Ludzie |

Eduard Micu: To, co nas rozśmiesza11.08.2020

Spytaliśmy finalistę 7. edycji konkursu Papaya Young Directors o tematy tabu, różnice między reżyserowaniem komedii i dramatów, a także listę inspiracji.

Papaya Young Directors to jedyny konkurs w Europie dla młodych reżyserów umożliwiający bezpośrednie wejście do zawodu w branży filmowej. Do tej pory odbyło się sześć edycji konkursu, w ramach których zrealizowano 96 filmów dla 45 sponsorów. Więcej o konkursie można przeczytać TU.

Jesteś rumuńskim filmowcem mieszkającym w Wielkiej Brytanii i kręcisz reklamę, która nieco kpi z tradycji zachodniej, zamerykanizowanej kultury. Jaka jest twoja historia?

W wieku 19 lat przeprowadziłem się do Wielkiej Brytanii, żeby studiować film na Norwich University of Arts. Byłem biednym studentem, miałem dwie prace, długi i mało spałem. Większość moich kolegów z roku w piątkowe i sobotnie wieczory się bawiła, a ja zbierałem kieliszki w klubach albo obsługiwałem stoliki w chińskiej restauracji. Muszę przyznać, że był to trudny okres, który pociągnął później za sobą konsekwencje. Nie dało się utrzymać takiego trybu życia. Przez lata nie miałem przerwy, to był ciągły kłopot. Jednak skończyłem studia i wtopiłem się w angielskie społeczeństwo. Dziesięć lat w obcym miejscu cię zmienia. Zauważasz to, gdy odwiedzasz swój rodzimy kraj i czujesz się w nim jak obcy. Studiowanie filmu było dużym ryzykiem, ale ja zawsze płynąłem z prądem – nie czuję się zbyt dobrze w komforcie i stabilności. Lubię trochę chaosu i pogoni, jestem przyzwyczajony do takiego „rollercoastera” wydarzeń. W Anglii miałem szczęście mieszkać z rumuńskim producentem muzycznym. Koneksje są szczególnie ważne, jeśli chcesz wejść do branży. Zrobiłem z nim kilka teledysków, równocześnie uczęszczając na kurs filmowy, ale niezbyt regularnie, ponieważ wolałem robić poboczne projekty. Bardzo dużo mi one dały. Nie chcę radzić innym, żeby robili to samo, co ja, ale miałem dzięki nim więcej materiału do portfolio. Nigdy nie byłem za to fanem robienia projektów studenckich. Były ciężkie, każdy chciał być reżyserem i ciągle rozchodziło się o konflikt ego. Ja rozegrałem to bezpiecznie, byłem studentem postprodukcji filmowej. Wolałem pracować sam, zestawiając ze sobą ujęcia bez przeszkód z zewnątrz. To właśnie tam dzieje się cała magia – naprawiane są błędy, a film ożywa. Potem zacząłem reżyserować własne projekty, wiedząc, czego potrzebuję do postprodukcji. Ale to zawsze było stresujące i wywoływało dużą presję, a ludzie nie pojawiali się, i tak dalej. Taka jest rzeczywistość projektów samofinansowanych. Gniew, rozczarowanie, konflikty, ego i stres, ale równocześnie dużo się uczysz. Ważne jest, aby nie przestawać ich robić, naciskać i nigdy się nie poddawać. Nawet jeśli masz ochotę zrezygnować z kręcenia filmów, to prawdopodobnie jedynie znak, że musisz zrobić sobie przerwę.

Mam takie „szczęście”, że regularnie doświadczam napięcia, niepokoju i strachu. Nie muszę więc oglądać horrorów.

Twój film opiera się na powszechnym spostrzeżeniu, że seks jest wciąż tematem tabu i rozmawiając o nim, wszyscy staramy się coś udowodnić, nawet jeśli chodzi tylko o kupowanie prezerwatyw. Czy mógłbyś rozwinąć tę koncepcję?

Naprawdę nie wiem, jak to działa w przypadku dzisiejszych nastolatków, ale zakładam, że są oni dużo lepiej poinformowani i patrzą na sprawy inaczej niż ja na początku lat dwutysięcznych. Kultura i demografia mają jednak na to ogromny wpływ. Ludzie są różni. Kiedy byłem nastolatkiem, byłem wiecznie zdenerwowany, nieśmiały, a dziewczyny wydawały mi się przerażające. Dopiero później przyszedł internet. Mówimy o kraju, który dopiero się rozwijał, uciekał przed komunizmem. Byliśmy nastolatkami mieszkającymi w nowodemokratycznym kraju, wychowywanymi przez rodziców, którzy dorastali w czasach socrealizmu. Ludzie byli więc w pewnych kwestiach bardziej powściągliwi. Jako nastolatkowi, kupowanie pierwszej paczki prezerwatyw wydawało mi się bardzo krępujące. Myślę więc, że w każdym pokoleniu są nieśmiałe i powściągliwe nastolatki. Na tym właśnie pomyśle zbudowałem swojego bohatera Niektórzy ludzie są niesamowicie otwarci w pewnych sprawach, a inni mają odmienne podejście. Niektórzy się uczą i zmieniają, inni są bardziej uparci i surowi. W tym wieku kupowanie pierwszej paczki prezerwatyw to wielka sprawa – szczególnie, gdy zdasz już sobie sprawę, że ludzie wiedzą, do czego ona służy. Seks nie jest tematem tabu dla dorosłych, ale dla świeżo upieczonych jak najbardziej.

Wygląda na to, że szczególnie lubisz czarne komedie ze szczyptą ironii. Czy wolisz pisać lub reżyserować komedie, czy raczej dramaty?

W przeszłości bardziej pasjonował mnie socrealizm, więc swoje pierwsze filmy robiłem o smutnej rzeczywistości, którą znałem. Mój pierwszy krótkometrażowy film został nagrodzony w USA i Europie. Otrzymałem pozytywną reakcję od zachodniej publiczności, ale z Rumunii dostałem same negatywne komentarze. Rumuni mają dość dramatów, zbyt długo stanowiły one część ich życia. Jeśli spojrzysz w przeszłość, w naszym kraju zawsze trwał chaos i dramat. Dlatego ludzie chcą czegoś pozytywnego. Spędziłem tak dużo czasu pochylony zbyt głęboko nad sensem życia. Musiałem radzić sobie z dużym stresem i wiele razy byłem na granicy wytrzymałości. Doprowadziło to do poważnych zaburzeń lękowych. Mam takie „szczęście”, że regularnie doświadczam napięcia, niepokoju i strachu. Nie muszę więc oglądać horrorów. Jestem przesiąknięty nihilizmem; zbawieniem była dla mnie komedia, zwłaszcza czarna. To tego ludzie czasami potrzebują – śmiechu i oderwania się od rzeczywistości.

Komedia to trudny gatunek, niełatwo jest je pisać, a to, co nas rozśmiesza, cały czas się zmienia. Kiedy jesteś dzieckiem, wystarczą ci zabawne dźwięki. Ale później śmieszy nas tragedia.

Co cię najbardziej inspiruje? Czy masz listę reżyserów, których podziwiasz?

Na wczesnym etapie kręcenia filmów zainspirował mnie Darren Aronofsky i jego Requiem dla snu oraz Pi. Chociaż lubię komedie, czasami potrzebuję przyjąć dawkę cierpienia. Nie jestem wielkim fanem czystych, perfekcyjnych ujęć, lubię trochę ziarna i niedoskonałości. Bardziej niż cokolwiek innego interesuje mnie historia, postacie oraz filozofia, która za nimi stoi. Oczywiście to, jak scena wygląda, jest szczególnie ważne dla wywoływania emocji. Poza tym Martin Scorsese i jego Taksówkarz zainspirował mnie bardziej niż jakikolwiek inny film. Podobał mi się jego dokumentalny klimat i realizm. To wtedy zacząłem pasjonować się socrealizmem.

Ale odkąd pojawiły się u mnie zaburzenia lękowe, z którymi żyję już 5 lat, dostosowałem się i teraz uważam, że komedia jest dla mnie najwygodniejsza. Komedia to trudny gatunek, niełatwo jest je pisać, a to, co nas rozśmiesza, cały czas się zmienia. Kiedy jesteś dzieckiem, wystarczą ci zabawne dźwięki. Ale później śmieszy nas tragedia. Przynajmniej „nas”, w znaczeniu „nas, spaczonych ludzi”. Patrzę na Setha Rogena, Setha MacFarlane'a, Ricky'ego Gervaisa, Charliego Brookera, scenarzystów BoJacka Horsemana czy Ricka i Morty'ego, a także wielu komików stand-upowych i widzę, że komedia najlepiej służy tym w trudnej sytuacji, np. finansowej. To tam jest najbardziej potrzebna. Śmiech z własnej nędzy ma lecznicze właściwości, utrzymuje nas przy życiu. Jako filmowiec chciałbym „łaskotać” umysł widza. I nie widzę powodu, by nie łączyć czegoś, co pomaga nam go ćwiczyć, z czymś, co wzbogaca go w „szczęśliwe” związki chemiczne.

000 Reakcji
/ @papaya.rocks

zobacz także

zobacz playlisty