymiar uniwersalny.

Jak już wspomniałaś, spektakl tworzony jest przez wielki kolektyw. Pod dowództwem Grzegorza Jarzyny spotkali się ludzie z różnych dziedzin.

Są kompozytorzy, DJ-e, raperzy, wokaliści, artyści wideo, osoby odpowiedzialne za postprodukcję i do tego aktorzy. Jesteśmy dla siebie sporym zaskoczeniem. A jako że wszystko jest na żywo, pojawia się aspekt nieprzewidywalności, który bardzo lubię w teatrze – w przypadku Innych ludzi jest dodatkowo spotęgowany. Tym bardziej wszyscy musimy być bardzo czujni.

„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)
„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)

Myślisz, że tego typu spektakle są potrzebne, żeby przyciągnąć do teatru nowych widzów, np. fanów hip-hopu?

Ten spektakl przedstawia fragmenty z życia, do których każdy będzie mógł się odnieść, bez względu na wiek czy doświadczenie. To, czy lubisz Masłowską, hip-hop, czy nawet sam teatr nie jest tu ważne. To coś więcej; coś, w czym można się zapomnieć. Tym bardziej, że chronologia u Masłowskiej jest po części zaburzona i wytrąca nas z linearnej narracji. Dokładnie tak jak w życiu, gdzie niektóre elementy do siebie nie pasują i wydają się absurdalne, a potem wracają i nabierają znaczenia.

Coraz częściej możemy zobaczyć cię w dużych kinowych rolach, ostatnio m.in. u Małgorzaty Szumowskiej i u Kuby Czekaja. Kino coraz bardziej cię przyciąga?

Nie zastanawiam się nad tym. Do pewnego stopnia podążam za swoją intuicją i po prostu patrzę na propozycje, które przychodzą. Dużą radość sprawia zarówno kino, jak i teatr. Uwielbiam scenę, ale też plany zdjęciowe, bo to zupełnie inna bajka. W tym ułamku sekundy, kiedy kamera się włącza, tworzy się dziwne przesunięcie. Życie i wszystko, co namacalne, staje się poezją. Bardzo też lubię przygotowania do filmów, cały etap przed wejściem na plan, kiedy dużo się rozmawia, wymyśla i fantazjuje.

Przed nami dwa duże filmy z twoim udziałem. Jeden opowiada o Tadeuszu Kantorze, drugi to zagraniczna produkcja, w której grasz główną rolę. 

Prace nad filmem Kantor. Nigdy tu już nie powrócę rozpoczęły się kilka lat temu i do jego ukończenia zostało już zaledwie kilka scen. Gram tam Marię Stangret, drugą żonę Kantora. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Natomiast film Säsong, wyreżyserowany przez szwedzkiego artystę wizualnego Johna Skooga, skupi się na kilku przeplatających się ze sobą historiach rozgrywających się w małej szwedzkiej miejscowości. Gram tam Polkę, która przyjeżdża do pracy i konfrontuje się z rzeczywistością, próbuję się wpasować i odnaleźć. To film o człowieku jako części natury. O tym, że czasem trzeba dosłownie zmienić miejsce, żeby inaczej spojrzeć na swoje życie.

„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)
„Inni ludzie” (fot. Jarek Barański)
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty