Ludzie |

Małgorzata Gorol: Nie jestem aktorką-komputerem03.12.2019

fot. materiały prasowe

Grała na scenach m.in. Starego Teatru w Krakowie i Teatru Polskiego we Wrocławiu. Filmowej publiczności dała się poznać jako Dagmara z filmu Twarz Małgorzaty Szumowskiej. Dziś wciela się w matkę przełożoną klasztoru – tytułową postać spektaklu Nowego Teatru Matka Joanna od Aniołów w reżyserii Jana Klaty. Rozmawialiśmy z aktorką kilka dni przed premierą produkcji.

Kim dla ciebie jest matka Joanna?

Marzeniem z przeszłości. Wybrałam ją, obok Salomei Słowackiego i Lizy z Braci Karamazow Dostojewskiego, kiedy trzynaście lat temu zdawałam do szkół teatralnych. Matka Joanna była pierwsza i to był pierwszy oblany egzamin w Łodzi – tego się nie zapomina (śmiech). Ale bardzo się cieszę, że znowu się spotkałyśmy. Chyba na nią czekałam, albo przeczuwałam, że wróci. Migrowanie postaci to jeden z cudów teatralnego świata. Uważam, że jestem w jakimś sensie gotowa na to spotkanie, co nie znaczy, że np. za 10 lat nie będę bardziej.

Jak pracujesz nad swoją rolą?

W tym przypadku w dużej mierze jest to przygotowanie sportowe, fizyczne. Równolegle do prób mam dodatkowe treningi kaskaderskie, a także otwieram barki, bo podczas spektaklu muszę zrobić mostek ze stania. Co prawda ćwiczyłam kiedyś gimnastykę artystyczną, ale po latach nie było łatwo.

A jeśli chodzi o samo zrozumienie spektaklu, jego interpretację? Znaczenia, do których dochodzisz w miarę prób?

Oprócz prób i treningów muszę coś poruszyć w swoim wnętrzu. Dużo się zastanawiam nad swoim sumieniem. Obserwuję się. Dużo wspominam. Ciekawe jest stopniowe odkrywanie języka spektaklu. Z Jankiem pracujemy intensywnie od jakiegoś czasu, nie spotkaliśmy się dopiero przy okazji Matki Joanny…, więc nie jest tak, że jego język jest dla mnie tajemny. Nie zmienia to faktu, że każdy spektakl jest inny i zrozumienie tego konkretnego języka jest potrzebne, żeby wszystko się ze sobą spotkało – jego wizja, marzenie aktora związane z rolą i zrozumienie świata, w którym wszystko ma się wydarzyć. Ten spektakl nabiera kształtu w zawrotnym tempie. Rozmawiamy w tygodniu premierowym. To taki czas pięknych odkryć i bolesnych decyzji. 

„Matka Joanna od Aniołów”, fot. Maurycy Stankiewicz
„Matka Joanna od Aniołów”, fot. Maurycy Stankiewicz

Czy w teatrze dajesz się w pełni prowadzić reżyserowi? Często próbujesz coś przewalczyć, przekonać go, żeby było „po twojemu”?

Wydaje mi się, że jestem aktorką, z którą reżyserom pracuje się świetnie (śmiech). Po jakimś czasie przestałam dyskutować o tym, co ja mam zrobić. Są aktorzy, którzy zagadują, zamęczają reżyserów, mają potrzebę z nimi bez przerwy rozmawiać. Ja nie mam. 

Słuchasz i robisz?

Raczej słucham, a potem proponuję. Rzadko mówię, że czegoś nie zrobię. Po prostu akceptuję to, że reżyser stawia granice, w ramach których się poruszam. Ale nie oznacza to, że jestem aktorką podległą, że nie mam swojego zdania, że decyzje reżyserów mnie nie bolą, nie rozczarowują. Nie jestem też aktorką-komputerem, która za każdym razem gra tak samo. Właśnie po to pracuję w teatrze, żeby móc grać różnie. Często powtarzam, że jestem nierówną aktorką i odwiecznie przeżywam dramat że „dzisiaj było źle”.

Jesteś w stanie określić moment, w którym przestajesz być Joanną? Po zakończeniu próby czy po odegranym spektaklu nie zostaje ci to w głowie?

Gdybym nie oddzielała tego momentu, to byłabym w szpitalu psychiatrycznym (śmiech). A tak na serio, to może odpowiem Iwaszkiewiczem: nie oddzielam. Szukam jej zawsze w sobie. „Ty jesteś ja”. Najciekawsze w pracy nad rolą jest to, że, nie wiesz dokładnie, kiedy się odbywa. To bardziej rodzaj szczególnej uwagi, koncentracji, czy wręcz zadumy. Te początki pracy lubię najbardziej. Kiedy nic jeszcze nie musisz – np. zagrać przed reżyserem. Nie lubię próbować za wcześnie i za dużo.

„Matka Joanna od Aniołów”, fot. Maurycy Stankiewicz
„Matka Joanna od Aniołów”, fot. Maurycy Stankiewicz

Co jest dla ciebie najbardziej zaskakujące podczas przygotowań do premiery Joanny...?

Wspaniałym zaskoczeniem jest dla mnie zespół, z którym pracuję – a w szczególności siostry, które zostały zaproszone do klasztoru. Nasz zakon jest wyjątkowy.

Czego nauczyła cię Joanna?

Cały czas mnie uczy, ale dzięki niej wiele rzeczy sobie przypomniałam. Tych związanych z dzieciństwem, rytuałem, obrzędowością. To przyjemne i piękne. No i dzięki niej wszędzie na ulicach widzę teraz siostry zakonne i osoby duchowne (śmiech).

000 Reakcji
/ @jonasztolopilo

Redaktor naczelny Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty