Ludzie |

Film | Ludzkie oblicze miasta19.08.2019

W Polsce nie brakuje pięknych krajobrazów i zapierającej dech w piersiach architektury. Różnorodność kształtów, klasyczne proporcje i dyskretna kolorystyka to coś, co doceniają nie tylko mieszkańcy, ale też zjeżdżający z całego świata turyści. Niestety czasem trudno dostrzec imponującą architekturę z powodu wszechobecnych szyldów i banerów. Tak właśnie jest na ulicach Elbląga, gdzie stare nieprzerwanie ściera się z nowym. A kiedy nie udaje się wypracować kompromisu, zamiast harmonii pojawia się wizualne szaleństwo w postaci szyldozy, pastelozy i samowolki.

Mastercard :DobryZnak - Elbląg

W 2013 r. polski reportażysta, Filip Springer, zauważył w polskiej architekturze nowy rodzaj choroby. Atakowała ona głównie partery podniszczonych budynków, gdzie kwitła działalność usługowa, ale też domki jednorodzinne, nowe domy handlowe i bloki z wielkiej płyty. Ich brzydota i zaniedbanie malowały krajobraz jak po przegranej bitwie. W końcu jednak postanowiono coś z tym zrobić. Całą szarość schowano pod pastelowym szaleństwem. Tak powstała nowa choroba – pasteloza, która najlepiej czuła się na osiedlach, ale także i w centrach mniejszych miast. Te zaś z czasem zaczęły przypominać tanią scenografię do nieudanego karnawału. Budynki malowano na szybko w kolorowe barwy, często dodając ornamenty w postaci słoneczek, żaglówek czy listków. Choroba wymknęła się spod kontroli, zaczęła się rozprzestrzeniać i generować kolejne odnogi. I szybko znalazła sobie dobrego partnera – szyldy i banery reklamowe na miejskich elewacjach. Właśnie wtedy zaczęliśmy mówić o ogólnopolskiej szyldozie.

Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego definiuje to powikłanie jako „nadmierne, nieprzemyślane i niegustowne wypełnianie przestrzeni miejskiej wszelkiego rodzaju szyldami reklamowymi, bilbordami”. Minimalistyczne, niekrzykliwe szyldy reklamujące działalność rzetelnego hydraulika, znajomej tkaczki, ulubionego fryzjera czy klimatycznej kawiarni okazywały się kompletnie niezauważalne. Pogrążone w chaosie powielały tylko niespójną koncepcję miejskiej, przybrudzonej pstrokacizny, która zatraciła swój rzeczywisty, informacyjny cel. Miasto stało się tworem, na który nie dało się patrzeć. Przestało należeć do mieszkańców. I z tego powodu wielokrotnie próbowano je odbić z rąk choroby.

Walka z szyldozą przypomina jednak walkę z wiatrakami. Pomimo podpisania przez poprzedniego Prezydenta RP Ustawy Krajobrazowej, dającej samorządom narzędzie do kontrolowania estetyki przestrzennej, wprowadzanie lokalnych uchwał to bardzo powolny proces. Na domiar złego, nowe przepisy są często zaskarżane przez właścicieli banerów i sprawy trafiają do sądów. W rezultacie nie brakuje miejsc, które są tak nieprzyjemne, że nie mamy ochoty w nich przebywać i wolimy szybko zaszyć się w zaciszu własnych czterech ścian.

– Chaos wizualny nie jest winą przedsiębiorców. Aby przetrwać na rynku, dostosowują się oni do otoczenia. Niestety często jest to droga donikąd. Nawet jeżeli chcieliby coś zmienić, nie wiedzą komu powierzyć projekt i kto ma go wykonać. Dlatego wraz z organizacjami pozarządowymi specjalizującymi się w estetyce miejskiej stworzyliśmy dobryznak.org – platformę łączącą małych przedsiębiorców z designerami i szyldziarzami – mówi Marta Życińska, VP CMO Mastercard CEE.

Akcja :Dobry Znak, organizowana wspólnie przez Mastercard i Traffic Design to nie tylko platforma internetowa. W zeszłym roku w jej ramach odświeżono lokale w Warszawie, Poznaniu, Lubaczewie, Wrocławiu i Gdyni. Słynny, „najstarszy warszawski szewc”, pan Adam i jego sąsiad, kaletnik, także otrzymali nowe szyldy.:Dobry Znak pomógł również odnowić zewnętrzny wygląd sklepu polsko-nepalskiej rodziny, która wystąpiła w programie „Drzewo Marzeń” z Mateuszem Gesslerem. To wszystko zaostrzyło apetyt na stworzenie bardziej kompleksowego projektu, w którym uczestniczy cały szereg lokali i mieszkańcy. Dlatego w kwietniu na facebookowym profilu :Dobrego Znaku rozpoczęło się głosowanie. Za jego pomocą internauci zdecydowali, że to wybrany rejon w Elblągu zyska nową szatę, a tamtejszy Departament Urbanistyki i Architektury miasta wskazał ulicę Browarną jako potencjalne miejsce rewitalizacji.

Ekipa Mastercard i Traffic Design odnowiła witryny sześciu lokali. W sklepie wędkarskim pana Wiesława „Spławik” odświeżono szyld, który przed laty namalował właściciel. Zamierzony efekt osiągnięto w nocy. Przy użyciu projektora wyświetlono na ścianie kształt nowego napisu i odwzorowano go na elewacji z pomocą farb i pędzli. W sklepie spożywczym „Teresa” zastosowano z kolei antyczną metodę sgraffito, która polega na rzeźbieniu w mokrym tynku. W ten sposób powstała grafika prezentująca podstawowe artykuły spożywcze. Na kratę drzwi w Zakładzie Czyszczenia Pierza pana Krzysztofa przymocowano pióra wykonane w technice metaloplastyki, a także odmalowano elewację i umieszczono nowy napis. Z kolei na odświeżoną ścianę lokalu pana Norberta, który zajmuje się usługami gazowo-hydraulicznymi, przytwierdzono metalowe tabliczki – znalazły się na nich hasła związane z działalnością pana Norberta, np. „instalacje gazowe” czy „podgrzewacze przepływowe”. Do elewacji dołączono też metalowe litery, które w trakcie dnia rzucają cień, prawie jak zegar słoneczny. Przearanżowano także wygląd dwóch sklepów odzieżowych: „Rene” i „Moniki”, które należą do pani Renaty i pana Edwarda. Wcześniej nie miały szyldu, dlatego w „Rene” pojawiły się metalowe litery, a pod nią ręcznie malowany napis na witrynie. W drugim sklepie natomiast dodano na szybie naklejkę z kobiecym profilem, a nad całością zawieszono nowy, minimalistyczny szyld.

Artyści, którzy zaangażowali się w projekt rewitalizacji szukali autentyzmu i konkretnego wyrazu prowadzonych działalności. W ich pracach nie ma przypadku – nawiązują one do potrzeb właścicieli, oczekiwań mieszkańców, a także do tego, co znajduje się dookoła. Chodzi o to, by wszyscy mieli ochotę na ulicy Browarnej być, a nie tylko ją mijać.

000 Reakcji
/ @papaya.rocks

zobacz także

zobacz playlisty